Idzie dalej, lecz ostrożnie. Nie wiadomo co siedzi w mroku, zwłaszcza w pobliżu potencjalnego źródła wody .
Właściciel
Szakal:
Ostrożność zdecydowanie popłaciła, bo zastałeś tam obóz zamieszkany przez jaskiniowych Orków. Choć obóz to za wiele powiedziane, mieli tam palenisko i kilka namiotów ze skóry. Jednakże mieszkało tam przynajmniej kilkunastu wielkich, wku*wionych zielonoskórych uzbrojonych w broń z kości, rogów, kamienia i żelaza.
Vader:
Podróżowaliście przez jakiś czas spokojnie, dopóki nie usłyszałeś dziwnego dźwięku. Chwilę później zorientowałeś się, że to drobne strzałki wystrzeliwane z dmuchawek, które jednak odbiły się od pancerza Twojego, Twego towarzysza i Waszych żółwiopodobnych stworów. Chwilę później wokół Was zarosiło się o dzikich okrzyków, a minimum kilkanaście Koboldów odzianych w skórzane zbroje, a uzbrojonych w tarcze, krótkie miecze i długie włócznie rzuciło się na Was.
Pora wypróbować swoje runiczne wyposażenie. Zeskoczył i sparował uderzenie pierwszego Kobolda, a nastepnie uderzył bronią w drugiego.
Zatrzymał się natychmiastam. Jeżeli jeszcze go nie wypatrzyli to schował się za jakiś kamień i pociągną swojego towarzysza do kryjówki. Jeśli go nie zauważyli Spróbował ostrożnie wyjżeć z kryjówki by przyjżeć się orkom.
Właściciel
Vader:
Dzięki nałożonym na tarczę Runom pierwszy przeciwnik doznał sporego szoku (mrug), gdy poraziła go spora dawka elektryczności, acz jedynie go to oszołomiło, bo nie zabiło. W wypadku drugiego sprawa miała się nieco inaczej, a mianowicie padł ze zmiażdżoną czaszką. W tym wypadku Runy nie miały nic do gadania, to młot zrobił swoje tak jak powinien, bo trafiłeś go głowicą, która daje efekt dopiero po uderzeniu w ziemię, a nie kolcem, który by go zapalił lub zrobił coś w ten deseń, jak na zaklęty Runami Ognia przystało.
Szakal:
Nie zauważyli, byli zbyt zajęci rozmowami, piciem swojej gorzały i rozkładaniem obozu, a więc niezbyt szybko się stąd ruszą. Poza tym nie wypatrzyłeś nic ponad to, co wcześniej.
No cóż, walczył dalej podobną techniką.
Spróbował podsłuchać o czym rozmawiają.
Właściciel
Szakal:
Byłeś zbyt daleko, a i tak posługiwali się nieznanym Ci dialektem, najpewniej mową rodziną, której rozszyfrowanie nie jest możliwe, jeśli nie jest się Orkiem. Nieco pomogłaby znajomość języka Goblinów, ale że i w tym wypadku nie masz zbytnio dużej wiedzy, to raczej nie dowiesz się jaki jest temat ich pogawędek.
Vader:
Zabiłeś lub ogłuszyłeś jeszcze trzech, Twój kompan pozbawił życia łącznie siedmiu, a pozostali uznali, że ta walka nie ma żadnego sensu, więc natychmiast uciekli, a Szary Krasnolud bynajmniej nie miał zamiaru ich gonić, mimo iż byli nieco wolniejsi niż zazwyczaj, gdyż targali ze sobą porażonych kompanów.
- Kij z tym. - szepnął po czym zaczął się rozglądać za drogą którą można by było ominąć obozowisko orków.
Właściciel
Vader:
Na chwilę obecną to rabują, bo Krasnolud załadował na jeden wóz oręż i resztę ekwipunku Koboldów, zaś na resztę ułożył w równym stosie ich truchła... Tylko po kiego? Niemniej, chwilę później ruszyliście dalej.
Szakal:
Jaskinia była swoistym ślepym zaułkiem, więc praktycznie nijak, ewentualnie trzymając się blisko ścian mogłeś jakimś sposobem je okrążyć, ale co by to dało?
Był ciekawy tego co orkowie mogą mieć. W namiotach mogła być żywność i woda, orkowie też mogli być jadalni... no i mają gorzałe.
Więc usiadł i zaczął rozmyślać. Czy warto było ryzykować dla dodatkowego żarcia, wody, masy broni i...i... gorzały? Zdecydowanie Nie!
- Spi*****amy. - szepnął do kompana i pokazał gestem by ten szedł za nim w tę samą stronę z której tu przybyli. Jak zwykle: ostrożnie stawiając stopy.
Przynęta, to może być nawet przydatne.
