Właściciel
//._. Ty udajesz czy na serio? Napisałem, że przebił TWOJĄ klatkę piersiową.//
Konto usunięte
//Napisałeś, że cios NIE był śmiertelny, więc zakładam, że nie był na tyle silny, żebym nie mógł przemienić go w nieumarłego.//
Właściciel
//Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiał... Dobra, może tak:
1. Walisz naga laską w twarz.
2. Drugi Ci oddaje tyle, że włócznią przebijając TWOJĄ klatkę piersiową.
3. Grot na pewno jest pokryty trucizną. TY powoli umierasz.
4. Wszyscy Nagowie żyją i stoją nad Tobą czekając na TWOJĄ śmierć.//
Konto usunięte
//Nie mam pojęcia co zrobić .-.//
Właściciel
//Możesz nie robić nic.//
Trucizna zaczyna działać. Tracisz władzę w nogach i rękach, robi Ci się ciemno przed oczami.
Konto usunięte
//Jak mam umrzeć to umrę .-.//
Właściciel
Śmierć przyszła szybko. Nekromanta odszedł nie zaznając specjalnego bólu. Już szykowano stos, aby spalić jego ciało.
Konto usunięte
//Czekaj, wynajęli statki bojowe, przeze mnie? Przecież jakimś zagrożeniem nie byłem :|//
Właściciel
//Nie lubią Nekromantów. Trzeba było spieprzać kiedy jeszcze mogłeś.//
Konto usunięte
//Ta, a ja zaraz w galerii postaci z "stworzył wojnę nagów z resztą ras", może i dobrze :D//
Właściciel
//Tyle, że postać, która czegoś dokonała musi być żywa.//
Właściciel
Radio:
Obudziłeś się po... Cóż, nie miałeś pojęcia po jakim czasie, ale na pewno było później, bo po sztormie ani śladu, ale prędzej wpływa na to to, że jesteś w innym miejscu, w końcu nie przypominasz sobie tych skał, na których osiadła właśnie zmaltretowana, częściowo zalana, pozbawiona żagli i masztu łódź rybacka, ani tej wielkiej wyspy i wielkiej góry na niej... To musiała być silna burza, skoro porwała Cię aż tak daleko.
- O żesz ty w mordę jeża...- Złapał się za włosy, widząc, co się stało. Gdzie, do jasnej cholery, go wywiało? Rozejrzał się po łodzi, patrząc, co w niej zostało.
- Turen? Drogomir?! - Zapytał sam siebie dosyć głośno, wodząc wzrokiem po okolicy w poszukiwaniu towarzyszy.
Właściciel
//Nie zrozumieliśmy się chyba: Ty wciąż jesteś na łodzi, która osiadła na skałach, a wyspa i góra na niej są odległe o jakieś kilkadziesiąt metrów, może trochę więcej.//
//Ah, inaczej to widziałem w mej wyobraźni. Edytowane!//
Właściciel
Nigdzie ich nie widziałeś ani nie słyszałeś odpowiedzi, niestety, choć nie można tracić nadziei, w końcu prąd mógł wyrzucić ich na plażę, tudzież sami zdołali tam dopłynąć... Na łodzi nie zostało wiele, głównie to, co było szczelnie zamknięte, ale znalazłeś też jedyną wędkę, która nie była złamana czy w innym stopniu uszkodzona, harpun oraz resztki sieci Taurena.
Smolił resztki sieci, zostawiając je na łodzi, jednak wziął harpun oraz wędkę. Te narzędzia zawsze się przydają.
Po tym, zeskoczył na skały i spróbował wciągnąć lódź nieco dalej na skały, by ta nie odpłynęła. Jeżeli nie był w stanie, wtedy z sieci Turena sporządził linę i przycumował "Kurtyzanę" do skał.
Właściciel
Nie byłeś jej w stanie ruszyć, ale zacumowanie jej za pomocą sieci to ich marnowanie, łódź wbiła się w ostre czubki tak bardzo, że mało prawdopodobne, żeby gdzieś się stąd ruszyła, chyba że w wyniku gwałtownego przypływu, odpływu czy sztormu, ale w takim wypadku i Twoje sieci nic by nie zdziałały.
