Właścicielka
Kuba:
Był to John Quentin, czterdziestoletni mężczyzna.
Radio:
Po kilku minutach dojechałaś do domu Clintona, zaparkowałaś obok.
//A Siergiej?//
Włożył dowód z powrotem do portfela i schował go do torby, może przyda się jego bratu? Niemniej, ruszył właśnie w kierunku lombardu, choć po drodze wypatrywał kolejnych pechowców i okazji.
Właścicielka
Kuba:
Siergiej:
Po kilkunastu minutach trafiłeś pod adres, był to mały dom jednorodzinny.
Terry:
Niestety nic ciekawego już nie wypatrzyłeś, więc poszedłeś do lombardu.
// Zmiana tematu. zacznę.//
Zapukał, ewentualnie zadzwonił, grunt żeby tam w środku wiedzieli, że ktoś przyszedł.
Właścicielka
Otworzyła Ci mała dziewczynka, na oko 10 lat.
- Dzień dobry... - Powiedziała niepewnie.
Zaparkowała pod domem i zamknęła samochód. Po tym weszła do domu. Było tu jakieś radio?
- Ja do rodziców. - powiedział, wskazując na paczkę.
Właścicielka
Radio:
Tak, znalazłaś je po chwili. W środku, w salonie na kanapie siedział Clinton.
- Po co przyszłaś? Myślałem, że mamy się spotkać za godzinę pod sklepem.
Kuba:
- A...Aha... - Otworzyła szerzej drzwi pozwalając Ci wejść.
- Chciałam posłuchać muzyki. - Wzruszyła ramionami i włączyła jakąś miłą dla ucha stację. Jak gdyby nigdy nic rozwaliła się na kanapie.
Tak też zrobił, rozglądając się za kimś dorosłym.
//Jak się w ogóle nazywa ten mój szef? W sumie wtopa, ale nie pytałem chyba wcześniej, albo zapomniałem.//
Właścicielka
Radio:
Tak też zrobiłaś a Clinton nieco się odsunął żeby zapewnić Ci miejsce.
Kuba:
// Nie pytałeś, nie wiesz :V //
Trafiłeś do salonu, a tam spotkałeś prawdopodobnego adresata, siedział na kanapie z jakąś kobietą, pewnie żoną. Dziewczynka pobiegła do innego pokoju. Mężczyzna zauważył Cię, wstał i podszedł bliżej.
- Dobry, kim pan jest? - Zapytał, miał rosyjski akcent.
- Kurierem. - odparł, zerkając na paczkę i adres. - Zdaje się, że to dla pana. - dodał, naciskając na środku, tak jak polecił mu jego szef w klubie.
Właścicielka
- Hm... Dzięki. Opłacona? - Zapytał odbierając paczkę. Przypomniałeś sobie, że po wręczeniu paczki miałeś od razu się wynieść.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, miałem to tylko dostarczyć, ale pewnie tak. - odparł i szybko opuścił dom, odchodząc jak najdalej... Czy w środku paczki było to, o czym pomyślał?
- W spożywczaku jest teraz jakaś baba. - Zaczęła, po czym kontynuowała: - Są dwie opcje. Albo zgodzi się na współpracę od razu, albo wyciągnie gnata i spróbuje nas odstrzelić. Co obwstawiasz? -
Właścicielka
Kuba:
Nie wiem o czym myślałeś ale po minucie od opuszczenia budynku usłyszałeś głośny huk. W paczce była bomba, na pewno zabiła wszystkich domowników. Zabiłeś małą dziewczynkę, jej ojca oraz matkę... Ale pieniądze to pieniądze...
Radio:
- Że co? Czemu jakaś kobieta z spożywczaka miałaby mieć broń ?
Ta, dokładnie o tym myślał... Ku*wa. Cóż, ulotnił się, wracając do klubu.
Właścicielka
Kuba:
// Zmiana tematu. Zacznę.//
- Trzeba brać pod uwagę każdy scenariusz. - Wzruszyła ramionami.