Właściciel
Vader:
Ewentualnie zwykłe przekupstwo, zawsze można oddać bezużyteczne dla Was ciała i ekwipunek Koboldów dla napotkanych Skavenów, aby nie trudzić się walką z ich Sku*wolami czy innymi Mutantami, ale w roli przynęty na jakiegoś potwora też by się sprawiły, fakt.
Szakal:
Nawet gdybyście szli, nie zważając na wydawane odgłosy, to Orkowie i tak by Was nie usłyszeli, więc spokojnie oddaliliście się od nich i macie raczej już ten zielonoskóry problem z głowy.
- A jak już się schlają w trupa to wrócimy tam i ich okradniemy? - zapytał szeptem tamten po chwili od opuszczenia jaskini.
Zatrzymał się w półkroku i odwrócił się do swego przyjaciela.
- Nie głupi pomysł. - powiedział z aprobatą. A jego myśli zaczęły krążyć wokół orkowych "skarbów" i ich gorzały.
- Powiedz ilu byś zdołał zabić czarami?
Uniwersalność jest w cenie.
Właściciel
Szakal:
Spojrzał na Ciebie jak na kogoś niespełna rozumu lub zwyczajnego idiotę.
- Nikogo, niby na kogo ja Ci ku*wa wyglądam? Przecież powiedziałem, żeby ich okraść, jak już się schleją, bo wtedy oni nie zabiją nas, a tak to my nie moglibyśmy zabić ich.
Vader:
Kilka godzin później, podczas postoju, Twoja maksyma sprawdziła się, gdyż licząca przynajmniej setkę Skavenów grupa zgodziła się odejść w zamian za ciała Koboldów i ich ekwipunek oraz nieco innych łupów, które przekazał im Szary Krasnolud.
Jak ma się rozumieć, nie ucierpieli na tym zbytnio?
- Szczerze. Wyglądasz mi na mądrego szczura mutagenistę i uzdolnionego maga ognia. A zapytałem na wszelki wypadek, gdyby któryś z tych tępaków się ockną. - wskazał w stronę obozowiska orków - Po za tym chcę wiedzieć na przyszłość..
Właściciel
Szakal:
- Sranie w banię, jeden Skaven, nawet Mag Ognia, nie da rady zabić Orka, a nawet jeśli, to obudziłbym ich wszystkich w ten sposób i w najlepszym wypadku byśmy zginęli.
Vader:
Nie, bo zadowoleni takim haraczem Szczuroludzie odstąpili, a Wy ruszyliście dalej, zatrzymując się kilka godzin później na kolejnym postoju, tym razem wynikającym ze zmęczenia i Was, i Waszych wierzchowców.
Westchnął
- Dobra, rozumiem.
Właściciel
Szakal:
- To co? Idziemy dalej?
Vader:
Nie miał nic przeciwko, ale i tak zajął się rozpaleniem ognia i przygotowaniem strawy, czyli swojego firmowego gulaszu, który był równie smaczny teraz, jak i za pierwszym razem, gdy go skosztowałeś.
- A co innego mamy ku*wa robić? Idziemy.
Właściciel
Vader:
Skinął głową i zabrał się za jadzenie, aby po opróżnieniu połowy bukłaka piwa i dwóch misek gulaszu zacząć pykać sobie fajkę.
- Który bierze pierwszą wartę?
Szakal:
Wzruszył ramionami i zaczekał, aż ponownie obejmiesz przewodnictwo, aby ruszyć za Tobą.
Ruszył przed siebie w mrok wracając do głównego tunelu z kąd poszedł w stronę w którą szli na początku. Tak jak zwykle stawiał stopy ostrożnie.
Właściciel
Vader:
Zadowolony z Twojej deklaracji skończył piwo i posiłek, a później ułożył się do snu w pełnym rynsztunku i bronią pod ręką, aby później zasnąć, o czym dawał znać donośnym chrapaniem.
Szakal:
Tak jak zwykle, nic tu nie spotkaliście, co ciągnęło się przez wiele godzin i kilometrów, kiedy to usłyszeliście głosy oraz zobaczyliście światła pochodni z naprzeciwka, które zbliżały się z każdą chwilą zza zakrętu.
Więc szybko zaczął się cofać i wodzić wzrokiem w poszukiwaniu kryjówki, nasłuchując przy tym by wiedzieć jak daleko jeszcze są potencjalni napastnicy.
Miło. On natomiast wolał pozostać aktywnym, opierając się o stabilny element i pilnując otoczenia. Zawsze będzie mógł przetestować runy.
Właściciel
Vader:
Jak na razie nie zanosi się, żeby ktoś dał Ci taką okazję.
Szakal:
Jakieś kilkanaście, kilkadziesiąt metrów przed Wami. Kryjówek nie ma, możecie co najmniej skręcić w tamtą odnogę, gdzie spotkaliście Orków, i z dala od ich obozu przeczekać przemarsz nadchodzących istot.