Więc dał sobie spokój z cumowaniem i przeszedł na stały ląd, gdzie kilkukrotnie się rozejrzał. Następnie złożył dłonie w trąbkę i krzyknął:
- Turen! Drogomir! -
Właściciel
Za najbliższy stały ląd mogłeś uznać owe poszarpane skały, zaś Twoje wołanie nic nie dało. Może warto byłoby ponowić próbę na brzegu wyspy, oddalonym od łodzi jakieś kilkadziesiąt metrów?
Tak, to dobry pomysł. Kroczył po skałach, aż na brzeg. Tam rozejrzał się i nawołał towarzyszy, składając dłonie w trąbke:
- Turen! Drogomir! -
Właściciel
//Ja Ci zaraz utrupię tę postać, przysięgam ._.//
Za daleko nie kroczyłeś, bo po kilku metrach drogi, podczas której boleśnie skaleczyłeś swoje stopy o ostre czubki głazów, nie miałeś już gdzie iść i teraz jedyną opcją jest popłynięcie na wyspę.
//Czemu? Lubię Morzywała, acz mam już pomysł na kolejną postać//
Powoli zanurzył się w wodzie i machając zamaszyście rękoma, płynął w kierunku samej wyspy.
Właściciel
Mając w dłoniach wędkę i harpun szło to dość opornie, ale na szczęście byłeś dobrym pływakiem, a i prąd niósł Cię w stronę wysypy, która nie była zbyt daleko, więc sprawnie wyszedłeś przemoczony na brzeg, tylko trochę zmęczony tym przedsięwzięciem.
Trzeba będzie rozpalić jakieś ognisko, gdy w nocy temperatura spadnie, a ubrania Morzywała wciąż będą przemoczone, choróbsko złapie go jak nic. Na razie darował sobie poszukiwanie towarzyszy, i rozejrzał się za jakimś chrustem w pobliżu.
Właściciel
Biorąc pod uwagę fakt, że za plażą, która miała szerokość kilku, góra kilkunastu, metrów rozciągała się bujna dżungla, która porastała niemalże całą wyspę, nie licząc wierzchołku i stoku góry w jej centrum, to nader łatwo znajdziesz jakiś opał, bo co mogłyby Ci niby zrobić te rośliny? W końcu są roślinami, prawda?
Prawda, rośliny nic nie robią, najwyżej smakują, akompaniując pyszną, obiadową rybę. Wkroczył do dżungli, zbierając zeschłe gałązki, kawałki kory i inne, łatwopalne materiały
Właściciel
Zeschłych gałązek brakowało, ta dżungla wręcz tętniła życiem, udało Ci się jedynie za pomocą harpuna zdrapać nieco kory z jakichś drzew i nic więcej. Najwidoczniej aby uzyskać materiał musiałbyś jakoś powalić któreś z tych drzew lub harpunem pozbawić go całych gałęzi.
Trochę szkoda tępić dobry harpun na drewnie, ale jak mus - to mus. Spróbował wspiąć się na drzewo i stamtąd obłupać je z gałęzi.
Właściciel
Udało Ci się, a z miejsc, które przypominały Ci rany, sączył się jakiś mlecznobiały sok... Niemniej, nazbierałeś chrustu i właściwie rychło czas, bo zapadnięcie zmroku jest teraz kwestią kilku chwil.
Dziwne, ten biały sok to musi być jakaś lokalna żywica...
Wyżłobił małą dziurkę w drewnie, a dookoła obrzucił to suchymi drzazgami. Wtedy wziął patyk i zaczął nim energicznie kręcić w drewnie, chcąc rozpalić ogień.
Właściciel
Nikły płomyk, który był efektem Twoich trwających wiele minut starań, był doskonale widoczny, gdyż w chwili, gdy skończyłeś, było już kompletnie ciemno.
Nie sztuką jest rozpalić ogień, a go utrzymać...
Dołożył do ognia i postarał się zwiększyć płomień tak, by można było to nazwać ogniskiem. Jeżeli mu się to udało, to ściągnął z siebie ubrania, położył je tak, by się wysuszyły, a sam ułożył się blisko ognia.
