//Nie doczytałem i myślałem, że to Ty mi zaczniesz. Mój błąd.//
Aby zacząć opracowywać plan ataku, Khizar zaczął od ukrycia swoich ludzi w zaroślach, aby nie zostali wypatrzeni, a potem zaczął przyglądać się wiosce i oceniać, ilu może liczyć mieszkańców, chciał bowiem wszystkich złapać lub chociaż pozabijać część z nich, aby nikt w okolicy nie dowiedział się o tym ataku. Dodatkowo sprawdził porę dnia, atak nocą to zawsze dobre rozwiązanie, zwłaszcza jak jest się Wampirem i ma się przeciwko sobie ludzi.
Właścicielka
Twoi ludzie zajęli pozycjach w zaroślach niedaleko wejścia do wioski. Zbliżał się zmrok, dodatkowo padał deszcz. Jesteście prawie niewidoczni. Ludzie stali pod dachami swoich domów, reszta była w środku. Na zewnątrz było ich z kilkunastu.
A więc zaczął wydawać rozkazy: Łucznicy mieli znaleźć sobie jak najlepsze miejsca, z których mogliby strzelać do ludzi, ale tylko tych, którzy uciekaliby podczas ataku reszty, a nawet wtedy powinni się starać ich zranić, a nie zabić. Konny zwiadowca nie przyda się tu w tej roli, więc niech również zamie się wyłapywaniem ewentualnych uciekinierów.
- Reszta niech podzieli się na kilkuosobowe grupki i ruszy w kierunku miasta, żeby względnie je otoczyć. Potem już wiecie co robić. - wytłumaczył reszcie i czekał, aż wszyscy zajmą pozycje, ewentualnie ktoś zada pytanie co do planu.
Właścicielka
- Mamy zacząć bez ciebie w mieście? - Zapytał jeden z przydzielonych do grupy w mieście. Łucznicy zajęli dogodne pozycję, konny zwiadowca opuścił swojego wierzchowca i schował się w pobliżu.
- Ja wkroczę sam, zależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja, zostanę z tyłu z kuszą w dłoni lub dołączę do Was z mieczem.
Właścicielka
- Dobrze, zatem ruszamy. - Jak powiedział tak zrobił. Twoi ludzie czyhający przy wiosce byli gotowi. Po chwili wyszli z zarośli i pobiegli w stronę ludzi stojących przy domach. Natychmiast ich obezwładnili i pojmali. Kilku próbowało uciec, lecz zwiadowca jednego złapał, a łucznicy resztę zatrzymali strzałami w nogach. Zostali jeszcze ci w środku domostw...
A więc skoro jego pomoc w wybijaniu uciekinierów nie była jeszcze konieczna, ruszył do wioski, sięgając po miecz. Polecił kilku łowcom pilnować schwytanych ludzi, a reszcie wchodzić parami do każdego z domów. Sam zrobił podobnie, nie siląc się na uprzejmości, jeśli drzwi były zamknięte, to zwyczajnie je wyważył, wchodząc do najbliższego domu.
Właścicielka
Twoi ludzie wykonali polecenia. Gdy wszedłeś do jednego z domów zauważyłeś przestraszoną rodzinę. Matkę i ojca oraz ich syna. Mężczyzna zasłaniał swoje dziecko, chwycił nóż z stołu.
- N-nie zbliżaj się krwiopijco...
Nie miał ochoty się z nimi bawić, więc jedynie użył Magii Bólu, aby obezwładnić całą trójkę, nie chciał zabijać ich bez powodu, w końcu tylko na tym straci.
Właścicielka
Doznając potężnego bólu rodzina upadła na ziemię chwytając się za części ciała, które zaatakowałeś magią. Byli teraz potulni jak baranek.
Skoro tak, to przegnał ich na zewnątrz, do reszty schwytanych ludzi, i ruszył do następnego domu, do którego dostał się w podobny sposób, co poprzednio.
