//Nie ma problemu, Przyjacielu.
Właściciel
- Co prawda można by było dać tablicę mówiącą kogo przedstawia pomnik, ale ludność wiejska i tak nie umie czytać, więc to nic nie da - powiedział sołtys
- Dlatego, ja jestem za szkołą, jednak powiedziałam sobie, że nie podejmę tej decyzji sama. Co na to pozostali? -
Właściciel
- Szkoła - oddał głos sołtys
- Pomnik - powiedział Jarzębiński
- Szkoła - przesądził Sir Accardi
- No! - Klasnęła w dłonie - Cieszę się, że podjęliśmy decyzję. Co prawda nie była jednomyślna, ale jakże życie byłoby nudne, gdyby każde Boże stworzenie myślało tak samo. A teraz, mam nadzieję, że Panowie raczą zostać na dłużej, by spróbować wyśmienitego indyka, przygotowanego przez moją kuchareczkę? - Na te słowa skinęła służącej, by ta wniosła ogromnego, smażonego indyka, przygotowanego wcześniej przez Kalinę, a nie kucharkę, tak jak skłamała szlachcianka.
Właściciel
- Tak! - krzyknęli jak jeden mąż
Gdy tylko indyk wylądował na stole zabrali się za niego
Wskazała też, by dolano wszystkim wina i wniesiono resztę potraw - To jest ziemniaki, sałatki, chleb, rybę i jeszcze dwie szynki. Sama też zabrała się za jedzenie.
Właściciel
Po kilku chwilach wszyscy mieli napełnione żołądki
Kolejny raz skinęła, by służba napełniła lampki winem. Wino ma niezliczone zalety. Pobudza apetyt, rozesela towarzystwo i wybornie smakuje.
Niemniej, zaglądała do Sir Accardiego:
- Sir Accardi, gdzie mieszkaliście, przed przybyciem do naszej, pięknej Polski, jeśli można spytać? Który region Włoch? -
Właściciel
- Okolice Wenecji, panienko
- Jak tam było? W tej Wenecji? Tęski Pan za tymi krainami? - Upiła nieco wina.
Właściciel
- Szczerze? To ani trochę mi się nie przykrzy. Co prawda, Wenecja i jej okolice są piękne, jednak jest to strasznie skorupowana kraina. Mnie nie traktowano poważnie, mimo iż byłem wysoko postawiony. Nie płaciliśmy haraczy, przez co nasza rodzina podupadła. Uciekłem tutaj, bowiem wiele słyszałem o Polsce. Wspaniałe widoki i ta atmosfera! Mam zamiar spędzić tu reszte moich dni - łyknął trochę wina
- Naprawdę? To straszne! A nam zawsze opowiadano niemalże odwrotne rzeczy. Jakiż dziwny ten świat! - Dopiła kielich. Jak atmosfera u pozostałych gości?
Właściciel
- Cieszę się, że mam tak wspaniałą sąsiadkę - powiedział sołtys - Potrawy są przewyborne. Ten indyk taki soczysty i kruchy! A wino jest nasze czy z zagranicy?
- Wino przyjechało wraz z nami z Francji, przewyborne roczniki! -
Właściciel
- Czuć ten wspaniały smak - rzekł Jarzębiński - Wielka szkoda, że nie produkują takiego u nas. Życie byłoby piękniejsze
- Oh, zakładam, że gdzieś pod samą Warszawą produkują, a też pewnie nie wiemy, jak cudowne wina mógł wywieść ze sobą król Stanisław. -
Właściciel
- Jeśi jakieś wywiózł, to są w odległym Piotrogradzie - powiedział ze smutkiem w głosie Jarzębiński
- Ale co biedakowi zostało, po utracie Polski? Nic, tylko pocieszenia w flaszce pewnie szukał! - Zaśmiała się.
Właściciel
- Flaszka lekarstwem na wszelkie dolegliwości - zaśmiał się sołtys
- Racja, Święta racja...-
Właściciel
- A Ty panienko? - zapytał się Jarzębiński - Masz jakieś plany z wyjątkiem budowy Domu Bożego i szkoły?
- W tym tygodniu jeszcze, będę się udawała do Lwowa, by spotkać się z pewnym jegomościem. - Odpowiedziała.
Właściciel
- A cóż to za jegomość, jeśli wolno mi wiedzieć?
