Dobry Papa Dowódca odstawi ich do łóżek. Heh.
Właściciel
Vader:
Byłoby miło.
Hejter:
//Wysunięte trutnie na murach czy na ziemi przed nim?//
Ale czy zabawa już się zakończyła?
Na ziemi przed nim, nie mógł wskoczyć w sam środek.
Właściciel
Vader:
Dla nich tak.
Hejter:
Jeden zamach Twojej broni pozbawił życia pięć takowych, ale w ich miejsce pojawiło się dwa razy tyle następnych, od razu atakując od przodu, ponieważ z boku miałeś przypory wspomagające mur, a za sobą właśnie tę konstrukcję, więc Pluskwo-Pajęczaki nie miały zbytniego pola do manewru.
Poczekał jeszcze trochę patrząc na liczbę tych jeszcze żywotnych.
Odbił się od przypory i zaatakował ich tyły.
Właściciel
Vader:
Tylko tych Twoich czy wszystkich?
Hejter:
Udało Ci się zabić połowę, później zauważyłeś, że to wielkie monstrum idzie wprost na Ciebie, choć nie wiesz, czy jego wcześniejsza misja polegająca na wyważeniu bramy czy zniszczeniu muru powiodła się.
Właściciel
Piratów było więcej, a więc zostało ich więcej, około dwudziestu. Twoich przytomnych było tylko trzech, nie licząc Ciebie samego.
No kto by się tego spodziewał.
-Kontynuujecie imprezę?
Właściciel
Nie mieli nic przeciwko, zwłaszcza jeśli dowódca proponował, i wrócili do jedzenia, picia, śpiewania, tańczenia (dwie ostatnie czynności rzecz jasna już po pijaku) i tym podobnych czynności.
Sam jednakże wstał. Dowódca bandytów jeszcze funkcjonuje?
Właściciel
To Krasnolud, tak jak większość lub nawet całość jego załogi, więc jakżeby inaczej?
No, reszta jest już w innym wymiarze gotowości do akcji i kaca.
Krzyknął na potwora, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, przy okazji gotując się na unik.
Właściciel
Vader:
Otóż to, otóż to.
Hejter:
Zwracanie uwagi było niepotrzebne, tak czy inaczej szedł w Twoim kierunku, a inne owady schodziły mu z drogi, zwłaszcza po tym, jak rozdeptał jednego z Trutni. Mimo Twoich przewidywań, nie spróbował Cię staranować, ale za to postanowił zionąć w Twoim kierunku ogniem z wyrostka na głowie.
A więc ruszył do niego.
-Masz czas na rozmowę?
Właściciel
Pokiwał głową i dokończył kufel piwa, aby móc w spokoju wysłuchać tego, co Cię trapi.
-Pozwoliłbyś, żeby to byłą rozmowa w cztery oczy?
Właściciel
Westchnął i zwlókł dupsko ze swojego siedziska, aby ruszyć na zewnątrz, gdzie panowała już przyjemna, chłodna i gwieździsta noc. To właśnie w te ostatnie zapatrzył się Krasnolud, czekając aż powiesz mu to, co chciałeś.
-Cieszy mnie, że załatwiliśmy sprawę współpracy. Teraz możesz zdradzić, co za cholerstwo Federacji ci się marzy.
Właściciel
- Ta planeta umiera. - powiedział, gdy zebrał odpowiednie słowa. - Wiele lat temu moi ludzie odkryli głębokie tunele prowadzące prawie do jej jądra... Pewnie ktoś był tu przed nami, spróbował maksymalnie wyeksploatować zasoby planety i zostawił ją w tym stanie. Jasne, pociągnie jeszcze wiele lat czy dekad, ale w końcu nie wytrzyma, a wtedy wolałbym być daleko stąd... A Federacja ma pewnie jakiś okręt, który byłby latającą bazą dla nas wszystkich, prawda?
-Cel przetrwanie, prawda? Arka, może coś większego... ilu ma uciec i z jakimi zapasami?
Właściciel
- Wszystko i wszyscy, co tu widzisz... No, może nie licząc samych budynków, ale gwarantuję, że podczas przenosi wyczyścimy je do cna, piraci nie mają lekko i każde możliwe zaopatrzenie jest na wagę złota czy innego drogiego metalu.
Kiwnął głową.
-Postaram się to załatwić w pierwszej kolejności. Jako duża zaliczka za pomoc.
Właściciel
Pokiwał głową i wrócił do popijawy, acz masz jeszcze czas, żeby go zatrzymać, jeśli była taka potrzeba.
Nie, pytania niektóre, bez odpowiedzi pozostać muszą.
Właściciel
Skoro tak to co ze sobą teraz zrobisz?
W sumie, uspokajający jest taki kosmos. Można się wyciszyć, odpocząć, odprężyć umysł...
Właściciel
Zawsze to miła odmiana od aury panującej w środku, jednakże powoli zaczyna dnieć.
W takich chwilach można sobie przypomnieć, że można stracić wszystko. Rodzinę, załogę, życie... jednakże nadal nastanie nowy dzień. Ulotność, wszystko jest ulotne.
Właściciel
Tak jak ta cudowna chwila błogiego spokoju, ponieważ drących mordę załogantów należy jakoś uspokoić, a najlepiej zaciągnąć z powrotem na pokład okrętu, żeby wytrzeźwieli.
No cóż, ruszył więc, żeby się tym zająć.
Właściciel
Zastał Cię ranek podczas tych prac, ale mimo to zdołałeś zawlec wszystkich na swoje miejsca, a więc masz czas dla siebie - na swój własny odpoczynek.
Ruszył więc do swojego lokum.
///Zapoznałeś się z wyglądem oryginału, czyli okrętu z Mass Effect: Andromeda?
Właściciel
//Zapoznałem się z wyglądem, który wstawiłeś do opisu okrętu, i tyle.//
Do swej kajuty dotarłeś bez jakichkolwiek trudności.
No i tam również uruchomił komputer wojskowy, a następnie poszukał muzyki klasycznej.
Właściciel
Miałeś jej szeroki wybór, od utworów rodzimych przez wiele innych, w tym nawet kilka elfickich.
Uruchomił losowy tytuł elficki.
Właściciel
Tytuł był w ich języku, a więc nie mogłeś go nawet przeczytać, ani choćby wymówić, ale muzyka ma to do siebie, że jest uniwersalna, więc nie miałeś problemów ze wsłuchaniem się w jej brzmienie.
Zawsze dobra metoda na odprężenie się.
Właściciel
Godzina odprężania się to zawsze coś, ale po tym czasie w końcu ktoś załomotał do drzwi na tyle głośno, żebyś usłyszał.
Właściciel
Do kajuty wkroczył Krasnolud, ale z pewnością nikt z Twojej drużyny, mimo uzbrojenia po zęby i kaprawej mordy.
- Szef wzywa. - powiedział krótko i opuścił pokój, idąc na zewnątrz, gdzie pewnie miał zamiar na Ciebie zaczekać i doprowadzić Cię dalej.
Mała, śmieszna istota poradziła sobie na drabinie! No cóż, ruszył z nim przy okazji zabierając swoje dwa pistolety.