Właścicielka
PizzaBoy:
Mężczyzna wręczył mu klucz, nie puszczając jednak od razu jego dłoni. Miał nienaturalnie zimną, wręcz lodowatą w dotyku skórę, której dotyk przyprawiał o ciarki i nagły, nieuzasadniony napad paniki.
- Jedna rzecz - jego uśmiech nagle poszerzył się, wręcz nienaturalnie, odsłaniając rzędy ostrych niczym brzytwy, zabarwionych czerwienią krwi zębów. W jego czarnych jak otchłań oczach nie było nic, poza obłędem, który rozsiewały samym swym spojrzeniem.
- Witaj w Świecie Dantego, Tim - jego dłoń zamieniła się w lepkie, czarne szpony, których ostre końce wbiły się chłopakowi w rękę, raniąc aż do krwi i dostarczając nienaturalnego bólu, który w śnie nie powinien mieć w ogóle miejsca. Istoty do ludzi niepodobne waliły wściekle pięściami w bramę, warczały, ryczały i skowytały, zażarcie chcąc rzucić się na nich, ale oddzielająca ich od Tima i zapewne Dantego (w końcu mówił, że to on stworzył ten świat) nie pozwalała im na to. Wystawiały łby, pazury i odnóża przez pręty ogrodzenia, o milimetry mijając dotykiem ciało Tima. Dante przekrzywił nienaturalnie głowę, tak, że każdemu normalnemu człowiekowi złamałby się kark.
- Miłych wrażeń - w tle rozbrzmiewał psychiczny, niemal opętańczy śmiech, mimo iż usta upiora nie otwierały się więcej, nie licząc tego przerażającego uśmiechu na jego szkaradnym, białym obliczu. Jego ciało na oczach Tima zaczęło gnić i rozpadać się, a odór był zbyt wyraźny jak na sen. Chwyt na ręce chłopaka poluźnił się, a po chwili w miejscu, gdzie stała mara senna, znajdowały się tylko gnijące kawałki mięsa i spasione, obrzydliwe karaluchy, biegające w tę i z powrotem, jakby to one były zagrożone.
Niemamnietu:
Sen. Zapadł w sen i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Stał po drugiej stronie zatłoczonej przez kreatury ulicy, a na jego oczach istoty człowiekowi niepodobne dobijały się do bramy, za którą stał jakiś czarnowłosy chłopak z kluczami w ręku, który wydawał się Lukasowi jakoś tak dziwnie znajomy. Bestie na ulicy miotały się i rzucały tak, jakby chciały rozerwać go na strzępy, na Lukasa zaś nie zwracając najmniejszej uwagi, jakby go tu wcale nie było. Może to i lepiej?
- Współczuję - odezwał się jakiś głos za jego plecami - Utraty najukochańszej siostry. Na pewno za nią tęsknisz, czyż nie? - czarnowłosy, z lekka niepokojąco blady mężczyzna uśmiechał się uprzejmie do Lukasa, lecz jego czarne, pozbawione emocji oczy przywodziły na myśl umarlaka, który dokonał żywota naprawdę paskudną, wręcz niewyobrażalną śmiercią.
- Mogę ci pomóc. W zamian za jedną grę.