Waszyngton

Avatar konrafal12
To raczej dobrze. Kontynuował wypatrywanie.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
Większość wyruszyła na misję przeciwko kanibalom, zostali Ci więc w głównej mierze albo oficerowie, albo wartownicy, trójkami lub dwójkami patrolujący okolicę obozu, choć nie wydawali się tym przejęci, nie mieli przecież większych powodów do obaw.
Rafał:
Dalej nic się nie działo, i w końcu przyszło kilku żołnierzy, którzy kazali Wam zbierać się do powrotu, bo bitwa została zakończona, rzecz jasna Waszym zwycięstwem.

Avatar antekk5
Sprawdził, czy w pobliżu znajduje się ten jeden oficer, który zlecił mu wzięcie w niewolę kanibala. Czuł, iż ze "starymi" znajomymi porozmawia się najlepiej.

Avatar konrafal12
Nie wiem czego spodziewało się to Bandyckie ścierwo, wynik tego starcia był przesądzony praktycznie od początku. - pomyślał zbierając swoje klamoty i ruszając wraz z resztą, najprawdopodobniej w stronę bazy

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
Niestety, najpewniej znajdował się na polu bitwy, bo tu go nigdzie nie widziałeś.
Rafał:
Gdybyście się nie pojawili, co nie było wcale takim nieprawdopodobnym scenariuszem, najpewniej by wygrali, ponieważ idąc do transportera zauważyłeś, że konwój został niemalże doszczętnie zniszczony, przetrwało tylko kilka transporterów opancerzonych i piechurów.

Avatar antekk5
Poszedł więc poszukać innego oficera, żeby zapytać go o dalsze plany. Mógłby w sumie w przyszłości pracować dla tych najemników, albo nawet wstąpić w ich szeregi.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Najwidoczniej z oficerów pozostał tylko dowódca, z którym wcześniej rozmawiałeś, a więc będziesz musiał w tej sprawie porozmawiać bezpośrednio z nim, bo inni żołnierze to jedynie szeregowi wartownicy lub podoficerowie, którzy by Cię i tak do niego odesłali.

Avatar antekk5
- Sir, przepraszam jeżeli zabrzmi to niemile, ale jakie są dalsze plany pańskiej kompanii? Chciałbym ją jakoś w przyszłości wesprzeć, jeśli to możliwe... albo przynajmniej ponownie was spotkać.

Avatar konrafal12
No cóż, nad tym jak im się to udało pomyśli kiedy indziej. Kontynuował podróż.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
//Uznam już, że przepuścili Cię wartownicy, a on pozwolił Ci wejść do środka, żeby nie opóźniać.//
- Nie obraź się, ale nie mam zamiaru rozpowiadać o moich planach na prawo i lewo. Wyobraź sobie, że ja też mam wrogów. Zresztą, jesteśmy najemnikami, nigdzie nie grzejemy miejsca na dłużej, tu dokończymy kwestię kanibali, odbierzemy nagrodę i odjedziemy dalej, dopóki nie trafimy na kolejne zlecenie.
Rafał:
Ano, kontynuowałeś. Tym razem bez ekscesów, więc bezpiecznie i szybko wróciłeś do bazy.

Avatar antekk5
- Rozumiem, sir. Jedyne, co mogę w takim razie zrobić, to życzyć panu i kompanom powodzenia. - odpowiedział, po czym wyciągnął rękę na uścisk dłoni.

Avatar konrafal12
Wszedł do bazy i przy użyciu pozycji słońca na niebie, spróbował ustalić jaka jest pora dnia.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
- Wzajemnie. - odparł, ściskając swoją prawicą Twoją. - I niech Tobie szczęście sprzyja, chociaż przyznam, że nieco żałuję, że jednak do nas nie dołączysz, kilku takich jak Ty, doświadczonych realiami apokalipsy, sprytnych i pomysłowych, mogłoby mi się przydać, dać świeższą perspektywę, gdy w sztabie sami militaryści sprzed wybuchu pandemii.
Rafał:
Wielu miało przy sobie zegarki, w bazie był też jeden na wieży obserwacyjnej, ale stara szkoła nigdy nie zawodzi. Było późne popołudnie, niemalże wieczór.