Właścicielka
W kolejnym z domostw zauważyłeś młodzieńca śpiącego w łóżku, miał gorączkę... Na zewnątrz odbyło się kilka krzyków chłopów, ale szybko były stłumione. Twoi ludzie zapewne już zabrali wszystkich.
Chorych nie potrzebował, więc zgładził go szybko za pomocą miecza i przeszukał resztę domu.
Właścicielka
// Khizar ma zapewnione miejsce w piekle :v //
W środku nie było wiele, około 50 sztuk złota oraz trochę chleba i wody. Reszta rzeczy była ci zwyczajnie zbędna.
//I to w pierwszym rzędzie.//
Zabrał jedynie złoto, a później opuścił dom, aby ocenić, jak poradzili sobie jego ludzie i ilu przyszłych niewolników udało się schwytać.
Właścicielka
Na zewnątrz było dwudziestu związanych chłopów, z czego trójka to były dzieci, a dwaj mężczyźni byli ranni, ale opatrzeni.
W takim razie przyjrzał się wszystkim, chcąc ocenić, ile jest w tym zestawieniu kobiet, a czy pośród ogółu są jacyś chorzy, kalecy lub zwyczajnie starzy.
Właścicielka
Było dwóch starszych ludzi, małżeństwo. Chorych nie było, a kobiet łącznie było osiem.
Mógłby kazać ich teraz zabić, ale to nieekonomiczne. Wciąż prezentowali sobą jakąś wartość, a dokładniej jako dodatkowe worki z krwią dla Khizara i jego podwładnych. A jeśli zginą po drodze, to trudno, ze zwłok też można wychłeptać posokę. Tylko dlatego jeszcze żyli.
- Dwóch ochotników zostaje tu ze mną, będziemy pilnować naszych nowych nabytków. Reszta niech przeszuka dokładnie domy i zagrabi wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, łupy podzielimy później. Macie na to kwadrans, góra dwa. Pamiętajcie, żeby nie podpalać zabudowy, nie chcecie chyba ściągnąć nam na głowy najbliższego patrolu Cesarstwa, prawda?
Po wydaniu rozkazów usiadł na jakimś kamieniu czy gdziekolwiek w pobliżu jeńców, gdzie wyczyścił miecz z krwi zabitego wcześniej człowieka, a potem schował go na swoje miejsce. Resztę czasu poświęcił na przyglądanie się kobietom, mógłby przecież zachować jedną dla siebie, i ewentualnym traktowaniu Magią Bólu tych, którzy próbowaliby stawiać opór czy robić coś głupiego.
Właścicielka
Jedna dziewczyna przykuła twoją uwagę. Była dosyć atrakcyjna jak na chłopkę, a czarne długie włosy oraz fiołkowe oczy jeszcze bardziej utwierdzały cię w tym przekonaniu. Pewnie niedawno osiągnęła dorosłość... Reszta jeńców siedziała cicho, ale widać było że są przerażeni. Twoi ludzie weszli do środka i zaczęli przeszukiwać domostwa, robiąc niemały hałas. Z daleka zauważyłeś jak do wioski nadjeżdża mężczyzna w ciemnym ubiorze na koniu.
Nieciekawie. Polecił się skryć tak jeńcom, jak i swoim ludziom, a reszcie przerwać plądrowanie. Sam ukrył się za najbliższym budynkiem i załadował kuszę, gotów zastrzelić jeźdźca, choć teraz czekał, aż podjedzie bliżej.
Właścicielka
Czekaliście parę minut, ale tajemniczy mężczyzna w końcu zszedł z wierzchowca dojeżdżając do pierwszego domu. Był to szpakowaty, mężczyzna w średnim wieku, z lekko garbatym nosem i czarnymi, błyszczącymi oczami. Przez nad wyraz bladą twarz i ciemny ubiór przywodził na myśl poborcę podatków. Nosił przy sobie płócienną torbę, zapewne wypełnioną ziołami, bo to właśnie stamtąd wyczuwałeś intensywny ziołowo-korzenny zapach. Nosił ciemny ubiór, wręcz można by powiedzieć szatę.
