Właścicielka
- Przygnębiająca historia. Ale dobrze się komuś z czymś takim podzielić. Chcesz się napić kawy lub czegoś mocniejszego?
Moderator
-Kawy, nie chcę jutro wstawać z kacem.
Odpowiedział, już nie był aż tak ponury.
-Kiedyś nie chciałem skończyć jako gangster, ale.. Życie jest pełne niespodzianek. A pieniądze zawsze się przydadzą.
Właścicielka
- Dokładnie. - Po chwili twoja kawa była gotowa.
Moderator
Wziął łyk kawy.
-I co? Dużo znaleźliście... "Alkoholu"?
Spytał się z ciekawością.
-Dużo ludzi było w magazynie?
Właścicielka
- Cóż... Pojechało tam ośmiu naszych, ich było zaledwie czterech, tylko dwóch miało broń palną. Alkoholu nie było dużo, ale zawsze coś.
Moderator
-W sumie to nie ma czego oczekiwać po takich śmieciach. Kto w ogóle rządzi Żmijami? I skąd mają broń?
Właścicielka
- Wybacz, nie jestem wszechwiedzącym. Tego akurat nie wiem. Ich przywódca to jakiś debil i wyjątkowo agresywny i porywczy człowiek, z tego co mi wiadomo.
Właścicielka
// Jak coś, to jesteście w barze o innym czasie. radio noc, skwarek rano.//
Radio:
Podjechałaś pod bar. Był otwarty a nawet paru klientów było.
Skwarek:
Kawa była całkiem dobra.
- Więc gdzie pracujesz? Mówiłeś coś o szefie, że go czarni pobili.
Podeszła i usiadła koło kontuaru. Rozejrzała się po klientach.
Moderator
-Mały warsztat samochodowy, na obrzeżach Downtown.
Odpowiedział.
-Zawsze można coś zarobić. To prawie jak z hazardem, czas mija, ale człowiek zawsze będzie potrzebować mechanika. No chyba, że żyje na pustyni.
Właścicielka
Radio:
Barman spojrzał na Ciebie gdy ty patrzyłaś się na zwykłych klientów, którzy pili jakieś dobre piwa/drinki.
- Coś podać?
Skwarek:
- Znam to miejsce. Więc potrafisz naprawić to i owo w samochodzie?
Moderator
-Tak, a co? Potrzebujesz pomocy z czymś?
- Jakiś drink, który mnie...hmm, zelektryzuje. Masz coś takiego? -
Właścicielka
- Nie, nie. Ale przynajmniej wiem do kogo zagadać jeśli będę potrzebował. - Telefon obok barmana zaczął dzwonić, odebrał. - Tak, mhm... Przekażę. Dzięki. - Odłożył słuchawkę. - Chodźmy na zaplecze. Mam coś dla Ciebie. - Otworzył drzwi od zaplecza i wszedł do środka.
Radio:
- A konkretniej? Chcesz mocnego kopa, ta?
Moderator
-W porządku.
Poszedł za Alejandro.
- Ta. - Pokiwała głową. Lubiła mocne drinki.
Właścicielka
Skwarek:
Zamknął drzwi za tobą.
- Więc... Ci ludzie o których mówiłem. Trzech ludzi, profesjonaliści. Jeden z nich to kupa mięcha, kulturysta. Ponoć świetnie strzela z najróżniejszych broni palnych. A szczególnie z większych kalibrów. Amerykanin, Marcus Jackson. Drugi to spec od ładunków wybuchowych oraz znakomity kierowca. Colin Grant, Brytyjczyk. No i ostatnia... Victoria Gonzalez z Argentyny. O niej za dużo nie wiem. Ponoć świetnie się skrada, przemknie się bez problemów jeśli będzie trzeba, no i potrafi przekonać ludzi swoimi wdziękami. Więcej nie wiem, większość z tych informacji tylko słyszałem. W akcji nigdy nie widziałem ich na oczy. Planują robotę. Napad na jubilera. Wchodzisz w to...?
Radio:
Barman nalał ci drinka o bursztynowym kolorze.
- Cztery dolary.
Moderator
-Kiedy odbędzie się ta robota?
Spytał z zaciekawieniem.
-Poza tym, co miałbym tam robić? Nie mam spluwy.
Wyłożyła podaną sumę, oparła się o kontuar i skosztowała napoju.
Właścicielka
Skwarek:
- Tym się nie martw. Ponoć skołowali specjalną broń na akcję. Dostaniesz taką. A co do twojej roli, dowiesz się prosto od nich. Robota odbędzie się jutro, w nocy. Pozwoliłem im tu przyjść, dwie godziny przed akcją.
Radio:
Napój miał bardzo dobry smak i cóż... Miał kopa.
Moderator
-W porządku. Którym jubilerem mamy się zająć?
Właścicielka
- ''Angelico.'' Taa.. Należy do jakiegoś Włocha. Nie zdziwię się, jeśli należy do Taronich. Ale będziecie mieć maski, więc nie martwcie się o jakieś problemy z nimi. Aha i pamiętaj. Nigdy tego wszystkiego ci nie mówiłem. Tak samo jutro, was tu nie było przed akcją.
