Właścicielka
- Obojętnie. Powiedz o tym, o czym lubisz opowiadać, nie lubię sam zadawać pytań, bo cholernie często trafiam we wrażliwe punkty.
Konto usunięte
-Nie mam pojęcia co powiedzieć. Mieszkałam sama w dość przeciętnym domu, nie miałam zbyt licznej rodziny. Coś jeszcze? Nie wiem co dopowiedzieć.
Właścicielka
- Jakie było miejsce, w którym mieszkałaś? Gdzieś na uboczu czy w środku miejskiego życia?
Konto usunięte
-Bardziej w środku, mnóstwo ludzi w jednym miejscu. Do tego psy, koty, gołębie. Niezbyt lubię takie życie.
Właścicielka
- A jakie wolisz życie? Na uboczu? Gdzieś w oddali? Gdzieś, gdzie nikt nie wie?
Konto usunięte
-Na uboczu, takie jest najlepsze.
Właścicielka
- Może gdzieś niedaleko taie znajdziesz, señorita. Spójrz, już niedługo przyjedziemy do Donii. - wskazał zabudowania, coraz wyraźniej widoczne dla oka.
To teraz zmiana tematu na Donię.
Właścicielka
Sully przytaknął, więc pojechali, zostawiając za sobą elektronikę i wyjeżdżając spowrotem na Nizinę, gdzie było o wiele przyjemniej.
Verdi już się nie odzywał, zajął się prowadzeniem wozu. Była całkiem ładna pogoda i czuć było morską bryzę.
Shin westchnął z ulgą, objął ramieniem czarnowłosego. Wolał siedzieć cicho, żeby nie palnąć niczego głupiego.
Właścicielka
- Chcecie jakiś kocyk, czy coś? Wyglądacie jakbyście mieli zaraz zasnąć... - uśmiechał się Verdi.
-A poprosimy kocyk... -szatyn sam się zaśmiał. -Tak tutaj wygodnie...
Właścicielka
Sully złapał kocyk, który rzucił im fioletowowłosy i okrył nim Shina.
- Oo... jak fajnie wyglądasz. - zachichotał.
-Racja, racja. -mruknął po czym przykrył także Sullyego.
Właścicielka
- Mi tam dobrze. - westchnął Sully, lekko się odkrywając. - Tak przyjemnie być coraz bliżej, prawda?
Szatyn skinął głową milcząc. Było mu tak dobrze...
Właścicielka
Sully przytulił się do niego mocno i pocałował go w policzek z uśmiechem na ustach.
- A ile dni my w ogóle jesteśmy razem? - zachichotał.
-A wiesz, że sam nie wiem? -poruszył się lekko. -Tydzień? Może dwa, trzy? Nie odliczałem dni... -przygryzł wargę myśląc nad pytaniem czarnowłosego.
Właścicielka
- Heh... ten czas naprawdę jest pokraczny...
-No niestety... -objął go ramieniem i złączył ich usta. -Czas tak szybko mknie przy tobie, Sulluś...-zaśmiał się cicho.
Właścicielka
- Shin, on wcale nie mknie, tylko stoi. Czuję się jakbym był z tobą od założenia świata, a jestem może tydzień. Ale to nawet lepiej.
-Ta.. Jasne, że lepiej... -położył głowę na jego ramieniu.
Właścicielka
Gdy tak gadali, szybko dojechali do zadymionego Rebel, zostawiając zapach morskiej bryzy za sobą.
Miłość aż po wieki :# Zmiana tematu
Właścicielka
Lewis prychnął, ale jak się okazało, nie było to do Daniela, a do konia. Wóz ruszył, a Lewis skierował go na główną wylotową drogę z Beginu, ku rozdrożu i skręcił w środkową drogę.
Była względnie ładna pogoda, lekki wiatr rozwiewał Danielowi włosy, a okolica z pewnością była przyjemnym dla niego widokiem.
Konto usunięte
-Ile mniej więcej będziemy tym jechać?- Zapytał się jakby od niechcenia Daniel. Co chwila się jednak rozglądał. Nigdy nie widział tyle zieleni w jedynym miejscu. Las który otaczał jego miasto był po prostu szary, a nie zielony.
Właścicielka
- Ze dwie godziny. - westchnął Lewis. - Lubię tą okolicę, jest z niej niezła sceneria do moich opowieści. - uśmiechnął się, zmieniając temat.
Konto usunięte
Spojrzał na Kapelusznika. -O czym tak w ogóle piszesz?- Zapytał, lekko przekręcając głowę.
Właścicielka
- O przygodach, miłościach i wielkich przyjaźniach. Czyli tym co w życiu potrzebne. - uśmiechnął się lekko.
Wóz podskakiwał na kamieniach, ale Martha nic sobie z tego nie miała i... zasnęła.
Konto usunięte
Daniel lekko się skrzywil. -Ta, rzeczywiście.- Mruknął, niewiadomo czy ironicznie, czy podzielal zdanie mężczyzny. Kizial Marthę za uchem.
Właścicielka
Lewis nic więcej nie mówił, nie było jednoznaczne, z jakiego powodu. Na niebie powoli zaczęły zbierać się ciemne chmury, jednak Kapelusznik niezbyt się tym przejął.
Konto usunięte
Daniel ułożył sie wygodniej, unosząc głowę. Spojrzał na chmury, śledząc je wzrokiem. -Myślisz, ze będzie padać?- Zapytał w końcu.
Właścicielka
- Z tymi chmurami to nic nie wiadomo, znając jednak życie, szybko będą gdzieś indziej, bardziej nad morzem i w ogóle.
