Głośno wypuściła powietrze z płuc. Karci się w myślach za zgodę na zejście tutaj i jednocześnie pociesza, że czegoś się dowie i co najważniejsze, wyjdzie stąd cało.
- To gdzie i o której się spotkamy?
- Na górze, skoro świt. Albo wtedy kiedy wstanę, zobaczymy. - Wzruszył ramionami, a po chwili jego usta zajął niemal szyderczy uśmieszek.
- Serio sądziłaś, że rzucę jakąś "niemoralną propozycją", w ramach zapłaty za pomoc?
- Nie znam Cię, jesteśmy pod ziemią i nie mogę się bronić, bo jak się okazało jesteś całkiem mocnym przeciwnikiem. Wszystkiego się można spodziewać po takim scenariuszu.
Zaśmiał się, tym razem nieco jawniej.
- Zapamiętam to sobie. A teraz lepiej się prześpij, do Imperawes jest nie mały kawałek.
- Właaaśnie, uh, w okolicy nie ma miejsca, gdzie można się zatrzymać? - teraz na myśl przyszedł jej scenariusz zostania tutaj, aż wzdgrygnęła się i próbuje odgonić te myśli.
Spojrzał się na nią tępym wzrokiem.
- Zdajesz sobie sprawę że jesteś w karczmie, prawda? A to nie jest jedyny dostępny w niej pokój?
Strzeliła taki facepalm, że mogliby ją na górze usłyszeć.
- Chyba masz rację, muszę koniecznie iść odpocząć. Także, do rana Savo. - miły uśmiech na pożegnanie, zabiera swoje rzeczy spod szafki i idzie na górę do pokojów.
- Czekaj. - Rzucił, zanim dziewczyna opuściła jego pokój. - Jeśli chcesz i nie masz pieniędzy, możesz się przespać tutaj. Niekoniecznie w seksualnym tych słów znaczeniu.
Dłuższa chwila zastanowienia i wraca się do jego pokoju i znów odstawia swoje rzeczy gdzieś w bezpiecznym miejscu pod ścianą.
- Zostanę. - Nieco się ożywia i ziewa zakrywając usta dłonią.
Uśmiechał się, słysząc postanowienie dziewczyny.
- Wyborna decyzja. Karthal wspaniały krasnolud, ale strasznie dużo sobie żąda za pokój. Trudne czasy, trzeba oszczędzać, prawda?
- Prawda. No, skoro zostałam i raczej jeszcze spędzimy trochę czasu w swoim towarzystwie, to może warto się nieco lepiej poznać?
- Ja zawsze jestem otwarty na wszelkie możliwe interakcje. - Uśmiech dalej nie schodził mu z ust. - Jak o tym pomyślę, to mogłem wziąć tę butelkę wina ze sobą. Na pewno ułatwiłaby to i owo.
- Będąc trzeźwym też można miło czas spędzić. - zwraca swoją uwagę na hełm, podchodzi i przygląda się mu bardziej.
- Byłeś Palladynem?
Prychnął rozbawiony.
- A wyglądam na takiego? Nie, to pamiątka po jednej mojej misji. Miałem za zadanie nieco powęszyć w jednym z posterunków paladynów. Było to proste, mundur nie trudno zdobyć a twarz można zakryć maską mi wmówić że ma się "śluby" czy coś. Do tego lipny list odnośnie przeniesienia i tadam! Jesteś na miejscu! O zaufanie nie było trudno, nikt nie spodziewał się kreta w drużynie. Pewnego wieczoru po prostu wszedłem do komnat oficerskich i zebrałem co trzeba. Okazało się że brat Fanderhall ma wyjątkowo bogate życie towarzyskie jak na człowieka z celibatem. Niestety okazało się że moja przykrywka padła, przyjechał ktoś z zamku z którego teoretycznie pochodziłem. A ze byłem za blisko sukcesu, by tak po prostu zwiać, włożyłem zbroje feralnego oficera i wyszedłem jak gdyby nigdy nic. Zbroję sprzedałem kowalowi z jakieś małej wioski, a hełm zatrzymałem na pamiątkę.
Uśmiecha się słuchając tej historii. I... misje? Na agenta też nie wygląda, chociaż faktycznie dużo potrafi i żaden zwykły człowiek nie broniłby się przed czytaniem w myślach. Raz kozie śmierć...
- Czyli jesteś jakimś najemnikiem? - zwraca się do niego omiatając wzrokiem leżące książki i starając się zapamiętać co ciekawsze tytuły.
"Dziesięć dni w Gilgameszu" di Masade, "Niewolnik" Sadaliniego, "Lolityczka" Browskiego, i zbiór opowieści niejakiego E.A.P. Literatura miłosna i piękna, z lekką dozą horroru.
- To określenie jest... w równej mierze trafne co błędne. Jeśli mogę to ująć w taki sposób.
- Czyli jesteś najemnikiem i równocześnie nim nie jesteś? Trochę to pokręcone. - przerzuca na chwilę wzrok z książek na Savo i spowrotem wraca do przyglądania się im, tym razem wierszom.
