No, teraz udał się do tutejszego wodza.

Wraz ze swoją obstawą spotkałeś go w połowie drogi do jego kwatery, gdyż razem z parą strażników miał ten sam pomysł co Ty.

-No, teraz możemy przejść do rzeczy.

- Owszem. - powiedział, kiwając głową w stronę swej siedziby, gdzie to się udał.
- O co dokładnie chodzi? - spytał jeszcze w trakcie drogi do domu.

Ruszył, wyrównując krok.
-Sprawy organizacyjne, a dokładniej propozycje.

Skinął głową, rozumiejąc o co chodzi i zachęcając Cię do rozwinięcie tematu.

-Otóż poprzedni władca wioski, którą przejąłem lubił grabić inne. Szkoda trochę, że przeje*ał, bo zginął wraz z mnóstwem strażników. Dlatego też miałem propozycję połączenia wpływów na polu kwadratów. Zamierzam dogadać się z tym trzecim władcą i jednocześnie zagospodarować ten "trójkąt", by zdobyć na tym wiele korzyści. Dla każdego z nas, oczywiście.

- Z tego, co mówisz, wynika że Twoja wioska nie ma wojska. Niby czym poprzesz swoją propozycję?

-Swym doświadczeniem, sprzętem i zmysłem taktycznym. Ilu spotkałeś wojowników, którzy byli na wszystkich kontynentach, działali z Magami i eliminowali problemy od lat?

Wymowne milczenie jest równie wymowną odpowiedzią, czyli punkt dla Ciebie.

-Wiem, że na pojedyńczą osobę... wojownika... nie wydaje się to być sporo, jednakże wiem, jak przekształcić te trzy wioski w coś istotnego. Coś, co bardzo wzmocniłoby naszą pozycję.

- Powiedzmy, że się zgodzę... Z ostatnim wodzem już to omawiałeś czy przybyłeś najpierw do mnie?

-Jesteś pierwszym.

- Jeśli będzie pytał, to przekaż, że plan ma moja aprobatę.

-Jasna sprawa. To wszystko z mojej strony.

- Potrzebujesz jakichś zapasów na drogę? Ochrony? Czy może chcesz wypocząć?

-Nie ma takiej potrzeby, a jeżeli pozwolisz, to zostawię u ciebie mych ludzi, gdyż tylko spowalniają.

- Zapewnię im bezpieczeństwo, wyżywienie i schronienie. - odparł. - Coś jeszcze?

-Nic.

Pokiwał głową i odszedł, uznając to spotkanie za zakończone, zresztą słusznie. Właściwie to Ty też możesz się już zbierać.

Więc też ruszył samemu do drugiej wioski.

Podróż szła o wiele sprawniej, gdy nie wlokłeś ze sobą wojowników i służby, tak więc po chwili trafiłeś pod bramy osady, choć z racji kręcących się tam wozów musisz swoje odczekać.
Wioska położona była w widłach rzeki, na terenach podmokłych, a jednocześnie małym wzniesieniu. Poza zwykłymi chatami widziałeś tam też kuźnie, karczmę, nieco budowli przeznaczonych dla hodowli i rolnictwa, a także jeden murowany budynek. Być może siedziba lokalnego władcy lub świątynia? A może to i to?

To byłoby nawet zabawne, wkroczył do wioski.

Zabawne czy nie, do wioski nie wkroczyłeś.
- Czego? - spytał jeden ze strażników dość butnie, jakby sądząc, że bycie wyku*wistym i obwieszonym broniom Orkiem nic Ci nie da, gdy jesteś sam, a on z pięcioma kumplami.
Każdy ze strażników miał dużą tarczę obitą metalem, hełm, przeszywicę, kolczugę, miecz jednoręczny i nóż przy pasie oraz włócznię w dłoni.

Uderzył się lekko w pierść.
-Jestem dowódcą wioski. Obstawę zostawiłem u Valusa i sam zjawiłem się do Morgena w sprawie interesów.

- Nie przypominam sobie, żeby w jakiejś wiosce kręcił się Ork... A tym bardziej, żeby był jej wodzem, więc pewnie łżesz!

-Poprzedni też mnie wyśmiał, ale po tym jak zgodził się walczyć o tytuł wodza i przegrał, to już mu do śmiechu nie było. Wtedy też zostałem wodzem i ruszyłem załatwić sprawy polityczne.

Zapewne kojarzył poprzedniego wodza i wiedział w jaki sposób przejmuje się władzę, tak więc tylko skłonił Ci się lekko i wpuścił do wnętrza wioski, nie mając żadnych dodatkowych pytań.

ruszył prosto do siedziby tutejszego władcy.

