Właściciel
-Mam! Jest!
Mówiąc to ruszył za osłonę, która mogła go ochronić przed wybuchem i szeregowcami.
-Tutaj Travis!
A więc pobiegł tam jak najszybciej, przy okazji strzelając do szeregowców na oślep, aby nie dopadli go podczas tego szaleńczego maratonu.
Właściciel
Udało się, a chwilę później nastąpiła eksplozja ładunku, który otworzył nową drogę.
Właściciel
A za nim Francis. Dach na szczeście nie był wysoko, przez co spadli na podłogę w pustym pomieszczeniu. Trzeba stąd zniknąć, bo ci z góry z pewnością ruszą za nimi. Francis popchnął go w stronę drzwi, a tymczasem odezwała się reszta drużyny. Dokładniej to głos Dana był tym, który powiadomił ich o sytuacji.
-Dachowi, czekamy na was. Ekipa już na miejscu.
W takim razie ruszył jak najszybciej przed siebie, czy w jakimkolwiek innym kierunku, który zabierze go do reszty oddziału. Rzecz jasna kroczył z palcem na cynglu, w razie gdyby jakaś kaprawa morda z OHS miała by wyskoczyć mu zza rogu.
Właściciel
Francis wiedział, gdzie. I tam też go zaprowadził, ale rzucił dymny tak, żeby zniechęcić piechotę wroga do zeskoczenia tutaj.
Gnój, zabiera całą przyjemność z rozróby. Cóż, maszerował dalej.
Właściciel
Korytarzem, później w lewo, przez drzwi. Tym samym wdarli się do parku pod szklanym dachem. Z racji tego, że uderzyli bokiem, to znaleźli się w środki strzelaniny pomiędzy szeregowcami Ostatnich, a Vindictae.
Nie ma co zwlekać i tracić elementu zaskoczenia: Skrył się za jakąkolwiek osłoną i zaczął radośnie pruć magazynek do przeciwników.
Właściciel
Osłoną była drewniana ławka, ale na pewien czas powinna wystarczyć. Francis ukrył się za drzewem i również ostrzeliwał przeciwnika. Jak do tej pory, to od waszego zjawienia udało się zabić czterech szeregowców.
Kontynuował, w końcu to idealny sposób na połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Właściciel
Po dwunastu minutach zrobiło się czysto, a oddziały się połączyły. Aion przejął dowodzenie.
-Trzy korytarze i dwa takie parki dalej. Tam znajduje się nasz cel i nasza zemsta.
Instrukcje jasne, w takim razie wykorzystał chwilę na przeładowanie broni. Później ruszył wraz z resztą grupy drogą, jaką właśnie wybrał Aion.
Właściciel
A Aion prowadził. Chociaż nie był uzbrojony, to banda szaleńców za nim była świetną bronią.
Nie miał broni, więc użyje kompanów jako broni? Sprytny bestia! Maszerował dalej, lustrując wzrokiem i celownikiem okolicę.
Właściciel
Aion kroczył dalej, a dla bezpieczeństwa po jego obu stronach ustawili się niezawodni Luis i Dan. Tuż za przywódcą szedł Pimpuś, a kolejni z ekipy Vindictae rozproszyli się po ich lewej i prawej stronie.
Także maszerował gdzieś w środku, starając się wyglądać zajebiście, ale jednocześnie nie być zbyt dobrym celem dla ewentualnych przydupasów OHS.
Właściciel
I tak mogliście iść godzinami, jednakże Aion się zatrzymał.
-Jesteśmy tutaj za długo, więc pora wykonać cele pierwszorzędne. Albo zabijemy Dyrektora, albo przejmiemy okręty dla reszty. Poprowadzę was do Dyrketora, ale okręty musicie zdobyć bez mojej pomocy.
Nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii, więc czekał na czyny, które nastąpią po słowach, czyli wymarsz w celu wykonania któregoś z zadań.
Właściciel
Jak można się spodziewać, jedynie kilka osób zgodziło się na to, by zająć okręt, jednakże Aion uznał, że to za mało, przez co nakazał iść tam większości. Głównie tym, którzy zostali uwolnieni, przez co zostało was jedynie czterech w tym miejscu - Francis, Jack, Aion i ty. Nie tracąc czasu, wasz dowódca ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Francis był widocznie zadowolony, w przeciwieństwie do Aiona, który zaczął się zachowywać pewniej i śmielej. Jack natomiast mamrotał pod nosem.
-To jest to. Po to powstało Vindictae. By się zemścić. By oczyścić świat od tych gówien.
- I reszty sku*wysynów z ich listy płac. - dopowiedział, maszerując z resztą ku przeznaczeniu.