Właściciel
Nie, ale nawet jeśli tam dotrzesz, to marne szanse że Twój wybawca tam podpłynie, w końcu kto władowałby się na skały, żeby ratować życie rozbitkowi ze statku, który też się na owe skały władował?
Miał inny plan. Chciał zepchnąć łódź z skał i podpłynąć do tamtej jednostki, ale raczej nie będzie to możliwe.
Powziął inny plan. Czy ognisko, które wczoraj rozpalił, wciąż chociażby się żarzyło? Zajrzał tam.
Właściciel
Kiepski plan, bo najpewniej szybko poszedłbyś na dno przez liczne dziury w kadłubie, które powstały z racji kontaktu pierwszego stopnia ze skałami... Owszem, ognisko jeszcze się tliło, ale niewiele.
To wystarczy. Chuule były w pobliżu?
Właściciel
Tamten, którego spotkałeś (a raczej: który spotkał Ciebie) odszedł już dawno, tuż po spotkaniu, inne zapewne też i w zasięgu wzroku nie było żadnego z nich.
To dobrze, wspaniale! Zaczął znosić suche drzazgi, liście i korę do ogniska, by podtrzymać ogień. Potem zaczął zrywać i zapalać duże liście, dające sporo dymu. Jak zobaczą czarny słup, to chociaż podpłyną z ciekawości!
Właściciel
Rzeczywiście, zauważyli i podpłynęli, ustawiając się tak samo daleko od brzegu, jak wcześniej, ale naprzeciwko Ciebie. Później zaś odwrócili się od brzegu rufą, skąd poleciał w Twoim kierunku pocisk z balisty, na szczęście mocno chybiony, wbijając się jakieś osiem metrów obok. Chwilę później z pokładu spuszczono dwie szalupy, które ruszyły dość szybko, dzięki przypływowi i pracy wioślarzy, w kierunku brzegu.
...Co? Czemu strzelają?! Przecież nic im nie zrobiłem!
Kompletnie zdzezorientowany, uciekł w jakie$ krzaki i z nich obserwował sytuację. Jeśli wioślarze przybiliby do brzegu, wtedy zacznie uciekać w głąb dżungli.
Właściciel
Radio:
Przybyli, a nie wyglądali na przyjemnych typków, a bardziej na uzbrojonych po zęby i groźnych piratów.
- Cholera jasna! - zaklął jeden z ludzi na szalupach, gdy wszyscy je opuścili. - Uciekł! No dobra... Dwóch zostaje i pilnuje szalup, w razie jakby próbował nam którąś ukraść, a reszta ma się rozdzielić i przeczesać okolicę! Pamiętajcie, że za każdego schwytanego jeńca mamy premię, a Nagowie dostaną wylinki, jeśli dowiedzą się, że jakimś cudem ktoś nieproszony wylądował na ich wyspie!
Po tej przemowie, załoganci złożeni z ludzi, kilku Drowów, Orków, Goblinów, Hobgoblinónów, Gnolli i Worgenów rozeszli się po plaży i przybrzeżnych zaroślach.
Vader:
Po krótkiej, bo dobrze motywowanej, podróży, Twój statek stanął na kotwicy jakieś trzydzieści kilometrów od brzegu Trującego Szczytu.
- Tutaj możemy przebywać, jeśli podpłyniemy dalej to wynajęta flota kaprów może dobrać się nam do skóry i przepędzić lub zatopić. - wyjaśnił mrocznoelfi kapitan, obserwując brzeg i okolicę przez lunetę. - Dlatego musimy wybrać jak najlepszy moment, żeby wysadzić Cię blisko brzegu. - dodał i schował przyrząd, patrząc na Ciebie. - Nie umiesz pływać, prawda?
-Nie, ale jest magia.
Spróbował z wody wyciągnąć odpowiednią ilość kamieni, by stworzyć platformę, która go utrzyma.
Ku*wa, ku*wa, ku*wa...bogowie, za jakie winy mi to robicie?!
Postarał się jak najciszej przekraść w głąb dżungli, by przejść z dala od załogantów.
Właściciel
Vader:
- Można i tak. - odparł, wzruszając ramionami, gdy konstrukcja była gotowa.
Radio:
Na całe szczęście nie szukali aż tak daleko, ograniczyli się do plaży i skraju lasu. Problem był tylko taki, że utknąłeś w dżungli, czyli niemalże tak źle, jakby Cię schwytali.