- Przestańcie się ukrywać. Czuję was, bardzo dobrze. - Wycedził stojąc wprost na środku wioskowej drogi.
Zanim się ukazał, spróbował mu się lepiej przyjrzeć, nie chciał podpaść jakiemuś Wampirowi, Wyższemu czy Niższemu, poprzez celowanie do niego z kuszy.
Właścicielka
Nie potrafiłeś stwierdzić czy jest wyższym, czy niższym przez spoglądanie się na niego, ale mógł być jak najbardziej tym pierwszym.
A więc wyszedł, nie celował do niego z broni, choć był gotów podnieść ją i nacisnąć spust, acz gdyby był to Wampir Wyższy, to raczej niewiele by mu to dało.
- Obawialiśmy się, że to ktoś z Cesarstwa. - powiedział. - Cieszymy się, widząc tu innego krwiopijcę.
Właścicielka
- Nie piję krwi. - Mruknął. Twoi kompani wyszli zza roślin, prowadzili również jeńców. - Aczkolwiek nie jestem z Cesarstwa. Co tu robicie i czemu nawiedzacie tę wioskę? Czymś wam zawinili? - Zapytał spokojnym tonem.
- Wszyscy musimy zarabiać na życie. A my handlujemy niewolnikami. To tylko praca, gdyby nie koleje losu, mógłbym teraz równie dobrze sadzić marchew, a nie polować na niewinnych wieśniaków.
Właścicielka
- Zostawcie dzieci w spokoju. Nie będę się wtrącał w resztę, daruję wam to tym razem. Czy to jasne? - Zapytał, wciąż pozostając spokojny i łagodny.
- I tak nie miałbym z nich pożytku... I gwarantuję, że do tej wioski już więcej się nie zapuścimy... Swoją drogą, można wiedzieć, kim w ogóle jesteś?
Właścicielka
- Zwą mnie Vincent. Przynajmniej od jakiegoś czasu. A teraz opuśćcie tę wioskę. - Nakazał, wcześniej się przedstawiając.
Nie na to liczył, ale uznał, że nie ma co drążyć tematu, więc rzeczywiście wydał rozkaz do opuszczenia wioski swoim ludziom i schwytanym wieśniakom, zostawiając tylko dzieci, tak jak kazał mu ten cały Vincent. Gdyby nie ta wizyta, pewnie teraz skierowaliby się na następny cel, a tak to od razu polecił wracać do posterunku, musiał najpierw dowiedzieć się czegoś więcej o tym całym Vincencie.
Właścicielka
Twoi ludzie byli nieco zawiedzeni, choć nie jakoś bardzo. Zawsze coś, szeptali między sobą. Usłyszałeś nawet jeden szept, dochodzący z końca waszego szeregu.
- Szef robi się za miękki, to mógł być zwyczajny wampirzy przybłęda. - Rzekł cicho jeden z nich. Niemniej, pojmani ludzie niczego nie próbowali, potulnie szli za wami i godzinę później trafiliście z powrotem do waszego fortu. Wszystko było tak jak zostawiłeś.
// Ty zaczynasz. ///
Konto usunięte
Wraz z towarzyszką wkroczył do miasta. Nie bał się, mimo to czuł niepewność i ani na moment nie puścił swego miecza. Rozejrzał się po osadzie.
Właścicielka
Na targu ludzi było pełno. Przekupki targowały się o każdą sztukę złota za ziemniaka, handlarze sprzedawali swoje cenne dobra, pancerze oraz bronie... Inni jeszcze handlowali prowiantem, mapami... Można było kupić to wszystko i przepuścić cały majątek. Inną opcją była tutejsza karczma gdzie zapewne można było się napić i dobrze zjeść.