- Były odźwierny. Najpewnej wie rzeczy, które pomogłyby mi na rozwiązanie bardzo nurtującej mnie zagadki. -
Właściciel
- Zagadka? Na takiej nic nie znaczącej ziemi jak nasza? Czyżby skarb?
Zaśmiała się.
- Żaden skarb, pomarzyć conajwyżej można. Właściwie, chodzi mi o ten krucyfiks - Wzięła do ręki medalion - Znalazłam go dzisiaj, sprzątając, i bardzo ciekawi mnie jego przeszłość. -
Właściciel
Jarzębiński zakrztusił się
- Ekhm, ekhm... Przepraszam. Panienko, czy można wziąć do ręki to cudo?
- Czemu nie? Proszę. - Zdjęła medalik i podała Jarzębińskiemu.
Właściciel
Przyjrzał mu się dokładnie
- Piékny, po prostu piékny. Bogato zdobiony, 24 karatowe złoto. Należał do kogoś wysoko postawionego w hierarchii kościelnej
- No, z tego co wiem, to należał nawet do jednego z papieży, jednak nie wiem, jak się znalazł w tym dworku. Bardzo mnie to intryguje. -
Właściciel
- Zgaduję, że wybiera się panienka do Lwowa by się tego dowiedzieć?
- Tak, dokładnie. - Odrzekła, przyglądając się medalikowi.
Właściciel
- Rozumiem. Mam też swoje sprawy do załatwienia we Lwowie. Może pojedziemy razem?
- Nie widzę problemu. - Uśmiechnęła się. - A co Pana sprowadza do Lwowa? -
Właściciel
Schylił się i mówił szeptem
- Doszły mnie słuchy, że we Lwowie jest dowódctwo ruchu antynapoleońskiego. Chcę do nich dołączyć
Zdumienie przeszło przez jej twarz, jednak też mówiła szeptem:
- Ruch antynapoleoński? Przecież to właśnie pod wodzą Napoleona otrzymaliśmy chociaż namiastkę Ojczyzny!-
Właściciel
- Właśnie, namiastkę. Księstwo to nic innego jak marionetka Napoleona. Już wysłał naszych do Ameryki stłumić bunt dzikich ludów. W ruchu widzę też nadzieję na moją zemstę wobec Francuzów
- Jeżeli Wojsko Polskie zacznie walczyć z Francją, staniemy się tylko małym księstwem bez sojuszników i znów nasi sąsiedzi podzielą Ojczyznę między siebie. A poza tym, za co się Pan chce mścić na Francuzach? -
Właściciel
Jarzębiński wyraźnie posmutniał
- M.. Ma... Małgorzata - powiedział wręcz prze łzy
Na Boga...Bardzo mi przykro. - Współczuła Jarzębskiemu. Sama wiedziała, jak to jest stracić kochaną osobę.
Właściciel
- Nie szkodzi - kilka łez spłynęło mu po policzkach - Małgorzata to moja córka. Przed dwa laty porwali ją jacyś francuscy zboczeńcy. Próbowałem z nimi walczyć, ale mieli lepszy sprzęt. Stąd to - pokazał bliznę na ramieniu - Nie wiem, gdzie teraz jest. Jedno jest pewne, muszę ją odnaleźć
- Mnie też porwano bliską osobę, matkę, gdy Świętej Pamięci Ojciec walczył w obronie konstytucji...Ale to było dawno, 16, prawie 17 lat temu... Niemniej, szczerze wierzę, że odnajdzie Pan córkę
Właściciel
- Dziękuję panienko - zwrócił się do służącego - Która jest godzina?
- Wpół do dziewiątej
- Dziękuję. Wybacz mi panienko, ale na mnie już czas
- Dobrej nocy, Panie Jarzębski. Dam Panu znać, gdy będę wyjeżdżała do Lwowa. - Skłoniła się lekko mężczyźnie.
Właściciel
- Dziękuję za wspaniałe "przyjęcie" - i wyszedł
Sołtys i Włoch przez całą waszą rozmowę upili się tak bardzo, że zasnęli kamiennym snem
Ah, przy dobrym winie zasypia każdy. Przywołała do siebie służbę.
- Czy mogę was prosić, byście przenieśli naszych gości do łóżek w pokojach gościnnych? -
Właściciel
- Oczywiście
Po chwili usłyszałaś trzask starych łóżek
Czyżby coś pękło? Być nie może! Poszła do pokoju, z którego było słychać trzask.
Właściciel
Skądże znowu! To po prostu ciężar sołtysa wygiął sprężyny łóżka