Z pewnością była to ta jedyna zbudowana z kamienia budowla, acz mogłoby na to wskazywać też coś innego, na przykład istne zastępy wojska, które były naprawdę zbędne, nawet jeśli chciałoby się wywołać na kimś wrażenie. Niemniej, po kontroli zostałeś wpuszczony do środka, gdzie krótki, ciemny i wilgotny korytarz kończył się za zakrętem w jakimś znacznie lepiej oświetlonym i ogrzewanym pomieszczeniu, być może była to jego sala tronowa lub coś w tym guście?

Kłonić mu się nie będzie, tyle to z pewnością wiedział.

I pewnie nawzajem. Niemniej, wkroczyłeś do skromnej sali tronowej, gdzie władca wioski stał pochylony nad stołem z mapami, wraz z dwójką ciężkozbrojnych gwardzistów, dowódcą w równie praktycznym co eleganckim pancerzu, siwobrodym starcem i mężczyzną w popielatej szacie z kapturem oraz z drewnianym kosturem w dłoni.

Zapukał w ścianę.
-Dobry.

Wszyscy zwrócili swoje twarze ku Tobie, a gwardziści zrobili coś więcej, postępując o kilka kroków bliżej. Po wymianie kilku słów szeptem wszyscy, poza wodzem, starcem i Magiem, opuścili salę tronową.
- Kim jesteś i czego tu szukasz?

-Ja? Nowym wodzem wioski, który przyszedł się przywitać z Morgenem.

- To ja, i również Cię witam, choć nie mam bladego pojęcia kim w ogóle jesteś, przyjacielu.

Wyciągnął prawą dłoń do przywitania się.
-Borys.

- Morgen. - przedstawił się, jak się mogłeś spodziewać i podał Ci dłoń. - Co Cię do mnie sprawdza, hm?

-Sprawy organizacyjne.

- Już zaczynam Cię lubić, zwłaszcza za to, że liczysz się ze swoim i czyimś czasem, więc mówisz wszystko od razu.

-Czas to złoto, więc powiem od razu, że realizuję plan stworzenia strefy wpływów. Wioski połączone palisadą, a jej wnętrze przerobione na część użytkową. Wszystkie trzy wioski.

- To niewykonywalne, odległość między poszczególnymi wsiami jest zbyt duża, wiązałoby się to też z przecięciem kilku gościńców i jednej z ważniejszych dróg w okolicy. Zresztą, nawet gdyby, to nie mogę Ci pomóc, mam wystarczająco wiele własnych problemów na głowie. - powiedział i chyba miał na myśli zebraną pod pałacem armię lub cel, w którym ma być wykorzystana.

-Mógłbym w tym pomóc.

- Mam taki problem, że pewien szlachcic mieszkający nieopodal wynajął sporą grupę najemników, głównie Twoich ziomków i nieco Minotaurów, tych dużych i wielkich. Problem był tylko taki, że jak odwalili swoją robotę, to on ich próbował zrobić w ch*ja i nie płacić. A im się to nie spodobało, wiadomo, i przepędzili go, a potem zaczęli panoszyć się po okolicy. Problem taki, że zagrażają teraz mojej wiosce, a pewnie niedługo i innym.

-A, są wśród nich Ziomkowie? Dawaj adres i idę pogadać.

- Twoi ziomkowie... Em... Rodacy, współplemieńcy, Orkowie. Rozumiesz? A obóz mają w starych ruinach na wzgórzu, nieopodal rzeki, jakieś półtora kilometra na wschód stąd.

-Daj mi dwa dni, bo też pić będę wieczorem.
Opuścił tego wodza i ruszył w kierunku tamtych ziomków, którzy zostali oszukani.

Wskazówki człowieka były nader trafne, więc bezproblemowo zlokalizowałeś ruiny. Pod górkę zaczyna robić się dopiero teraz, ponieważ, aby dostać się do obozu bandziorów na drugim brzegu rzeki musiałeś jakoś ją przekroczyć. Teraz pozostaje wybór: Wpław gdziekolwiek czy na brodzie, który bandyci mogli zaopatrzyć w pułapki? Chociaż z drugiej strony rzeka też nie jest jakimś tam byle strumyczkiem...

Bród. A swoją broń też mógł wykorzystać, żeby bacznie sprawdzać, gdzie chce postawić kroki. I to też robił.

Bród przekroczyłeś może i nie suchą, ale za to całą stopą. Ale co czeka na Ciebie na brzegu?