Szatyn uśmiechnął się szeroko.
-W takim razie obraz musiał być cudny..
- No i jest cudny. Nawet zastanawiałem się czy go sobie nie zostawić, ale no cóż... - tu zamilkł na ułemaek sekundy - ...plany się skonplikowały.
-Racja.. A kogo najpierw spotkałeś pojawiając się tutaj?-zaczął głaskać wiewiórkę, wpatrując się w swoje ręce.
- Barmankę Darie. Miła dziewczyna nie zaprzeczę. A ty? - Spojrzał się na chłopaka.
Szatyn uśmiechnął się szeroko.
-Ja na początku spotkałem Sullyego.-skinął głową na czarnowłosego.
Właścicielka
Nikt im nie przeszkadzał w rozmowie, a po jakimś czasie zjechali z makowych pól, zostawiając porannych poetów i ptaki za sobą.
//zmiana tematu
Właścicielka
Po kilku minutach znów byli w drodze. Tym razem już obaj jechali w nieznane, zarówno Lawrence, jak i Shin. Zabudowa Milanu powoli niknęła w oczach, a przed nimi otwierał się widok owianej zimnym wiatrem ziemi.
W dolinie im bardziej w górę rzeki jechali, tym było chłodniej. Sully nucił jakąś melodię, rozglądając się wokół. Deus siedział cicho, pilnując koni. Na polanie pasło się stadko owiec.
Shin westchnął cicho i zaczął się przyglądać owcą. Nie miał pomysłów na rozmowę więc milczał od czasu do czasu zerkając na towarzyszy.
Cisza go nieco dobijała, więc postanowił coś z tym zrobić.
- Tak właściwie co to ten Colder? Nie brzmi jak miasto które narzekałoby na duży ruch turystyczny.
Właścicielka
- Nie no... ruch tam bywa spory, końcu mimo wszystko to ostatnie większe miasto przed Farklands. - Deus mówił jakoś niechętnie.
- Ale mieszkają tam cholerni egoiści, bez wiekszych ceregieli wyrzucający z domów wszystko co nie jest ich zdaniem normalne. - dodał Sully, mimowolnie zaciskając pięści.
- Mało komu z Colder chciało się prowadzić hotele, więc elfy, po wielu paktach wybrały teren na samym obrzeżu i wybudowały tam spory kompleks, w którym część jest hotelowa, a reszta badawczo-meteorologiczna.
- Tak, wciąż brzmi jak kiepskie miejsce do życia.
Powiedział podziwiając krajobraz.
Szatyn nie chciał się zbytnio mieszać do rozmowy więc siedział cicho patrząc dookoła zafascynowany widokami. Lekko westchnął czując coraz zimniejszą temperaturę.
Właścicielka
Sully spochmurniał i patrzył ponuro w niebo. Jechali tak monotonnie, że aż nie zauważyli, gdy wóz się zatrzymał na moście przez drobną rzekę niezachęcającej nazwie Ziąbnica. Robiło się coraz chłodniej, a gdy Sully nagle dostał ataku kichania, wóz zajechał do niewielkiej osady, z której najbardziej było widać nieco większy budynek, z którego wydobywało się sporo dymu i biło z niego przyjemne, koninkowe ciepło.
- Idziecie? Sully idzie obowiązkowo, załatwimy mu coś na przeziębienie i jakąś kurtkę.
Shin kichnął cicho i zdjął swoją kurtkę, nakładając ją na Sullyego.
-Tak.. Chodźmy lepiej..-mruknął bezbarwnie i zszedł z wozu patrząc na przyjaźnie wyglądający budynek.
Właścicielka
Sully spojrzał na Shina ze zdziwieniem, po czym złapał go za rękę i lekko się rumieniąc, choć może to od zimna, pociągnął go do środka. Deus również powoli poszedł w tamtą stronę, oglądając się za Lawrencem.
Zszedł z kozła i dogonił pozostałych.
Szatyn zarumienił się lekko ale tylko mocniej chwycił dłoń czarnowłosego. Westchnął cicho i obejrzał się do tyłu.