Chmury jakby na dłuższą chwilę przestały się zbierać, by jednak później zaczęło z nich leciutko popadywać.
Konto usunięte
Daniel spojrzał na mężczyznę, unosząc brwi. -Czuje sie oszukany.- Stwierdził, jednak dość, o ironio, pogodnym tonem.
Właścicielka
- Najwyraźniej życie lubi mnie wkurzać. - wzruszył ramionami, po czym popędził konia.
Deszcz powoli, ale stanowczo się nasilał.
Konto usunięte
Daniel schował kota do bluzy. Dosłownie. A potem narzucil na siebie kaptur. -Wszyscy umrzemy.- Westchnął, mówiąc to w sumie tak trochę z dupy.
Właścicielka
- Tak, od hamburgerów i pluszowych kotów. A przynajmniej w teorii. - westchnął Lewis.
Gdzieś w oddali gruchnął grzmot.
Konto usunięte
Ciemnowłosy odruchowo się skulił. Po chwili zachichotał. -Pluszowe koty są złe. Tylko czekają by rozpłatac ci gardło swoimi pluszowymi pazurami.-
Właścicielka
- A kiedy ledwo cię podrapią, niewinnie patrzą w ciebie tymi szklanymi oczami. Brrr... - wzdrygnął się Lewis.
Grzmot był jakby bliższy, co zdecydowanie humoru nie poprawiało.
Konto usunięte
Daniel spojrzał w dal. -Ma tu niczego gdzie można by się schować?- Zapytał cicho.
Właścicielka
-Może i coś by się znalazło... - zaczął Lewis, ale przerwał mu piorun, który walnął dosłownie tuż koło nich.
Koń poderwał się wystraszony, a że wóz był lichy, szybko się zerwał i uciekł. Pojazd za to się wywrócił i obaj spadli. Daniel poczuł zderzenie z ziemią i zobaczył ciemność.
Gdy się obudził, leżał w łóżku sam. Naprzeciwko spał Lewis, przykryty kocem. W najwyraźniej blaszany dach uderzał mocny deszcz, może nawet grad. Tymczasem z innego pokoju dochodziła rozmowa.
- Dziękuję ci za pomoc, nie mogłam pozwolić, by ci dwaj zostali tak na tym deszczu, a jestem za stara, by sobie poradzić. - był to głos starszej kobiety.
- Tylko żeby się nie potłukli, jak się obudzą... Lewiś jest taki lekkomyślny... Poza tym, muszę już znikać, mam sporo do zrobienia. - rzucił o wiele młodszy głos i więcej się nie odezwał.
- Ja się wszystkim zajmę, nawet tym uroczym kotkiem. No mała, jedz.
Konto usunięte
Daniel jęknął, unosząc sie do pozycji siedzącej. Przez chwilę próbował ogarnąć co sie stało, że tu wylądował, ale w myślach zobaczył jednie mgliste wspomnienia. Usiadł na łóżku, zerkajac na Lewisa. Westchnął cicho i wstał. Skierował się do pomieszczenia, skąd było słychać rozmowę.
Właścicielka
W pokoiku przy stole siedziały dwie kobiety - pierwsza była starszą panią, głaszczącą właśnie Marthę, a druga była o wiele młodsza, miała czarne jak noc włosy i niemalże świecące, fioletowe oczy.
- Och, jak się czujesz? - zapytała z troską starsza pani.
Konto usunięte
Daniel niepewnie kiwnął głową. -Chyba dobrze.- Mruknął, najpierw skupiając się na kobietach, a później na całym pokoju. -Co się tak w ogóle stało...?-
Właścicielka
- Koń się spłoszył i przewrócił wóz, przez co ty i Lewiś walnęliście o ziemię. No i doktor Pigwa was znalazła...
- Kizuko, nie leczyłam nikogo od... prawie wieków. - zaśmiała się starsza kobieta. - Chłopcze, może się przedstawisz?
Konto usunięte
No fakt, teraz sobie przypomniał. Piorun uderzył bardzo blisko ich i... Potrzasnal głową. -Jestem Daniel. Daniel Laush. Chciałbym podziękować... Za ratunek.- Uśmiechnął się krzywo.
Właścicielka
- Hohoho, drogi Danielu, to nic wielkiego. Innym trzeba pomagać, prawda? - zaśmiała się doktor Pigwa, dalej głaszcząc Marthę. - Chcesz może herbaty? Na zewnątrz i tak nie pójdziemy, bo jest gradobicie.
Konto usunięte
Daniel uśmiechnął się, o wiele milej niż poprzednio. -Z przyjemnością się napije.- Stwierdził. Po chwili spojrzał na kota, a jego usta bezdźwięcznie powiedziały "zdrajca".
Właścicielka
Martha wskoczyła na stół i położyła się między kubkami, miaucząc cicho.
- Heh, musiałam ją zabrać, bo co chwila wchodziła ci na twarz. Zapierała się siłą, dopiero jedzeniem ją zachęciłam. Kotki potrafią być naprawdę wojownicze.
- Ale to najczęściej wtedy, gdy należą do właściciela. - zachichotała Kizuka, podkreślając ostatnie słowo.
Konto usunięte
Daniel uniósł brew. Więc jednak Martha go nie zdradziła. Chłopak wzruszył ramionami, siadając na krześle. -To nic.- Powiedział. -Moja twarz to jej ulubione miejsce do spania.- Uśmiechnął się.
Właścicielka
- Najwyraźniej wie co dobre. - rzuciła Kizuka, wstając. - Pójdę zaparzyć tej herbaty.
Martha znów miauknęła, pewnie chcąc zwrócić na siebie uwagę.