Dało się niezauważenie przegryźć te więzy?
Właściciel
Vader:
A i owszem, w tym jeden, który rzucił się na Ciebie, gnając na wszystkich czterech umięśnionych kończynach.
Szakal:
Cóż, jest tylko jeden sposób, aby się przekonać.
Jego głowa jak wysoko była?
//No to jedźmy z tym koksem!//
Spróbował dyskretnie przegryźć więzy.
Właściciel
Vader:
Nieco wyżej od Twojej, w końcu musiał pochylić się do szarży na czterech łapach, prawda?
Szakal:
Może i by się udało, gdyby jeden z Goblinów nie przystawił Ci grotu włóczni do żeber.
- Spokój, szczurzy synu, jeszcze trochę.
- Kurna. Dobra bendę spokojny padlino. - odpowiedział i siedział albo leżał od tej pory spokojnie
A więc zamachnął się w nią młotem.
Właściciel
Vader:
Może i jej nie zmiażdżyłeś i nie było to Twoje najlepsze zabójstwo w życiu, ale i tak wystarczyło, aby pozbawić Trolla życia. Zauważyłeś, że Twój kompan również sobie radzi, zabijając podobnie kolejne monstrum. Sądząc po zwłokach innego Trolla w pobliżu, to był już jego drugi.
Szakal:
Goblin mówił prawdę, co nie było zbyt częste u przedstawicieli tej rasy, i po chwili rzeczywiście znaleźliście się u kresu podróży, w małej jaskini, gdzie płynął leniwie podziemny strumień, rosły wokół niego jadalne grzyby, a resztę powierzchni zajmowały wyciosane z kamienia chaty, wieże i fragmenty muru. Nie zauważyłeś, gdzie udała się reszta, Tobie rozcięto jedynie więzy na nogach i poprowadzono, w asyście dwóch zielonych debili, do najokazalszego kamiennego budynku, najpewniej chaty lokalnego wodza.
Przełknął ślinę i szedł gdzie mu kazano.
Gnojek go przewyższał o całego jednego trolla!
Właściciel
Szakal:
O dziwo, tuż przed wejściem straż pozbawiła Cię więzów i wepchnęła do środka, samemu zostając na zewnątrz. Chata mogła mieć kilka pomieszczeń, ale było w niej na tyle ciemno, że mogłeś tylko iść przed siebie, trafiając ostatecznie do jednego z pokoi, gdzie palił się ogień: W środku pomieszczenia, w palenisku, i w pochodniach na ścianach. Dostrzegłeś, że niewiele tu mebli, głównie takich prostych i topornych, bo i z kamienia. Poza tym widziałeś głównie tron, a na nim Goblina w szatach bogato zdobionych skalpami, palcami, uszami, gałkami ocznymi i tym podobnymi, których chyba musiał być hybrydą, owocem związku Orka i Goblina, gdyż łączył w sobie najgorsze cechy wyglądu obu ras, ale wszystkich swoich kompanów na pewno przewyższał siłą czy wytrzymałością.
- Skavenom się wojny zachciało, co? - zapytał na wstępie i zaniósł się okropnym rechotem. - Mało swoich problemów macie?
Vader:
Trzeba to nadrobić!
- Z kąd pomysł że to wojna?
Ruszył na tego, któremu unieszkodliwił kolano.
Właściciel
Szakal:
- Z koleżką rzuciłeś się na moich górników, co kopią tunel niedaleko Skavenów. Wojna! Na zwiady Was pewnie wysłali, hę?
Vader:
Niezbyt gdzie miał się ruszyć, wiec był w tamtym samym miejscu, co wcześniej, z głupotą i uporem godnym Trolla, którym w końcu był, wciąż próbował wstać.
Jeżeli zdołał, to spróbował unieszkodliwić mu rękę.
- Chcieliśmy ich tylko nastraszyć i tak jakoś wyszło. Pozatym nie jesteśmy zwiadowcami, tylko banitami.
Właściciel
Vader:
Zdołał, ale wtedy poczułeś dziwny odór i jakby zrobiło się ciemniej... Wtedy też zdałeś sobie sprawę, że inny Troll stanął właśnie nad Tobą i najpewniej zaraz spróbuje Cię złapać lub zmiażdżyć.
Szakal:
Przez chwilę wciąż miał na twarzy ten grymas gniewu, najpewniej myśląc, że kłamiesz, ale po chwili rysy mu złagodniały i nawet się uśmiechnął, choć wyglądało to bardziej upiornie niż radośnie.