Właścicielka
W środku wyglądało trochę jak w staromodnym sklepie z ubraniami. Było tam mnóstwo kurtek, czapek, szalików i rękawiczek różnorakich materiałów i kolorów. Pośrodku głównego pomieszczenia było coś w stylu wielkiego ogniska, otoczonego lekką barierką, nieco podobną do szkła, ale błyszczącą i zalaną symbolami, czyli prawdopodobnie magiczną. Tu i tam wśród ubrań bawiły się dzieci. Przy ognisku pewna kobieta mieszała zupę, a inna gotowała wodę na herbatę ziołową. Tu i tam siedziały starsze kobiety, robiące na drutach. Deus od razu zniknął w alejce ubrań. Sully uśmiechnął się promiennie do Shina i pociągnął go bliżej ognia.
Szatyn uśmiechnął się szeroko czując ciepło ognia wydobywającego się z kominka.
-Jak tutaj cudnie..-westchnął patrząc na dzieci i zajęte swoimi obowiązkami kobiety.
- Sklep jak sklep. - Skomentował rozglądając się za płaszczami.
Obrócił się w jego stronę, śmiesznie przechylił głowę i uśmiechnął się promiennie.
-Być może, być może..-zaśmiał się cicho.
Właścicielka
//Psujesz klimat gulaszku xd
Alejka z płaszczami była tuż przed Lawrencem. Tymczasem Deus wyszedł z jednej z alejek, ubrany w kurtkę podobną do tej, którą miał na sobie i wytrzaśniętej z którejś półki uszance.
- No, szukać ferajna! - zaśmiał się wesoło.
Sully przewrócił oczami i poszedł w stronę alejek, oglądając się za Shinem.
Rozejrzał się za płaszczem podobnym do swojego, ale nieco grubszym. Co prawda zawsze mógł założyć dwa płaszcze na raz.
// Oj tam, oj tam :3
Właścicielka
Po dłuższym czasie znalazł nawet podobny. Gdy go wziął, spod ubrania wybiegł ukryty dzieciak, śmiejący się wesoło i pobiegł w swoją stronę.
Zaśmiał się pod nosem i udał się do odpowiednika kasy.
Właścicielka
Przy odpowiedniku siedział lekko senny facet.
- Planuje pan to wypożyczyć, czy wziąć na zawsze?
Shin również ruszył w poszukiwaniu ciepłych ubrań. Długo się rozglądał bowiem nie mógł znaleźć odpowiedniej dla niego kurtki.
//hmm.. Mam mały problem.. Abbi mogłabyś pisać o Shinie? Bo moi rodzice każą mi jechać na wakacje do dziadków u, których Internet nie istnieje. Powinnam jutro wrócić (taryfa ulgowa).. A nie chce was opóźniać..//
Właścicielka
//Postaram się, dzięki za info :)
- Właściwie to tylko wypożyczyć. - Rzekł oglądając ubranie.
Właścicielka
- Na jakie nazwisko? - zamruczał ziewając i wertując gruby brulion.
- Phillips. - wysunął się znikąd Deus.
- Znowu każdy na ciebie? Jak wolisz...
Tymczasem Shin znalazł kurtkę z polarem oraz kapturem i ją ubrał. Sully po jakimś czasie siedział w znalezionej kurtce przy ognisku, pijąc herbatę. Gdy Deus uregulował wypożyczenia, podszedł do Sullyego i wpakował mu na łeb czapkę.
- Nie jestem dzieckiem! Nie potrzebuję czapki!
- Dla mnie jesteś, więc cicho siedź. - zaśmiał się Deus i zawiązał mu szalik na szyi.
- Lawrence, masz wszystko co chciałeś? Jak tak to możemy się zbierać.
- Tak to wszystko, chodźmy.
Po tych słowach wyszedł z lokalu.
Właścicielka
Po kilku chwilach znów byli w wozie. Deus pomachał jakiejś dziewczynie, po czym popędził konie. Tym razem powoli zaczął padać śnieg. Drogi były świeżo wypiaszczone, więc wóz jechał spokojnie. Shin poprawił czapkę Sullyego i go objął. Po jakimś czasie obaj zasnęli.
- No, chwila ciszy i spokoju. - zaśmiał się Deus.
Założył płaszcz na swój płaszcz i zagadał do Deusa. - Czemu się tak droczysz z tamtym dzieciakiem. - Wskazał kciukiem na Sullego.