Avatar antekk5
- Wie pan, chciałem, żywot najemnika mógłby być bardzo ciekawy, ale pewnie to nie moja działka. Być może to jeszcze przemyślę. - powiedział, po czym wyszedł i wrócił do swojego namiotu. Żeby jednak nie marnować swojej przydatności, obserwował, czy w okolicy nie dzieje się nic podejrzanego. Co prawda wartownicy są w pobliżu, ale im więcej, tym lepiej, czyż nie?

Avatar konrafal12
Na żadną akcję nie będą już raczej jechali, więc wykonał wszystko co powinien zrobić przed snem, a następnie udał się do kwatery, gdzie poszedł spać.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
//Tak średnio rozumiem Twoją motywację: Najpierw idziesz do niego, bo niby chcesz dołączyć, ale ostatecznie tylko zawracasz mu głowę, bo jednak rezygnujesz.//
Mieli wszystko pod kontrolą, ale to pozwoliło Ci wypatrzyć jako jednemu z pierwszych tryumfalnie powracających najemników, którzy najwidoczniej uwinęli się z kanibalami bez problemu. Zresztą, czy mogłoby być inaczej? Co zrobiłyby strzały i pułapki na niedźwiedzie przeciwko czołgowi?
Rafał:
I ponownie, rygor, którego jakimś cudem wciąż zapominasz, mimo że jesteś żołnierzem od tak dawna. Ciekawe, co nie? Na szczęście tym razem nie dostałeś opierdzielu za samowolkę, bo nim ktokolwiek zdążył zorientować się, że teraz chrapiesz sobie w swojej kwaterze, znów w bazie rozdźwięczał się alarm.

Avatar antekk5
// A w sumie, dołączenie do najemników będzie znacznie ciekawszą opcją. //
Uśmiechnął się widząc powracających najemników. Zrozumiał, że i on mógłby tak tryumfalnie powracać z wybijania kanibali, gdyby dołączył do tych najemników i przestał do jasnej cholery się wahać. Natychmiast zaczął szukać dowódcy najemników, żeby poprosił go o przyjęcie na służbę.

Avatar konrafal12
//Chodziło mi o to, że najpierw poszedł na zbiórkę itp. a dopiero później spać.//
Jak najszybciej wstał, założył mundur i wybiegł na plac główny, by zobaczyć co się stało.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
Cały czas siedział w tym samym namiocie, który teraz odwiedzasz, zdaje się, chyba już trzeci raz.
- Uważasz, że się nadasz i wiesz z jakim ryzykiem jest to związane? - zapytał mężczyzna, gdy przedłożyłeś mu swoją prośbę.
Rafał:
//Było napisać to wprost, a nie ogólnikiem "wykonał wszystko co powinien zrobić"//
Wszędzie widziałeś biegających w tę i z powrotem żołnierzy, uzbrojonych i nie, oderwanych od pełnionych akurat obowiązków. Co ciekawe, chyba po raz pierwszy widziałeś, żeby Z-Com ogarniał taki chaos, jeśli nie panika. I na pewno nie wróżyło to dobrze.

Avatar antekk5
- Oczywiście. Wiem, jakie ryzyko ponoszę, i jestem gotów ponieść konsekwencje mojego wyboru. - odpowiedział swojemu przyszłemu przełożonemu.
// Proszę o zaznaczenie odpowiedzi C - dołączyć do najemników. Definitywnie. Ostatecznie. //

Avatar konrafal12
Pobiegł do zbrojowni, jeśli zaatakowali Bandyci lub horda Szwendaczy lepiej mieć broń lepszą od pistoletu.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
- Udowodniłeś swoją wartość, więc nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. - powiedział, wyciągając do Ciebie dłoń z uśmiechem na ustach.
Rafał:
Wciąż pozostawało tam sporo oręża, byliście dobrze wyposażeni, więc mogliście pochwalić się większą ilością broni palnej i amunicji niż żołnierzy, którzy mieliby z niej skorzystać, więc wciąż było tu sporo karabinków, karabinów snajperskich, strzelb, pistoletów maszynowych i adekwatnej do nich amunicji.

