Na to jedynie mógł zareagować w ten sposób, że mocniej przycisnął swoją broń.
Poprowadził armię przez tunele gdy ta była już gotowa.
Właściciel
Szakal:
//A nie miałeś im się dać jeszcze oszpecić albo coś w tym guście?//
Vader:
Z ciemności powoli wychodziły dziwne i pokraczne stwory: Wysokie lub średniego wzrostu, wszystkie chude, o jednakowo pustych ślepiach. Miały brązową bądź szarą skórę, długie i bezzębne dzioby oraz krótkie, acz ostre i brudne pazury.
- Widzę to po raz pierwszy. - powiedział szeptem Twój kompan. - A Ty?
//A no miałem//
Był tam gdzieś ten wódz Goblinów?
-Ta, też widzę to pierwszy raz. - Odwrócił się, a następnie znowu spojrzał. -Dobra, widzę to drugi raz, możemy walczyć.
Właściciel
Szakal:
Nie, najpewniej w ogóle nie opuścił swojej chaty, choć pewnie on sam określał tę konstrukcję mianem pałacu lub czegoś w tym guście, mimo iż szeroko rozmijało się z prawdą.
Vader:
Pośród dziwnych istot przebiegł jakiś szmer, a nagle jeden ze stojących na przedzie powiedział coś cicho. Kilka innych powtórzyło i w ten sposób jaskinię zaczął wypełniać początkowo chaotyczny, a później już coraz bardziej równy i harmoniczny, głos, skandujący niemalże bez przerwy jedno słowo:
- Zguba!
Po chwili pierwsze monstra rzuciły się do ataku. Wartym odnotowania są ich zdolności, zwłaszcza możliwość wykonywania zadziwiająco długich skoków. Dwóch nawet przedobrzyło, przez co wpadli wprost do kwasowego jeziora, ginąc w męczarniach. Kolejny podzielił ich los, pchnięty silnie przez Szarego Krasnoluda, ale kolejny padł już trupem na pomoście, gdy topór wbił mu się w pierś. Przed Tobą również wylądowała jedna z tych pokrak, a za nią kolejne dwie.
- Plecami i do wieży! - krzyknął brodacz, młócąc dziko swym orężem, bowiem kolejne istoty, teraz już dziesiątkami, przeskakiwały w Waszym kierunku, na pomost, jego początek przy wejściu do jaskini i koniec, u stóp dziwniej, diamentowej konstrukcji.
Ustawił się więc zgodnie z poleceniem i rozpoczął swoją obronę przed tymi cholernymi glizdojadami.
Właściciel
Nie nastręczało to większych trudności, było wręcz śmiesznie proste, stwory piętrzyły się martwe na skalnym pomoście lub ginęły w męczarniach strącone do jeziora kwasu.
- Zgubaaa! - zawył przeciągle jeden ze stworów, a inne wpatrzyły się w niego, podobnie jak Wy dwaj. Od innych nie odróżniał się niczym, może poza ozdobami z kości i bitewnym malowaniem, które równie dobrze mogło być krwią. Dodatkowo siedział na czymś, a był to bardzo nietypowy wierzchowiec: Wielki głaz. Nie zważając na to, co stanie się później, pognał swój głaz do przodu, który to zmiażdżył go, a później wpadł do jeziora kwasu, zatrzymując się o włos od pomostu. Kolejne stwory wskoczyły na niego, korzystając z następnego podejścia do Was, pozostałe wznowiły atak, a na półce skalnej zaroiło się od kolejnych głazów i ich samobójczych jeźdźców.
-Szybciej kurna!
Korzystając z lekkiego zamieszania chwycił jedne zwłoki i rzucił nimi w te potworki, a następnie kontynuował obronę.
Właściciel
Nie licząc tego uprzednio zabitego, w objęciach kwasowego jeziora śmierć i katusze, choć w innej kolejności, znalazły trzy kolejne stwory. Jednakże wciąż ich przybywało, tak jak jeźdźców kamieni. Mimo to sukcesywnie przebijaliście się dalej, po kilku minutach trafiając pod wieżę. Po tak długiej walce oręż, pancerze, prowiant i reszta ekwipunku ciążyły Wam niemiłosiernie, a na dodatek pojawił się kolejny problem...
- Drzwi. - mruknął z niedowierzaniem towarzyszący Ci Szary Krasnolud. - Gdzie są ku*wa drzwi? - dodał, wpatrując się w lśniącą niczym diament ścianę wieży, idealnie gładką...
-Weź uderz w to młotem, zawsze działa!
Właściciel
Posłuchał, a gdy głowica młota trafiła w ścianę wieży, omal nie wpadł do jeziora pełnego żrącego kwasu, gdyby w ostatniej chwili nie złapał równowagi. Najwidoczniej wieżę chroniła jakaś Magia, której nie można pozbyć się w tak prosty sposób.
-Ale jak to, argument siły nie działa?!
Mówiąc to uderzył swoją bronią w przeciwników.
