-- No to bar. -- Zdecydował.
Właściciel
Skinął głową i ruszył do jednego z budynków, który na zewnątrz wyróżniał się jedynie skromnym szyldem, na którym przedstawiono czaszkę i dwa skrzyżowane pod nią rewolwery.
- Ręka Umrzyka. - mruknął John. - Tak nazywamy nasz bar. - dodał, wchodząc do środka, a Ty mogłeś jedynie liczyć, że nazwa wzięła się od jakiejś zabawnej historyjki.
Tia, i to tutaj przyjdzie mu pełnić zawód. Dziarsko wszedł do środka, rozglądając się.
Właściciel
Był to dość spory lokal, którego najwięcej miejsca zajmowały stoły otoczone krzesłami, w tym jeden specjalny, do gry w karty i kości. Był też stół do bilarda w kącie lokalu, a obok niego niewielki podest, najpewniej dla muzyka lub muzyków. Naprzeciwko wejścia stał długi kontuar, a za nim szafka pełna alkoholi i małe okienko, najpewniej do kuchni. Widziałeś też prowadzące na piętro schody i drzwi na zaplecze. Najwidoczniej nie była to jeszcze pora na Twoje granie, bo w środku, poza Tobą i Johnem, był jedynie stary barman o łysej głowie i siwych bokobrodach.
- To co zawsze, John? - zagadnął go i, nie czekając na odpowiedź, sięgnął po butelkę whiskey i kubek, do którego nalał trunek, posyłając go po blacie w kierunku szefa ochrony Gniazda Tułacza, który zajął miejsce na wysokim krześle przy ladzie.
- Tylko Ty mnie tu znasz i rozumiesz, Hugh. - odparł tamten, opróżniając szklankę jednym haustem i odsyłając ją do barmana. - A to nasz nowy muzyk, przyda Ci się. Jeśli będzie trzeba, to klienci rozwalą jego, a nie lokal.
-- Uh, do usług? -- Odpowiedział D-King nieco niepewnie, ale już pewnie podał dłoń barmanowi. W końcu to niego będzie pracował.
Właściciel
Hugh uścisnął ją, zaskakująco silnie jak na osobę w jego zaawansowanym wieku.
- Taaa... odparł John, kręcąc swojego bujnego wąsa. - To ja Was tu zostawię, poznajcie się i w ogóle, a później wrócę i pokażę Ci resztę Gniazda, młody. - powiedział i wyszedł z lokalu, zostawiając Was samych.
Dice nastawił rękę, by jego papuga przeszła na wierzch jego dłoni. Tymczasem zaczął rozmawiać z barmanem: — D-King jestem, podobno będę tutaj wam grać. — Przedstawił się krótko.
Właściciel
- Ja to Hugh, to już pewnie wiesz. - odparł tamten. - Tam, obok bilarda, masz swoją scenę. Stoisz, siedzisz, czy jak Ci tam wygodnie, ale grunt, żebyś grał, a jak umiesz, to i śpiewał, chociaż mamy od tego ludzi. Jakieś pytania?
— Co to za ludzie od śpiewania? — Zapytał, spoglądając na Hugh'a.
Właściciel
- Później się dowiesz. - odparł tamten z chytrym uśmieszkiem. - No, to coś jeszcze?
— Chyba wszystko. — Wzruszył ramionami, ale po chwili dodał: — Chyba, że masz kromkę chleba na zbyciu, może być czerstwa. Albo słonecznik. —
Właściciel
Wręczył Ci sporą pajdę, którą zabrał z zaplecza.
- Masz gdzieś, co dostajesz do żarcia, gdzie śpisz, w jakich godzinach pracujesz, na kogo masz tu uważać i tak dalej? Ku*waaa, John za kilka dni będzie musiał skombinować mi innego debila.
-- Co do większości, chciałem się tego dowiedzieć od Johna. -- Odpowiedział, krusząc nieco chleba dla papugi: -- Ale skoro już proponujesz, to chętnie się dowiem tych rzeczy, które wymieniłeś. --
Właściciel
- On ma niewiele do powiedzenia, bo wszyscy sprzątacze, kucharze, muzycy i nawet ja sam śpimy tutaj, w barze. Na piętrze każdy ma swój pokój, Twój jest wolny. Kluczyki powinny być w środku, znajdziesz go bez problemu, bo jest przyozdobiony resztkami połamanych gitar naszego poprzedniego muzyka. Pracujesz na nocnej zmianie, od dwudziestej do szóstej rano, ale często kończymy dwie godziny wcześniej. Możesz dorabiać sobie też w dzień, ale rzadko kiedy mamy tu wtedy tylu klientów, że opłaca się skrzyknąć całą muzyczną hałastrę. Dostajesz trzy posiłki dziennie, robią je w naszej kuchni, a Ty jesz je tutaj. Za jakieś nadgodziny, pomoc w innych częściach Gniazda Tułacza i tak dalej możesz dostać dodatkowe porcje, które przehandlujesz za coś innego. Poza tym czasem niektórzy bywalcy dają muzykom napiwki, głównie żarcie, wodę, medykamenty albo naboje... No, może tego o tych zakapiorach i innych ważniejszych w Gnieździe dowiesz się od Johna, bo ja znam tylko kilku.