-Wrócę tutaj. Raczej szybko.
Wkroczył na platformę sprawdzając jej stan.
Lepiej być zagubionym i żywym niż złapanym i martwym. Poszukał jakchkolwiek ścieżek czy dżunglowych traktów, bo wszystkie drogi gdzieś prowadzą, nie?
Właściciel
Vader:
Nie przecieka i jakoś unosi się na wodzie, jeśli to masz na myśli. Mroczny Elf skinął Ci głową, życząc standardowego powodzenia, a później kazał odpłynąć stąd jak najszybciej, aby nie narażać się jakiemukolwiek kaperskiemu okrętowi.
- Będziemy wracać w to miejsce codziennie, godzinę po zmierzchu! - zdążyłeś jeszcze usłyszeć głos kapitana, nim kompletnie się oddalił.
Radio:
Niby tak, ale tutaj nie mogłeś nic znaleźć, bo może i faktycznie jakaś była, ale dla osoby nieobytej raczej niewidoczna.
-Postaram się zjawić szybko.
Wkroczył na platformę, a następnie ruszył w kierunku lądu.
///Ja nie lubje szypko, ja lubie wolmo///
//dziunia nie jesteś moim szefem//
///Radio, zagrajmy w chowanego. Jak cię znajdę, to się tobą zabawię. A jestem cholernie potężny jako ta postać. ///
//kubek mi zrobisz, jestem rybakiem i mam brodę. //
A co z piratami? Słyszał ich? Widział przez gąszcz?
Właściciel
Radio:
Był zbyt gęsty, abyś mógł ich dostrzec, a i ze słyszeniem było kiepsko, najpewniej już zbierali się do powrotu, najwidoczniej myśląc, że coś im się przywidziało lub, co bardziej prawdopodobne, licząc że zwierzęta i rośliny z dżungli nie tylko wykonają za nich brudną robotę, ale pozbędą się śladów niekompetencji, w końcu ich zadaniem było najwidoczniej niedopuszczenie kogokolwiek do tej wyspy.
Vader:
Nie miałeś pewności, czy usłyszeli, ale to nie było istotne. Po jakimś czasie platforma osiadła na piaszczystym brzegu gdzieś na zadupiu, gdzie ani widu, ani słychu Nagów, Wróżków czy piratów.
Dobrze...odpuścili sobie, a Morzywał mógł zacząć na spokojnie myśleć o tym, jak się wydostać stąd. Musi zrobić łódź, a do łodzi potrzebne jest drewno. Drewno trzeba ściąć.
Zaczął szukać jakichś ostrych kamieni, llian i co grubszych patyków.
Właściciel
Vader:
Czyli wprost w dżunglę, tak?
Radio:
Tutaj o liany było nietrudno, rosły właściwie wszędzie, kamienie też znalazłeś, ale patyki musisz zdobyć sam, obdzierając z nich poszczególne drzewa.
Wdrapał się więc na jakieś drzewo, i wykorzystując ciężar swojego ciała i działanie harpuna, starał się odciąć co grubsze gałęzie.
Taka też raczej jest droga.
Właściciel
Vader:
Bardziej wybrzeżem lub w kierunku góry, ale jak kto woli...
Radio:
Szło to opornie, harpun był narzędziem rybaka, a nie drwala, ale w końcu udało Ci się nazbierać ich odpowiednią ilość.
Tak więc, z zdobytych materiałów, postarał się zrobić siekierę.
Właściciel
Radio:
Bardziej prymitywnie się nie da, ale jest.
Vader:
Przy okazji niszcząc dżunglę swoim tratowaniem, ale tak, idziesz, tylko czy na pewno w ten sposób zdobędziesz przychylność Nagów?
Zaczął ścinać tą prowizoryczną siekierą drzewa. Najpierw dwa, dosyć grube.
No dobrze, nawet jak znajdzie drogę. To ile procent na to, że na niej niczego nie uszkodzi?
Właściciel
Radio:
Takim narzędziem, w tym tempie i z takim drzewem zejdzie Ci się najpewniej do wieczora...
Vader:
Nie było żadnej drogi, Nagowie mieli własne ścieżki, widoczne tylko dla nich samych, a tras wędrówek większych zwierząt, na przykład do wodopoju, też nie zauważyłeś.//
Jakoś musi się stąd zabrać, wrócić do domu, do rodziny. Chociaż...bez zapasów tak czy siak nie wyżyje długo na morzu, a nawet nie wiedział jak dopłynąć do domu. Tak, sensowniej byłoby najpierw zabrać się za jakieś tymczasowe schronienie. Najpierw więc zaczął ścinać długie, jak najbardziej proste gałęzie.
