Właściciel
Po ciężkim do określenia czasie do pomieszczenia weszła reszta oddziału. A może kogoś brakowało? Tak czy owak przybyli nie odzywali się do niego, a jedynie usiedli bądź położyli się na swoich łóżkach w niezręcznej dość ciszy
Leżał spokojnie jednak po kilku minutach otworzył oczy i wyciągnął nóż po czym szybkim ruchem przeciął sobie polik i cicho zaczął mówić modlitwę Egzekutorów.
- Krew jest ich, kąpiemy się w niej, jesteśmy Egzekutorami.
Mówiąc to przeciął sobie drugi polik.
- Nasza pani to Śmierć, nie ugniemy się, jesteśmy panami i sługami.
Przeciął sobie lekko brodę.
- Nie ugniemy się...
Po tym zaczął cicho nucić dalszą część, a raczej cicho śpiewać. Był w transie.
Właściciel
//Polik? Miałeś na myśli policzek?//
//Nie, wcale. Nogę. No jasne, że k... policzek. polik jest poprawną formą. //
Właściciel
Z drugiego końca pomieszczenia (w końcu wziął łóżko z dala od innych) słyszał niewyraźnie wymianę zdań:
- Powinniśmy coś zrobić?
- Chyba dopadł go stres bitewny, czy coś w tym rodzaju
- To totalny świr! Lepiej go zostawmy
- Co tutejsi sobie o nas pomyślą...
Po jakimś czasie przestał. Ucichł. Był jakby kamieniem. Bez ruchu, bez oddychania. Oddychał lecz niesłyszalnie.
Właściciel
- O, teraz się uspokoił...
- Może faktycznie coś mu jest? Zabierzmy go do skrzydła szpitalnego
- W sumie możemy... dobra, Warren, chodź pomóż...
Dwóch żołnierzy podeszło do jego łóżka i chwyciło go za ręce i nogi, zapewne z zamiarem zaniesienia go gdzieś.
- Jeśli mńe nie puścicie otworzę ten granat. Wszyscy zginiemy. Zrozumiano? Nie znacie się na Egzekutorach, to jest nasza modlitwa po każdej bitwie. A teraz mnie puścić bo dopiero co się uspokoiłem.
Błysk w jego oczach był wyraźny, jego słowa były prawdziwe. Wyciągnął granat i trzymał zawleczkę tak aby ją wyciągnąć jednym sprawnym ruchem.
Właściciel
Żołnierze spojrzeli po sobie, puścili go i odsunęli się parę kroków.
Trzymał granat cały czas patrząc a nich niczym na nieposłuszne dzieci.
//Daj mi jakąś kobietę... ;-; //
Właściciel
- Emm... mógłbyś to odłożyć? - uprzejmie poprosił ktoś z tyłu
Schował granat jednak trzymał go nadal w ręce z tyłu.
- Mógłbym, skoro wszystko wyjaśniliśmy to powiedźcie mi jedno. Jest tu jakiś sierociniec?
Właściciel
- A czemu pytasz? - powoli odparł Grand, najwyraźniej obawiając się potencjalnych intencji Jacka
- Mam za zadanie poszukać potencjalnych kandydatek do nowej grupy. Reszta informacji jest tajna.
Wzruszył ramionami.
//Kiedy jesteś tak zdesperowany i zamiast postarać się zamoczyć w realu, próbujesz w necie.//
//Ja nie ty, że muszę rączką się męczyć :v //
Właściciel
Rozmówca zmierzył Jacka spojrzeniem, które jakimś sposobem zdawało się wyrażać obawę, groźbę i rezygnację jednocześnie.
- Nie studiowałem planu miasta tak dokładnie. Na logikę sierociniec powinien znajdować się gdzieś na przedmieściach, a my jesteśmy bezpośrednio nad centrum. Wiec nie wróżę twojej 'rekrutacji' zbyt dobrze.
- Rozumiem, a jest tu jakieś urządzenie do wysłania wiadomości do Ziemi?
Wyciągnął papierosa i go zapalił.
Właściciel
- Um... jasne, nawet kafejka internetowa zdałaby egzamin. Ziemia jest tylko półtorej sekundy świetlnej stąd.
- To dobrze. Bardzo dobrze.
Palił dalej.
Właściciel
- To... my może pójdziemy świętować zwycięstwo - powiedział Grand, po czym skierował się w stronę wyjścia, a za nim reszta oddziału
- Uważajcie na plecy.
Co dziwne powiedział to... normalnym głosem. Potem schował zabezpieczony granat i wstał. Zaczął wykonywać różne ćwiczenia fizyczne.
Właściciel
Tak więc żołnierze wyszli z pomieszczenia, a psychopata robił skłony, przysiady czy co tam chciał.
