Właściciel
Cek oczywiście skorzystał z okazji, jego brat się wstrzymał, jak mogłeś się spodziewać po jego aparycji, najpewniej był abstynentem.
Po dostanie manierki spowrotem, Eric wziął jeszcze jednego łyka i schował ją do kieszeni.
- No, to kiedy jakaś kolacja?
Właściciel
- Regulaminowo, za godzinę. Chyba pójdę do szefa kuchni i powiem mu, żeby dał Ci tę cholerną rybę.
-Spokojnie, godzinę jakoś przeżyje. Tylko co do tego czasu robić?
Właściciel
- Na Twoim miejscu bym się nie wychylał, lepiej odpoczywać, niż zapi***alać, bo tutaj dla każdego robotę znajdą, gwarantuję.
Tak więc spojrzał na swoje rzeczy, zastanawiając się, co może przez tą godzinę robić
Właściciel
To jest w sumie dobre pytanie, po raz pierwszy masz właściwie godzinę tylko dla siebie, co Samuel postanowił wykorzystać na krótką dawkę snu.
Eric nie byl co prawda fanem takich rzeczy, ale kladac sie na gornej pryczy rowniez pograzyl sie w krainie snow, majac nadzieje, ze nie zaspi na swoja wymarzona rybke
Właściciel
Kraina snów była tym razem wyjątkowo pusta, ale na szczęście na rybkę nie zaspałeś, bo donośny dźwięk czegoś, co przypominało Ci gong, obwieszczało, że już zasłużona pora na jakiś owoc morza.
Prawie wybiegając na zewnątrz, pozostawił Samuela w tyle. Ruszył w kierunku budynku wyglądającego jak stółwka
Właściciel
Nie było to trudne, ciągnęły tam dziesiątki ludzi. W środku było dość przestronnie, znajdowało się tam kilkanaście stołów wraz z kompletem krzeseł, a także długi kontuar, do którego trzeba było ustawić się w kolejce, aby otrzymać od kucharza tacę, sztućce i posiłek główny, gdyż dodatki mogłeś dobrać sobie, wedle upodobania, sam.
Zajął miejsce w kolejce i czekał na Samuela, żeby i ten mógł przy nim stanąć i odebrać posiłek w tym samym czasie
Właściciel
Po chwili obaj dostaliście kubek jakiegoś soku, łyżkę, nóż, widelec oraz tackę, a na niej solidną porcję wciąż ciepłego gulaszu z mięsem i warzywami oraz kaszę gryczaną. Teraz sam mogłeś dobrać się do dodatków, jakimi były sałatki, surówki, napoje, surowe warzywa i owoce, mięso, smażone bądź gotowane, i coś, na co czekałeś tak długo, o co trułeś dupę tak wielu: Ryby.
Eric stanął nad rybami i zaczął się napajać ich widokiem. Wziął kilka głębokich oddechów zanim zdecydował się nałożyć kawałek wyglądający na najsmaczniejszy i udał się szukać wolnego miejsca
Właściciel
I dobrze, dłuższe przeciąganie mogłoby nie spodobać się reszcie, zwłaszcza tym agresywnym i lepiej zbudowanym. Szczęśliwie wypatrzyłeś wolny stolik, gdzie zasiadał już Twój brat oraz hiszpańscy współlokatorzy.
Spojrzał, czy aby któryś z nich nie jest wegetarianinem. Nie ufał im.
-Smacznego panowie- zatopił widelec w kaszy i kosztując tego dania
Właściciel
Na szczęście wszyscy równo wpierdzielali mięcho, więc nie masz czego się obawiać.
Kasza jak kasza, niezbyt to smaczne, ale chociaż pożywne, a solidna dawka sosu sprawiła, że ma chociaż jakiś smak.
-Musze przyznac, calkiem porzadne te posilki. Jakies swieto czy standart?- tym razem skosztowal gulasz
Właściciel
- Każda armia musi maszerować i walczyć na żołądkach, także o to zadbali, bo tu co dzień jest coś do zrobienia albo zastrzelenia.
-Wiem, jednak jestem przyzwyczajony do mniejszych porcji. W Zakonie takiego dobrobytu nie było
Właściciel
- No to się nie dziwię, że przeszliście z ich garnuszka na nasz.
-Mówiłem już, to bardziej kwestia poglądów, ale dla takiego żarcia też warto
Właściciel
- Truł już Wam ktoś dupę o przydział albo jakieś zadania?
-Na razie siedzieliśmy cały czas w kwaterze. A tutaj jak na razie nikt się nie pojawił.- konsumował dużymi kęsami gulasz
Właściciel
Gulasz jak gulasz, tutaj akurat niczym nie zabłysnął, acz mięso było całkiem smaczne.
- No to pewnie jutro z rana.
-Czym wy się zajmujecie? Bo obstawiam że roboty to tutaj co nie miara
Właściciel
- Brat to technoświr pełną gębą, za cholerę nie wiem, nad czym on pracuje, ale ja radośnie rozwalam truposzom czachy, jak na bojownika ludzkości przystało.
