Właściciel
- Z doświadczenia wiem, że się nie da.
Właściciel
- Ich pancerze kupują kowale, chronią ich przed ogniem, więc...
Właściciel
- Jak chcesz wepchnąć mu to do mordy?
-Czymś musiał pożreć naszych i mój kawał pancerza. Tylko czekać, aż kogoś chwyci.
Właściciel
- Pochodnia czy Magia Ognia?
Właściciel
- Poniekąd, mam Runy Ognia nałożone na bełty od kuszy. - odrzekł jeden z najemników, a że inni o Magii ani słowem nie wspomnieli to musi być to Wasze jedyne jej źródło.
Właściciel
- A masz kuszę?
//Nie, nie zdejmiesz w żaden sposób run z bełtu :V//
-Działa tylko po wystrzeleniu?
Właściciel
Vader:
- Po trafieniu w cel, więc tak.
Bulwa:
Wasza dumna kawalkada zatrzymała się tuż przed wejściem do jaskini starego Siwozębego, czyli celu tej wędrówki. Cóż, przynajmniej nie straciliście nikogo podczas drogi, poza tamtych pechowym zwiadowcą na samym początku.
-Trzeba będzie trafić prosto w otwór bestii.
-Dalej, ruszamy!
Krzyknął.
Właściciel
Vader:
- Mam to zrobić czy sądzisz, że masz pewniejszą rękę?
Bulwa:
I ruszyliście, a choć do pokonania został Wam jeszcze korytarz, to już tutaj czuliście trupy, a dokładniej ich zapach, woń śmierci i rozkładu.
- Nie podoba mi się to. - mruknął Skrel, dobywając pary bliźniaczych kling.
-Mi też.
Rzekł patrząc w korytarz. Przez swe specyfikacje winien widzieć więcej niż oni wszyscy razem wzięci.
-Najlepiej, żeby to zrobiła osoba, która pójdzie za drugą osobą, która zostanie spróbowana wciągnięta.
Właściciel
Bulwa:
Odległość jest na tyle duża, że nie określisz wiele, może poza tym, że ta część tunelu wygląda na bezpieczną.
Vader:
- Dobra, który idzie na odważnego?
Szedł dalej z armią i w razie czego ich zawiadomił. Splótł pociski cienia w razie czego
Właściciel
Vader:
Chrząknął, zwracając Twoją uwagę.
Bulwa:
Do samej wioski szliście bez problemów, a tam... Cóż, jeśli każda skaveńska wiązka to bród, smród i ubóstwo to ta była prawdziwym przykładem nędzy i rozpaczy: Zrujnowane, i w większości spalone, domy i inne budynki, ograbione do ostatniego przedmiotu przedstawiającego jakąkolwiek wartość... Najgorzej jednak było w centrum osady, gdzie widziałeś ogromny stos palonego mięsa, najpewniej Szczuroludzi, nieliczne, bezgłowe ciała, niezwykle okrutnie okaleczone, i kilkanaście tuzinów włóczni wbitych w ziemię, na których grotach wisiały łby zabitych, w wypadku samic i młodych to nawet po kilka lub kilkanaście na jednym. Pośród nich była głowa starego Siwozębego, który przydomek wziął od brody oraz kłów w tej samej, siwej barwie, wykrzywiona może nie bólem, ale niewiarygodnym przerażeniem.
-Dziękujemy, że świeci pan dla nas ofiarnością i honorem naszej rasy.
Mówiąc to jasno wskazał, że to dowódca powinien iść jako przynęta.
-O ku*wa...
Powiedział widząc to.
-Zachować ostrożność.
Właściciel
Vader:
- Mnie w to nie wrobisz.
Bulwa:
Skavenom dwa razy powtarzać nie trzeba, nawet przyprowadzone przez Skrela Mutanty dostały małego pietra, więc co dopiero małe, skaveńskie pokurcze? Cóż, zaczęli rozglądać się nerwowo wokół, a do tego zbili się w ciasną gromadkę, czekając na jakieś rozkazy, najlepiej dotyczące natychmiastowego odwrotu.
-Nie w grupie debile. Jak będziecie stać obok siebie, to bestia człapnie was na raz i nie będzie szansy na ucieczkę.
Rzekł spokojnie.
-Ktoś musi, a ja już straciłem element pancerza.
Właściciel
Bulorwas:
Dalej robili to samo, bo nie dałeś im konkretnych instrukcji, co mają zrobić zamian zbicia się w jedną masę szczurzego mięsa.
Vader:
- Jak przeżyję, to wypłatę zabitych biorę dla siebie. Jasne?
-Utrzymać odległość 1,5 od siebie ku*wie.
Krzyknął.
Właściciel
Bulwa:
Choć niechętnie, rozeszli się i wykonali rozkaz.
Vader:
Owszem, zgadzają.
-No więc jest umowa, do roboty.
-Idziemy.
Rzekł do grupy. Rozglądał się na około.
Właściciel
Vader:
- Dobra, gdzie to cholerstwo Cię złapało?
Bulwa:
Nic się przez tę chwilę czasu nie zmieniło, zaś żeby zachęcić Skavenów do pójścia gdziekolwiek, niż do rodzimej wioski, musisz sam ruszyć zawszone cztery litery, żeby dać im przykład i ich poprowadzić.
-Cioty z was!
Krzyknął idąc do przodu. Splótł pocisk cienia by się bronić.
Wskazał właściwy temu kierunek.
Właściciel
Vader:
Czekaliście i czekaliście, a tam nic... Lecz za to zauważyliście potwora, przypominającego monstrualnego kraba, który był Waszym celem, jak biegł prosto na Was z rozdziawioną paszczą i klapiącymi szczypcami.
Bulwa:
Skrel zareagował od razu, idąc razem z Tobą, podobnie jego Mutanci, kilku wojowników i nieco Twoich Skavenów. A pocisk nie wydaje się potrzebny, bo nic Wam chyba nie zagraża.
-Nic tu nie ma ku*asiarze!
Krzyknął do swojej armii. Rozejrzał sie jeszcze raz.
Właściciel
Vader:
Kusznik spróbował, pudłując haniebnie, reszta zaś szykowała się do obrony w razie gdyby ten atak zawiódł.
Bulwa:
Zachęceni takim okrzykiem ruszyli do Ciebie tłumnie, a dalsze rozglądanie tylko umacniało Cię w tym przekonaniu.
Sam się przygotował do obrony.
-Jeszcze raz!
Właściciel
Vader:
Tym razem dostał, a do tego boleśnie i diabelnie skutecznie, gdyż co można poznać po jego reakcji i fakcie, że zaczął się miotać, a przestał szarżować.
Bulwa:
Rozeszli się, a z Tobą pozostał jedynie Skrel i Mutanci, którzy byli zbyt wielcy, aby skutecznie zająć się przeszukiwaniem zabudowań groty.
-Coś tu do cholery było, nie potwory, bo ku*wa na pal łby nabite. Krasnoludy też nie, bo one mają ten swój "honor" czy jakoś tak. Pozostają, więc koboldy.
Rokminił na szybko