Właścicielka
Radio:
- Skoro tak mówisz. To co zrobimy ?
- Plan pozostaje bez zmian. Jedziemy, najpierw jeden spożywczak, później drugi. Zastanawiałam się też nad innymi opcjami rozwoju naszej małej, wesołej grupki. -
Właścicielka
- Na przykład jakimi ? - Zapytał zaciekawiony.
- Na przykład dzisiaj zwerbowałam tu dilera. Będzie przynosił 50% zysków. -
Właścicielka
- Jest to jakiś plan... Więc narkotyki i haracze. Może coś z tego wyjdzie, albo obudzimy się z poderżniętym gardłem. Kto wie. To co teraz?
- Ten handel narkotykami jest dosyć upośledzony, jeden diler to tyle co nic. Trzeba będzie załatwić źródło dragów i większą zgraję dilerów. A teraz? Teraz chyba się zbieramy. - Mówiąc to, wstała z kanapy.
Właścicielka
- Jasne, prowadź. - Odparł wstając z kanapy.
- Patrz, co kupiłam. - Pochwaliła się, zasiadając do samochodu, gdzie wciepła też Winchestera.
Właścicielka
- Nieźle, nieźle. Ale nieco obity. - Stwierdził fakt, po czym pojechaliście do slumsów.
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Właścicielka
Radio:
Po kilku minutach jazdy dojechaliście do domu twojego pasażera, na szczęście wszystko obyło się bez problemów z policją.
- No... To zje**liśmy. - Stwierdził.
- Ku*wa! - Trzasnęła w schowek dłonią, po czym się uspokoiła: - Wrócimy tam. W trzy osoby. -
Właścicielka
- W porządku. Co planujesz zrobić? - Spytał ciekawy.
- Jak to? - Odburknęła - Jeden będzie ubezpieczał tyły, jeden przód. Bez wolnych wyjść nam nie ucieknie. -
Właścicielka
- Ano... Jest to jakiś plan. To co teraz ?
Oparła się na fotelu i zamyśliła na moment:
- Jestem głodna. Masz ochotę na żarcie? Ja stawiam. -
Właścicielka
// Przed chwilą byli jeszcze w aucie, ale ok ;v//
- Jasne, mogę coś zjeść.
- To jedziemy. - Pojechała do fast foodu.
Właścicielka
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Właścicielka
Radio:
Po kilku minutach zaparkowałaś obok domu twojego współpracownika, ten wyszedł i poszedł w stronę swojego mieszkania.
Co by teraz mogła porobić Carmelita? Dużo dzisiaj zrobiła. Mają pod sobą jednego dilera i jeden lokal + haracze. To jednak wciąż mało. Bardzo mało.
Właścicielka
To już od Ciebie zależy, jest wiele rzeczy do zrobienia w półświatku.
Pojechała w pobliże bazy Żmii, tak, że dobrze można byłoby ją zobaczyć z dachu. Rozglądnęła się za jakąś drabinką/schodami na górę.
Właścicielka
// Zmiana tematu. Zacznę. //
Właścicielka
Radio:
Po paru minutach dojechałaś na miejsce, do domu Clintona. Zaparkowałaś obok.
Bez żadnych ceregieli weszła do mieszkania, w końcu była to siedziba jej gangu. Rozejrzała się za Clintonem.
Właścicielka
Cóż, tak łatwo drzwi sobie nie otworzyłaś, ponieważ były zamknięte. Otworzył ci je sam John, którego szukałaś.
- Och, cześć. O co chodzi?
- Chciałabym pogadać. O możliwościach. - Odpowiedziała.
Właścicielka
Gdy weszłaś zamknął drzwi na klucz i ruszył do salonu, gdzie usiadł na kanapie.
- Mhm... Co masz na myśli?
Carmelita stanęła przy drzwiach, opierając się o framugę: - Cokolwiek przynosi zysk i jest w naszym zasięgu. Wcześniej jedynie zbieraliście haracze, czy mieliście też jakieś...inne formy zarobków? -