Właściciel
Na nich podziałał, ponownie połamali się lub wpadli do kwasu, ale Ty coraz bardziej odczuwasz skutki walki w pełnym rynsztunku i ciągłego wymachiwania bronią przeciwko potworom, których wcale nie ubywa, a wręcz przybywa...
- Zajmij ich czymś na chwilę. - odparł Szary Krasnolud w chwili nagłego olśnienia i klęknął przed drzwiami, otwierając podróżny plecak.
-Się robi, przecież jestem żywiołakiem.
Mówiąc to uderzył kilka razy w ziemię młotem, by wywołać jakieś lekkie trzęsienie ziemi, by zwalić potworki z nóg.
///#Runy
Właściciel
Udało się, efekt był oczywisty: Kąpiel w kwasie i katorga. Gorzej, że most i wysepka, na której staliście wraz z wieżą, nie były chyba aż tak solidne, jak początkowo uważałeś, i istnieje spore ryzyko, że zawalisz jedno, drugie lub oba na raz wprost do kwasowego jeziora.
-Co za debil to projektował...
Skoro nie tak, to tradycyjnie. W przeciwników, ale nie w most i wyspę.
Właściciel
Mięśnie paliły Cię żywym ogniem i czułeś, że to już kres Twoich sił: Jeszcze kilka minut walki i padłbyś ze zmęczenia, a przeciwników wciąż przybywa. Na całe szczęście usłyszałeś tryumfalne wołanie swojego towarzysza zza Twoich pleców, a nim sam poczułeś radość, ten chwycił Cię za kark i pociągnął do tyłu, wciągając do diamentowej wieży, która to z kolei zamknęła się tak szybko, jak otworzyła. Szary Krasnolud zapalił pochodnię i zaczął rozglądać się wokół.
-Oby było warto, bo jutro będę miał zakwasy. I daj odpocząć!
Właściciel
- Nie wiem jak Ciebie, ale mnie to miejsce i to wszystko przeraża tak, że najchętniej bym stąd spie**olił jak najszybciej. - odparł Krasnolud, przedstawiciel rasy, która nigdy nie okazywała, a tym bardziej nie mówiła wprost, o swoim strachu, więc coś naprawdę musi być na rzeczy.
-Jak zemdlejemy, to nici z korzyści. I nie wiem jak ty, ale nie chciałbym leżeć bez sił w tym miejscu.
Właściciel
- Jakbyś dał chociaż oddech złapać to byłoby dobrze. Potem przeszukamy ten pie**olnik.
Właściciel
Rzeczywiście, chciał, więc dopiero po kwadransie ruszyliście dalej. Do wyboru macie drzwi na parterze i kręte schody, ciągnące się wysoko w górę.
Oczywiście ruszył za towarzyszem, który raczej poprowadzi go wedle swojego uznania.
Właściciel
Problem był tylko taki, że miał dość wrażeń na dziś, więc postanowił przyśpieszyć to wszystko i polecił się rozdzielić, idąc na górę, więc Tobie przypadły drzwi.
Więc je sprawdził. Ba! Nawet spróbował je otworzyć.
Właściciel
Jakby na przekór temu, co działo się wcześniej, pod wejściem do wieży, te drzwi nie stawiały oporu, więc wszedłeś do pogrążonej w mroku komnaty. Jednakże ta sama po chwili rozjaśniła się na tyle, abyś mógł zacząć podziwiać ustawione na wysokich szafkach i półkach księgi, woluminy i zwoje, a poza nimi również inne przedmioty na różnorakich postumentach bądź gablotach. Wszystko to uzupełniał gobelin rozwieszony na całą długość jednej ze ścian, przedstawiający znak szkarłatnego węża na czarnym tle.
Przyjrzał się temu, lecz bez dotykania.
Właściciel
Poza tym, co zauważyłeś wcześniej, to odkryłeś, że był to symbol namalowany na materiale, nic zwykłego, mógłby on spokojnie służyć za jakiś sztandar lub proporzec. Księgi i woluminy były stare, pożółkłe i zakurzone, z wyjątkiem trzech innych, w szklanych gablotach. Poza nimi pod podobnymi szklanymi kloszami znajdowały się też inne przedmioty, naprawdę różne, bo były to kielichy, strzały, bełty, mapy przedstawiające nieznane Ci ziemie i wiele więcej. Na ścianach dostrzegłeś też broń, dwuręczne i jednoręczne topory oraz miecze, a także buławy, sztylety i kusze.
I było to wszystko? Czy tytuły tych trzech ksiąg w gablotach były czytelne?
Właściciel
Nie, najpewniej była to mowa jednej z powierzchniowych ras, o których słyszałeś od swoich pobratymców lub powierzchniowych Krasnoludów, które czasem przybywały w celach handlowych czy dyplomatycznych do Battlehammer.
-Teraz tylko znaleźć towarzysza...
Rozejrzał się jeszcze raz, po czym spróbował się wycofać.
