-Uda się, sam przyjdzie. Jonathan utrzymuje kontakt z pewnym przemytnikiem, który ma porwać pewną elfkę. To może sprowadzić tego brata na wyspę.
Właściciel
- Jesteś bardzo pewny tych słów. Obyś mnie nie zawiódł.
-Jeszcze nie zdarzyła się taka sytuacja.
Właściciel
- Zawsze jest ten pierwszy raz. I ostatni.
Kiwnął głową.
-Jeszcze jakieś zadania?
Właściciel
- Miej na oku Jonathana i melduj mi o tym co uznasz za podejrzane.
Właściciel
- Jeśli to wszystko to możesz odejść.
Lekko się ukłonił i i wyszedł.
Sprawdził, czy już wsparcie orków się ustawia.
Właściciel
Nie zanosiło się na jakiekolwiek wsparcie. Orkowie trenowali, odpoczywali lub chodzili dwójkami i trójkami po murach.
Wrócił więc do Jonathana.
Właściciel
//Zmiana tematu. Zacznij.//
Brutus szedł w kierunku pałacu.
Właściciel
I Brutus doszedł do bramy pilnowanej przez Orków.
Właściciel
Przepuścili Cię bez zbędnych pytań.
Ruszył wprost do jego gabinetu, ale przez salę tronową. Kto wie? Może akurat tam jest?
Właściciel
W sali tronowej go nie było. Pozostał gabinet.
Poszedł tam, zapukał do drzwi.
Właściciel
- Wejść! - usłyszałeś rutynową komendę i szczęk zamka.
Wszedł do środka.
-Lordzie.
Właściciel
- Co tym razem? - zapytał, najwyraźniej wątpiąc w to, że masz jakieś ciekawe informacje.
-Nic ciekawego. Jonathan kazał wybudować orkom taran i katapulty. Prosił również o ''różę'', o ile to możliwe.
Właściciel
- Jak znowu różę? - zapytał zaciekawiony machinacjami swego ucznia.
-Od innych orków słyszałem, że zajmuje się jaką książką, na której było wyryte słowo ''Rosen'', co znaczy Róża. Chodzi o taką roślinę, czerwone płatki, kolce na łodydze...
Właściciel
- Ach tak... Słyszałem o tej roślinie... - powiedział dość wymijająco, choć na pewno wiedział więcej.
Właściciel
- O ile mi wiadomo to tyko w kilku miejscach w Elarid...
-Można wiedzieć, w jakich?
Właściciel
- Nie, nie można. Jeśli nie jest do niczego potrzebna to nie można. - stwierdził nieco zirytowany Lord.
-Mi nie jest. Ale Jonathanowi z jakiejś przyczyny jest.
Właściciel
- Niby do czego? Zaczął się nagle interesować botaniką? - zakpił.
-Nawet gdyby tak było, nie szukałby akurat tej rośliny.
Właściciel
- Są trzy. - powiedział Lord po dłuższym milczeniu. - Jedna zaginęła, druga znajduje się w odległym mieście Elfów, a ostatniej pilnuje smok. Dobrze spożytkujcie tę wiedzę. A teraz odjedź.
Kiwnął głową.
Wychodząc rzucił ostatnie zdanie.
-Jedyne, co może spowolnić proces szukania róży przez twojego ucznia, to jak najszybsza bitwa z krasnoludami.
Po tych słowach zamknął drzwi i odszedł.
Prosto do zamku Jonathana.
Właściciel
Drzwi zamknęły się za Tobą z głuchym szczękiem zamka. Lord mruknął coś, ale niezbyt wyraźnie.
//Ta róża jest bardzo potrzebna?
Wrócił do siebie.
Właściciel
//Ta Ci pewien fajny bonus, ale i bez tego masz spore szanse na zrealizowanie swych celów.//
Wróciłeś do siebie.
- No, nie powiem nawet niezły zamek .- przerwał -. Nie chciałbyś go na siedzibę rodową czy cośtam ?-. zagadał Baron jadąc obok starego znajomego -.
Właściciel
- Za mroczne klimaty. - stwierdził Walon. - Poza tym pewnie śmierdzi Orkami.
Natomiast armia spokojnie zbliża się do zamku, a na drodze stoją Wam tylko nieliczne kamienie. Nic niezwykłego.
- Ej tak mnie zastanawia, jak cię spotkałem to ty nie miałeś psa ?- zaczął kolejny temat na rozmowę dalej prowadząc kolumnę -.
Właściciel
- Właściwie to nie jest pies, ale tak... Miałem. Właściwie to nadal mam, ale ostatnio stracił swój morderczy temperament. Mam go całe życie, więc obawiam się, że może już kończyć żywot.
- Śmierć tak bliskiego zwierzęcia to jak śmierć przyjaciela .- pokiwał smętnie głową -. Miło by było wrócić kiedyś do życia Barona, ale to już chyba zamknięty rozdział mojego krasnoludzkiego żywota .
Właściciel
- Księciu nie wypada ganiać po piwnicach, spinać się nad lawą, bić się z pająkami i pływać w fosie pełnej wielkich żab. - stwierdził ze śmiechem Walon wspominając Wasze dawne przygody.
Uśmiechnął się szeroko
- Co do tych pająków to zdarza mi się na nie zbyt często wpadać.. oj zbyt często .
Właściciel
Walon już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle kamień, na którym stanął jego koń eksplodował z niewiarygodną siłą jak na taki mały przedmiot. Inne również eksplodowały, gdy stawali na nich Giganci lub Krasnoludy czy ich konie. Tych pierwszych niezbyt to obeszło, ale żołnierze i ich wierzchowce padali ranni, a nawet martwi.
- Zatrzymać się !- krzyknął -. Stać !- po czym dodał -. Giganci ! Pozbądźcie się tych kamieni !
Właściciel
No i zaczęli je rozdeptywać, aż oczyścili drogę.
Natomiast Walon leżał pod rannym koniem, któremu wybuchł urwał przednie nogi i poharatał tylne. W końcu się spod niego wygramolił.
- Co to, ku*wa, było? - zapytał.
- Wybuchający kamień .- odparł beztrosko -.
Właściciel
- A jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce. - stwierdził po czym dodał: - Tam to dopiero będzie wesoło.