//Teraz to ja miałem w planie pogadać z pół-żywym panem zamku, ale że Gulasza nie ma, a Ty nic nie planujesz, to w sumie można to zostawić, aż wróci ;-;//
Właściciel
//Tutaj to ja mam ograniczone pole do popisu to musisz czekać :v//
Siedział na tronie zastanawiając się co dalej. - Hm... - Mruknął. - ...ciekawe co tam planują te czerwie? Lady Helintar, czy mamy jakiś swoich nieludzi w stolicy zła? - Zapytał.
//Jakoś tak nie zauważyłem tematu, wybaczcie.
Właściciel
-Ciężko, by mieć swoich sprzymierzeńców w innym wymiarze, panie... Więc z przykrością zawiadamiam, że niestety nie.
- Ech, bez sensu to wszystko... - Pokręcił niezadowolony głową.
Właściciel
-Niech się lord nie załamuje... W dodatku niby co jest tym "wszystkim"?- Zapytała kładąc swoją kościstą dłoń na twojej.
- No wszystko moja droga. Masz plan, będziesz rządzić po wielki nieśmiertelnym państwem, które upadło kilkaset lat temu. Nigdy nie zostaniemy zaakceptowani jako prawdziwi obywatele tego świata i zawszę będziemy musieli odpierać ataki kolejnych głupców którzy będą chcieli zagarnąć nasze ziemie dla siebie. Może nawet nam się uda, ale co potem, komu ja to przekaże? Potomka mieć nie mogę, ba, nawet kopulować nie mam jak! - Skończył głośnym westchnięciem.
Właściciel
-W obecnych czasach ciężko zachować kompletną neutralność, zwłaszcza w przeddzień wojny, mój panie. W dodatku przekazywanie władzy niekiedy wiąże się ze sporym ryzykiem tego, że komuś może się nie powieść. Lordowi to i tak raczej nie grozi z powodu tej nieśmiertelności.
- Wiem przecież. I to mnie właśnie niepokoi... -
Także, gdy już wypoczął, opuścił gościnną komnatę i z powrotem udał się do sali tronowej swego gospodarza.
Właściciel
-Niech się lord nie przejmuje...- Powiedziała jeszcze i skierowała wzrok ku wejściu. Wrócił pański gość.
Natychmiast się rozpromienił, emocje zawsze krótko się go trzymały. - No w końcu, aż tak spodobały ci się nasze łóżka? - Zaśmiał się.
- Zamiast odpoczywać, musiałem się namyślić i wreszcie podjąłem decyzję.
- No to słucham! Mamy umowę? - Zapytał podekscytowany.
- Mamy, lecz nie od razu. Uprzednio chcę wybrać się na tę wojnę. Gdy wrócę, zerwę pakt z Demonami i dołączę do Ciebie podczas tworzenia naszego państwa.
- Ha! I to jest wiadomość na którą liczyłem! - Wstał raptownie i podszedł do niego z wyciągniętą dłonią.
Gdy ten podszedł, Aren uścisnął jego wyciągniętą prawicę.
Ścisnął ją mocno. - Nie pożałujesz tego uścisku, słowo lorda! - Zakrzyknął i wcisnął mu w ręce puchar z winem, który zabrał ze stołu. - Wznieśmy toast, za pomyślność nowego sojuszu i ku chwale nowego państwa! Zdrowie! - Krzyknął do uczestników biesiady.
- Zdrowie! - powtórzył i napił się wina z wręczonego pucharu.
- Ha ha. - Zaśmiał się jeszcze raz i wlał sobie w czaszkę cały kielich wina.
On natomiast dopił swój i na tym poprzestał.
- No, a teraz będziemy się bawić, jak to robimy od wieków! - Zakrzyknął do wesołego tłumu.
- Czyli...? - spytał, niezbyt wiedząc jak mogą bawić się takie osoby.
- Pić, tańczyć, śpiewać! Całymi dniami i nocami, hej! - Powiedział, coraz mniej przejmując się jego obecnością.
Nie było to dla niego, więc odstawił gdzieś puchar i ruszył ku wyjściu.