- Chodzi o to, że nie jestem zabijaką za pieniądze, ani żołnierzyną bez sztandaru. - Odpowiedział i podrapał się po głowie.
- A co mi tam szkodzi, i tak się dowiesz... Wiesz co to jest Lemmen?
Wiersze były ładnie poukładane, głównie znanych i lubianych autorów. Jednak drobny tomik szczególnie przykuł twoją uwagę. Był niewielki, a oprawiony w tanią skórę, w dodatku niezbyt fachowo. Na dodatek stopień zużycia, wskazywał że był często wertowany. .
Przygląda się tomikowi tak, jakby chciała, aby książka opowiedziała jej swoją historię, a z tego zamyślenia dopiero po dłuższej chwili dotarło, że Savo coś powiedział.
- Huh? Przepraszam, zamyśliłam się. Czy mógłbyś powtórzyć? - już wyszła z "transu" patrzenia na książki i całą uwagę poświęca rozmówcy.
Zingonorwany. Dawno się tak nie czuł. Atoli nie dał tego po sobie poznać.
- Nieważne. Może ty mi coś o sobie opowiesz, co? Gdzie nauczyłaś się wchodzić ludziom do głów?
- Podobno umiałam to od małego, ale dopiero będąc w akademii to odkryli. Tam też uczyłam się od chyba jednego z niewielu Arcymagów umysłu. Historia tego też nie ciekawa, na początku podejrzewali, że oszalałam przez skarżenie się, że słyszę myśli innych. - wyraźnie posmutniała wspominając tamten czas.
- Koniec końców, okazało się, że dopiero u mnie ukazały się te moce Cieni.
- To na pewno musiało być dziwne. Słyszeć myśli innych ludzi głośniej od swoich własnych. -
Usiadł na łóżku, zdając sobie sprawę ze stał przez ten cały czas.
- Nie wiem czy dziwne, bardziej przykre, kiedy słyszysz jak ktoś źle o tobie myśli, a potem zwraca się jak do przyjaciela, jakby nic się nie stało. - spuściła głowę do ziemi i oczy powoli wypełniały się łzami, które wytarła w rękaw.
Wstał, podszedł do dziewczyny po czym przytulił ją ciepło.
- No już już, świat jest beznadziejny wiem. Ty przynajmniej słyszałaś to za swoimi plecami i pluli prosto w twarz, ze względu na mój wygląd.
Ona się... Wtuliła? Tak racja, mocno wtuliła się w Savo i powoli się uspokaja w tej ciszy. Popatrzyła się do góry na niego aż zrozumiała co się właśnie dzieje. Odsuwa się od niego, ale tak, że dalej jest w jego uścisku i mocno się rumieni, aż po uszy.
- Przepraszam. Nie powinnam tego mówić. - odzywa się cicho.
- Nie ma problemu, wszyscy czasem musimy się komuś wyżalić prawda? Zrzucić ciężar z serca, zanim poleci do głowy i sprawi że oszalejemy.
Spojrzał na nią z góry, z ciepłym uśmiechem.
- Znowu masz rację. - odwzajemnia uśmiech.
- Nie będzie to przeszkadzało, jeśli coś zagram? Uspokajam się wtedy.
- Czemu nie? Z chęcią posłucham jak grasz.
Uwolnił ją z uścisku i ponownie usiadł na łóżku, czekając na pokaz.
Wzięła instrument spod szafki i usiadła obok niego, oczywiście w komfortowej odległości i położyła kantelę na kolanach. Gra jakąś delikatną melodię, jak kołysanka, jedną ręką tłumi struny w odpowiednim miejscu, a drugą lekko pociąga za nie. Samo oglądanie z takiej odległości wygląda jak pokaz, a muzyka to tylko nastrojowe tło.
- Piękne, na prawdę świetna melodia. - Powiedział odprężony i zahipnotyzowany dźwiękami wylatującymi ze strun.
- Grać też nauczyłaś się w akademii?
- Można tak powiedzieć. Uczyłam się sama podczas każdej wolnej chwili, bo cóż, ciężko znaleźć kogokolwiek, kto na takim instrumencie gra. Osobiście znalazłam tylko jedną osobę, starego maga grającego kiedyś na rynku mojego rodzinnego miasta. - mówi do niego nie odrywając wzroku od strun. Melodia nieco się zmieniła, jest żywsza, ale dalej bardzo delikatna.
- A co to było za miasto, jeśli mogę spytać?
- Bonehelm. Miasto całkiem niedaleko centrum Verden, chyba niecałe dwa dni pieszo od centrum. - przerywa na chwilę grę, żeby przypomnieć sobie melodie.
- Och, więc jesteś z Verden? W takim razie nie dziwie się, że zdecydowałaś się na podróż. Sytuacja tam nie sprzyja spokojnemu życiu...
