Właściciel
Mogłeś co najwyżej na kilka kroków, dalej było tylko zejście na dół.
Właściciel
Wciąż strzelają, jeśli to masz na myśli, ale z tamtej strony, co wcześniej, a tam nikt na Ciebie nie czeka.
No więc postarał się zejść.
Właściciel
Udało Ci się.
//Ja to bym ich zastrzelił...//
///To nie ta postać, ten to strzela z myśliwców///
Ruszył dalej w kierunku bazy.
Właściciel
Po kilku minutach Twoi oponenci dogonili Cię i znów zaczęli strzelać.
Czyli umieją się wspinać i to szybko.
Właściciel
Prędzej jakoś ominęli skalną formację, znali ten teren znacznie lepiej, niż Ty czy ktokolwiek inny z Sojuszu.
Jeżeli mógł, to również otwarł do nich ogień.
Właściciel
Ustrzeliłeś jednego, ale twoja broń to małe piwo w porównaniu do sprzętu rebeliantów, wypadałoby przynajmniej znaleźć jakąś osłonę, a nie stać jak ostatni cieć. Brakuje Ci teraz tylko tarczy strzelniczej na klatce piersiowej.
Dlatego też postarał się o znalezienie takowej.
Właściciel
Udało Ci się znaleźć niewielką formację skalną, za którą się skryłeś. Wymiana ognia z rebeliantami trwała kilka chwil, do momentu, gdy nagle zrezygnowali, nie wiedzieć czemu...
Pewnie po to, by go złapać.
Właściciel
Raczej ze względu na coś za Tobą, bowiem biegli tak szybko, że aż się za nimi kurzyło. Ty zdałeś sobie z tego sprawę dopiero, gdy za plecami usłyszałeś groźny ryk, a po odwróceniu dostrzegłeś szybko schodzącego z góry brodacza. Niestety, nie był to żaden Krasnolud, ale Gundark, sporych rozmiarów drapieżnik o dwóch parach silnych łap i z szczękami pełnymi ostrych zębisk.
Zdusił w sobie okrzyk przerażenia i wystrzelił w bestię, jednakże rzucił się po tym do ucieczki, by uniknąć śmierci od ciosu jego łap.
Właściciel
Strzał, choć celny, nie wywarł na nim większego wrażenia. Gundark zszedł ze skalnej ściany i rzucił się za Tobą w pościg, zdeterminowany upolować dzisiaj jakiegoś człowieka, choć masz nad nim przewagę szybkości i zwinności.
Lecz jeżeli się potknie, to przewaga zostanie utracona. Starał się do tego nie dopuścić.
Właściciel
Wciąż biegłeś pewnie na nogach, ale usłyszałeś kolejne ryki, podobne do tych, jakie wydawał niedawno Gundark, acz nadchodzące na wprost, czyli z kierunku, w którym biegłeś.
Skręcił więc na prawo, by uniknąć wbiegnięcia w Gundarka.
Właściciel
Słusznie, ale teraz gnały za Tobą dwa, a to zawsze gorzej, niż mieć tylko jednego Gundarka na ogonie.
Teraz tylko przeżyć, oszczędzić i kupić coś mocniejszego, niż pistolet. Jak na razie pozostała ucieczka bez wsparcia.
Właściciel
Owszem, ale wysoko nad kanionem śmignął z charakterystycznym skowytem jakiś myśliwiec T-1, być może z Twojej eskadry, który chyba Cię zauważył, dając jakieś znaki skrzydłami, ale chwilę po tym odleciał.
No cóż, sam w tym miejscu pozostać nie mógł, gdyż musiał się skupić na przeżyciu. Po zwłoki może też by ktoś przybył, ale wolał dostać opieprz za słabe uniki będąc żywym.
Właściciel
Niestety, teren zdecydowanie bardziej sprzyjał Twoim prześladowcom, a coraz wyraźniejszy smród, jaki roznosiły Gundarki, dawał Ci znać, że są coraz bliżej.
Czy w sytuacji bezwzględnie krytycznej można liczyć na cud? Nie. Więc pozostały stare procedury, czyli ucieczka. I myślenie, jak wysoki będzie procent kredytu, który weźmie na bardziej przydatną broń na takie sytuacje.
Właściciel
Sama ucieczka nie mogła uratować Ci życia, a więc z tym większą ulgą powitałeś dwa powoli lądujące helikoptery z żołnierzami Sojuszu na pokładzie, którzy jeszcze w powietrzu otworzyli do Gundarków ogień zaporowy. Co prawda nie pozwoliło to na ich zgładzenie, ale potwory zgodnie uznały, że nie mają czego tu już szukać i czmychnęły na poszukiwanie mniej bojowego obiadu.
