Właściciel
- Przy odrobinie szczęścia Pakt i Baron skończą to sami, nim się pojawimy.
-Rozumiem sir. Czyli uderzamy na plecy Paladynów?
Właściciel
- Oczywiście, że nie. - fuknął. - Idąc na tyły musielibyśmy najpierw zetrzeć się z zastępami wojsk Cesarstwa oraz Gildii Magów, którzy opuścili pole bitwy wcześniej. Musimy atakować od frontu lub z flanki, a jeśli od tyłu, to tylko po pojawianiu się na miejscu i odpowiednim manewrowaniu.
-Możemy wykorzystać fakt, że nie wiedzą, dla kogo jesteśmy wsparciem.
Właściciel
- Niby za kogo się podamy? Za najemników?
-Nie powinni wybrzydzać, muszą być w ciężkiej sytuacji.
Właściciel
- Nigdy nie korzystali z ich usług, więc mało prawdopodobne, że zrobią to teraz.
-W momencie próby wszystko może się stać sir.
Właściciel
- Lepszy taki plan niż żaden, więc niech będzie. Zajmę się tym z połową oddziału, resztę zostawię Tobie i dołączycie później lub wesprzeć nas w trakcie.
Właściciel
- Doskonale... Potem miejcie oczy szeroko otwarte, tak w razie czego.
Właściciel
Podróż do Heresh mijała spokojnie, acz natknęliście na się na kilka Wargów, co było dość osobliwe na tych terenach. Niemniej, już widzicie kontury zamku w oddali.
-Przez tyle lat niezbyt się zmienił.
Właściciel
- Bo nie musiał. - odrzekł z prostotą Twój przełożony.
Przez kolejne godziny nieliczne Wargi Was nie niepokoiły, sprawiały wrażenie bardziej zagubionych niż groźnych, więc spokojnie przebrnęliście przez dzielącą Was od zamku odległość. Sądząc po śladach równego, marszowego i lekkiego kroku oraz odciskach łap wielkich jaszczurów, wmaszerowaliście tutaj mniej więcej tak samo, jak niegdyś Mroczne Elfy, które z nieznanych przyczyn postanowiły ruszyć na pomoc Baronowi Gadeonowi i jego oblężonej twierdzy.
Samo Heresh trzymało się nieźle jak na tyle czasu oblężenia, choć mury poznaczone były śladami trafień z balist, katapult, trebuszy i innych machin wojennych oraz pocisków wypuszczonych przez Magów. Ponadto pierwsza linia murów oraz brama były zmiażdżone, jakby pod ciosem jakiejś monstrualnej kreatury...
Do tego całe przedpole usiane było trupami, zarówno w szatach Gildii Magów i Kapłanów, jak i pancerzach Paladynów oraz żołnierzy, trafiło się też sporo krasnoludzkich ochotników (do których pewnie też należały zniszczone wieże oblężnicze). Oczywiście, znacznie więcej było trupów Nieumarłych, Wampirów, Szkieletów i innych potworków Barona.
Mimo to, bitwa wciąż trwała, acz teraz była to desperacka obrona garstki straceńców przeciw nieskończonym legionom wysyłanych do boju przez nowego dowódcę przysłanego przez Pakt Trzech i z zamku Heresh. Obrońcy właściwie dzielili się na kilka grup: Orków, nieliczne Gobliny, garść Centaurów oraz liczne Trolle, Ogry i Cyklopy na prawym skrzydle, nielicznych Magów, Krasnoludy, nieco żołnierzy i większość Kapłanów na prawym oraz Paladynów i sporej części Kapłanów w centrum. Poza tym część Paladynów i praktycznie wszyscy Inkwizytorzy toczyli walkę zaczepną, uwijając się między szeregami Nieumarłych, Demonów i Mutantów, z czego dwóch wielkich wodzów walczyło przeciw swoim dwóm rywalom: Uther Światłodzierża toczył przechylający się z każda chwilą na jego stronę pojedynek z samym Baronem Gadeonem, zaś Amhiranta z Sanyburii skrzyżował swoje bliźniacze klingi z mieczem długim zakapturzonego wodza armii Paktu.
Widząc to chwycił w swoją zdrową rękę klingę miecza, ale jeszcze jej nie wyciągał. Czekał na rozkazy swojego dowódcy.
Właściciel
- Ciężko będzie nam podejść do kogokolwiek i zaoferować swoją... Pomoc. - odrzekł ten i potarł podróbek. - Pomysły? Poza szaleńczą szarżą na ich szeregi?
-Co ze szpitalem polowym? Muszą gdzieś to mieć.