- Takie mamy czasy, niestety. - znów posmutniała i zaczęła grać nową melodię, równie smutną, spokojną ale i dziwnie odprężającą.
- Wybacz, nie chciałem przywołać złych wspomnień... - Podrapał się w tył głowy. Postanowił nieco przysunąć się do dziewczyny, nie za bardzo, ale wciąż.
Nie zwróciła uwagi, jest zbyt zajęta graniem. I Savo jest teraz na tyle blisko, że może słyszeć jak nuci jakieś słowa.
- Säkkijärvi sen mieltä on pois mutta jäi toki sentään polkka*... - dokładnie to dało się usłyszeć.
//*Straciliśmy Säkkijärvi, ale dalej mamy polkę(gatunek muzyczny).
- Widzę że nie tylko grasz, ale i śpiewasz... - Powiedział cicho, niewiele głośniej od melodii.
Tłumi dłonią struny i kieruje wzrok na Savo.
- Może sam chcesz spróbować? - uśmiecha się, przesuwając instrument bliżej w jego stronę.
Nieco zaskoczony przyjął instrument od Ruby.
- Heh, zdecydowanie lepiej radzę sobie z instrumentami smyczkowymi... ale spróbuje.
Chwycił sprzęt tak jak dziewczyna, i spróbował naśladować jej ruchy.
//No i czekamy na Kubę :/
Dodam tylko, że instrument jest ciężki, a w dotyku solidny.
//Pewnie wbije coś koło 22 :"|
//Nie słyszałaś? Podkładka chłodząca pod laptop mu padła, ergo laptop się spalił. A przynajmniej przegrzał na tyle, że jest nie du użytku przy obecnej pogodzie.
// Czyli dużo mnie ominęło tutaj. D:
Właściciel
Twoja gra, była, łagodnie mówiąc, skrajnie różna od tego, co zaprezentowała wcześniej, ale na szczęście większość bywalców karczmy opuściła już parter, kierując się do swoich pokojów. Tym, którzy zostali, było właściwie wszystko jedno, kto i co gra, byli zbyt pijani, aby rozróżnić gniota od dobrej muzyki, tudzież mieli to w zasadzie gdzieś, jak jegomość w płaszczu, sprawiający wrażenie śniącego już od dawna.
- No cóż, kwestia praktyki prawda. - Zaśmiał się pod nosem. - Myślę, že póki co muzykowanie pozostawie w twoich bardziej wprawionych i delikatnych dłoniach.
Ostrożnie oddał dziewczynie jej instrument.
//W takim razie dobrze, że muzykowali w jego pokoju w piwnicy
- Prawda. - wzięła od niego instrument i znowu położyła na kolanach. Teraz gra weselszą, taneczną melodię. Sama się uśmiecha i nuci w rytm oraz porusza ustami, jakby śpiewając tekst piosenki. W końcu przełamuje bezdźwięczne ruszanie ustami i śpiewa tekst, dość głośno i żywo.
- Ja astua kuin yli kukkasten,
yli päivien kulkuriöiden.
Kun piikaani pihalla katselen,
renkinä ovia availen.
Onko piikanen milloinkaan katsonut
tätä koreaa henkselipoikaa?
Joka kesteissä pelimannin palkitsee:
”yli yön, yli työn yhä soikaa!”
- Piękna pieśń. - Powiedział zupełnie oczarowany talentem dziewczyny. - Szkoda tylko że nie znam języka... o czym ona opowiada?
- Jeśli mogę być szczera, też nie znam tłumaczenia. Dowiedziałam się, że to piosenka miłosna jakiegoś chłopca ze wsi do dziewczyny. - nie przerywa grania, tym razem sama melodia.
- Kiedyś załapałam się na transport z jakąś kapelą, teraz nazwy sobie nie przypomnę, i od nich nauczyłam się tej piosenki. Śmieszni ludzie... Znaczy prawie ludzie. Pierwszy raz widziałam tak skocznego elfa. W dodatku mogącego wypić całkiem sporo jak na tę rasę. - uśmiecha się szeroko patrząc w struny, najwyraźniej przyszły bardzo miłe wspnienia.
- Musiałaś zwiedzić kawałek świata, prawda? - Uśmiechnął się delikatnie. - Podróżowanie z bandą grajków daje okazje do zobaczenia kilku ciekawych rzeczy. Masz jakieś ciekawe wspomnienia?
Odrywa się od gry i przeciąga.
- Mam jedną ciekawą historię, akurat z tą bandą. Mieliśmy grać w jakiejś karczmie, a kilka dni później na zamku szlachcica tamtejszych ziem. O ile się nie mylę to było całkiem niedaleko od Gilgasz... Ale wracając. Występ w karczmie się podobał, więc nie dość, że dostaliśmy sowite wynagrodzenie, to jeszcze napiwki od klientów, żeby grać bis. A resztę byłam zbyt pijana, żeby pamiętać. - uśmiecha się chichocze pod nosem.
- Ci panowie to były całkiem przyjemne wariaty.