Czyli muszą mieć to na uwadze, bo on z zewnątrz kurka no.
Właściciel
Radio:
Szło to o wiele sprawniej, do takich zadań nadawała się Twoja prymitywna siekiera i po kilkunastu minutach pracy miałeś gotowy całkiem spory i elegancki stosik patyków.
Vader:
Dlatego mógłbyś iść po plaży, tam masz nie tyle większe szanse na spotkanie Naga, ale jeśli już, to te spotkanie nie będzie przypadkowe i nie będziesz spalony na starcie przez zniszczenia jakich, choćby i nieumyślnie, dokonałeś.
Czyli powrót na plażę i marsz naokoło wyspy.
Obwiązał te patyki lianą i zabrał na plecy. Następnie, zaczął się rozglądać po dżungli w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła wody.
Właściciel
Vader:
Po jakiejś godzinie marszu dostrzegłeś kilkunastu ludzi na plaży wraz z szalupą, którzy szykowali się do odpłynięcia, ale zauważyli Cię, przez co natychmiast dobyli broni, najróżniejszych mieczy, toporów i włóczni, ale też kilku kusz i łuków, aby wycelować nią w Ciebie i przygotować się na konfrontację. No cóż, na Nagów to oni nie wyglądali, bardziej na jakichś piratów, czyli część załogi jednego z licznych okrętów, które mają chronić tę wyspę przez niechcianymi gośćmi, na przykład Tobą.
Radio:
Nic takiego nie widziałeś, najbliżej było morze, ale to niebezpieczny pomysł, a i chyba nie o taką wodę Ci chodziło, prawda?
W odpowiedzi... w sumie w jej braku ruszył dalej. Jeżeli zaatakują, to pancerz. Artefaktów, lub broni wyższej jakości nie mogą mieć, bo to zwykli najemnicy, a takim nie opłaca się broni dawać. Może spróbują go zatrzymać, albo po prostu zrobią coś głupiego.
Nie o taką wodę chodziło, a pić trzeba...Chyba, że rosły tu jakieś owoce, z których można zrobić sok?
Właściciel
Radio:
Owoców było wiele, przykładowo fioletowe jagody nieopodal i czerwone, przypominające gruszki, zwisające z drzewa. Jednakże nasuwa się teraz pytanie: Czy nie są one aby trujące?
Vader:
Najwidoczniej postanowili wybrać z dostępnego klucza odpowiedzi opcję "coś głupiego" i w konsekwencji zaczęli do Ciebie zwyczajnie strzelać, posyłając, jak na razie, trzy strzały i dwa bełty.
I jakie wrażenie zrobiło to na pancerzu?
Trzeba to sprawdzić. Zerwał parę i wycisnął z nich sok. Malutką kropeleczkę nałożył na język. Jaki miała smak?
Właściciel
Vader:
Odbiły się lub w ogóle chybiły, co nie powstrzymało piratów przed oddaniem kolejnej salwy.
Radio:
Sok był lepki i słodki, a więc chyba jadalny. Chyba.
Trzeba się jeszcze przekonać, czy po czasie ta kropelka, którą spożył, nie będzie miała jakichś...nieprzyjemnych skutków. Poczekał około pół godziny, by to sprawdzić. Dla zabicia nudy, ostrzył harpun.
Właściciel
Radio:
Harpun naostrzony, a Ty żywy, więc albo nie jest to owoc trujący, albo jest, tylko że Ty jesteś na tę truciznę odporny lub, co bardziej prawdopodobne, zaaplikowałeś sobie zbyt małą dawkę, aby poczuć jakieś skutki.
Vader:
Gdy zdali sobie sprawę, że ich próby przebicia twojego pancerza za pomocą broni miotającej nie dają zadowalających efektów to jak najszybciej się ewakuowali, odpływając swoja szalupą, bo na tyle odważni czy głupi nie byli, aby spróbować walki na bliskim dystansie bronią białą.
Jeśli taka mała dawka nie dała choć by malutkich skutków ubocznych, to większa może go poturbować, ale nie zabić. Zjadł jedną jagodę.
-Tejże! Czekać wy, bo magią zatrzymam szalupę!