- A tak sobie w butelkę gramy. - odparł rozpromieniony brunet.
- Wypadło na pana. -mruknął Yukki. - Zagra pan?
Właścicielka
Itamar przysiadł się i przytaknął.
- Mów mi po imieniu, bo... - tu chwilę się zastanowił, poprawiając okulary. - bo jesteś chłopakiem mojego brata, a ja aż taki stary nie jestem. I chcę prawdę, bo się nabiegałem i nie mam siły.
- No dobrze, dobrze. - odparł wkładając cukierka do buzi. Shin westchnął cicho.
- Wena mi uciekła ale skoro pytanie... To ile masz lat? - zapytał. - Wiem, że to tak nie przystoi pytać o wiek.. - dodał pośpiesznie.
Właścicielka
- To kobiet nie przystoi. Sześćset pięćdziesiąt od niedawna. - odparł krótko.
- I mówisz, że wcale nie jesteś taki stary. - mruknął Sully.
- Mam brata co ma siedemset, jest tam gdzieś w Świecie. A i tak bywają starsze wampiry. - wzruszył ramionami, a następnie zakręcił butelką. Ta zatrzymała się na Sullym. - No to co wybierasz, Sully?
- Wyzwanie.
Wampir zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Jak ostatnio w to grałem... hmm... udawaj baletnicę.
Sully wstał i nieco się chwiejąc, zaczął kręcić piruety, a Itamar zaśmiał się cicho.
- Przypomina mi sie, że gdy ostatnio w to grałem, to kumpel mojego brata, Deus, wyłożył się jak długi, przewracając przy okazji kelnerkę.
Shin zaśmiał się cicho. - No świetnie, niezdara z niego. - parsknął śmiechem, patrząc na Sullyego.
Właścicielka
- To wy go znacie? - zapytał zaciekawiony.
- No, mną się nawet zajmował. - rzucił Sully.
- A ze mną kiedyś śpiewał. - mruknął Rosie.
- Chyba rzeczywiście ta Kraina jest całkiem mała.
- Do żadnych z tych dwóch rzeczy się nie przyznaje. - Powiedział spoglądając na białowłosą. - Ale pewnie tak się o mnie mówi w tym miejscu. - Westchnął, po czym dodał. - Mów mi po prostu Lawrence. -
Właścicielka
- Stella. Moja droga przyjaciółka, a tutaj panna młoda mi o tym opowiedziała. O miejscowych plotkach nie wiem nic, bo nie jestem stąd. Widzę, że Karmelek cię opuścił....
- Ona weszła na scenę, ja poszedłem po karty i tak jakoś się zgubiliśmy nawzajem. - Wzruszył ramionami.
- Taka mała znowu nie jest. - Shin przechylił lekko głowę. - Ciekawe gdzie teraz jest ten nas Deusek.
Właścicielka
- Pewnie gdzieś chodzi ze swoim narzeczonym. - mruknął przechodzący obok chłopak, który właśnie do nich podszedł. - W końcu tyle się o nich mówi.
Zarówno Shin jak i Yukki kojarzyli go przelotem z ceremonii, jednak osobą, która go znała, okazał się Rosie.
- O, cześć Meiji, może się dosiądziesz?
- Całkiem niezłe grono nam się zbiera. - Skomentował Sully.
Właścicielka
- Może poszła się z kimś uchlać, często tak robiła na imprezach. - odrzekła spokojnie Stella. - Ty masz pewnie coś do zrobienia, skoro tego nie robisz.
- Szukam osób z Talii których nie mam. Zostało mi tylko osób z Kier i muszę znaleźć kogoś kto pomoże mi je załatwić. Kama by się do tego najlepiej nadawała, ale cóż... -
Właścicielka
Stella spojrzała sobie w paznokcie.
- Tu się trochę mylisz. Kizuka mówiła, że brakuje ci Trefli. - westchnęła po prostu. - Jak chcesz to mogę ci pomóc ich poszukać.
Zastanowił się przez chwilę. - Rzeczywiście. Już przestałem odróżniać te symbole. - Powiedział. - Z chęcią przyjmę twoją pomoc. -
Właścicielka
Wobec tego złapała go za rękę i poprowadziła do kolejnych drzwi. Ta sala oświetlona była srebrnymi płomieniami i pachniało w niej lyrnem. Muzyka w niej była stanowczo mocniejsza i mniej zrozumiała.
- Ej, pieprzona smoczyco! Nawet zionąć nie umiesz! - wyleciał nagle przed Stellą jakiś randomowy koleś. Dziewczyna dmuchnęła mu w twarz, jednak zamiast powietrza z jej ust uciekły białe płomienie, które osmoliły twarz zaskoczonego faceta. Ten ostatni uciekł w popłochu.