Właściciel
Nic się nie zmieniło, więc bez trudności opuściłeś to miejsce. Na parterze go nie było, więc pewnie dalej sprawdza górne kontyngencje wieży.
Właściciel
Tam odnalazłeś zaledwie jedną komnatę, a w niej kamienny piedestał, na którym spoczywał pierścień, acz nie taki, jakich wiele widziałeś w całym swoim życiu, ponieważ ten zdawał się wykonany ze szczerego diamentu, zupełnie jak cała wieża. Poza tym zauważyłeś swojego kompana, nieprzytomnego i opartego o ścianę wieży, jakby coś odrzuciło go tam z wielką siłą.
Podszedł do niego i sprawdził, czy żyje.
-Ciesz się, że cię przez ścianę nie przebiło.
Właściciel
Owszem, żyje, ale przez to, że był nieprzytomny, jakoś Ci nie odpowiedział. W sumie może i to lepiej, bójka między Wami to chyba ostatnie, na co powinniście liczyć w tej sytuacji.
Pozostała jeszcze kwestia pierścienia. Podszedł do niego, ale przy okazji obadał wzrokiem pomieszczenie, jak i sam piedestał.
Właściciel
Nic ciekawego. Poza Tobą, nieprzytomnym Szarym Krasnoludem, piedestałem i pierścieniem na nim nie zauważyłeś tu dosłownie nic. Za to im bliżej byłeś pierścienia, tym bardziej odczuwałeś potrzebę, aby go zabrać i jak najszybciej stąd uciekać.
Na tym musiało się skończyć, więc nie przeciągał tego. Rzucił w myślach soczyste O ja cię pintulinio pintolę i spróbował podnieść pierścień.
Właściciel
O dziwo, nie skończyłeś tak jak Krasnolud, który Cię poprzedzał, bo artefakt nie odrzucił Cię z wielką mocą ma pobliską ścianę. Mimo to, gdy tylko go chwyciłeś, poczułeś jego nienaturalny ciężar, zupełnie jakby taki mały przedmiot miał wagę przyzwoitego topora czy młota bojowego, co nie było możliwe, nawet jeśli był z diamentu. Niemniej, masz go, misja wykonana. Teraz tylko jakoś stąd uciec i przeżyć...
I obudzić towarzysza, jeżeli nie wolno było go porzucić.
Właściciel
Mogłeś, ale musiałbyś mieć przy tym pewność, że zginął, bo jeśli by przeżył, to śmierć byłaby najlepszym, co mogłoby Cię spotkać, w końcu ktoś kiedyś oszukał go w podobnej akcji, więc pewnie drugiego razu nie odpuści. Niemniej, udało się go ocucić, gdy dałeś mu łyk wódki ze swojej piersiówki.
- O ku*wa, ja pie**olę, ale mną jebło. - mruknął, trzymając się za guza na głowie i powoli wstając. - Lepiej uważaj, trzeba jakiegoś sposobu, żeby tamten pierścień stąd zabrać.
Pokazał pierścień, który trzymał luźno na dłoni, nie na palcach, ale na dłoni.
-Ciężkie to, ale już w naszych rękach.
Właściciel
- Ja pie**olę, ku*wa... - powtórzył i pociągnął kolejny łyk trunku, tym razem ze swojej piersiówki, i skierował się ociężale do wyjścia, zapewne rozmyślając, jak moglibyście się stąd wydostać, mając na głowie tamte pozbawione instynktu samozachowawczego potwory, z którymi musieliście zmierzyć się wcześniej.
Właściciel
Na zewnątrz zastaliście kwasowe jezioro i kamienny pomost przerzucony pomiędzy wysepką z Diamentową Wieżą a wyjściem z jaskini. W wielu miejscach konstrukcja była zniszczona, ale powinniście dać radę przejść po kamieniach, które się w nią wbiły, o ile nie poślizgniecie się na zmasakrowanych resztkach ich jeźdźców-samobójców, wpadając tym samym w kwasową otchłań... Co ciekawe, potworów nie ma, choć spodziewaliście się, że rzucą się na Was od razu po opuszczeniu wieży. Czyżby były aż tak głupie, żeby liczyć, że znów wezmą Was z zaskoczenia?
Wrzucił pierścień do kwasu.
///Żarcik. Prawdziwy post jest poniżej///
Szarak
-No, to ty prowadzisz, a ja za tobą? W razie najgorszego rzucę ci pierścień.
Nadal trzymał pierścień w dłoni i za wszelką cenę starał się go nie zgubić, ani nie wypuścić.
Właściciel
//Żebyś sam zaraz nie wpadł do lawy. Znaczy kwasu. Żarcik.//
Przystał na tę propozycję, ale Wy, o dziwo, przeszliście cały most bez żadnego incydentu, nie pojawił się ani jeden samobójczy potwór... Równie zdziwieni tym faktem, co szczęśliwi, ruszyliście do kolejnego przystanku w swojej podróży.
//Zmiana tematu na to goblińskie miasto o dziwnej nazwie. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//