Właściciel
Stolica Stanów Zjednoczonych Ameryki. Miasto to jest niemalże ciągle atakowane przez Zombie, ale każdy ich atak jest odpierany przez znaczne siły Armii Światowej, wojsk amerykańskich, Milicji i Z-Com. Ludzie żyją tu w miarę normalnie, bowiem tak liczne siły sprawiają, że Bandyci ani nikt im podobny nie próbuje nawet się nawet tu zapuszczać. Poza nimi zagrożeniem mogą być oczywiście Zombie, ale wielu cywili zginęło już od bombardowań, ostrzału i walk ulicznych. Cóż, wojna zbiera swoje żniwo wszędzie.
Podobno gdzieś w metrze i innych podziemiach swoje kryjówki i bazy mają Fanatycy, lecz nikt nigdy nie potwierdził tych plotek.
Graham wyszedł ze swojego pickupa żeby sprawdzić, jak wygląda okolica. Trzeba znaleźć coś, gdzie można znaleźć jakieś przydatne rzeczy oraz ewentualne schronienie, chociaż wóz jeszcze działa.
Właściciel
//No dobra, ale gdzie zaparkował swój samochód? Pamiętaj, że ten temat, to nie samo miasto, ale i jego przedmieścia oraz najbliższa okolica, a sytuacja w poszczególnych miejscach jest skrajnie różna.
// Mój błąd, przepraszam. Przedmieścia. //
Właściciel
A jak może wyglądać? Przedmieścia jak przedmieścia, usiane identycznymi domkami jednorodzinnymi i małymi ogródkami, a przynajmniej kiedyś, teraz był to obraz nędzy i rozpaczy, większość budynków leżała w ruinie, przeorana gęsto ogniem artyleryjskim. Mimo iż wojskowi z miasta nie żałują amunicji, to mogłeś doliczyć się tu przynajmniej pięćdziesięciu Zombie, głównie zwykłych Szwendaczy, ale było też trochę Sprinterów, Pełzaczy, Świeżych i innych.
// Oj, będzie śmiesznie jak mi się silnik zepsuje, a cała horda się na mnie rzuci. //
Co w takiej sytuacji można zrobić? Ano raczej trzeba szukać schronienia. Poszukał pierwszego lepszego domku i natychmiast do niego poszedł. A przynajmniej tak, żeby horda nie zauważyła.
Właściciel
//Skoro tak ładnie prosisz...//
Problem był taki, że Zombie były wszędzie, a gdy tylko kilku dostrzegło Cię i ruszyło w Twoim kierunku, reszta poszła w ich ślady, zaalarmowana, choć dosyć niemrawo, nie licząc pięciu Świeżych oraz dwóch Biegusów, którzy to najszybciej skracali do Ciebie dystans.
Strzelił dwa razy w sprinterów, a jeśli to nie podziałało, to od czego jest maczeta? W każdym razie kierował się w stronę pickupa, żeby jak najszybciej stąd uciec.
Właściciel
Dotarłeś do niego bez kłopotów, zabijając najbardziej problematyczne Zombie, ale podczas wchodzenia do samochodu niemalże nie zginąłeś: Gdzieś na przedmieściach ukazał się Twardy, który cisnął w stronę pojazdu fragmentem gruzu, na szczęście niecelnie. Kolejny rzut również był chybiony, zmiażdżył nim nawet kilku Szwendaczy, ale chyba nie ma co liczyć na kolejne takie pudło i pora zabierać się stąd jak najszybciej, prawda?
Mocno spanikowany włożył klucz do stacyjki i modlił się, żeby tylko ta abominacja nie trafiła w auto oraz żeby silnik działał.
- Co to do jasnej k**wy jest?! - pomyślał.
Właściciel
Nie masz zbytnio czasu, żeby się nad tym zastanawiać, skoro zagrożenie jest tak blisko, a silnik odpalił i możesz spróbować ucieczki stąd, najlepiej jak najszybciej.
Wcisnął pedał gazu tak mocno, jakby miał zaraz się złamać i z piskiem opon zaczął uciekać z miasta.
Właściciel
//Jak na moje to oznaczałoby przedzieranie się przez te tłumy sztywnych na przedmieściach. Jesteś pewien?//
// No cóż, z drugiej pójdę z deszczu pod rynnę, a jak mniemam Twardych w centrum jest więcej. Wyjadę z przedmieści i raczej będę w jakimś okolicznym miasteczku. Ewentualnie można mnie gdzieś przerzucić, ale to raczej nie wchodzi w grę. //
Właściciel
Zombie nie miały zamiaru, ani nie mogły, Cię dogonić, więc już po kilku kilometrach, będąc na kompletnym pustkowiu, zdołałeś je zgubić.