Avatar antekk5
Również się uśmiechnął i uścisnął dłoń swojego nowego przełożonego.
- W takim razie niech nasza współpraca przyniesie duże zyski! - powiedział z entuzjazmem.

Avatar konrafal12
Tak jak wcześniej, wziął karabinek M4 i dwa pełne magazynki do owej broni, po czym wrócił na plac i próbował spytać kogoś co się dzieje.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
Pokiwał głową, a po chwili jego uśmiech zaczął znikać z twarzy, a jednocześnie uścisk dłoni stawał się coraz silniejszy.
- Nie jesteśmy zwykłymi psami wojny. Ufamy sobie, razem walczymy i żyjemy, a jeśli trzeba, to giniemy. Zapamiętaj to sobie i wiedz, że musisz zasłużyć sobie na nasz szacunek, a porażka nie będzie tu wchodzić w grę. - powiedział i w chwili, gdy miałeś krzyknąć z bólu, zwolnił uścisk, dając Ci gestem znać, że możesz odejść.
Rafał:
- Żartujesz sobie? - odparł jakiś żołnierz i pobiegł dalej, w ten sposób reagując na pytanie, czy wie, co tu się dzieje. Po chwili od spotkania z nim usłyszałeś huk kilkadziesiąt metrów od siebie, a gdy zniknął pył, dostrzegłeś niewielki lej po pocisku moździerzowym i ciała kilku martwych lub rannych żołnierzy. Kolejne granaty z moździerzy średniego kalibru zaczęły spadać jeden po drugim na teren bazy, a ich stromy tor lotu sprawiał, że omijały mury bazy.

Avatar antekk5
Zasalutował i odszedł z namiotu swojego przełożonego, udając się w stronę swojego namiotu, żeby odpocząć.

Avatar konrafal12
Jeśli nie chce skończyć jak tamta grupka, musi znaleźć schronienie, najlepiej jakąś piwnicę. Jak najszybciej zaczął więc szukać takiego miejsca, dalej uważając na ostrzał.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
//Niezbyt rozumiem, co masz na myśli z tą kolejną wartą.//
Rafał:
Podziemia mieliście tu skromne, zaledwie trzy schrony, jeden dla dowódca i dwa kolejne dla Was, zwykłych żołnierzy. Wszystkie trzy mogły pomieścić do trzystu osób, sporo, choć wciąż za mało na całą bazę, i przetrwać niemalże każde bombardowanie. Co ciekawe, gdy dobiegłeś do jednego z nich, gdzie mógłbyś znaleźć schronienie, znalazłeś innych żołnierzy, również próbujących dostać się do środka, i tuzin masywnych drabów, żandarmerii wojskowej, którzy im tu uniemożliwiali.
- Nie było rozkazu! - krzyknął w tłum jakiś oficer, który co chwila migał Ci pośród dorodnych sylwetek swoich ochroniarzy. - Wracać na pozycje zanim podejdą za blisko! Albo wszyscy zostaniecie rozstrzelani za zdradę!

