Tutaj dotykamy bardziej złożonego tematu. Otóż wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod pojęciem fanatyzm. Jeżeli chodzi nam o fanatyzm w sensie gorącego, ogromnego zaangażowania i stuprocentowego oddania się sprawie, to tak, katolicyzm jest fanatyczny. Jednak jeśli chodzi o ten negatywny, krzywdzący innych fanatyzm, czyli o ogólna definicję tego słowa, to nie. Katolicyzm nie jest religią fanatyczną.
Pierwszy dowód:
Katechizm Kościoła Katolickiego (jego przestrzeganie czyni człowieka katolikiem) mówi:
"KKK 1753 Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni ani dobrym, ani słusznym zachowania, które samo w sobie jest nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo). Cel nie uświęca środków. Nie można więc usprawiedliwić skazania niewinnego jako uprawnionego środka dla ratowania narodu. Przeciwnie, dodatkowa zła intencja (jak próżna chwała) czyni złym czyn, który sam z siebie może być dobry (np. jałmużna)."
Na stronie teologia.pl możemy przeczytać szerszą interpretację tego problemu, sformułowaną bezpośrednio ma podstawie KKK:
"Najgorszym ze wszystkich złych środków jest nienawiść, wyrażająca się w różnych formach. Nie ma miłości w tym, kto przy pomocy nienawiści chce realizować jakieś dobro, np. ktoś przerywa ciążę, aby nie obarczać dodatkowymi trudnościami materialnymi rodziny. Czyn ten jest niemoralny, gdyż zaprzecza miłości do dziecka. Dochodzenie do dobra niemoralnymi środkami jest czymś niewłaściwym. Nie można zatem chcieć pomóc społeczeństwu i pozabijać wszystkich ludzi chorych, ułomnych, starców; nie można rozwiązywać trudnych sytuacji przy pomocy intryg, poniżania godności ludzkiej, przez stosowanie kłamstw itp. Jest to zabronione, ponieważ zakazany przez Boga czyn nigdy nie prowadzi do dobra, np. zabijanie ludzi chorych i ułomnych nie jest żadną przysługą oddaną społeczeństwu, gdyż osoby te są dla wszystkich bardzo pożyteczne; swoimi cierpieniami bowiem mogą uszlachetnić wielu ludzi, którzy się nimi opiekują, a jeśli łączą swoje dolegliwości z Chrystusowym krzyżem, przyczyniają się do zbawienia świata. Jezus, który realizował najwyższe dobro, nigdy nie uciekał się do kłamstwa, obłudy, poniżania ludzi, intryg, terroru, nigdy nie dążył do dobra przez żadną formę nienawiści. Autentyczna miłość musi obejmować wszystkich."
To bezpośrednio dowodzi, że katolicyzm nie jest fanatyczny. Cel nie uświęca środków, więc nie jest usprawiedliwione czynienie jakichś np. obrzędów religijnych, jeżeli zrani to kogoś lub coś (oczywiście patrząc rozsądnie, nie mówimy tu o jakichś fochach albo dziwnych uprzedzeniach kogoś np. w naszej rodzinie).
Nie jest jednak tak, że nagle "nie pójdę sobie do kościoła, bo mojego męża to gorszy". Nie. Nie działa to tak, że nagle nie robimy naszych obowiązków wobec Boga czy człowieka tylko dlatego, że "nie chcemy kogoś zranić", albo "się wstydzimy".
Ale np. zjedzenie mięsa w piątek dlatego, że by się zepsuło do soboty, jest normalne i rozsądne. Na tej samej zasadzie nie idziemy do kościoła kiedy jesteśmy chorzy. Bo pójście nie dość że naraziłoby nas samych, to moglibyśmy zarazić pozostałych członków Eucharystii.
A teraz zadajmy sobie pytanie, kiedy najczęściej słyszymy, że "katolicy to tacy fanatycy". Najczęściej w dwóch przypadkach. Pierwszy to ten, kiedy jakiś pseudo-katolik wyzywa innego człowieka od "bezbożników", albo go hejtuje za to, że np. jest ateistą. Tylko że nie jest to czyn katolicki, jest to czyn zły, nie jest to czyn miłości, tylko czyn nienawiści. Nawet wtedy, kiedy ten pseudo-katolik tego nie wie.
Drugi przypadek jest wtedy, kiedy ktoś zdecydowanie opowiada się po stronie swojej wiary. Np. podczas spotkania z kumplami, załóżmy, jest ich siedmiu, nagle dwóch pyta się trzeciego, czy by nie załatwił im na lewo jakiejś sprawy albo towaru. Np. "Ej, Seba, weź no, kręcisz się tam przy tej dokumentacji, to weź pozmieniaj ilość towaru jak nikt nie będzie patrzył, żebyśmy mogli sobie wziąć ze dwie paczki".
No, Seba katolik powie: "sorry, ale nie. Nie zrobię tego, bo to złe i nieuczciwe".
A oni wszyscy wtedy: "Seba, kurde, no weź. Przecież dwie paczki to dla nich nie różnica".
Tylko że jeśli jest się katolikiem, to jest się nim 24/24 7 dni w tygodniu, więc nie można nagle ot, tak sobie zrobić wyjątku i uczynić coś złego. Nie, jak coś jest kradzieżą, to nieważne, czy ukradniesz komuś dwie, czy dwadzieścia paczek, to i tak będzie kradzież. Więc Seba dalej stanowczo odmawia:
"Jestem katolikiem, więc nie zrobię tego".
No i wtedy często się zaczyna: "Ale z was fanatycy, ci katolicy, nie umiecie sobie radzić w życiu, fanatycy jak nie wiem, wyjątku nie umio zrobić". Serio? Tylko dlatego, że są stuprocentowo oddani temu, co robią? No tak, przecież Seba zapomniał, że na tym świecie każdy martwi się o siebie, trzeba żyć na własny rachunek. Nie. Wiara katolicka mówi inaczej i trzeba podziwiać takie osoby, które potrafią mimo przeciwności i szykan robić na 100% to, czemu się zawierzyli. Co przysięgli. Proste. To jest honor, to jest wierność.
Więc trzeba rozróżniać pomiędzy cwaniakowaniem, jak by tutaj sobie dorobić, żeby się nie narobić, a robieniem czegoś z rzeczywistej miłości i dla dobra.
A katolicyzm nie jest fanatyczny, tylko stanowczy. To spora różnica.