- Nigdy nie byłam w tak zaludnionym miejscu... Ależ tu głośno. - Stwierdziła, potem zerknęła na twój oręż. - Nazwałeś go jakoś?
Konto usunięte
- Nie myślałem nad tym. Nie miałem na to zbyt wiele okazji. - Odrzekł, patrząc przed siebie. - Zjadłbym coś. - Powiedział, zaczynając spacer w kierunku karczmy.
Właścicielka
- Pewnie, ja też... - Przytaknęła i ruszyła za tobą. Wchodząc do środka zauważyliście, że ludzi w karczmie było mało. Może i lepiej dla was, gdyż miejsc do zjedzenia było pełno. Karczmarz znudzony swoją robotą czyścił ladę a kilku bywalców grało w karty przy okazji pijąc jakieś trunki.
Konto usunięte
Podszedł do oberżysty i oparł się łokciem o ladę.
- Ekhem, witaj karczmarzu. - Przywitał się obojętnie i rozejrzał się po lokalu. - Co serwujecie?
Właścicielka
- Dzika żem upolował wczoraj, więc mięsko jest przednie, he, he. Polecam, polecam. Ziemniaczki mogę do tego ugotować i nalać jakiś mocniejszy trunek... - Odpowiedział ci wąsaty, miły karczmarz.
Konto usunięte
- Byłoby wspaniale. Proszę dwie porcje tego mięsa i ziemniaków. Trunek też będzie mile widziany.
Właścicielka
- Sześćdziesiąt pięć sztuk złota się należy, proszę pana. Proszę zająć jakieś miejsce a ja przyniosę pańskie zamówienie. - Odparł z uśmiechem na ustach i zabrał się za nalewanie do kufla jakiegoś napoju.
Konto usunięte
Odliczył odpowiednią kwotę i wręczył ją mężczyźnie, po czym zgodnie z propozycją zasiadł na jednym z miejsc.
Właścicielka
Rhenna dosiadła się do twojego stolika i obejrzała lokal.
- Nie mogłam zapłacić za jedzenie, postaram Ci się to jakoś wynagrodzić. - Zerknęła na stolik, nieco smutna. - Może powinniśmy się rozejrzeć za jakimiś ogłoszeniami? Ty i ja, wykonamy różne zlecenia, które wymagają miecza i łuku... I będzie nas stać na konie. - Zaproponowała, teraz już bardziej uśmiechnięta.
Konto usunięte
Ściągnął rękawice i wsunął je za pas. Czekał dalej, stukając palcami o stolik.
Właścicielka
- Mówię coś do ciebie! - Warknęła głośno, wyraźnie niezadowolona z twojej ignorancji. Karczmarz przyniósł ci kufel świeżego piwa z pianą na wierzchu. Potem wrócił do kuchni.
Konto usunięte
Napił się i odstawił kufel.
Właścicielka
- Jesteś idiotą. - Burknęła obrażona a ty wypiłeś smaczny łyk alkoholu. Kilka minut później właściciel karczmy przyniósł dużą tacę z talerzami, na których była dziczyzna oraz ziemniaczki polane sosem. Obok były sztućce.
- Życzę smacznego. - Uśmiechnął się i odszedł do szynkwasu. Twoja towarzyszka mruknęła tylko coś pod nosem i zaczęła spożywać posiłek.
Konto usunięte
Chwycił sztućce i zabrał się za jedzenie.
Właścicielka
Dziczyzna była przepyszna, a kartofle również... Zjadłeś posiłek bardzo szybko, zapewne z powodu twojego dużego głodu jak i tego, że po prostu nie mogłeś odłożyć widelca przed takimi smakołykami... Rhenna też szybko zjadła, choć nieco męczyła się z mięsem. Nim poszedłeś odnieść tacę kobieta wyszła bez słowa nawet nie zasuwając krzesła.
Konto usunięte
Zero kultury, zadrwił w myślach. Wrócił do stolika i odstawił na swe miejsca oba siedziska. Podziękował karczmarzowi i opuścił lokal.