Avatar antekk5
// Myślałem, że mógłbym jeszcze pilnować obozu przed ewentualnym zagrożeniem, jednak zrozumiałem, iż to niepotrzebne ze względu na liczebność najemników i sprzęt, więc zmieniłem akcję na sen. Mam nadzieję, że fabularnie nic nie pominąłem. //

Avatar konrafal12
Wątpił, że naprawdę ich rozstrzelają, ale wolał tego nie sprawdzać. Wycofał się z tłumu i pobiegł pod mur, znad którego leciały pociski moździerzowe, bo najprawdopodobniej właśnie z tamtej strony atakują.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
//Właściwie to tak, ale ja to naprostuję.//
Choć byłeś zmęczony, sen znowu nie nadszedł. Głównie przez odgłosy hucznej zabawy na zewnątrz. Najwidoczniej najemnicy mieli w zwyczaju świętować z pompą swoje każde, lub chociaż większe, zwycięstwo.
Rafał:
Miałeś rację. Jak na razie nie widziałeś nikogo, jedynie lecące pociski z moździerzy, do których dołączyły też pociski artyleryjskie, z których kilka uderzyło w tę samą część muru niemalże jednocześnie, tworząc wyłom, którym przeciwnik może i najpewniej zaatakuje.

Avatar antekk5
Wyszedł ze swojego namiotu, przeklinając trochę pod nosem, i poszedł w kierunku świętujących najemników, żeby wspólnie z nimi świętować.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Obozowisko rozświetliły liczne ogniska, mniejsze i większe, na których smażono upolowane przez najemników lub kanibali zwierzęta, głównie dziki, sarny i jelenie, a smakowita woń świeżego, zdrowego, smażonego mięsa rozchodziła się po całym obozie. Uzupełniał to szczęk szkła, bowiem najemnicy dobrali się do pędzonego przez siebie, bez zgody, ale raczej nie bez wiedzy, ich dowódcy, piekielnie mocnego samogonu. W oczekiwaniu na świeże mięso, pochłaniali też swoje racje żywnościowe i całe paczki papierosów. Przy niemalże każdym ognisku śpiewano inną piosenkę, przy akompaniamencie harmonijki ustnej lub innego, niewielkiego instrumentu, czy opowiadano inną historię, której słuchacze mieli gdzieś, czy jest prawdziwa, czy nie. Jednakże główną atrakcją byli sami kanibale, których nie wybito do nogi, część się poddała lub została schwytana, dzięki czemu można było urządzić sobie zawodu do strzelania do celu, ruchomego bądź nie, albo tego typu makabrycznego konkurencje. Mordowano głównie mężczyzn, dla kobiet znajdywano lepsze zajęcie, co chwila ze sporej grupki schwytanych kilku żołnierzy wybierało jedną, aby zaciągnąć ją do najbliższego i niezajmowanego namiotu. Cóż, prawdziwe psy wojny.

Avatar antekk5
Wziął trochę smażonego mięsa i przysiadł się do najemników.
- Łowy się udały, czyż nie? - zapytał z uśmieszkiem, widząc, jak najemnicy świętowali swoje zwycięstwo.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Nikt nie miał zamiaru zaprzeczać, bo i po co? Alkohol i radosna atmosfera udzieliły im się też na tyle, że nie byłeś przez nich odpychany czy coś w tym guście, choć wciąż nie możesz czuć się jeszcze pełnoprawnym członkiem tej wesołej kompanii.

Avatar antekk5
Zjadł pół swojego kawałka smażonego mięsa, po czym poszedł spróbować samogonu najemników. Samogon najemników to podobno bardzo mocny towar. Podobno.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Nie tyle podobno, co na pewno, ponieważ już po pierwszym łyku jama ustna, gardło i przełyk, a potem żołądek, zaczęły palić Cię żywym ogniem, z oczu pociekły łzy, a Tobie zabrakło tchu w płucach.

Avatar antekk5
- K**wa, jakie to jest mocne! - pomyślał zaskoczony tym, że w życiu nie pił tak mocnego alkoholu. Przetarł łzy i kontynuował jedzenie smażonego mięsa.