- Idioci... - westchnęła cicho.
- Bez nich świat byłby jednocześnie lepszy i nudniejszy. - Skomentował zaistniałe wydarzenie.
Właścicielka
- Wasz Świat by nieco opustoszał. - odparła ze śmiechem. - Od kogo by tu zacząć... Hm, wiesz jak wygląda stereotypowy Rosjanin? - zapytała z zamyśleniem.
- Czapka uszatka, dres adidasa na całym ciele, w jednej ręce butelka wódki a drugiej kij bejsbolowy. No i cały czas siedzi w przykucu. - Odpowiedział.
Właścicielka
- Hm, uszatkę i wódkę bym zostawiła, a kij baseballowy zamieniła na kran, to by wyszedł nasz kochany Ivan! - zarechotała przechodząca elfka, która jednak stanowczo się różniła od tych wcześniej przez Lawrence poznanych. Choćby tym, że była brudna od krwi.
- Racja Sulluś. Najlepsze zgromadzenie, jakiekolwiek widziałem. - zaśmiał się w otwartą dłoń, jednak wcale się z tym nie ukrywając. Okularnik parsknął cicho.
- No cóż, im nas więcej tym chyba lepiej, nieprawdaż?
Właścicielka
//właśnie sobie przypomniałam, że Shin i Meiji jednak już się spotkali, na marchwiowym polu
Meiji zaśmiał się głośniej, pokazując zęby, a wśród nich wampirze kły. Rosie zwrócił chyba na to uwagę.
- Ciekawe, znam wszystkie wampiry w Krainie, a o tobie jakoś nie słyszałem, Meiji. - zainteresował się Itamar.
Sully uciszył się, podbnie jak Rosie, chyba chcąc zobaczyć, do czego dojdzie ta rozmowa. Meiji spiął się i spojrzał na starszego wampira jakoś niepewnie.
- No bo... ja jestem wampirem dopiero od kilku dni. - odrzekł cicho.
- A to powód, żeby się mnie bać? - zapytał całkiem spokojnie. - Ja aż taki straszny nie jestem.
- No cóż ja też nie wiedziałem żeś wampirem. - mruknął rozpromieniony brunet. - Z kim przyszedłeś, hmm? - zapytał zaciekawiony,
Właścicielka
- Z moją... dziewczyną. - westchnął cicho.
- Uuu... a zdradzisz nam jak ma na imię? - zapytał Sully.
Meiji wziął szklankę soku i się napił. Chyba dopiero wtedy się uspokoił.
- Kassandra. Ale wszyscy jej mówią Kass.
Gdzieś tam Yukki przypomniał sobie to imię z pocztówki od bratanic Eleazara, ale czy to właściwie skojarzenie?
- Co w rodzinie, to nie zginie. - rzucił Itamar z lekkim śmiechem, po czym napił się swojego napoju. - Bo wiesz Meiji, Kass to moja córka. A całkiem niedawno mój brat mi wspominał, że moja księżniczka kogoś sobie znalazła. Tym bardziej miło mi cię poznać.
Meiji wpatrywał się w Itamara z zaskoczeniem.
- Łoł, takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałem. - mruknął Rosie.
Czarnooki uśmiechnął się pod nosem i poprawił okulary.
- No cóż, chyba nikt się tego nie spodziewał... Przynajmniej tak mi się wydaje. - stwierdził, lekko wzruszając ramionami.
- No to szczęścia życzę. - Shin parsknął cicho, patrząc na Meijego.
Właścicielka
- Sła-słabo mi. - rzucił Meiji. Itamar momentalnie był przy nim i wziął go pod ramię.
- A ja domyślam się dlaczego, chodź, pomogę ci. - wampir uśmiechnął się ciepło i poprowadził go gdzieś w tłum.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. - westchnął Sully. - Gramy dalej, czy rozejrzymy się za kimś jeszcze do rozmowy?
- Widzę że ktoś tu się nieźle bawił. - Skomentował pobrudzone krwią ubranie elfki.
Właścicielka
- E, w ogóle krwawej elfki nie widziałeś? - zaskoczyła się nieco Stella. - One tak na codzień. Skąd biorą tą krew to nie wiem i chyba nie mam ochoty się dowiadywać.
Gdzieś niedaleko dało się słyszeć wyraźne rosyjskie przekleństwa.
- Jakoś nie miałem okazji. - Wzruszył ramionami. - To gdzie te moje obiecane karty Stella? -
Właścicielka
- A to nie mojej dupy chciałeś? - zakpiła, krzyżując ramiona.