Właścicielka
- Jakoś nigdy nie miałem młodszego rodzeństwa i zwykle mi go brakowało, a on gdzieś był zawsze, jak zwykle sobie nie radził. Pomogłem mu raz po raz, no i jakoś się przyzwyczaiłem. - uśmiechnął się, poprawiając swoją uszankę.
- Heh, ja też nigdy nie miałem rodzeństwa. - Powiedział nieco nostalgicznie.
Właścicielka
- A jakoś mnie to ostatnio zastanawia, jak to jest być takim znanym specjalistą jak ty. - zmienił temat Deus. - Ja mam swoją smykałkę powszechnie uważaną za powód do zamknięcia w kiciu, ale w twojej skórze w życiu bym sobie nie poradził.
- Bo widzisz, ja jestem zawodowcem. To nie jest tak, że wchodzę do sklepu i zaczynam ludziom grozić albo ich okradać. Zawsze wszystko planuje, uwzględniam wszelkie zmienne, mam opracowany plan B, drogi ucieczki i jestem gotowy na trudne decyzje. Choć muszę przyznać że nie miałem planu na wypadek gdyby klątwa obrazu okazała się prawdą...
Właścicielka
- Uhu, pewnie będą o tobie książki pisać, o ile jeszcze nie piszą. Wiadomo, że ktoś kto sam sobie pisze zakończenia, nie robi napadu w Biedronce, nawet nie musisz mi mówić. - westchnął Deus. - Mówiłeś chyba, że będziesz mieszkać na wyspie. Sam tam będziesz siedział?
- W większości tak, ale mam przecież dzieci, przyjaciół z gangu i na pewno znajdę sobie wianuszek pustych jak otchłań dziewczyn. - Tu uśmiechnął się lekko. - Bardzo możliwe, że FBI też czasem wpadnie.
Właścicielka
- O, pamiętam, że raz Jokerem był gościu z FBI, to były dopiero jaja. Szczęście, że nie ja go prowadziłem, pewnie by mnie zastrzelił. - zaśmiał się Deus.
- Wszyscy pracownicy organizacji których nazwa jest skrótem to nieźli narwańcy. - Zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
Właścicielka
- A, tak najprościej cholery podsumować. - westchnął Deus. - Hmm... Chyba już niedaleko. - rozejrzał się wśród padającego śniegu. - Tak, widzę zabudowy.
Dolina Hiai niknęła w śniegu.
//zmiana tematu
Właścicielka
Kizu podśpiewywała sobie pod nosem i nasunęła na głowę kaptur, zapewne aby stać się bardziej anonimowa. Powoli zostawiali miasto za sobą, jadąc ku pustym, ośnieżonym polom.
Nie padał śnieg, ale było dosyć zimno, a Sully tak się tulił, że nawet trochę dusił Shina. Na drodze spotkali wóz wiozący książki i inny, wiozący pozamykane w skrzyniacj warzywa.
-Sulluś? -wykrztusił z siebie szatyn. -Troszeczkę mnie podduszasz... -zaśmiał się patrząc na wóz.
Właścicielka
- Sorki... - odparł Sully, poluźniając uścisk. - Po prostu ta okolica mnie denerwuje. - mruknął, chowając twarz w kurtce Shina. - chcę się stąd szybko wydostać.
-Nie matrw się.. Nie będziemy się tutaj zatrzymywać na dłużej.. -mruknął cicho obejmując co.
Właścicielka
Wóz po jakimś czasie zatrzymał się w tamtej osadzie.
- Cholera. - burknęła Kizuka patrząc w niebo. - Ta śnieżyca się chyba nieźle śpieszy. Chodźmy, ogarniemy sobie coś na rozgrzanie. - dodała zeskakując z wozu.
-No niech będzie.. -Shin również zeskoczył z wozu, wkładając ręce do kieszeni. Zatrzymał się czekając na Sullyego.
Właścicielka
Sully zeskoczył i złapał się Shina, nim wpadł w poślizg. Z drugą rękę złapała go Kizuka i wciągnęła ich do środka. Było tam ciepło, a większość zgromadzonych to zmęczone dzieci. Kizu usiadła pośród nich i znikąd wyczarowała książkę.
- To kto chce posłuchać bajki? - zachichotała wesoło.
Shin przeczesał swoje włosy i westchnął.
-Sully? Chcesz posłuchać bajki? -wyszczerzył się po czym sam usiadł pośród dzieci. -Bo ja chętnie.. -zachichotał.