Wyszedł z pickupa i sprawdził, czy wszystko z silnikiem jest w porządku. Z resztą, sprawdził, czy wszystko jest w porządku z pojazdem.
Właściciel
Wszystko, żaden z Zombie nie zdołał pochwycić pojazdu, a nawet jeśli, to przecież nic by mu nie zrobił. Zaś jeśli trafiłby w niego Twardy swoim improwizowanym pociskiem, to teraz nie byłbyś tutaj, tylko wciąż tam, zmiażdżony, tak jak wóz.
W takim przypadku mógł ruszyć dalej. Najpierw jednak napił się wody.
Właściciel
Woda jak woda, bez smaku, zapachu, koloru... Grunt, że gasi pragnienie.
Pojechał poszukać jakiegoś miasteczka, gdzie mógłby coś znaleźć. Jeśli ten plan by się nie powiódł, pojedzie w stronę granicy kanadyjskiej.
Właściciel
Po jakimś czasie błądzenia trafiłeś na szosę, jadąc nią automatycznie zwiększyłeś swoje szanse na znalezienie miasta, jednakże Twój plan wziął w łeb, gdy dostrzegłeś na drodze skleconą ze złomu, wraków i tym podobnych materiałów barykadę pilnowaną przez jeden CKM i kilkunastu żołnierzy armii amerykańskiej oraz Armii Światowej.
Walka z wojskowymi byłaby kompletnie pozbawiona sensu, szczególnie, że CKM mógłby przerobić go na ser szwajcarski w kilka sekund. Odjeżdżając może i by coś znalazł, ale to będzie kolejne błądzenie do czasu, kiedy znajdzie się coś podobnego. Postanowił wyjść z pickupa bez broni, z podniesionymi rękami.
- Czy moglibyśmy porozmawiać niczym cywilizowani ludzie? - zapytał.
Właściciel
- A na kogo Ci wyglądamy? Na Bandytów? - zapytał w odpowiedzi jeden z żołnierzy.
- Wiesz, bandyci mogą czasami okazać się przebiegli. Ale raczej nie chcemy się strzelać, czyż nie? - powiedział i upuścił ręce.
- Jest może taka możliwość, że pojadę tą drogą? - zapytał.
Właściciel
- Myślisz, że gdyby była, to ustawilibyśmy tu tę barykadę? Nie ma szans, obecnie trwa tam ofensywa przeciwko ognisku zdechłych, nie wpuszczamy nikogo, dla ich własnego bezpieczeństwa.
- Rozumiem. Mógłbym się jakoś przydać? - zapytał.
Właściciel
- Tak: Spieprzać w podskokach. Nawet jeśli niewiele tu zdechłych, to mogą trafić się jakieś niedobitki, a do tego o wiele łatwiej dostać zbłąkaną kulą od naszych, niż dać się zeżreć.
Wykonał rozkaz jakby był jednym z żołnierzy, wszedł do pickupa i odjechał w przeciwnym kierunku, żeby po raz kolejny błądzić w poszukiwaniu jakiegoś miasteczka
Właściciel
Udało Ci się takie znaleźć, a przynajmniej wypatrzyłeś jego zabudowę w oddali, gdzie możesz dostać się drogą gruntową, nie autostradą.
Pojechał więc drogą gruntową, a kiedy dotarł do celu, wyciągnął pistolet i zobaczył, co jest w okolicy, zanim miała się zacząć wycieczka turystyczna.
Właściciel
Jak na złość, nie dojechałeś do celu, drogę zagradzało Ci pokaźne drzewo leżące w poprzek drogi, więc albo jakoś je usuniesz, albo ruszysz na piechotę.
Piechotą przejść nie zaszkodzi. Wziął wszystko, czego potrzebował, i ruszył na wyprawę turystyczną.
Właściciel
Po kilku chwilach wędrówki dostrzegłeś pierwsze zabudowania... Cóż, wygląda to na małe miasteczko, nie ma co liczyć na wiele, ale jak na razie nie dostrzegłeś w pobliżu ani jednego żywego trupa, to już coś.