Sam więc zbliżył się do wybawienia.
Właściciel
Gdy tylko zająłeś wolne miejsce w przedziale pasażerskim, maszyna od razu poleciała jak najdalej i jak najwyżej do tego miejsca, wracając do bazy.
- Pierwszy ocalały. - mruknął pod nosem jeden z siedzących obok Ciebie piechurów.
-Umiesz pilota pocieszyć, nie ma co.
Właściciel
- Reszta wolała chyba odejść ze swoimi myśliwcami. - odparł, wzruszając ramionami. Po chwili pojazd wylądował w bazie, gdzie wysadzono tylko Ciebie, sam helikopter, żołnierze i piloci ruszyli na poszukiwania innych strąconych.
W bazie panowało nerwowe poruszenie, widziałeś tam szpital polowy i uwijających się medyków, których wspierały wyspecjalizowane androidy medyczne i sanitariuszki, wszędzie kręcili się też uzbrojeni żołnierze organizujący obronę na zewnątrz i w środku bazy. Pod jednym z murów, częściowo uszkodzonym jakimś ostrzałem, leżało kilkanaście ciał przykrytych prostymi płachtami, których nie było jeszcze ani czasu, ani możliwości pochować.
-Niezbyt wesoła sytuacja.
Poszukał kogokolwiek starszego rangą, by mógł otrzymać rozkazy.
Właściciel
Dowództwo pewnie było gdzieś w środku, Ty miałeś do dyspozycji szeregowców i zgraję drących mordę podoficerów, od kaprali i sierżantów, do poruczników.
Ruszył na ich poszukiwania.
Właściciel
Nigdzie ich nie znalazłeś, mógłbyś co najwyżej poszukać w jednym z tych pomieszczeń, których strzegli uzbrojeni wartownicy, a niski rangą trep nigdy nie mógł zobaczyć od wewnątrz.
Skoro tylko takie opcje pozostały, to i tam ruszył.
Właściciel
Problemem okazało się to, co wymieniono wcześniej, czyli wartownicy, zamknięte drzwi i zbyt niska ranga, aby wejść do środka.
W takim razie, gdzie miał dostać rozkazy? Bo siedzieć na dupie nie wypadało.
No więc skierował się do jednego z odznaczeniami porucznika.
/// Sorki///
Właściciel
Chwilowo akurat nie miał nic do roboty, więc odwrócił się i skupił na Tobie swoją uwagę.
- Tak, żołnierzu?
-Sir, wcześniej mów myśliwiec został zestrzelony. Nie otrzymałem żadnego nowego przydziału, więc jestem bez rozkazów. I o nie właśnie się zgłaszam.
Właściciel
Pokiwał głową i zadumał się na krótką chwilę.
- A znasz się na czymkolwiek poza lataniem i spadaniem?
-Sir, jestem pilotem, nie żołnierzem piechoty. Potrafię jednak obsługiwać wszelakie maszyny latające Sojuszu.
Właściciel
- No to może być problem, ale idź, może dostaniesz coś, czym poderwiesz się w powietrze. Tak się składa, że inni piloci walczą, są ranni lub martwi, więc nie mamy zbyt wielu ochotników, którzy mogliby polecieć i powiadomić kogoś, jak bardzo dostajemy tu po dupie.
Właściciel
Wskazał na hangary, gdzie kręciło się wiele osób, głównie z obsługi naziemnej, wokół kilku nielicznych maszyn.
Zasalutował i udał się w tamtym kierunku.
Właściciel
Pilotów było kilku, ich udział był raczej symboliczny, bo z około tuzina tylko trzech nie było rannych, stali w małej grupce na uboczu i nerwowo wypalali jednego papierosa po drugim.
Mechanicy zaś wciąż kręcili się przy jedynych maszynach, które jeszcze nie wzbiły się w przestworza, uzupełniając zapasy amunicji i paliwa, sprawdzając ostatnie podzespoły i tak dalej. Były to trzy zwiadowcze T-2, norma przewidziana dla wyposażenia takiej bazy, oraz jeden myśliwiec T-1, sądząc po wyglądzie biorący już udział w bitwie, ale szczęśliwie pilot zdołał wrócić nim do bazy, dzięki czemu został on naprawiony.
Podszedł do mechaników.
-Czy T-1 jest sprawna do lotu?