Położony na uboczu jednej z typowo rozrywkowych dzielnic Miami klub nocny. Jego nietypowa nazwa jasno sugeruje, kto jest tu najliczniejszą i najwierniejszą klientelą: Rosjanie, niezależnie czy z samej Rosji, czy też któreś z pokoleń lokalnych imigrantów. Amerykanie zaglądają tu relatywnie rzadko, podobnie jak i inni, gdyż sami klienci oraz obsługa klubu nie lubią nikogo spoza swojego kręgu kulturowego.
Nie jest to zbyt wielki lokal, przez co nie ma tu zbyt wielu rozrywek: Można oczywiście posłuchać muzyki, posiedzieć, odpocząć, obgadać swoje sprawy, legalne lub nie, narąbać się jak szpadel dzięki pokaźnym zapasom alkoholu, jest też parkiet taneczny i to byłoby w zasadzie na tyle.
Cała infrastruktura klubu znajduje się na parterze, wyżej są tylko kwatery dla pracowników, którzy odpoczywają tam w trakcie zmian, ewentualnie mieszkają na stałe, a w piwnicach zapas alkoholi i tym podobnych.
Większość osób spędzających tu czas nie wie, że sam klub jest powiązany z pomniejszym rosyjskim gangiem zajmującym się wymuszeniami, ściąganiem haraczy, szmuglowaniem alkoholu i papierosów oraz tym podobnych, acz również niewielu może coś z tym zrobić, kto w końcu chciałby podpaść Fiodorowom, atakując placówkę ich pachołków?
Siergiej zajął swoje miejsce, zawsze przy tym samym stoliku i na tym samym krześle, z kieliszkiem i flaszką wódki na blacie, skąd miał doskonały widok na cały bar, a więc i wszystkich klientów. Rozsiadł się wygodniej, zapalił papierosa zapalniczką i zlustrował klientelę, jak na czujnego wykidajłę przystało.
Właścicielka
Aktualnie był wieczór. Klientów było całkiem sporo. Dużo osób tańczyła do rosyjskiej muzyki na parkiecie a niektórzy zalewali smutki przy barze. Było całkiem spokojnie.
Cóż, norma, w tak chwilach lubił swoją robotę: Płacili mu w zasadzie za siedzenie tutaj, a jeśli już musiał się ruszyć, to tylko po to, żeby obić komuś pysk, co było zabawą. Jak to mówią, robił to, co kochał, więc nie czuł nawet, że jest w pracy.
Palił i obserwował dalej, później zgasił niedopałka butem i nalał sobie trunku do kieliszka.
Właścicielka
Po nalaniu sobie trunku, zauważyłeś jak twój rodak przez przypadek oblał wódką jakiegoś człowieka, ten oczywiście się oburzył.
- Uważaj, do cholery. Je**ny komuch... - Prawie na pewno był to Amerykanin, co było rzadkością w tym klubie.
Niestety, to wciąż było za mało, aby wywalić go stąd na kopach, ale postanowił mu uświadomić, że powinien stulić mordę, także odłożył kieliszek i ruszył w jego kierunku. Odkaszlnął i powiedział:
- Jakiś problem?
Właścicielka
- Nie, skądże. Tylko ten pan... - Wskazał na twojego rodaka. - Wylał na mnie kieliszek wódki, ku*wa jego mać.
- Gdyby chciał zrobić to umyślnie, to stłukłby całą butelkę na Twoim łbie. Zresztą, nie mógł zrobić tego umyślnie, to w końcu marnotrawstwo alkoholu.
Właścicielka
- Jasne... Wychodzę. - Oburzony Amerykanin opuścił lokal.
- Do svidaniya! - krzyknął za nim i wrócił na miejsce.
Właścicielka
I tak następna godzina minęła ci spokojnie i bez problemów.
No i fajnie, oby tak do końca zmiany.
Właścicielka
Minęło parę godzin. Jeszcze jedna i koniec zmiany. Niestety coś musiało się zje**ć. Wszystko słyszałeś i widziałeś. Dwóch pijanych Rosjan podeszło do innego rodaka który siedział sobie przy stole i popijał drinka.
- Kolegooo... Postawisz nam wódeczkę?
- Myślę, że już wystarczająco dużo wypiliście. - Uśmiechnął się.
- Nieee pie**ol pan, daj no trochę amerykańskich pieniążków.
- Nie, won mi stąd.
- No to ci wpie**olę ch*ju złamany ! - Rozbił mu kieliszek o głowę a drugi zaczął go nawalać w twarz.
Pora zareagować, co też zrobił, podchodząc do nich. Wykorzystał ich upojenie alkoholowe oraz zaangażowanie w maltretowanie innego klienta, sprzedając jednemu soczysty cios w twarz, najlepiej w nos, drugiemu też, w miarę możliwości.
Właścicielka
Pierwszego trafiłeś prosto w nos, tak jak chciałeś, upadł na ziemię. Drugiego trafiłeś w potylicę, zemdlał. Ofiara spojrzała na leżących napastników.