Podszedł trochę bliżej, ale i tak przygotował maczetę i pistolet, bo brak truposzy mógł oznaczać innych bezmózgów. No, tylko ci umieją strzelać z broni palnej.
Właściciel
Jak na razie nic na to nie wskazuje. Miasto wydaje się opuszczone, ale czy przez to naprawdę powinieneś nazywać je w ten sposób? W końcu to tylko puste budynki, to co czyni je miastem, to żyjący w nich ludzie, a poza Tobą żyją tu chyba tylko przerośnięte szczury żywiące się czym popadnie.
Wolał uniknąć szczurów, gdyż skończyłby powolną i bolesną śmiercią. Poszedł poszukać jakiegoś warsztatu samochodowego. Przydałyby się narzędzia, gdyby się zepsuł pickup, a kto wie, może znajdzie się coś ciekawego.
Właściciel
Znalazłeś takowy, sądząc po stojących tam samochodach oraz napisie, kiedyś może neonowym i kompletnym, ale obecnie brzmiał on "War...ta... Sam...ch...d...y... Br...i... John...," gdyż kilku liter brakowało, a żadna z pozostałych nie świeciła.
Sprawdził, czy można otworzyć drzwi, a jeżeli nie było takiej możliwości, spróbowałby je wyważyć.
Właściciel
Brama wjazdowa była wyłamana lub też wyważona już wcześniej, ciężko stwierdzić na pewno, ewentualnie sama rozpadła się ze starości i zmęczenia materiału. Na sam warsztat składało się kilka budynków, a ten, wyglądający na biuro, był zamknięty, choć ustąpił po chwili. Niestety, nie znalazłeś w środku nic ważnego, ciekawego czy przydatnego.
Spróbował przeszukać pozostałe budynki warsztatu.
Właściciel
Jedyne nieco drobnych części zamiennych oraz niewielkich kluczy, młotek, kilka gwoździ i tym podobna drobnica - Tak wygląda bilans Twoich poszukiwań po całym warsztacie. Niestety, najwidoczniej ktoś inny wpadł na podobny pomysł obrabowania tego miejsca, do tego pewnie zrobił tu dużo wcześniej.
Nieco rozczarowany z łupów pobiegł do pickupa, bo i jego ktoś mógłby zawinąć.
Właściciel
Na całe szczęście Zombie nie potrafiły dostać się do środka, a tym bardziej odjechać w siną dal, więc nie masz czym się martwić, choć tych pięciu Szwendaczy oblegających Twój samochód warto byłoby jednak zlikwidować, nim ruszysz dalej.
Strzelił we wszystkich truposzy, przy okazji próbując nie trafić w pickupa.
Właściciel
Udało Ci się pozbawić ich życia szybko, ale bynajmniej nie bezgłośnie, co może przyciągnąć uwagę innych, zarówno żywych jak i martwych, zagrożeń.
Szybko wsiadł do pickupa i natychmiast włożył kluczyk do stacyjki, żeby stąd jak najszybciej uciec.
Właściciel
W tylnych lusterkach dostrzegłeś jeszcze kilka sztywnych sylwetek, ale szybko zniknęły Ci z one z oczu, a Ty wróciłeś na drogę gruntową, skąd tylko chwila do głównej autostrady... A przynajmniej w teorii, bo nagle złapałeś gumę w przednim kole. Lub kołach.
- K**wa... Żebym tylko szybko się z tym uporał. - powiedział, po czym wyszedł i sprawdził, czy ma jakieś koła zapasowe, i co mogło być przyczyną złapania gumy przez przednie koła.
Właściciel
Koła zapasowego, niestety, nie masz, ostatnie zużyłeś dobrych kilka tygodni temu, gdy trafiła w nie jakaś zbłąkana kula Bandytów, jacy urządzili sobie przy drodze zasadzkę. Jeśli zaś chodzi o to konkretne, to nadziało się ono na sporych rozmiarów metalowy pręt, który przebił je z łatwością. Dostrzegłeś jeszcze kilka innych wkopanych w drogę, która w końcu nie była wylana asfaltem, co może sugerować, że nie jest to przypadek, a celowa zasadzka, co z kolei oznacza, że masz do czynienia z czymś groźniejszym od Zombie i Mutantów: Ludźmi.
- Sprytne... - pomyślał i udał się jak najostrożniej w kierunku metalowych prętów, przy okazji wyciągnął też maczetę i gnata, gdyby okazało się, że to ci gorsi przedstawiciele gatunku.