Właściciel
Udało Ci się zrobić to wszystko, jednakże do pełni szczęścia i sukcesu sporo Ci jeszcze brakowało, ponieważ zaczynałeś odczuwać dojmujący głód i pragnienie, a także słyszałeś wiele dźwięków, gdy nocna fauna obudziła się do życia, które przyprawiały Cię o gęsią skórkę, a niekiedy prawie i o zawał serca.
Ghh... Lepiej nie wychodzić teraz poza ognisko, jeszcze coś go zeźre...
Przeszukał swoje ubrania pod kątem bukłaka wody, sucharów i suszonych owoców, które już teraz pewnie nie są suszone. Niemniej, sprawdził czy nie wyleciały podczas sztormu.
Właściciel
Miałeś przy sobie ledwie kilka rozwodnionych sucharów i plasterek jabłka w nieco lepszym stanie, który nadawał się do spożycia. Owszem, opuszczenie okolic ogniska to zły pomysł, ale i tak warto trzymać harpun w garści.
Zjadł to co miał, starając się ignorować smak morskiej wody. Po tym, dorzucił drewna do ognia, a sam usiadł koło niego, podpierając się harpunem. Próbował niezważać na odgłosy dochodzące z puszczy, a także starał się także nie zapaść w sen.
Właściciel
O ile udało Ci się jakoś przełknąć swoją kolację i nie zwymiotować przy tym, to reszta wzajemnie się wykluczała, gdyż nie dało się nie zważać na dziwne dźwięki dochodzące z puszczy i zasnąć... Tak czy inaczej, śmiertelnie zmęczony dotrwałeś do rana.
Ranek... Całe to cholerstwo powinno się uspokoić, prawda?
Zmęczony człowiek potrzebuje niewiele, a niewiele to tyle, ile się ma. Morzywał miał kawałek plaży, zmięte ubrania i podkrążone oczy. Usypał więc prowizoryczną osłonę, która zapewniła by mu chociaż minimalną ochronę przed wiatrem, ułożył głowę na kłaku z ubrań i wreszcie postarał się zasnąć.
Właściciel
Zasnąłeś dość szybko, tuż po złożeniu głowy na prowizorycznej poduszce, ale obudziłeś się równie szybko (a przynajmniej tak Ci się wydawało), gdy poczułeś dziwne trącanie w brzuch, jakby coś starało się Ciebie obudzić.
Jeżeli morze nauczyło Morzywała czegokolwiek to właśnie tego, by przy zwierzęciu nie robić gwałtownych ruchów. Otworzył oczy i nie poruszając się, spojrzał dookoła siebie.
Właściciel
Nic wokół się nie zmieniło, a gdy stwór zauważył, że żyjesz, ale nie wydajesz się groźny, odszedł w swoją stronę, ale pewnie nie zaszedł daleko i ma gdzieś sporą bandę koleżków. Reasumując, dobrze byłoby wynieść się z tej plaży tak profilaktycznie.
Więc powoli wstał, rozglądając się za stworem, po czym zaczął uciekać w stronę przeciwną, do tej w którą udało się stworzenie. Najpierw powoli, wolnym krokiem, później szybciej, truchtem i biegiem. Wziął pod pachę swoje ubrania.
Właściciel
Uciekłeś bez problemu, Chuul nie niepokoił Cię, tak jak Ty jego, ale mimo to zrobiłeś ładną rundkę po plaży. Gdy odpoczywałeś po biegu, chyba zauważyłeś jakiś statek na horyzoncie... Choć, równie dobrze, mogłaby to być jakaś plamka czy mroczek spowodowana biegiem bądź złudzenie optyczne.
Odsapnął na moment i podszedł bliżej do brzegu plaży, by przyjrzeć się obiektowi na horyzoncie.
Właściciel
Tak, zdecydowanie jest to jakiś statek lub okręt i chyba się zbliża, ale z tej odległości na pewno nic więcej nie ustalisz.
Statek! Statek! Spojrzał na skały, gdzie zostawił lódź. W pobliżu były chuule?