Właściciel
Twoja obstawa nie zostawiła cię i postanowiła odejść razem z tobą. Tak król i jego poplecznicy bawili się cały ten czas.
- Ej, co to ma być? Nawet się nie pożegnasz? - Zapytał widząc co robi wampir.
- Najmocniej przepraszam. - powiedział, odwrócił się, zdjął hełm i wykonał iście dworski ukłon. - Zapomniałem. Niemniej, czas nagli i muszę już iść, zwłaszcza że takie hulanki nie są dla mnie. Żegnam.
Po tych słowach ponownie skierował się do wyjścia.
- No to żegnaj, i niech ci ta wyprawa zapewni łup godny króla! - Krzyknął na pożegnanie i odprawił go ręką.
Właściciel
Tak Aren skierował się przed zamczysko wraz ze swoimi wojskami, teraz już jego sprawa co dalej pocznie. Tymczasem do Szalonego Lorda przybył kapitan jego wojsk, który ukłonił się stając przed jego majestatem.
-Lordzie, zaczynamy powoli wdrażać w istnienie jakiś nasz plan obrony. W dodatku posłałem grupę wojowników do ruin sąsiedniego zamku, może znajdą tam chociaż jakieś kości, które nadadzą się pod nekromancję.
- Doskonale. Wiesz może jak ten zamek się nazywa? - Zapytał lorda dowódcę.
No więc zebrał wszystkich i poprowadził ich w umówione miejsce.
Właściciel
Gulasz:
-Zamek, a w prawdzie ruina o nazwie Brunatna Skała. Może nawet w miarę sprawną zbrojownię tam odnajdziemy, wtedy można to uznać za sukces.
Kuba:
//Jakie miejsce?//
//Teraz zdałem sobie sprawę, że ten Król Demonów Xeno nie powiedział mi, gdzie mam się udać ;-;//
Właściciel
//Pierw to kazał zebrać armię, już inna sprawa gdzie zaczniesz szukać//
//Lel, to co mam robić? :V//
Właściciel
//To nie zamierzasz zbierać żadnych potworów po tych jaskiniach?
- Dobrze. Dawni mieszkańcy napewno się ucieszą z możliwości naprawy swojego dawnego domu! - Powiedział radośnie.
Właściciel
-O ile jacyś się zachowają to z pewnością będą zadowoleni. Niestety najwyżej trzeba będzie ich ożywić do tej współpracy.
- Ha, sugerowanie że to będzie problemem! - Powiedział rozweselony.
//Szczerze to do końca nie wiem, bo znając życie, stracę większość wojska podczas walk, a nie wim czy te potworki będą tego warte.//
Właściciel
//Nie ma ryzyka, nie ma zabawy, w dodatku demony nie będą zadowolone ze zwykłej armii :v//
-No to widzi lord, wystarczy ożywić ich stare kości i już będą gotowi do pomocy. Niestety jest też druga strona medalu, trzeba będzie tam iść i to zrobić.
- Czyżbyś zapomniał że już możemy wychodzić poza dwór? - Zapytał rozradowany. - Szykuj konie, jedziemy tam! -
W takim razie poprowadził swą armię z powrotem na Złe Ziemie, w poszukiwaniu jakichś jaskiń czy też potworów.
Właściciel
Gulasz:
-Panie, nie lepiej poczekać, aż wrócą stamtąd zwiadowcy, by nie jechać tam na marne, gdyby jednak nie znaleźli jakichś kości zdatnych do wskrzeszenia?
Kuba:
//Zmiana tematu na Złe Ziemie, zaczynaj.//
- Gadanie, muszę rozprostować te kości. - Zarechotał podle kierując się w stronę wyjścia.
Właściciel
Ten tylko bez słowa ruszył za tobą, a po chwili dotarliście do stajni, gdzie czekały na was kościane wierzchowce, zwykłej osoby nie uniosą, ale na szkieleta są wprost idealne.
Wsiadł na swojego wierzchowca i czekał aż, zrobi to jego drużyna.