- A co siem robi, rybeńko? - spytał, siadając i wpatrując się w niego ciekawie, oczywiście, jego proste i krasnoludzkie myśli krążyły wokół alkoholu, a do tego jakiegoś pieruńsko dobrego.
Właściciel
-Żem kiedyś słyszał, że jedni z lepszych ludzkich alchemików to potrafią, tworzyć z tego miksturę taką, że na jakiś czas kogoś zrobi dwa razy szerszego, a taki rozje*ie skałę gołymi łapami!
- Może i to nie bimber, ale też zajebiście. - odparł, oczyma wyobraźni już widząc siebie, kruszącego głazy na własnej czaszce z równą łatwością, jak obecnie trzaskał w ten sposób kufle.
Właściciel
-Podobno ktoś robił trunek dodając do niego smoczą krew, nie pożył sobie za długo po wypiciu, po tym jak na jego twarzy zaczęły czernieć żyły.
Skwaszona mina Buenora doskonale oddawała jego zdanie na ten temat.
Właściciel
-Dlatego też ja bym czegoś takiego nie chciał wypić, w dodatku trzeba nam chyba będzie znaleźć jakiegoś alchemika jak już byśmy te mikstury chcieli.
- Będzie warto, obłowimy się na sku*wysynu tak, że przez kilka tygodni będziemy tylko żreć i chlać.
Właściciel
-Oby nadal w tej samej ekipie, szefie!
- Jak jeszcze w to mi wątpisz, to znaczy, że jesteś albo za bardzo spity, albo za mało trzeźwy!
Właściciel
-No ja ze smokiem się nigdy nie tłukłem, to dla mnie to jeszcze stąpanie po cienkim lodzie...
- Duży gad co sra ogniem. Co to dla nas?
Właściciel
-No to, że sra ogniem, szefie. Ja jeszcze nie chcę się zmieniać w królika znad rożna.
- Niech Cię głowa nie boli, upie**olimy gnoja sposobem.
Właściciel
-No to niech ten sposób wypali, szefie. A teraz chyba tylko dopijamy swoje trunki i idziemy spać?
- Wy ta, ja jeszcze muszę zapasy z karczmarzem obgadać. - odrzekł i odszedł od stolika, aby skierować swe kroki w kierunku kontuaru, gdzie spodziewał się znaleźć tego oto prezesa, kierownika, Słońce Narodu i boskiego rozlewacza trunków.
Właściciel
Oto i on, patron wszelakich opojów oraz głodomorów, dawca złotego napoju i innych wywarów, pierwszy władca tej karczmy i tak dalej...
-No, co mogę podać?- Spytał jako, że teraz nie był zajęty.
- Potrzeba nam zapasów na drogie, więc jakieś mięso, suchary i piwo. Dużo, dużo piwa.
Właściciel
-Tanie to też nie będzie, panie. Zależy ile beczułek tego piwska wam trzeba.
- Piwerko to my na później, kierowniku, zostawmy. Teraz no powiedz, po ile chodzą suchary i suszone mięcho.
Właściciel
-No ino wór sucharów to będzie tak ze 40 miedziaków. A taki wór suszonego mięsa to już dwa srebrniki.
Pokiwał brodatą mordą, aby później wysilić swój nasączony piwskiem mózg, aby obliczyć, ile musi zapłacić, żeby starczyło dla całej grupy.
Właściciel
To już tylko zależy od samej długości podróży, ale pojedynczy wór mięsa i sucharów może starczyć na jakiś dzień drogi dla was wszystkich.
Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę coś, co upolują po drodze i obecne zapasy? Tak, dadzą radę.
- No to worze mięcha i sucharów, panie dobrodzieju.
Właściciel
Ten jedynie pierw najpierw zakasłał i puknął w swoją dłoń kilkukrotnie.
Krasnolud, jak to Krasnolud, nie lubił rozstawać się ze swoimi funduszami, ale jak mus to mus, więc zapłacił.
Właściciel
Ten zaraz odebrał zapłatę i ruszył na zaplecze, gdzie po kilku minutach wrócił taszcząc za sobą dwa pełne wory, które ustawił zaraz przy drzwiach.
-To co, jak wam z tym piwem?
Krasnoludzkie korzenie były w nim wystarczająco silne, aby zignorować pytanie na tak długo, dopóki nie upewni się, że w workach rzeczywiście są suchary i suszone mięso. Raz już dał się tak orżnąć. Tydzień po je**nej pustyni z workiem pełnym zasuszonego, krowiego łajna. Świetnie.
