Właściciel
Potrzebowałeś aż pięciu uderzeń, by sprawić, że odrąbana macka i Swend spadli na pokład. Po chwili wszystkie maci się wycofały. Podobnie było z tymi, które oblegały statki Eryka. Chyba wiedziałeś czemu: Dziesiątki innych zdołały opleść trzeci drakkar i zaciągnąć go pod wodę...
- Uciekamy !- ryknął na pełne gardło po czym spojrzał na orka -. Daleko jeszcze ? A i dożyjemy ?-
Właściciel
- Panie, my przecież jeszcze jesteśmy na pełnym morzu, to wiadomo, że w ch*j daleko! - powiedział Ork. - Ku*wa, ja tu nie chcę zginąć!
Tymczasem dwa ocalałe drakkary wyrwały do przodu, byle jak najdalej od tego czegoś.
- I nie zginiesz ! Do-ku*wa-żyjemy !- zawołał i przysiadł na przedzie Drakara żeby złapać oddech -. Wszyscy ze starej załogi żywi ? I gdzie Oola ?
Właściciel
- Aj, Wulfryk, nieźle się schlałeś. - powiedział Swend. - Przecież ona z Ulfem w twierdzy została, nie pamiętasz?
- A cholera z nią i z nim! - krzyknął Bors Jednooki. - Co to, do ku*wy jasnej, było?!
Pokiwał głową kilka razy, potem pokręcił jakby się z czymś niezgadzając.
- Nie wiem..ale wiem że ten kac jeszcze chwile mnie potrzyma..
Właściciel
- A Ty kiedyś żeś o takiej bestii słyszał, Wulfryk? - nie dawał za wygraną Bors.
- Mój drogi przyjacielu, większość mojego życia spędziłem na lądzie jako najemnik - ale przyznam że kilka opowieści o takich bydlakach się słyszało..niezbyt wierzyłem ale z tego co widzę sami zaczniemy je niedługo rozpowiadać.
Właściciel
- Aha. A wiesz chociaż, jak to się nazywa?
- Wielka ku*wa ośmiornica, albo coś w stylu Kreuken, nie wiem przyjacielu.
Właściciel
- Kroken? - nieumiejętnie powtórzył. - W sumie może być. To co teraz? Płyniemy dalej, wracamy, polujemy na to?
- Ni ch*ja nie mam zamiaru na to polować mistrzu, płyniemy dalej..w końcu musimy przywieść coś dla Jarla.
Właściciel
Skinął głową i oba okręty ruszyły dalej, ku chwale, łupom i reszcie tego pie**olenia.
I tak też Wulfryk przysiadł przy dziobie statku wpatrzony w wode czekają.
Właściciel
//Nie opłaca się robić nowego tematu, więc kontynuujesz tutaj, ale później.//
Właściciel
//Zdałem sobie sprawę, jak bardzo zje**łem...//
Właściciel
Dalsza podróż nie obfitowała co prawda w przygody, codzienną rutynę przerwał tylko raz jakiś zarąbisty rekin, w którego rzuciliście włócznią i spie**olił.
Niemniej, trudy, jakie musieliście wytrzymać, oraz nudę po drodze, zostały bez dwóch zdań zrekompensowane, gdy ujrzeliście pierwszą osadę na nadmorskim brzegu, nadal cichą, spokojną i skąpaną w promieniach leniwie wschodzącego słońca.
Wulfryk spojrzał po owej osadzie oceniającym okiem, szukając jakichś punktów obronnych, murów - czegokolwiek, jeśli nie dostrzegł żadnej palisady spojrzał na jednego ze swych ludzi
- Wskaż innym statkom że lądujemy, i atakujemy z brzegu..jeden drakkar na jedną stronę, drugi na drugą..reszta zabezpieczy ostatnią droge ucieczki.
Właściciel
Tej reszty nie było, straciliście jeden drakkar po drodze przez te cholerne ch*j wie co z mackami. No, ale pozostałe okręty po cichu dobiły do piaszczystego brzegu, osiadając na nim obok łodzi i sieci, co pozwoliło Ci ustalić, czym zajmują się owi ludzie. A przynajmniej część z nich.
- Ruszamy, chopy.- stwierdził pierwszy wyskakując z łodzi, ruszając po owym brzegu - machając do załogi po drugiej stronie żeby zaczęli oskrzydlać wioskę.
Właściciel
I tak też uczynili, podobnie jak pozostali zaczęli opuszczać łódź z bronią wszelkiej maści w dłoniach.
Powoli, niczym sama śmierć (z tym, że zajebiściej), kroczyliście w kierunku wsi. Jako że prowadziłeś, pierwszy ujrzałeś kilka lepianek, a poza nimi równie niewiele długich domów z drewna, krytych strzechą, oraz wiele, wiele więcej mniejszych chat, choć identycznych w budowie. Nie dostrzegłeś też żadnych zwierząt gospodarskich czy budynków służących do ich przechowywania, co najmniej napotkałeś na swojej drodze kilka kotów wracających z nocnych łowów i nieliczne psy, które uciekły na Wasz widok lub wręcz przeciwnie, zaczęły głośno ujadać.