Z tłumu wysunął się dość gruboskórny facet z szaliczkiem i butelką wódki w dłoni.
- Devočka, jak kawaler się ten nie podoba, to ja mogę chcieć. Da? - zawołał ze śmiechem. - Ja nie pogardzę.
Pokręcił oczami z westchnięciem. - Nie wszystko co o mnie mówią to prawda. A przy takim natłoku informacji jakie o mnie krążą to ciężko odsiać ziarno od plew. - Skomentował.
Właścicielka
Stella zaśmiała się.
- Domyślić się tego można, Lawrence. Ivan, nie skorzystam z propozycji, ale może dałbyś "kawalerowi" kartę, co?
Rosjanin westchnął, rzeczywiście ją dał, po czym poszedł bez słowa w cholerę.
- Jedna mniej, zostało... - Zmarszczył czoło i wyciągnął talię w celu przeliczenia jej.
Właścicielka
- A to ciekawe, zostały ci tylko cztery do zebrania! - zainteresowała się Stella.
- U, ostatni co byli tak blisko, to mnie nieźle wkurzali. - rzucił przechodzący wampir.
- Ja nie mam takiego zamiaru. - Skomentował chowając karty. - Brakuje mi tylko czterech, więc to słaba chwila na robienie sobie wrogów. -
Właścicielka
- No nie, z tym nie będzie problemu. Miałem ochotę cię zabić, ale już mi przeszło. - odrzekł ze śmiechem, zatrzymując się niedaleko.
- Ja w was nigdy tego nie zrozumiem. - westchnęła Stella. - Faceci...
- I vice versa. - Odpowiedział smoczycy. - Słuchaj, wiesz gdzie znajdę pozostałe cztery karty?
Właścicielka
- No, wiem, że nie masz karty Zarządczyni, Jeźdźca, Kaina i Trefl. Odnalazłabym Zarządczynię, ale nie mam pojęcia, co z-
- Z pozostałymi może jednak mojemu zięciowi pomogę. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, Stello, jestem na dworze nawet mile widziany. - wampir roześmiał się, a gdy poszedł bliżej, Lawrence zauważył, że był to ojciec Kamy.
- Witam. Nie poznałem pana na początku. - Dał mu rękę na powitanie.
Właścicielka
- Chrzanić pana, jestem Mattias. - uścisnął mu rękę. - Widzę, że Kama jak to na imprezie, już gdzieś się zawieruszyła. Wydała się po mnie, więc pewnie chleje. - uśmiechnął się, poprawiając, co ciekawe, warkocz.
- Ostatnio jak ją widziałem to śpiewała na scenie, więc tak, pewnie teraz piję. - Odpowiedział wampirowi.
Właścicielka
- No to poszukamy Zarządczyni. Znasz może Blackwooda? - zapytał wampir.
- Mieliśmy okazję się spotkać. - Odpowiedział nieco wymijająco.
Właścicielka
- Twierdził, że worek na łeb to przesada. Ale pewnie sam usłyszysz co p tym myśli. Zarządczyni Riv na tej imprezie trzyma go krótko. Wiesz, zidiociał do reszty i oświadczył się jej córce. O, już ich widać.
Zarządczyni była kobietą stanowczo po pięćdziesiątce, która z nieco ponurą miną obserwowała wszystko wokoło. Blackwood i rozmawiająca z nim dziewcyzna siedzieli tuż obok, jakby pod nadzorem.
- Widać skąd ten pseudonim... - Skomentował półszeptem.
Właścicielka
- W sumie to byłby dobry powód. - zaśmiała się kobieta. - Nie ma co szeptać, bo mam okropnie dobry słuch. Jako, że ktoś tam kiedyś mnie mianował zarządcą wariatkowa, to nim teraz jestem.
Blackwood na widok Lawrenca zakrył się talerzem.
- Tak to już bywa. - Zaśmiał się po czym spojrzał na Blackwooda. - Cześć Blackwood. Mam nadzieje że się na mnie nie gniewasz za tamto. -
Właścicielka
- Uff... już myślałem, że znowu mnie do worka wpakujesz. - odłożył niemrawo talerz i westchnął.
- Masz tu kartę. - kobieta podała mu ją.
Mattias tymczasem popijał sobie lyrn.
- Dziękuje serdecznie. - Schował kartę do reszty. - No to zostały tylko trzy. -
Właścicielka
- Teraz to trzebaby dotrzeć do samego dworu, ale to niedaleko. Potem nas opuszczasz, tak od razu, czy zostajesz do końca wesela?
Mattias spokojnie lawirował pomiędzy rozgadanymi po niemiecku mieszkańcami Królestwa.