Właściciel
- Albo jest gdzieś dalej, albo ukryli go Magią. Lub wyjechał wcześniej razem z resztą.
Właściciel
- Ja mam swój plan, Ty masz chyba jakiś własny, skoro pytasz o szpital.
-Żadnych jeńców, tak to wyjaśniam.
Właściciel
- Ruszajmy w kierunku centrum szyku, z Paladynami i Kapłanami najłatwiej będzie paktować. Także Kapłanom łatwo będzie wbić nóż w plecy. Dosłownie i w przenośni. Masz jakieś obiekcje co do tego planu?
-Załatwmy to szybko, ja jestem gotów.
Właściciel
Skinął głową i, wedle planu, ruszył wraz z połową oddziału, resztę pozostawiając pod Twoją pieczą.
Właściciel
Podróż przebiegała bez problemów, widziałeś też jak dowódca rozmawiał z jakimś Kapłanem, choć nie było możliwym usłyszeć cokolwiek z tej odległości i przy tej wrzawie. Pozostali członkowie oddziału niespokojnie wiercili się na miejscu, czekając aż wreszcie coś zrobią. Niezależnie czy będzie to atak, czy ucieczka.
-Oddział spokojnie. Widzicie moją rękę i wiecie, do czego prowadzi brak cierpliwości.
Właściciel
Podziałało, a przynajmniej częściowo. Teraz pozostaje już tylko czekać i obserwować: Albo negocjacje, albo bitwę.
Właściciel
Czekasz, Twój dowódca negocjuje, a w Waszym kierunku ruszyła grupa kilkudziesięciu Nieumarłych, którzy najwidoczniej wzięli Was za wroga.
-Gdyby zainwestowali w IQ większe od ameby u nich, to byłoby lepiej...
Zwrócił się do Fireta, Maga Ognia.
-Spal je, jak się zbliżą.
Właściciel
- Są teoretycznie z nami...
- Powiedz im to. - odparł inny najemnik. - No, śmiało. Na pewno posłuchają!
Właściciel
Rzeczywiście, nie myślały, bo rzuciły się na Was. Szło im dobrze przez jakieś pięć sekund, bo tyle zajęło Magowi wymruczenie odpowiedniej inkantacji, aby później spopielić je wszystkie.
-Dobra robota, oby reszta miała więcej rozumu.
Właściciel
Reszta z pewnością nie miała więcej rozumu, ale był zajęta, więc mieliście spokój. Ponadto Wasz dowódca chyba dogadał się z siłami dobra i właśnie szykują się do ataku, choć ciężko stwierdzić czy na nich, czy może na złych, aby jeszcze uwiarygodnić swoje intencje.
Czyli to był już moment, kiedy mogli do nich dołączyć?
A więc nakazał oddziałowi ustawić się w zgrany szyk i ruszył na wsparcie swojego Mistrza.
Właściciel
Obie grupy dość szybko złączyły się w jedno.
- Waham się. - szepnął dowódca na tyle cicho, aby nie usłyszał go nikt poza Tobą. - Teraz czy później?
Zwrócił siętym samym tonem.
-Później, jednak atakujmy nieumarłych i nie traćmy ludzi.
Właściciel
- Atakowanie Nieumarłych bez strat praktycznie się wyklucza, za dużo tu tego ścierwa.
-To stwarzaj pozory. Magowie się przydadzą, żeby utrzymywać dobrą odległość, a my możemy pozornie dobijać leżących.
Właściciel
- Nie domyślą się. Nie w ferworze walki. - powiedział i pognał w kierunku Nieumarłych wraz z większością wojowników.
-Dołączyć do dowódcy! Robić to co on, żebyście się nie pogubili żółtodzioby!
Specjalnie użył tego słowa, by zwrócić uwagę żołnierzy na nie. Zawsze to robił, gdyż w poważnych walkach bez tajemnic mówił do nich jak do braci i przyjaciół, a nie z góry. Czyli tutaj musieli to usłyszeć i zrozumieć o co biega.
Właściciel
Najwidoczniej zrozumieli, sądząc po nagłym kopie w morale, a później ruszyli wraz z resztą... No cóż, Tobie też by wypadało się ruszyć.
Ruszył z nimi wykonując genialny plan Dowódcy.
Właściciel
Chyba rzeczywiście był genialny, bo minuty mijają, Nieumarłych ubywa, a Was wręcz przeciwnie.
No i dobrze, przykładał się do utrzymania całej siły oddziału, jednakże w wolnych chwilach obserwował swoje prawdziwe cele.