Machnął zatem ku wiosce, zakręcając swymi toporzyskami w rękach - przyśpieszając kroku, licząc że jego ludzie w miarę jakoś okrążali osadę, ocenił wzrokiem czy nikt nie wyszedł na zewnątrz na ich widok.
Właściciel
Bynajmniej, ludzie pewnie jeszcze spali, chyba że kogoś wywabią te szczekające psy.
Tak też ruszył nawet bliżej, stając na linii domów machnął swym ludziom w kierunku budynków, samemu ruszając do najbliższego butem próbując wyważyć drzwi.
Właściciel
Nie widziałeś co prawda reakcji swych ludzi, bowiem z rozpędu wpadłeś do środka razem z drzwiami. Była to mała izdebka, prawdopodobnie jedyny lub jeden z dwóch pokoi w całej chacie, gdzie wypatrzyłeś drewniane łoże wypchane skórami i futrami oraz drewnianą kołyskę, podobnie wymoszczoną. Kryjące się w niej dziecko wybudziło się i zareagowało płaczem. Zarówno to, jak i Twoje wejście, doprowadziły do obudzenia rodziców maleństwa, czyli pary półnagich wieśniaków, którzy wpatrywali się w Ciebie z początku zaspani, bardziej przejęci płaczem. Później pewnie sądzili, że to tylko sen, lecz sen zamienił się w koszmar, gdy nadal stałeś w drzwiach, a ich opuściły resztki snu. Jak na komendę, kobieta przyłączyła się do dziecka, swoim głośnym krzykiem, mężczyzna zaś wpatrywał się w Ciebie z otwartymi ustami i wyrazem przerażenia zastygłym na twarzy.
Nie miał zamiaru bawić się w błahostki, rzucił w mężczyznę toporem - celując w jego głowę..po czym wolnym krokiem ruszył do kobiety oceniając ją wzrokiem, przydałaby mu się niewolnica, albo Jarlowi..albo komukolwiek kto byłby w stanie zapłacić.
//Coś czuje że to dziecko zostanie moim archnemesis które zabije Wulfryka za pięć lat akcji Elarid xD
Właściciel
//Prawie zgadłeś, bo ja dałbym mu na przygotowania dekadę, tudzież dwie lub półtora.//
Mężczyzna spróbował się co prawda uchylić, ale niewiele to dało: I tak zginął, z tą różnicą, że ostrze topora, zamiast wbić się w jego twarz lub czaszkę, zagłębiło się w szyi, powodując o wiele dłuższą śmierć. No i przy okazji zachlapał pościel krwią, a to takie ładne futerka były.... Zaś jeśli chodzi o kobietę... Początkowo mogłeś dostrzec jedynie urodę jej twarzy, głównie duże, zielone oczy i blond włosy do ramion, ale potem okazała Ci swe inne wdzięki, bynajmniej nie dobrowolnie, nago wybiegając z łóżka, aby chwycić w ramiona płaczące dziecko i rzucić się w kierunku drzwi.
Natychmiast spróbował złapać ją za kark - jeśli chybił podciąć jej nogi magią bólu..w każdym bądź razie kiedy miał już kobietę w swych ramionach złapał dziecko i bez jakichkolwiek skrupułów rzucił nim w owe futra.
Właściciel
Futra były na tyle miękkie i było ich na tyle dużo, że nie wyrządziłeś tym rzutem dziecku większej krzywdy, choć było jeszcze bardziej przerażone i jeszcze głośniej płakało. Kobieta zaś z całych sił próbowała dostać się do niego, wyrywając się, szamocząc i uderzając Cię po torsie, rękach i twarzy.
Nie zwracał na to zbytniej uwagi, z niejakim wyrazem zmęczenia począł ją ciągnąć za sobą - zaś gdy znalazł się na zewnątrz złapał za pochodnię która zapewne gdzieśtam się walała aby oświetlić nocną drogę wioski i cisnął nią do środka budynku.
Właściciel
Pochodni akurat brakowało, był świt więc nie nikt nie wpadł na to, żeby ją wziąć, choćby dla tak prozaicznej czynności jaką jest podpalanie tych ruder.
Splunął zatem, po prostu oddalając się od budynku - ciągnąc za sobą kobietę, liczył że jego ludzie będą na tyle rozgarnięci żeby wiedzieć gdzie zataszczyć łupy - do centrum owego zadupia.
//Coś czuje że ten brak pochodni przypieczętował los Wulfryka, a małe dziecko zapamięta.