Właściciel
Cóż, nie cuchnęło jak krowie łajno, a rzeczywiście było to nawet apetycznie wyglądające jedzenie, jak na suchary i wysuszone mięso.
|Skoro tak to wręczył pieniądze karczmarzowi, aby zakupić za to po jednej beczce piwa na głowie, ale o odpowiednich wymiarach, żeby można ją było taszczyć na plecach.
Właściciel
Ten zaś nieco westchnąwszy na to ile będzie musiał się nanosić to zaraz zniknął za drzwiami spiżarni, rzecz jasna pierw zabierając pieniądze.
Jak ktoś płaci, to wymaga, także niech nie narzeka.
Właściciel
Zaraz zaś opuścił spiżarnię po raz kolejny przesuwając niewielki wózek, na którym znajdowało się kilka beczułek z piwem, teraz można zabierać te fanty ze sobą.
Dał znać swoim chłopakom, żeby ruszyli dupska i posłał ich po piwo, żeby zanieśli je do pokoju. No, chyba że nie byli w stanie sami iść prosto, wtedy to już inna sprawa.
Właściciel
Na szczęście nie schlali się jeszcze dość, by mieć jakieś problemy z chodzeniem, dlatego oburącz każdy wziął po jednej beczce i udał się na piętro.
No to w sumie jeszcze wyjrzał na zewnątrz, aby sprawdzić porę dnia, bo musieli jakoś odespać dzisiejszą pijacką hulankę i mieć siłę na jutrzejszą drogę, a i trzeba było wstać skoro świt.
Właściciel
Hulanka to to nie była... No, a obecnie zbliżał się wielkimi krokami wieczór.
No to pognał swoich do spania i sam również się położył, alkohol powinien zrobić swoje.
Właściciel
O ile najpierw poczułeś zakręcenie w swojej głowie jakby ktoś zrzucił cię w beczce z pagórka to tak po jakimś czasie się to uspokoiło i jakoś zasnąłeś na szczęście nie wymiotując na siebie.
No to dobrze jest spać, żeby jakoś nazbierać sił przed świtem.
Właściciel
Obudziłeś się o poranku z niezwykłym poczuciem suchości w ustach jak i uczuciem dzwonienia w głowie jakbyś stał pod dzwonem.
- Kuhrwaaaa... - mruknął, wstając i łapiąc się za łeb. - Pie**olę, nie pijem więcej. - mruknął i pociągnął solidnego łyka gorzałki z piersiówki, a później otarł usta wierzchem dłoni i przygotował się do rozpoczęcia nowego, pięknego dnia. A przy okazji obudził resztę, jeśli jeszcze spali, w końcu czas ich naglił, mieli ubić tego wielkiego jaszczura co sra ogniem.
Właściciel
No i razem ze swoją bandą krasnoludków na kacu zeszliście na dół, a tam już czekali na was wasi towarzysze podróży.
-Widzę w pełni gotowi na podróż, to jak?- Powiedział ich szef.
- Wzielita zapasy? - spytał, spojrzawszy na nich, w końcu zakupione dzień wcześniej jedzenie oraz piwo, a także to zdobyczne, nie mogło się zmarnować, prawda?
Właściciel
Twoje chłopaki trzymały w worach jadło i jaką beczkę z piwem też mieli, więc tak.
-No to w drogę, jak widać.- Powiedział i zaraz grupa łowców wyszła przez drzwi.
A oni rzecz jasna za nimi, bo za stanie tu nie dostaną ku*wskich skarbów, w przeciwieństwie co do zabicia smoka.
Właściciel
No i tak całą ferajną dotarliście do bramy, gdzie wasi sojusznicy posiadali spory wóz, a na nim rzeczona balista, szereg stalowych bełtów do niej oraz innych rzeczy jak prowiant czy rzeczy przydatne w podróży.
-Ach, polowanie w tym rejonie jest jedynie odrobinę lepsze, niż to jak polowaliśmy na smoka na bagnach...
- Górskie ścieżki bywajo zwodnicze. - odrzekł Buenor, drapiąc się po bujnej brodzie. - Możemy iść przodem, żebyście się tym wozem nie spie**olili w dół czy coś.
Właściciel
-Gdzie tam, nie trzeba. Teraz dokładnie przyglądamy się okolicy, więc mamy w miarę bezpieczną ścieżkę, o ile rzecz jasna od tamtego czasu się tam coś nie stało...
Wzruszył ramionami, chrzęszcząc zbroją, i powiedział:
- Wasz wybór, ale żeby później nie było... Idziem w końcu? No ile nam zejdzie się do gniazda bestyi?
Właściciel
-Jako, że bestia nie mieszka zbyt blisko cywilizacji z oczywistych przyczyn, a sama podróż po górach nie należy do najszybszych... Kilka dni.