Moderator
-Jakiej akcji?
Zaśmiał się.
-Spokojnie, Alejandro.
Właścicielka
- No, ja myślę. Dobra, wracam za ladę. - Wyszedł z zaplecza i zajął swoje miejsce.
Moderator
Poszedł znowu usiadł przy ladzie.
-Mam pytanie, wiesz może kto potrzebuje trochę... Yayo.
Powiedział do Alejandra.
Właścicielka
- Hm... My? - Zapytał zdziwiony.
Rozkoszowała się więc "kopnięciem". Pijąc, zastanawiała się. Faktycznie, okradanie i napady na ludzi nie zawsze przynosiły pieniądz, ale wykorzystywały to, w czym była dobra - rękoczyny. Co jeszcze mogłoby do niej pasować?
Właścicielka
Kto wie? Może powinna zostać ochroniarzem w jakimś klubie czy innym miejscu? Albo, coś ambitniejszego, choć prawie niemożliwego. Gdyby tak wykorzystać swoją siłę do zdobycia respektu na ulicy, zebraniu paru ludzi i zbierać haracze? Zawsze byłaby to jakaś kasa.
Kiedyś parała się ochroną. Przez moment. Krótki. Owszem, wykonywała swoje zadanie, ale ludzie byli dla niej nieco zbyt...denerwujący, a Carmelita wcale nie ma złotej cierpliwości. Druga opcja...hmm. Nie brzmi tak źle (choć dosyć bardzo trudno i ryzykownie). Namyśliła. Jak musiałaby to przeprowadzić?
Właścicielka
Powinna w jakiś sposób zyskać respekt na ulicy. Oczywiście powinny być to slumsy. Respektem, może być strach albo też szacunek. Musi go jakoś zdobyć. Potem zebrać paru ludzi, a może kiedyś i więcej. I utworzyć mały gang, który będzie trząść danym sektorem Slumsów, a może kiedyś, kto wie, nawet całymi slumsami. Ale to tylko przewidywania i nic nie jest wiadome w tym mieście.
Tak, tak...Stały dochód z haraczy, może jeszcze jakieś inne biznesiki dojdą... To brzmi dobrze.
Nurtowała ją ostatnia kwestia. Jak zdobyć szacunek, czy wzbudzić strach?
Właścicielka
Niestety tego nie mogę Ci powiedzieć. Pomyśl, Carmelito.
Moderator
-Więc kupilibyście ode mnie?
Właścicielka
Skwarek:
- No, no. Trzeba mieć tupet, żeby coś takiego mówić. Dam Ci radę. Nie sprzedawaj Yayo na terytorium kartelu. Sprzedaj je gdzieś na przedmieściach albo w Slumsach, byle szybko, bo skończysz jak tamci, których zabiłeś.
Hmm...Spróbowała sobie przypomnieć, czy znała.jakieś osoby "trzęsące" slumsami. Chociażby z imienia.
Moderator
-Nie znasz jakiegoś kupca? Mam cały kilogram, a nie chcę z tym chodzić jakby nigdy nic.
Właścicielka
Radio:
No cóż... Na pewno był to największy gang uliczny w mieście. Czarne Żmije. Z pomniejszych, kojarzyłaś malutki gang, który zbiera haracze. Na oko kilkuosobowa grupa muskularnych tępaków. Dowodził nimi Amerykanin John Clinton.
Skwarek:
- Wybacz, ale nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Z Czarnymi Żmijami w życiu nie chciała zadzierać, ale chłopaki Clintona? Można by spróbować. Znała położenie ich siedziby?
Moderator
-No cóż, w porządku. To ja spadam, do zobaczenia.
Pożegnał się i poszedł do Slumsów.
Właścicielka
Radio:
Nie, trzeba byłoby popytać dręczonych mieszkańców Slumsów.
Skwarek:
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Tak też zrobi. Dopiła drinka i pojechała do mieszkania
Właścicielka
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Właścicielka
Skwarek:
Trafiłeś do baru po kilkunastu minutach. Twojego kumpla jeszcze nie było, ale niedługo powinien się zjawić.
Moderator
Podszedł do lady i przywitał się z Alejandrem, a następnie usiadł przy jakimś pustym stoliku.
Właścicielka
Minęło kilkadziesiąt minut, a dilera nadal nie było. Zacząłeś tracić nadzieję, że się zjawi. Alejandro spojrzał na Ciebie.
- Czekasz na kogoś?
Moderator
-Czekam na pewnego kolesia. Najwyraźniej nie przyjdzie.. Poczekam jeszcze z 10 minut, potem spadam.
Właścicielka
Po kilkunastu minutach nadal go nie było.
Moderator
-Alejandro, ja spadam jak coś, miłej nocy.
Wstał i wyszedł z baru, poszedł do swojego domu.
Właścicielka
- Dobranoc! - Powiedział ci na pożegnanie.
// Zmiana tematu. Zacznę.//