- A za co Was wygnali, rybeńki? Nie chcecie się zemścić?
- Wygnali nas przez jednego ch**a zazdrosnego o moje stanowisko! Ten sku**syn powiedział tym debilom że sprzedałem tajne informacje Koboldom! - wziął kilka wydechów by się uspokoić - A jaką zemstę masz na myśli? - zapytał i uśmiechnął się równie upiornie
Zamachnął się do góry ostrzejszą końcówką i odskoczył tak, by uciec pod jego nogami.
///Wzrost, jednak przydatny dla małych gnojków.
Właściciel
Szakal:
- Powiedz, gdzie ta Twoja wioska, jakich ma wojowników... Powiedz wszystko. My się wtedy zemścimy. Razem.
Vader:
//Czyżbyś zaczął ich doceniać?//
Wbiłeś mu młot, a konkretniej to kolec, prosto w trzewia, ale to przecież Troll, miałby przejąć się czymś takim? Za to ucieczka okazała się pełnym sukcesem, mocno zmyliłeś tym swojego prymitywnego oponenta.
W głowie Skritcha układał się już podły plan co zrobić
- Dobra. To jak się wyjdzie z tego tunelu co mnie pojmaliście to jest taka grota. Po drugiej stronie jest kolejny tunel. Idzie się nim prosto aż do skrzyżowania. Tam skręcasz w lewo i po chwili jeszcze raz w lewo. Tam mniej więcej znajdziesz moją wioskę. Przebicie się przez umocnienia łatwe nie będzie, a za nimi czekają setki strażników i kilka mutantów. Nie wiem czy atak szturmem to dobry pomysł. Polecałbym raczej zaatakować od tyłu... ale to się nie uda... chociaż nikt od lat nie widział tamtego dziadostwa z bocznego tunelu... - ostatnie zdanie wypowiedział z nadzieją w głosie.
///To są Szaraki, nie normalne///
Nadal miał przy sobie broń?
Właściciel
Szakal:
- Jak Cię tam poślem, to Cię poznają, nie?
Vader:
//Zwykłe Krasnoludy będą dużo później, będziecie się z nimi wymieniać artefaktami, żeby iść ubić Smoka.//
Owszem.
- Raczej już zapomnieli o moim istnieniu, więc nie poznają... Raczej.
Właściciel
- Jak trzeba, to moje Gobliny Cię oszpecą jeszcze bardziej, szczurza mordo.
Zadał cios w kończynę trolla.
- Ty j... Wiesz co? Czemu nie. Chętnie poddam się temu zabiegowi.
Właściciel
Vader:
//Ręka? Ręka? Noga? Noga?//
Szakal:
Goblin był nieco zbity z tropu, najwidoczniej był to tylko jeden z jego makabrycznych żartów, ale skoro sam chciałeś, to czemu miałby pozbawić się dawki rozrywki?
- To Ty byłeś tym magicznym czy ten, którego moje chłopaki musiały utrupić?
- Zabiliście... nawet go nie lubiłem. To on był magiem.
Właściciel
Szakal:
- Stawiał się, dwóch moich zabił, trzech innych usmażył tak, że pewnie też zaraz zdechną, co niby mieli innego zrobić, jak nie zabić?
Vader:
Ponownie, jak w wypadku tamtego Trolla, strzaskałeś mu kolano, powalając bestię w konwulsjach bólu wymieszanego z gniewem. Poza tym dostrzegłeś, że pozostałe Trolle zaczęły się cofać.
- Nie wiem. Spier**lać? - powiedział sarkastycznie - A teraz przejdy do sprawy mojej wiochy. - szybko zmienił temat - Mam tam wejść i wam bramy otworzyć, czy coś?
Postarał się dobić tego leżącego.
Właściciel
Szakal:
- Zaprowadzić tam moje wojsko, ale jak tak im pomożesz, to też nie zaszkodzi.
Vader:
Kilka razy zostałeś odtrącony jego monstrualnym łapskiem, ale krasnoludzki upór nie jest tylko dla ozdoby, po kilku próbach, i być może wstrząsie mózgu, zdołałeś w końcu dotrzeć do niego i zabić.
Nie miał sprawnie działającego mózgu od dawna, tak więc wyszedł ze starcia zwycięsko.
Właściciel
Vader:
owszem, Twój kompan również wyszedł cało z potyczki, ale straciliście w niej wszystkie zwierzęta juczne i zapasy, co powinno Wam znacząco utrudnić dalszą podróż.
