Mijak pisze:
To odniosę się jeszcze do wypowiedzi Rhobara w debacie, choć nie ma to sensu, bo już stwierdził, że logika nie dotyczy omawianej przez niego kwestii.
Za jeden dowód na istnienie nieskończenie miłosiernego i wszechmogącego Boga uznajesz to, że w niego wierzysz.
Ale tak samo jeśli ktoś wierzy, że istnienie takiego lub w ogóle jakiegokolwiek Boga jest niemożliwe - to będzie to niemożliwe.
Jeśli ktoś wierzy, że Bóg jest sku**ysynem, to będzie on sku**ysynem.
Jeśli ktoś wierzy, że Bóg jest fioletową żabą, która stworzyła świat w zeszły wtorek, wszystkie wcześniejsze wspomnienia sztucznie wgrała w nasze umysły, a zbawienie osiąga się poprzez codzienne wkładanie sobie dżdżownicy w odbyt - to tak właśnie jest.
Za dowód na istnienie bożej opatrzności uznajesz to, że jakiemuś dziecku udało się uniknąć śmiertelnego potrącenia przez autobus - OK.
Trochę to jednak dziwne, że ten sam Bóg w swoim miłosierdziu i wszechmocy pozwala umrzeć milionom innych dzieci, często w sposób dużo bardziej bolesny i niezasłużony, niż wpakowanie się pod rozpędzony autobus.
Ktoś mógłby to nawet uznać za dowód na okrucieństwo Boga.
Lub jego nieistnienie.
Tak, każdy może sobie uwierzyć że Bóg jest fioletową żabą i jeśli będzie w to NAPRAWDĘ szczerze wierzył - to w jego rzeczywistości będzie to niepodważalna prawda. Ale zadaniem katolika jest rozpowszechnić Boga katolickiego, powszechnego, niszcząc pogańskie rzeczywistości.
To nie do końca tak, że uniknięcie potrącenia dziecka przez autobus to dowód na istnienie Opatrzności. Po części też, ale przede wszystkim jest to sytuacja, w której wiem że Opatrzność zadziałała. Dlaczego uratowała to akurat dziecko, a nie dowolne inne? Bo Bóg ma plany w stosunku do każdego z nas. Każdego z nas zna z imienia, każdym z nas się interesuje. Każdy z nas jest ukochanym dzieckiem Boga. To konkretne dziecko musiało jeszcze trochę pożyć. Albo żeby spełnić swą życiową misję, albo żeby zejść z drogi wiary i iść ku potępieniu. Ale nie mogło umrzeć w tym momencie, bo nie to sobie Bóg zaplanował.