Właściciel
//Ja wątpię czy obaj doczekamy chwili, kiedy gówniak na tyle podrośnie, żeby wypełnić swoją zemstę.//
Idąc tam musiałeś robić spore kroki, żeby nie przewrócić się o zarżnięte zwierzęta lub ludzi. Choć dla Was to było dosłownie jedno i to samo. Niemniej, rzeczywiście, w centrum małej wioski rybackiej gromadzono wszystko, co miało dla wikingów jakąkolwiek wartość: Narzędzia, ozdoby, skromną ilość złota, ubrania, pożywienie, alkohol i tym podobne. No i oczywiście ludzi, w różnym wieku i płci, najpewniej mieli za zadanie posortować ich później. W większości byli przytomni, choć znalazło się kilku rozwleczonych na ziemi. Reszty pilnował pojedynczy Mutant, który aż nadto wystarczy.
Spojrzał na owego mutanta, i ocenił łupy - uważając że raczej już prawie wszystko zostało zrabowane a jego ludzie tylko bili się o resztki został na miejscu
- Widzę że kilku próbowało spierdzielić co ?- zaśmiał się skinąwszy do owych rozwleczonych na ziemi -.
Właściciel
- Jeszcze lepiej. - odrzekł, ledwo hamując śmiech. - Walczyć. - dopowiedział i teraz już nie wytrzymał, zaś jego rechot dziwnie kontrastował z krzykami mordowanych wokół ludzi.
Dołączył do jego śmiechu szarpiąc swoją brodę z lekka ze znudzenia..prawie już zapomniał że wciąż trzymał kobietę za kark.
- Jak myślisz nada się dla Jarla ?- stwierdził patrząc na nią przez chwilę -.
Właściciel
Wydął wargi niczym ekspert, ocenił ją chwilę i powiedział:
- Ta, mi się podoba. Więc jak dla Jarla się nie nada, to wiesz komu ją zbyć...
- Ano, ano.- zaśmiał się z lekka kładąc swoją drugą rękę na swoim brzuchu który nagle zaburczał -. Przydałoby się coś opie**olić zanim wypłyniemy, tak myślę..
Właściciel
Ruchem głowy wskazał na łupy, pośród których było i jedzenie, a przeważnie ryby lub przetwory rybne, co było dość oczywiste. No, ewentualnie możesz opie**olić sobie takiego psa, kota lub konia, których trochę się tu znajdzie.
Tak też ruszył do owej górki, wrzucając kobietę do grupy złapanych niewolników bez zbędnych skrupułów - po czym zaczął obżerać się rybkami aż napełnił brzuch - liczył że w między czasie zacznie się tu już zbierać cała reszta najeźdźców.
Właściciel
Więcej czasu zeszło Wam się na szabrowaniu, niż walce, ale tak: Wraz z ostatnim dorszem, czy inną rybą, przybyli pozostali Mutanci, rzecz jasna w komplecie, dokładając do stosu kolejne łupy lub niewolników.
Stanął przed tym wszystkim i zaczął oceniać wzrokiem co bardziej pożytecznych niewolników jak dobrze zbudowani mężczyźni, młode, co ładniejsze kobiety - dalej spojrzał na zszabrowane towary, i kiedy to było zrobione zaczął dzielić niewolników i zdobyczne.
- Zabijcie tych.- stwierdził mówiąc o oddzielonych -. A resztę spalcie.
Właściciel
Do mordowania zabrali się nader chętnie, nic nie robiąc sobie z prób walki, ucieczki lub próśb o łaskę. Zapalanie szło oporniej,potrzebowali około dziesięciu minut, żeby skombinować pochodnie, ale w końcu się udało i podłożyli ogień. Reszta w tym czasie nie marnowała czasu, zabierając jeńców i łupy na drakkary.
Wulfryk zaś wolnym krokiem ruszył do owej kobiety którą sam porwał, o ile jeszcze tam była i pochwyciwszy ją w żelazny uścisk zaczął targać ku swojemu drakkarowi, gdy był na miejscu przysiadł przy dziobie, na swoim honorowym miejscu - wyczekując aż całe to zbieranie zostanie skończone.
Właściciel
I tak też się stało, załadowaliście wszystko na okręty i możecie ruszyć dalej, gdziekolwiek to będzie, aby pozostawić za sobą te płonące zgliszcza z nielicznymi trupami.
Pozwolił aby to wiatr ich prowadził - mieli jeszcze dość miejsca na jeden raid, a po drodze raczej nie mieli co liczyć na wpadnięcie na żadne większe miasta.
Właściciel
Plusem takich małych osad było to, że leżały dość blisko siebie, więc pewnie niedługo traficie na kolejne łupy. Problemem za to mogło być, że mieszkańcy takowych zauważą to, co tutaj zrobiliście i zdążą zawczasu uciec.
Był na to przygotowany ale no cóż, łup to wciąż łup, tak też liczył że swych majątków nie zdążą zebrać
Właściciel
Płynąc tak brzegiem trafiliście w końcu na uchodzącą do morza rzekę, chyba tę, o której wspominał Wam orkowy przewodnik.
- Na zachód panowie ! Trzymajcie się blisko brzegu, na pewno coś w końcu złapiemy !