//Ku*waaa, zapomniałem.//
Pojawiłeś się niemalże znikąd, stając przed okazałą bramą i warownymi murami tej wampirzej twierdzy. Co ciekawe, teleportowałeś się na zewnątrz, nie w środku, tak jak tego pragnąłeś, co oznacza, że ktoś lub coś musiało pokonać wolę potężnego Strażnika...
Tak czy siak, Twoje przybycie zostało bardzo szybko zauważone, na murach i wieżach zaś zaroiło się od strażników: Wampirów, wszelkiej maści Nieumarłych, najemników wielu ras, głównie ludzi, Drowów, Orków i Goblinów, oraz garstka Demonów. Choć byli gotowi do walki, to nawet najbardziej tępa kupa mięcha w tym zbiorowisku nie była tak głupia, aby Cię sprowokować. Dlatego czekali, a po niecałym kwadransie wielką bramę otworzono i wyszedł z niej orszak składający się z czterech Wampirów, wszystkich elegancko, niemalże arystokratycznie, wyglądających, choć odzianych w przedniej jakości pancerze i zbroje, uzbrojonych w jednoręczne, długie lub dwuręczne miecze. Pomiędzy nimi kroczył dziwny
Nieumarły, zapewne jeden z osławionych Liszy, choć mógł to równie dobrze być nawet Liszmistrz, których było jeszcze mniej. Na Arcylisza raczej nie ma co liczyć, tego obecnego znasz i wiesz, że rezyduje gdzie indziej i inaczej wygląda.
Lisz podszedł do Ciebie, wbijając w ziemię kostur. Wampiry rozstąpiły się, ale widziałeś po ich bladych twarzach, że najpewniej rzucą się na Ciebie na tylko jedno słowo czy skinienie swego pana.
- Zwę się Moandor i w zastępstwie mego pana, Kettlosa, zarządzą fortecą Kresu Nadziei. Kim jesteś, dziwny wędrowcze, i co Cię tu sprawdza?