Avatar konrafal12
Pobiegł i schował się za gruzem powstałym z muru, jeśli tylko mógł zapewnić odpowiednią ochronę , a następnie dalej pozostając w ukryciu wyjrzał zza ściany, by zobaczyć jak wygląda sytuacja po drugiej stronie.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Antek:
Po krótkiej chwili skończyłeś swój posiłek, a potem usłyszałeś, jak przy sąsiednim ognisku zbiera się spora grupa najemników, gdy jeden z nich zaczął opowiadać jakąś historię.
Rafał:
Nie widziałeś wiele. Moździerze i działa były ustawione daleko stąd, bo choć wciąż strzelały, to ich nie widziałeś. Za to bez trudu dostrzegłeś kilka puszek na gąsienicach, które toczyły się w stronę bazy. O dziwo, nie były to jakieś zdezelowane ciężarówki czy samochody, prowizorycznie uzbrojone i obite blachą, ale pojazdy bojowe z prawdziwego zdarzenia: Dwa bojowe wozy piechoty M2 Bradley oraz jeden przestarzały, bo pochodzący z okresu zimnej wojny, czołg M60 Patton.

Avatar antekk5
Przysiadł się do sąsiedniego ogniska, żeby usłyszeć tą historię.

Avatar Kuba1001
Właściciel
Najemnik snuł swoją opowieść, której początek nie wydawał się za ciekawy.
- To miała być rutynowa misja. Legion i Z-Com szły wtedy z małą ofensywą na północ stąd, wyzwalali miasta i wioski z rąk Zombie, Bandytów i innego ścierwa. Ale ominęli jedno miasteczko, bo nie było im po drodze. Jak się okazało, był gość, który sowicie płacił paliwem, amunicją, żywnością, wodą i lekami za to, żeby je oczyścić. Nie wiem czemu, chyba dlatego, że było jego rodzimym miastem czy coś. Wzięliśmy fuchę, wiadomo. Na karmę dla psów wojny trzeba zarobić. Ale jak tam jechaliśmy, całą kolumną, to nawet nie wiedzieliśmy, jaka ch*joza zastanie nas na miejscu.
Tutaj najemnik przerwał, biorąc łyka bimbru, choć to pewnie dla zbudowania napięcia, co, trzeb przyznać, wyszło mu bardzo dobrze.

Avatar antekk5
- Ciekawe, czym właściwie ta ch*joza była... - pomyślał, ale zdecydował się o to nie pytać. Lepiej będzie dalej słuchać opowieści najemnika.

Avatar Kuba1001
Właściciel
- Furia, nasz czołg, jechał pierwszy i jak nagle coś nie pie**olnęło! Je**ńcy, wjechali na minę, jakąś złomową samoróbkę, ale wystarczyło, żeby uszkodzić gąsienicę. Całą kolumnę zastopowało na przynajmniej dwie godziny, a w tym czasie nasi poszli na zwiady. Nie minął kwadrans a prawie wszędzie wokół słychać strzały. Wtedy przychodzi młody kapral, James, niesie na plecach rannego kolegę, i mówi, że ich oddział wpadł w zasadzkę, trzech pozostałych nie żyje. Cholera wie, kto strzelał, ale na pewno nie Zombie. Wtedy nagle ktoś z zarośli srutnął nam z granatnika przeciwpancernego do naszego transportera... Pie**olnęło ładnie, słup ognia na jakieś pięć metrów, biegające ludzkie pochodnie wokół... Słyszeliśmy krzyki smażącej się w środku załogi. Wtedy tamci z czołgu obrócili wieżę i wpakowali tam jeszcze jeden przeciwpancerny i krzyki ustały... Nie wiedzieliśmy, kto to był, ale wiedzieliśmy, że ich rozpie**olimy i zrównamy z gruntem... Mówię Wam, nigdy nie widziałem, żeby Stary taki wku*wiony chodził, aż człowiek myślał, że sam pójdzie w las z karabinem i przytaszczy nam tu worek pełen głów tamtych ch*joplątów.

Avatar antekk5
- Musieli to być cholernie dobrze zorganizowani bandyci albo coś w ten deseń. - pomyślał i wziął łyk samogonu, oczekując tej samej tortury układu pokarmowego.