Szakal:
Pokiwał głową i przywołał strażników, którym przekazał rozkazy, a oni wyprowadzili Cię z jego lokum do wioski, gdzie zebrał się już spory tłumek ciekawskich Goblinów.
- To gdzie teraz? - zapytał strażników którzy go prowadzili
Właściciel
Szakal:
- Wojaki i tak się zbiorą za jakiś czas, możesz chwilę odpocząć, jak chcesz. - odparł obojętnie Goblin, któremu to najpewniej rzeczywiście nie robiło różnicy, czy oszpecą Cię teraz, czy później.
Vader:
- Nie pie**ol, bierz tyle zapasów, ile dasz radę i maszerujemy, póki nam nogi w dupy nie wlezą. - odparł Krasnolud, pakując jak najwięcej jedzenia i piwa z grzbietów martwych zwierząt do podróżnego plecaka. Drugi taki Ty znalazłeś na swoim wierzchowcu.
- A wy będziecie za mną łazić?
Zajął się więc tym, chociaż ich plan powoli topniał.
Właściciel
Szakal:
- Jeszcze żeś nie udowodnił czy jesteś na pewno po naszej stronie, czy Cię jakieś Skaveny nie przysłały.
Vader:
Mogłeś spróbować się wycofać, ale najpewniej po trupie kompana, on sam nie zamierza i Tobie tego też nie ułatwi. Niemniej, jak na razie ruszył w dalszą drogę, spluwając przy okazji na jedno z trollich ścierw.
Skinął głową na znak że rozumie i usiadł gdzieś na uboczu czekając aż Armia się zbierze.
Właściciel
Vader:
//Przewijam trochę do przodu, niby powinienem się pytać i tak dalej, ale po co, skoro obaj tego chcemy?//
Dalsza wędrówka była oczywiście powolniejsza, bez wierzchowców, ale pozbawiona niespodzianek. Z każdym dniem maszerowaliście coraz szybciej, bo i balastu ubywało. Gorzej, że owym balastem był prowiant... Cóż, jakoś to będzie, zwłaszcza że nie ma co sobie tym teraz zaprzątać głowy: Jesteście na miejscu, a konkretniej w małej grocie, której większość powierzchni wypełnia zgniłozielone jezioro żrącego kwasu. Na jego środku stoi mała wysepka, do której prowadzą cztery drogi, od północy, południa, wschodu i zachodu. To, co tam stoi, widzisz po raz pierwszy w życiu: Mimo braku źródła światła, wykonana jakby z diamentu wieża lśni niczym setki pochodni. Kilka chwil zajęło Ci przystosowanie wzroku do tego blasku, w tym czasie drugi Szary Krasnolud stawiał powoli pierwsze kroki na najbliższym, południowym, pomoście.
Szakal:
Trochę im to zajęło, ale w końcu stawiła się ponad setka Goblinów, z czego połowa była łucznikami, zaś reszta - piechurami. Poza nimi zebrali się też Magowie i dowódcy tej armii, odziani w pstrokate stroje Szamani, a także coś, co znacząco przechylało szalę zwycięstwa na stronę Goblinów, mimo iż ta już chyba od początku była po ich stronie: Potwory. Dysponowali namiastką kawalerii w postaci olbrzymich pająków, na grzbiecie takiego, poza woźnicą, siedziało dwóch łuczników, oszczepnik i trzech tarczowników, zaś samych pająków było aż sześć. Wśród grupy nie zauważyłeś ani jednego Ogra, Trolla czy Giganta, ale nawet mimo to losy Twojej wioski wydają się być policzone... Ale czy naprawdę byłoby Ci ich teraz żal?
-Ło cię w Pradawnych.
Ruszył za szarakiem.
Te zielone gnojki i tak go zabiją po wszystkim. Lecz co mógł teraz zrobić? Opcje były dwie zaprowadzić ich do wiochy, albo na jakieś zadupie i uciec przy pierwszej okazji.
Właściciel
Vader:
Znaleźliście się mniej więcej w połowie drogi wąskim, kamiennym mostem, gdy prowadzący dał Ci gestem dłoni znać, że powinieneś się zatrzymać, co też sam zrobił. Wskazał na ciemność ponad Wami, gdzie były najpewniej jaskinie i półki skalne, a następnie na coś, co powoli wyłoniło się z mroku: Oczy. Zielone. Dziesiątki par zielonych oczu, jakie się w Was wpatrywały.
Szakal:
Cóż, masz jeszcze czas, aby się namyślić nad wyborem właściwej opcji.