— Z tego co mówisz, to opisujesz mi jakiś raj na Ziemi, Hugh. Gdzie w tej opowieści zgubiłeś składanie ofiary z własnej krwi, co? — Zażartował, ale zaraz znormalniał: — Ale serio, jest tu jakiś haczyk? Bo jak na razie, brzmi pięknie. —
Właściciel
- Haczyk jest taki, że codziennie są tu burdy i nawet ja, a robię tu od początku Gniazda Tułacza, nie pamiętam już, ilu muzyków, tancerek, kelnerek i śpiewaków wynieśli mi stąd w plastikowych workach i spalili jakieś pół kilometra stąd, żeby czasem nie wrócili.
— Więc... Na swój sposób jest to wizja bardziej pocieszająca niż dołująca. — Westchnął, po czym wstał: — To ja się pójdę rozłożyć w moim pokoju. — Jak powiedział, tak zrobił i udał się na piętro budynku. Tam odszukał pokój przystrojony gitarami.
Właściciel
Odnalazłeś go bez problemu. Poza tą osobliwą dekoracją, na drzwiach ktoś, być może poprzedni właściciel pokoju lub ktoś, kto mieszkał tu jeszcze wcześniej, wydrapał osobliwą mantrę: "Róże są czerwone, fiołki fioletowe, ja czarny, a Wy cmoknijcie mnie w dupsko."
Jakże inspirujący cytat. Takie coś może być życiowym mottem! Ale dość zachwycania się sentencją. Dice zrzucił tutaj swoje toboły i wyciągnął przed siebie rękę, by Jimmy na niej usiadł.
-- I co sądzisz, dorobiliśmy się naszego gniazdka? -- Powiedział do ptasiego towarzysza. Po tym zaczął oglądać szczątki gitar - jakie były to modele? Bardzo marzył o gitarze hiszpańskiej, bo taka nie wymagała prądu, miała milsze dla palców struny i to delikatne brzmienie, którego elektryczna gitara nigdy nie da.
Właściciel
To akurat były gitary elektryczne, a do tego kilka różnych modeli. Można byłoby o nich powiedzieć, że dla muzyka takiego jak Ty nie są zniszczone, a zmasakrowane, więc nic więcej nie ustalisz na ich temat, a tym bardziej nie wykorzystasz do niczego.
No cóż, zbyt pięknie byłoby, jeżeli można byłoby je na coś wykorzystać. Nie można mieć wszystkiego prawda? Rozłożył swoje bambetle w pokoju, a klucz schował do kieszeni. Może później urządzi tu jakieś gniazdko dla Jimi'ego. Po tym, gdy już zadomowił się w pokoju, zamknął drzwi do niego i zszedł z powrotem na parter z nadzieją, że John już tam będzie.
Właściciel
Niestety, nie licząc Ciebie i barmana przecierającego z nudów blat, nikogo tu jeszcze nie było.
Na powrót dosiadł się do kontuaru i przez moment rozmyślał. Zadał Hugh'owi pytanie z braku lepszego zajęcia: — Powiesz jak powstało Gniazdo Tułacza? —
Właściciel
- Chłopie, a z jakiego zadupia czy innej jaskini Cię przywiało? To przecież wiedzą wszyscy obwoźni handlarze, najemnicy, podróżnicy, żołnierze z posterunków, bandyckie bandy i lokalni watażkowie w promieniu jakichś stu kilometrów.
— Powiedzmy, że od czasu...no, tego wszystkiego sporo podróżowałem, a ludzi spotykałem trochę rzadko. Obiła mi się kiedyś nazwa tego miejsca o uszy, ale przed trafieniem tu nie wiedziałem niczego więcej. —
Właściciel
- Kiedyś był tu bar, stacja benzynowa i motel dla strudzonych wędrowców, a jak wszystko zaczęło się je**ć, to szef nie zostawił tego na pożarcie Szarańczy czy innym Bandytom, ale ciągle remontował, fortyfikował, zbierał ludzi i tak powstało właśnie Gniazdo Tułacza.
— Prosta historia. Dobra na tekst. — Odpowiedział, myśląc głośno.
Właściciel
- Mamy wybredną publikę, także powodzenia. Niby staramy się wszystkich rozbrajać przy wejściu do baru, ale nie zawsze się udaje, bo jedni coś przemycą, inni dadzą w łapę strażnikowi, a do reszty taki zwyczajnie za bardzo boi się podejść.
— Mi to jedno, bo i tak nie śpiewam. Nie mam głosu. — I tak też było w rzeczywistości. Rana, którą Dice chował pod bandaną boleśnie przypominała o sobie, gdy tylko próbował być bardziej dźwięczny: — Chociaż mi, jako gitarzyście, pewnie też nie oszczędzą. — Stwierdził, po czym zadał pytanie: — Na czym grają pozostali muzycy? —
Właściciel
- Jakbym się na tym chociaż trochę znał, to bym Ci pewnie powiedział, ale jeden gra chyba na perkusji, a drugi na saksofonie czy innej trąbce, nie wiem. Wy i tak robicie tylko za tło dla śpiewaków.
— Słuchaj, z muzyką jest jak z obrazem: Jak nie będzie tła, żeby walnąć na nim główny punkt, to nie będzie całego obrazu. Także nie "tylko tło", ale "aż" tło. —
Właściciel
Wzruszył ramionami.
- Niech Ci będzie, panie tło. Bylebyś tylko rzeczywiście grał tak dobrze, jak mielisz ozorem.
-- To już zostawiam do własnej oceny. -- Odpowiedział spokojnie, odchylając się wygodnie na krześle.
Właściciel
//I masz tak zamiar siedzieć, aż spotka Cię coś ciekawego? Znaczy się tak, ja mam zamiar coś z tym zaraz zrobić, ale mogę to przeciągnąć, żebyś mógł pogadać jeszcze z barmanem, rozejrzeć się po Gnieździe Tułacza czy cokolwiek w tym guście.//
// Siedzę tutaj czekając na Johna, który w końcu sam miał tutaj po mnie przyjść, nie? //
Właściciel
//Zakładałem, że Twoja postać jest bardziej ciekawska i niezależna.//
Właściciel
//No to prowadzimy za rączkę.//
Po chwili do baru wszedł szef ochrony Gniazda Tułacza, kręcąc bujnego wąsa.
- Nasz muzyk gotowy do wyjścia, czy zostało Wam coś jeszcze do obgadania?
//Dałbyś mi odpisać, narwańcu jeden. //
Dice odwrócił się od kontuaru i wstał.
– Możemy iść, załtwiłem co miałem. –
Właściciel
//Zwlekaj dłużej, nie pożałujesz.//
- Co chcesz zobaczyć najpierw? - zagadnął Cię rewolwerowiec, gdy opuściliście lokal, żegnani przez barmana. - Powiedziałbyś, co Cię interesuje, żebym wiedział, przez które miejsca tylko przejść, a gdzie zostać na dłużej.
-- Macie tu elektryka? -- Zapytał bez większych ogródek, spoglądając na kowboja.
Właściciel
- Mamy panele słoneczne, wiatraki i zużyte rowery, które też wytwarzają prąd, więc pewnie się jakiś znajdzie, który się na tym zna.
-- To dobre, dobre. Jak już mówisz o tych rowerach, to są do dowolnego użytku? W sensie, można se tak siąść i zacząć pedałować? --
Właściciel
- Mamy od tego ludzi, ale idzie się zmachać, więc pewnie żaden nie będzie miał nic przeciwko, jak go zastąpisz. A czemu pytasz?
-- W zdrowym ciele zdrowy duch, bracie. Trzeba coś więcej mówić? -- Odpowiedział z miejsca, śmiejąc się.
Właściciel
- Jak tam chcesz. - odparł, wzruszając ramionami. - Zaprowadzić Cię tam teraz?
— Ta, oszczędzisz mi później szukania. — Odpowiedział.
Właściciel
Pokiwał głową i ruszył do przysadzistego budynku umiejscowionego na uboczu, który wyróżniał się od reszty zamontowaniem na dachu baterii słonecznych, wiele z nich stało też na ziemi w pobliżu, podobnie jak mniejsze i większe wiatraki. Rowery, o których wspominał Ci rewolwerowiec, znajdowały się pewnie w środku.
— Dobra, jedną pozycję z wycieczki mogę odhaczyć. — Stwierdził: — Dalej z pytaniami. Zakładam, że macie tu burdel? — Zapytał bez większych ogródek.
Właściciel
- Szef zawsze mówił, że chciał zrobić z tego porządny lokal, więc nie mieliśmy, nie mamy i póki on tu rządzi, to nie będziemy mieli... I lepiej nie pytaj go o to, chyba że chcesz dostać w mordę albo wylecieć nagi za bramę, żeby błąkać się po okolicy.