Avatar Kuba1001
Właściciel
- Poszukiwania nic nie dały, a tylko debil stałby na środku drogi, odsłonięty i bezbronny. Dlatego wjechaliśmy do miasteczka. Nic wielkiego, trochę Zombie szlajających się po ulicach. Ale i tak powinno ich być więcej, przynajmniej kilka setek, a my zliczyliśmy kilkunastu. Dlatego stanęliśmy obozem w centrum miasta i rozesłaliśmy ludzi na zwiady i wtedy rozległy się kolejne strzały. Do mnie walili chyba najpierw, snajper na kościelnej wieży, ale miał ch*jowego cela, bo tylko rozsadził mi manierkę samogonu, który właśnie piłem. Z okien innych budynków walili też kolejni, nasi pruli tam z działa i karabinów maszynowych, a ja poszedłem z oddziałem do jednego z domów, żeby wyciągnąć tamtych gnojków żywych i dowiedzieć się, co oni do ciężkiej cholery odpi***alają.

Avatar antekk5
- No, no... Czyli to mnie może czekać w przyszłości. Ciekawe... - pomyślał, gładząc się po podbródku w lekkim zamyśleniu.

Avatar Kuba1001
Właściciel
//Nie sil się na bardzo rozbudowane posty, w tej sytuacji mnie naprawdę satysfakcjonuje zwykłe "Słuchał dalej".//
- To mogli być Bandyci, byli za dobrze wyposażeni. Szybko wyciągnęliśmy z nich wszystko: To były trzy konkurencyjne bandy najemników, prawdziwe psy wojny, bez jakiegokolwiek kodeksu moralnego, jak my, którzy też wzięli to zlecenie i wybili Zombie, a potem postanowili chwilę odpocząć w miasteczku, żeby później odebrać nagrodę. No i przy okazji uznali, że nie będą nią dzielić się z innymi, więc zadbali o to, żeby wszystkich stąd przepłoszyć, my byliśmy pierwsi, którzy nie spie**olili. Jak tak teraz o tym myślę, to powinniśmy, bo straciliśmy w sumie jeden pojazd i dwudziestu trzech chłopaków w pułapkach poza miastem i w walkach w samym mieście. Pozostałych pozabijaliśmy albo wzięliśmy do niewoli, nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, co z nimi zrobić, a zastrzelić jak ostatnie psy nie wypadało, chociaż zasłużyli sobie. Wtedy zauważyliśmy, że ktoś pruje do nas na motorze. Wpadł do miasta, nie wiedział nawet, że to zasadzka, tylko z miejsca wykrzyczał, że idzie tu największa horda Zombie, jaką w życiu widział. Sądząc po tym, że po drodze zajechał swój motor, a sam był cholernie przerażony, uwierzyliśmy mu na słowo i zaczęliśmy szykować się do obrony. Nie mylił się, a nasze czujki poza miastem rzeczywiście zauważyły chmarę otaczającą miasto.

Avatar antekk5
// Mówisz i masz. //
Słuchał dalej.

Avatar Kuba1001
Właściciel
- Setki, tysiące, może nawet i dziesięć tysięcy albo lepiej. Najwięcej było zwykłych Szwendaczy, ale Biegusy, Świeżaki, Twardzi i inni też się na nas rzucili. Najemnicy, których schwytaliśmy, chcieli, żeby dać im znowu broń, żeby mogli walczyć, a Stary chyba nawet przez chwilę to rozważał. Później przypie**olił jednemu z nich w mordę tak mocno, że wybił mu trzy zęby i reszcie kazał siedzieć cicho albo wyśle ich na pierwszą linię, bo pożywiające się Zombie łatwiej zabić. Nasze czujki poza miastem albo się wycofały, albo zostały wybite, a my zaczęliśmy ustawiać obronę, barykadować uliczki wrakami samochodów, gruzem i własnymi pojazdami. Zdążyliśmy w ostatniej chwili i wtedy rozpętało się piekło.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku