Zwyczajny bar, którego właścicielem jest Kolumbijczyk, Alejandro Caldera. W środku można natknąć się na członków kartelu Kolumbijskiego, którzy także ochraniają te miejsce. Sam bar jest także przykrywką dla przemycania kokainy.
Usiadł przy ladzie.
-Szklanka Whiskey...
Powiedział do barmana.
-Ale przed tym, mam jedno małe pytanie.
Powiedział i spojrzał na barmana.
-Potrzebujesz kogoś do jakiejś robótki? Mam trochę czasu a pieniądze zawsze się przydadzą.
-Zależy jakiej pomocy potrzebujesz, heh.
Odpowiedział i wziął łyk whiskey.
-Powiedzmy, że jestem uniwersalnym człowiekiem.
Powiedział.
-Powiem Ci, że czasami tęsknię za tą cholerną Kubą, ale... Raczej nie podoba mi się myśl pójścia do woja, aby walczyć w imię Fidela.
- Hm, Kubańczyk? Mamy klienta, który chce sporo alkoholu z naszego baru. - Puścił ci oczko. - Przydałby się dodatkowy ochroniarz, na wypadek gdyby klient byłby agresywny.
- W Downtown, w domu jednego z naszych klientów. Transakcja odbędzie się za godzinę. Nasi ludzie zbiorą się tutaj, więc możesz tu zostać aż do ich przybycia.
Po godzinie do baru weszło trzech Kolumbijczyków, stanęli koło lady. Barman odezwał się do nich i wskazał na Ciebie.
- Mam tu ochotnika, do pomocy z naszym biznesem. Jesteście gotowi?
- Ta, możemy jechać.
Wyszliście z baru po czym weszliście do Dodge St. Regisa. Każdy zajął miejsce w samochodzie i zaczęliście jechać w stronę miejsca transakcji.
- Czemu nam pomagasz? Dla kasy? - Zapytał pasażer z przodu.
Skwarek:
Przyjechaliście pod bar po dwudziestu minutach. Wzięliście całą kasę na zaplecze, po chwili przyszedł do was właściciel baru, Alejandro Caldera.
- Dobra robota, chociaż widzę że torba za mało.
- Ponoć dadzą nam w ciągu tygodnia, jeśli nie... Sami ją odbierzemy. - Odezwał się jeden z twoich towarzyszy.
- Mhm... - Spojrzał na Ciebie. - Twoja wypłata. - Barman dał ci 200$.
- Hm... No dobrze. Skoro tak bardzo tego chcesz.... Na naszych terenach, jakaś grupa ludzi handluje kokainą. Nie wiem skąd ją mają, ale ty masz się dowiedzieć. Znajdź na to sposób. - Tutaj Alejandro podał Ci namiary gdzie jest jeden z dilerów. - Wydobądź z nich informacje skąd biorą koką, bądź gdzie produkują. Zatrzymaj produkcję i powiadom nas o tym. Po znalezieniu ewentualnej fabryki możesz ich wszystkich zabić. Aha, żeby było jasne. Zanim ich wszystkich zabijesz masz wiedzieć gdzie jest fabryka. Wymyśl coś. Zapłacę ci calutki tysiąc dolarów, jeśli zdołasz.
- Jeśli będzie tam za dużo ludzi, to tak. Znajdź jakąś budkę telefoniczną i wykręć ten numer. - Wyjął kartkę spod lady i ci ją pokazał, na której był numer telefoniczny.
-Dzisiaj kończy mi się urlop.. Alejandro, wiem, że nie jestem jakimś ważniakiem, ale mam pytanie. Ten cały gang.. Czarne Żmije, on ma jakiś wrogów?
Spytał się.
-A poza tym, masz jakąś robotę?
Powiedział, nadal patrząc na niego.
- Mają, mają. Niby mają rozejm z Taroni, ale moim zdaniem, to kwestia czasu aż rozpocznie się wojna gangów. W dodatku Żmije atakują wszelką niszową konkurencję. No i oczywiście nie lubi ich każdy, kto był ofiarą ich wymuszania haraczu. Co do roboty... Poleciłem Cię paru kumplom z miasta. Że można Ci ufać i się nadajesz i takie tam. Ale na razie nic nie mam.
-Mhm.. Nalej mi jedną szklankę Whiskey.
Powiedział.
-Dzięki za "reklamę" u twoich kumpli. Eh, nienawidzę tych Żmij, nie mam nic do czarnoskórych, ale te cwele... Pobili mojego szefa, ale załatwiłem całą trójkę.
Powiedział rozglądając się.
-Muszę przyznać, że zawsze podobał mi się wygląd baru.
- Miło mi to słyszeć. Co do Żmij, jeśli wypowiedzą wojnę Taroni, zginą. Powoli, ale zginą. Choć czarni mają przewagę liczebną... Są słabo wyposażeni i głupi. Za to Włosi mają potężny arsenał, taktyki i mądrego człowieka u władzy.
-To młode byki, które myślą, że mogą wszystkich zniszczyć tylko dlatego, że mają przewagę liczebną. Ci, którzy od nich odejdą będą mieli cholerne szczęście.
Odpowiedział.
-Alejandro, mam pytanie. Jak tutaj skończyłeś? W sensie, jako barman.
- Skończyłem? Cieszę się, że tu jestem. Tu i ówdzie coś się usłyszy... Pomagam takim ludziom jak ty i moim ludziom. To dobra robota. Innej nie potrzebuję.
-Urodziłem się na Kubie a dokładniej w małym miasteczku, w roku 1951. Mój ojciec był Kubańczykiem a matka Amerykanką. Życie wiodło się dobrze, no może nie licząc momentów w, których źle się zachowywałem.
Zaśmiał się.
-W miasteczku było dobrze, gdyby nie fakt, że były dwa gangi, które ze sobą walczyły, więc co jakiś czas były między nimi walki. W moje 18 urodziny... Cholera, mój ojciec został zabity. Kiedy wracał do domu, rozpoczęła się strzelanina między gangami.
Powiedział, a jego ton zmienił się na bardziej ponury.
-Minęło kilka lat a ja załatwiłem kilku ludzi z tam tych gangów, aby być pewnym, że odpowiednie osoby są martwe. Następnie uciekłem z rodziną do Miami.
Między tagi [youtube] należy wstawić 11 znakowy identyfikator filmu na YouTube.
Identyfikator znajduje się w adresie filmu i zawsze ma 11 znaków. Skopiuj go z URLa, np. z watch?v=YgEHrca6Yj0
skopiuj YgEHrca6Yj0.