Właściciel
Vader:
Niestety, tym razem obyło się bez walki aż do chwili zmiany warty, wtedy to Szarak Cię zastąpił, a Ty zasnąłeś, budząc cię dopiero kilka godzin później, przed wymarszem w dalszą drogę.
Szakal:
Udało się, ale co dalej?
Pora się więc ogarnąć i ruszyć dalej, szkoda czasu, by rozmyślać nad metafizycznym sensem życia.
Czekał aż przejdą. Kiedy przeszli, wyszedł z odnogi i rozejrzał się żeby upewnić się czy jest bezpiecznie.
Właściciel
Vader:
A i owszem, zwłaszcza że masz coś innego na głowie, gdy ponownie posypały się ku Wam pociski, ale już nie tak prymitywne, bo mowa o dość porządnych strzałach z metalowymi grotami, które wspomagały wojenne okrzyki Goblinów. Zdecydowanie, zaraz będziecie mieć na karkach całą bandę tych zielonych debili.
Szakal:
Cóż, nie wiesz nawet kim byli, ale tak, chyba wszystko na to wskazuje.
Zasłonił się więc tarczą i poczekał na ujrzenie Goblinów, by móc wypróbować runę ziemi.
- Mordo - zwrócił się do swego towarzysza - Mam złe przeczucia. Oni szli w stronę z której przyszliśmy. Co jeśli idą się nak***iać z naszymi?
Właściciel
Szakal:
- A co nas ku*wa oni obchodzą? To żadni nasi są. - odparł oburzony Skaven. - Wygnali nas, to mają.
Vader:
Wybiegły ich spore zagony, niemalże z każdej strony, uzbrojone w małe tarcze, długie włócznie, jednoręczne miecze, ząbkowane noże, długi sztylety i łuki oraz strzały, ale uzbrojeni w nie strzelcy wciąż kryją się i strzelają.
Zasłaniając się tarczą uderzył z jednej ręki młotem w ziemię, by wywołać wstrząs.
- Masz rację. Ch*j z tym że moglibyśmy im pomóc i że może pozwolili by nam wrócić. - powiedział - Czyli idziemy dalej. - poszedł w stronę w którą szli na początku
Właściciel
Vader:
Wszyscy zielonoskórzy padli na ziemię, jednego nawet zabiłeś, bowiem upadł tak feralnie, że głową trafił w jakiś ostry głaz, ze skutkiem wiadomym. Widząc leżącego wroga, Szary Krasnolud wzniósł dziękczynny okrzyk do Ragnarosa Płonącego i ruszył z bojowym okrzykiem na ustach w stronę swych wrogów.
Szakal:
- A ch*j z nimi. - mruknął i splunął na bok, wznawiając marsz, który zakończył się po jakichś dwóch godzinach... Tym razem przyczyną tego nie byli żadni Orkowie ani przedstawiciele żadnej rasy, ale Wy, w końcu od dość dawna nie mieliście żadnej solidnej przerwy na posiłek i odpoczynek.
Sam ruszył za nim, by wybić kolejne gówna.
Więc rozejrzał się za najdogodniejszym miejscem na postój, następnie usiadł na jakimś kamieniu albo na ziemi i napił się z bukłaka po czym zabrał się za suszone mięso. Podzielił się z towarzyszem jeśli ten nie miał nic do jedzenia.
Właściciel
Vader:
Zabiłeś takich łącznie pięć i zabijałbyś nadal, gdyby nie coś, co odwróciło Twoją uwagę, a mianowicie chybiony piorun o czarnej barwie, który trafił w Twojego wierzchowca, choć nie wyrządził mu chyba większej krzywdy. Chybiony, gdyż najpewniej skierowany był w Ciebie...
Szakal:
Miał, więc zjedliście w spokoju i ciszy, już po kwadransie będąc gotowymi do drogi, ale nie chcąc paść z wycieńczenia, odpoczęliście jednak jeszcze trzy takie, wznawiając marsz dopiero po godzinie.
Odwrócił się w tamtą stronę i zasłonił tarczą.
-Te! Mag! Jeżeli jesteś taka pi**a-skrytobójca, to poczekaj, aż skończę z nimi!
Wstał i poszedł w stronę w którą szli do tej pory, lecz robił to ostrożnie i patrzył pod nogi.
Właściciel
Szakal:
Tunel wreszcie się skończył, a ściślej mówią to chyba się skończył, gdyż opuściliście go i wkroczyliście do okazałej jaskini, której zarówno ściany boczne jak i sklepienie niknęły w mroku, a więc była ona rozleglejsza od wszystkich innych, które widzieliście do tej pory.
Vader:
Nie odpowiedział i nie dał się sprowokować, wciąż kryjąc się gdzieś i najpewniej szykując kolejny czas. Tymczasem goblińska tyraliera piechoty, mocno przerzedzona, zaczęła ucieczkę na pozycje wyjściowe.