Waradasar to jednocześnie nazwa ruin, jak i lasu. Ruiny w pełni nie zostały poznane i opisane, możliwe że ukrywają jakieś skarby. Z kolei las wywiera dziwny wpływ na pogodę na tym obszarze. Otóż, wiecznie tam pada. Dzień w dzień, bez przerwy.
Plotki głoszą, iż stacjonuje tam oddział wojowników, ale nikt tego nie potwierdza.
Cerevouils Horalidis Plorentes Klof z rodu Przeklętych wstał z pniaka na którym siedział i zbliżył się do jednego ze swoich żołnierzy.
-Patrol zauważył jakąś nową aktywność w lesie?
Właściciel
- Zwierzęta, żadnych ludzi, czy innych. - wyjaśnił tamten zwięźle.
-Dobrze. Gdzie jest Samanta?
Właściciel
- Gdzieś w lesie, wyszła rano.
-A nasz najnowszy przyjaciel?
-Będę przy sarkofagu, jeżeli ktoś będzie mnie potrzebował.
Ruszył do wnętrza ruin, by jeszcze raz przyjrzeć się sarkofagowi.
W sensie, jaki.
///Daję ci szanse na wykazanie się i oje*anie sarkofagu opisami godnymi tronu Elarid, a ty takie coś ;-;
Właściciel
Byłem ciekaw, czy zaczniesz protestować, czy może uznasz coś takiego :V//
Sarkofag wysoki był na ponad trzy metry, szeroki na półtora. Prawie cały był z granitu. Prawie, ponieważ górne wieko zdobiła marmurowa podobizna leżącego rycerza z mieczem na piersi. A przynajmniej miał być to rycerz, bo zamiast głowy miał trupią czaszkę, w której oczodołach świeciły się dwa rubiny. Poza nimi postać miała pierścień z diamentu na palcu i coś na kształt szmaragdowej aureoli nad głową. Bez dwóch zdań był to przedmiot magiczny, ponieważ w żadnym wypadku nie wygląda na tknięty zębem czasu.
Dowódca Klof prawdopodobnie nie dowie się tego aż do śmierci. Ma chronić, a nie używać tego czegoś.
Usiadł przy tym i przeczekał dwie godziny, zanim ponownie opuścił ruiny.
Właściciel
Gdy wyszedłeś, wszyscy Twoi towarzysze byli w pobliżu.
-Coś się wydarzyło nowego?
Właściciel
Zaprzeczyli, jak jeden mąż.
-Będę w lesie, chyba że ktoś mnie tutaj potrzebuje.
Właściciel
Znów zaprzeczyli, więc droga wolna.
Ruszył więc w głąb lasu, narobić hała... a nie, tego nie. Po prostu rozejrzeć się po okolicy, szukając miejsca na jakieś zabudowania.
Właściciel
Miałeś sporo miejsca wokół krypty z sarkofagiem, resztę da się jakoś wygospodarować.
Poszedł szukać gałęzi, z których mógłby wykonać prowizoryczne dachy.
Właściciel
Było ich wiele, w końcu to las. Niemniej, teraz wystarczy je ściąć i zatachać do obozu.
A więc to zrobił, zastanawiając się, z czego zrobi podpory.
Tak. Poszukał starszych gałęzi.
Narąbał ich i zniósł do ruin, by następnie pobudować szałasy dla swoich ludzi, by mieli sucho i spokojnie.
Właściciel
Gdy Twoi zobaczyli, czym się zajmujesz, pomogli Ci i w ten sposób postawiłeś rządek jedno- i dwuosobowych szałasów.
Przeliczył ich liczbę, a następnie prostym wzorem sprawdził, czy dla wszystkich starczyło.
-Powoli będziemy musieli tu sobie robić cokolwiek, byleby tylko dało się tutaj normalnie funkcjonować.
Właściciel
- Ciężko normalnie funkcjonować, gdy jest się przykutym przez klątwę do jednego miejsca. - mruknął jakiś żołnierz.
-Tak, wiem o tym. Jednak nie możemy tracić swojego ducha. Musimy patrzeć optymistycznie, gdyż bez tego w końcu pozabijamy siebie nawzajem, lub przestaniemy się różnić od Nieumarłych. A do tego nie możemy dopuścić, mamy swój honor.
Właściciel
Wszyscy mruknęli jakieś potwierdzenie, jedni z większym przekonaniem, inni z mniejszym.
-Tak, wiem, jestem surowym dupkiem prawiącym o honorze i tak dalej. Jeżeli nie macie propozycji co zrobić jako następne, to proponuję odpoczynek dla was. W całości przejmę wartę nad wami i sarkofagiem.
Właściciel
To już był jakiś pomysł, którzy wszyscy zgodnie podchwycili.
Więc uznawszy, że się zgodzili wycofał się tak, żeby widzieć zarówno szałasy, jak i sarkofag.
Właściciel
Tak więc Ty siedzisz, a oni zajęli się odpoczynkiem.
Pozostało czekać na jakikolwiek zwrot akcji. Co jakiś czas wstawał, by opróżnić wodę, która wlała mu się pomiędzy kołnierz a hełm.
Właściciel
Pozostali jakoś zajmowali swój czas na różnych aktywnościach, ale Ty, niestety, siedziałeś sobie sam.
No cóż, sam tak zaproponował. Teraz tylko pilnował reszty. No i tego przeklętego sarkofagu.
Właściciel
Idzie to nadal sprawnie. Przynajmniej dopóki nie zauważyłeś jakiejś sylwetki zbliżającej się do obozu.
Z racji, że wszyscy są w obozie powstał i trzymając miecz w połowie, za klingę ruszył ku sylwetce.
Właściciel
Cóż, sylwetka kroczyła też ku Tobie i dość szybko się spotkaliście. Okazało się, że podczas zebrania pomyliłeś się w rachunkach i jeden żołnierz Ci umknął. To był właśnie on. Nie miał broni i hełmu, a z jego zbroi sterczało około ośmiu strzał. Prawy bark miał skruszony, a resztki zbroi i twarz poharataną od ciosów mieczy, toporów, sztyletów i... pazurów?
-Wrogowie... jak się trzymasz? Musisz iść jak najszybciej do Samanty.
Właściciel
- Potwory... - sapnął. - Latające... i Zbroje... Wielkie miecze... - pot tych słowach padł na ziemię i nie wydaje się, by mógł wstać o własnych siłach.
Schylił się, by spadać tętno. Następnie odwrócił się w stronę obozu.
-Tej! Czwórka do mnie!
Właściciel
Jeszcze żył, choć bez profesjonalnej pomocy medyka lub Maga ten stan zbyt długo się nie utrzyma. Tymczasem czwórka siedzących najbliżej wojaków od razu podbiegła do Ciebie.
-Wy dwaj zabrać go do Samanty, a wy- za mną. I niech ktoś ją powiadomi, żeby przygotowała oddział do obrony.
Właściciel
Pierwsza dwójka posłusznie zabrała ze sobą rannego, pozostali czekali aż gdzieś ruszysz, by móc iść za Tobą.
Ruszył w kierunku, z którego przybył ranny.