- Dzięki. Wynieście to gówno z lokalu...
niezbyt lubił, jak rozkazywał mu ktoś, kto nie miał do tego prawa, ale uznał, że gość dostał wystarczające wciry, że oklepanie mu buźki będzie zbędne, więc wytargał obu pijanych Rusków na ulicę i zostawił gdzieś na uboczu.
Właścicielka
Udało Ci się to zrobić bez problemu a pijani już nie wrócili.
A on jak najbardziej wrócił, rzecz jasna na swoje miejsce.
Właścicielka
I miałeś już spokój do końca zmiany. Zastąpił Cię jakiś inny wielki siłacz.
W takim razie udał się do swojego pokoju na zasłużony odpoczynek.
Właścicielka
Trafiłeś do niego bez problemów i mogłeś położyć się do łóżka albo porobić coś innego.
Zaczął od solidnej dawki snu.
Właścicielka
Dosyć szybko zasnąłeś i obudziłeś się parę godzin później. Dokładniej o dziesiątej rano.
Umył się, ubrał i poszedł na dół, do klubu.
Właścicielka
Klub nie był jeszcze otwarty, jedynie barman sprzątał ladę i podłogę. Mogłeś wyjść na miasto, czy coś.
W sumie niezły plan, ale co by tam robił? Wolał zagadnąć o jakąś bardziej rozrywkową, a więc i mniej legalną, robotę, także rozejrzał się za którymś z pracowników baru, który siedział w ciemnych interesach an tyle głęboko, żeby mu pomóc.
Właścicielka
Był taki jeden, łysy wielki sku*wiel ubrany w białą marynarkę i niebieską koszulę. Leżał na jednym z foteli.
Przyjrzał mu się, aby mieć pewność, że jest przytomny, niebezpiecznie jest budzić Rosjan z ich pijackiego letargu.
Właścicielka
Drzemał sobie, ale mogłeś spróbować go obudzić.
To było jednak trochę zbyt ryzykowne, więc postanowił się przejść, wróci tutaj później.
Właścicielka
W takim razie wyszedłeś z budynku i znalazłeś się w Downtown. Samochodów i ludzi na ulicy było pełno.
// Nie zmieniam tematu bo nie wiem jak długo zamierzasz tu spędzić czasu.//
Ruszył chodnikiem przed siebie.
Właścicielka
A więc sobie chodziłeś chodnikiem, spokojnie, bez problemów.
Dokładnie, choć było to trochę nużące. Rozglądał się za czymś ciekawym, jakimś frajerem do obicia i tak dalej.
Właścicielka
Jeśli Cię to kręci, możesz obić jakichś bezdomnych... Albo tego podejrzanego typa w bluzie z kapturem, który daje jakąś paczkę młodemu chłopakowi w zaułku.
To już było ciekawe. Ruszył w ich kierunku.
Właścicielka
Młody chłopak wyszedł z zaułku a podejrzany gość oparł się o budynek i zapalił papierosa.
W sumie to nim wkroczył do akcji, to zastanowił się najpierw, czy jego pracodawcy handlowali narkotykami, nie było sensu skroić gościa, jeśli nie.
Właścicielka
Nie handlowali, możesz go załatwić, jeśli chcesz.
Nieopłacalne, gdyby mógł oddać swoim przełożonym jego towar to jak najbardziej, ale tak to nie ma co ryzykować, zwłaszcza jeśli jest pod protektoratem jakiegoś gangu. Ruszył dalej.
Właścicielka
Nic ciekawego Cię nie spotkało prócz tłumów ludzi i głośnych samochodów.
Pokręcił się jeszcze jakiś czas i wrócił z powrotem do klubu.
Właścicielka
I tak trafiłeś po godzinie znów do klubu. Nadal było zamknięte.
Tamten mężczyzna wciąż drzemał?
Właścicielka
Nie. Siedział na tym samym fotelu, ale popijał wódkę.
- Szefie, znajdzie się jakaś robota? - zagadnął, rzecz jasna uprzednio podszedł, przywitał się i tak dalej.
Właścicielka
- Zawsze jest jakaś robota, no prawie zawsze. Zależy czym potrafisz się zajmować...
- To szef mnie nie zna? Zresztą, wystarczy popatrzeć na taką kupę mięśni, od razu wiadomo, na czym się znam.
Właścicielka
// To jest ten jeden z gości co miał znać się na mniej legalnych interesach, to nie jest twój szef.//
- Mhm... Widzę. Co powiesz na małą wycieczkę do jednego z domów w Downtown? Właściciel owego domu... Wisi mi kasę.
//Dla mojej postaci, która jest szeregowym trepem, każdy wyżej postawiony jest per szefem, w końcu nie będę zwracać się do nich po imieniu czy coś w ten deseń.//
- Da się zrobić. Przydałby się tylko adres, opis tego gościa, żebym nie pobił nie tego, co trzeba... No właśnie: Jak bardzo mam go połamać? I ile kasy zabrać?