Spojrzał na "brata"
-Tak więc w skrócie co robisz?
Właściciel
Wzruszył ramionami.
- Długo by gadać. I chyba do tego mi nie wolno, a przynajmniej nie o wszystkim.
-Jesteśmy zespołem. Powiedz chociaż słówko, studiowałem informatykę, może akurat się dogadamy- kontynuował konsumpcję posiłku
Właściciel
- Dogadamy się, jeśli dostaniesz przydział tam, gdzie ja, w innym wypadku nie mogę powiedzieć nic więcej, bo mnie zwyczajnie wykopią.
-Spoczko, rozumiem- oparł się na oparciu i jadł dalej- a czym zajmuje się ta placówka w ogóle?
Właściciel
- Tym, co każda inna. - podjął za brata Cek. - Wybijaniem wrogów ludzkości, ale nie tylko, organizujemy też konwoje stąd do Grenlandii i na odwrót, prowadzimy rozpoznanie daleko wgłąb kraju, pomagamy ludności cywilnej i tak dalej.
-Uuuu taki konwój to musi być ciekawa sprawa. -skończył swoją potrawkę i w końcu zajął się rybą. -Był t ktoś z was?
Właściciel
- Jesteśmy szczurami lądowymi z dziada pradziada, ale pewnie znalazłoby się kilku, którzy wrócili i przeżyli ataki morskich potworów albo piratów.
Zaczął pochłaniać ostatnie kawałeczki swojego obiadu.
-Wiem że wasz naród zawsze lubił legendy, ale potwory morskie to nie lekka przesada?
Właściciel
- Jestem Hiszpanem, pamiętasz? Zresztą, różne rzeczy wyłażą po apokalipsie.
-zombi to ludzie ofiary mutacji, to wiem. A "potwory morskie" jakieś kałamarnice czy inne wieloryby?
Właściciel
- Mówię Ci tak, jak oni mi to mówili. Nie chciało im się rozdrabniać w szczegółach, ale minęło już kilka miesięcy, może teraz będą bardziej chętni, żeby z Tobą pogadać?
- Są tutaj?- rozejrzał się szukając ludzi z opaska na oku lub jedzących hakiem umocowanym zamiast dłoni
Właściciel
- Tak, wydawało mi się, że zauważyłem kilku, gdy wchodziłem do środka. - wyjaśnił, Ty zaś aż tak staromodnych piratów i żeglarzy niestety nie znalazłeś, a szkoda. - To chyba tamci. - wyjaśnił w końcu Hiszpan, wskazując ruchem głowy na jeden z odległych stolików, który zajmowało czterech dryblasów.
wstal.
- Samuel, idziesz ze mna czy na zarie starzcy ci nowych znajomoscji?
Właściciel
- Piłeś coś?
- Chętnie posłucham opowieści o piratach i morskich potworach. - odparł po Hiszpanie Samuel i wstał, kończąc swój posiłek.
-Niee, czasem placze mi sie jezyk. Ponoc cos z cukrem czy tam cisnieneim, nie wiem.-
spojrzal na Samuela i kiwnal mu glowa, zaczynajac isc w kierunku rozbujnikow morksich
Właściciel
Siedzieli tam, gdzie wcześniej, a ich wygląd zewnętrzny odpowiadał z grubsza typowym mieszkańcom Skandynawii. Tym tutaj brakuje tylko hełmów, z rogami lub bez, to już osądzi historia.
- Czesc Panowie. Slyszalem ze zeglujecie
Właściciel
- Jo ho ho. - mruknął jeden z nich, blond o długiej brodzie splecionej w warkocze i błękitnych oczach.
- I butelkę rumu. - dodał drugi, o bujnych wąsiskach koloru popiołu i zielonych oczach.
Pozostali milczeli jak zaklęci, zajęci swoimi posiłkami.
-Rum niekoniecznie ale jeżeli coś macie chętnie bym się napił. - uśmiechnął się niczym gentelmen na herbatce u brytyjskiej królowej (jeżeli bidula jeszcze żyje). -Ale spokojnie, przyszedłem tu tylko szybko potwierdzić pewna nieścisłość
Właściciel
- Jeśli chcesz się tu napić, to albo zaczniesz pędzić bimber z benzyny, albo wyczaisz coś podczas eksplorowania miasta i okolic, tudzież dostaniesz swój przydział przed jakąś grubszą akcją, z której pewnie nie wrócisz. - wyjaśnił Ci siwobrody.
- Przynajmniej nie dożyjesz kaca. - dodał inny, siedzący dotąd cicho, na co reszta zareagowała salwą śmiechu.
- No dobra, co niby chcesz wiedzieć? - zagadnął blondyn, gdy jego kompani ucichli.
//przemilczmy ponad miesiąc przerwy//
-Potwory morskie. Moi nowi znajomi zaczęli opowiadać mi historię o potworach morskich, jednakże niezbyt w to wierzę, dlatego postanowiłem zasięgnąć informacji u fachowców.- pochylił z szacunkiem głowę i wskazał na nich objętym ruchem ręki.