Po kilku godzinach ćwiczeń położył się na łóżku i zasnął.
Właściciel
Po intensywnych ćwiczeniach spało mu się dość kiepsko. Obudziły go kroki dobiegające z korytarza.
Od razu otworzył oczy i wstał. Wziął pistolet do ręki i wycelował w drzwi.
Właściciel
Nastała chwila ciszy. Jednak już w następnej chwili dioda obok drzwi zalśniła na zielono, sygnalizując iż zostały przez kogoś odblokowane.
Odbezpieczył pistolet i czekał.
Właściciel
Drzwi zaczęły się uchylać, jednak Jack nie widział jeszcze kto je popycha. Widocznie ktoś starał się być naprawdę ostrożny, skoro zwyczajnie nie wparował do pomieszczenia. Drzwi były wykonane z metalu, ale pocisk z pistoletu plazmowego powinien je z łatwością przebić. Jeśli Ziemianin zamierzał strzelać, to teraz była niezła okazja.
Jednak nie strzelał, cicho zsunął się z łóżka i celował dalej. Leżał na ziemi.
Właściciel
Do pomieszczenia weszła jakaś osoba, oświetlając je - gdyż było obecnie w trybie nocnym - latarką. Najwyraźniej nie dostrzegła jeszcze Jacka, i przy odrobinie szczęścia go nie dojrzy na podłodze.
Leżał w bezruchu celując w postać, po cichu wyciągnął granat.
Właściciel
Po chwili osoba ta wyłączyła latarkę
- Chyba go tu nie ma - powiedziała, nie wiadomo do kogo
Włączył noktowizor po czym po cichu wstał i zaszedł przybysza z boku i wycelował w jego głowę.
- Dzień dobry. Nie ruszaj się bo granat wybuchnie.
Trzymał palec na zawleczce od granatu.
Właściciel
Nieznajomy - bo był to raczej mężczyzna - natychmiast zamarł. Tymczasem zza drzwi doszedł kolejny głos:
- Pewnie włóczy się gdzieś po mieście. Zaczaimy się tutaj i poczekamy.
- Powiedź im, żeby weszli. Pamiętaj, ten granat ma ogromną moc rażenia. W końcu jestem pie**olonym Egzekutorem. I jestem z nich najgorszy.
Powiedział cicho.
- Masz udawać, że mnie tu nie ma, inaczej zdechniesz. A potem wezwę Egzekutorów. Cały Księżyc spłynie waszą krwią. Dzieci i inni będą ginąć na całym Księżycu.
Właściciel
Jeniec nie musiał nawet nic mówić, gdyż w trakcie pogróżek Jacka w drzwiach stanęły dwie kolejne osoby, z jakimiś pukawkami w dłoniach. Ziemianin nie był w stanie zobaczyć ich twarzy ani szczegółów uzbrojenia z powodu mroku, ale raczej mógł ich spokojnie trafić.
Strzelił im w nogi po czym otworzył jednemu usta i wpakował tam granat. Nadal trzymał za zawleczkę.
- No to teraz proszę państwa, mówić ku*wa czego chcecie.
Właściciel
Niestety, po przestrzeleniu nóg pistoletem plazmowym byli oni zbyt zajęci wrzeszczeniem, aby cokolwiek powiedzieć.
Czekał aż się uciszą i zabrał im całą broń. Gdy w końcu się uspokoili ponowił pytanie.
Właściciel
- My... - jeden jakoś zdołał się opanować - My mieliśmy cię zgarnąć... zanim staniesz się zagrożeniem dla otoczenia.
- Rozumiem.
Zastrzelił ich, po czym połączył się z dowódcą.
- Mamy problem, do koszar.
Wyłączył krótkofalówkę.
Właściciel
Tak więc stał sobie, w towarzystwie trzech zmasakrowanych trupów. Atmosfera była całkiem przyjemna.
Zapalił papierosa i przeszukał ich spokojnie.
Właściciel
Mieli przy sobie głównie broń obezwładniającą i jakieś akcesoria. Do strzelaniny nie byli zbyt dobrze przygotowani.
- Idioci. Będzie trzeba skontaktować się z Egzekutorami.
Właściciel
Trupy mu nie odpowiedziały.
//Nie żyją? To faktycznie może być problem.//
- Wiecie moje dzieci.
Powiedział do trupów.
- Ja was kocham, was wszystkich.
Zaśmiał się chrapliwie po czym zaczekał na dowódcę.
Właściciel
Ten zjawił się w towarzystwie większości składu i natychmiast zaczął zadawać pytania.
- Co się dzieje? Co... - zauważył leżące na podłodze ciała - Co tu się do cholery stało?