Właściciel
- Powodzenia w szukaniu roślin pod tym śniegiem i w tym mrozie.
//Teraz wpadłem jakie to głupie było.//
- Już improwizuje...
Patrzył, czy ktoś gra tutaj w jakieś karty, czy w "Zasady Dobrej Licytacji" Culte'a Berta Nosa?
//Pozdro dla kumatych(chyba tylko kotałka).//
Właściciel
//Nie jestem kumaty, także się tłumacz.//
//Ze świata dysku. Taki żart z gier karcianych, lub pokera. Mogę dać fragmenty na pw, ale mimo to nie wiem czy zrozumiesz. Raczej mało ważne do odpisu. Ot nawiązanie.
Właściciel
//Aha, no i spoko.//
W sumie grano w kości, a grali Nordowie i Krasnoludy. Partyjkę pokera, lub innej gry karcianej, urządziło sobie dwóch bogatych kupców.
Kości mogą mieć ciekawy finał. No bo gra norda i krasnoluda się raczej dobrze nie skończy, nie? Obserwował więc grę, czekając aż ktoś przegra.
Właściciel
W takim razie musisz wybrać albo grę Nordów, albo Krasnoludów, bo grają osobno, a nie razem.
//Ah, w takim sensie. Myślałem że krasnolud z nordem.//
Patrzył więc na grę nordów, licząc że będzie to jakaś lokalna gra, lub chociaż jakieś lokalne zasady.
//Wiem, dziwnie to brzmi.//
Właściciel
Chyba grają na zwykłych i pospolitych zasadach.
Trochę szkoda, ale mimo to się przyglądał.
Właściciel
Nordowie skończyli pierwsi i jakoś nie dali sobie w mordę, ale zasiedli do kolejnej partyjki, podczas gdy Krasnoludy nadal męczyły się z pierwszą.
Albo gra się dłuży, albo długo myślą
Przyglądał się dalej, nie mając co robić.
Właściciel
W końcu jeden z Krasnoludów wygrał, przy jednogłośnym aplauzie pozostałych. To zapewne ich szef, bo inaczej w ruch już dawno poszłyby pięści, kufle, młoty i topory.
Czyli wychodzi na to, że ustawiona gra. Niestety... Cóż obserwował dalej.
Właściciel
Akurat skończyli grę, ale nie oznacza to, że nie masz nic do roboty, bowiem brodata brać zaprosiła Cię do siebie.
Pewnie chcą, żeby z nimi zagrał. Nie, to nie dla niego. Nie lubi hazardu. Podszedł niechętnie i od razu powiedział:
- Nie, nie zagram z wami.
Właściciel
- Przecie wiemy, bo byśmy Cię orżnęli. - odparł szef bandy, zaśmiewając się razem z większością Krasnoludów. - O co innego chodzi.
Właściciel
- Chcesz do tego swojego Dekapolis ruszyć szybciej, hę...?
- Raczej tak, nie mam tutaj nic do roboty. Chociaż nie wiem jak tam towarzysze...
Właściciel
- No to idź się ich spytać. - burknął Krasnal.
- Coś mi mówi, że im tam obojętnie. No to mówcie dalej.
Właściciel
- A co tu mówić? Ruszamy jeszcze dziś, prosto jak w mordę strzelił do Dekapolis.
-Można znać powód zmiany decyzji?
Właściciel
- Kończy nam się złoto, a dopiero w Dekapolis zbierzemy pieniądze, żeby tu wrócić i mieć za co żreć, chlać, spać i grać.
Trzeba było nie grać...
- To ja idę poinformować swoich i tutaj wrócę.
Poszedł szukać towarzyszy.
Właściciel
Szczęśliwie, znalazłeś ich w tym samym pomieszczeniu, a chyba nawet słyszeli Waszą rozmowę, więc tym lepiej.
- Jeszcze dziś wyruszymy, więc jeżeli macie coś do załatwienia, to załatwcie to szybko.
Właściciel
- A niby co mamy tu robić? Jedźmy, im szybciej pojedziemy, tym szybciej będziemy z powrotem w domu. - odrzekł jeden.
- Dokładnie, mam już dosyć tego mrozu. - poparł go drugi. - Kiedy dokładnie ruszamy? O której godzinie?
- Idę się zapytać. Teraz chciałem się upewnić, czy ta nagła zmiana planów jakoś wam nie przeszkodzi.
Wrócił się do krasnoluda.
- Można poznać szczegóły tego wyjazdu? Godzina, na przykład.
Właściciel
- Choćby nawet teraz zaraz, bo my do drogi gotowi.
- Pójdę po swoje rzeczy. Będziecie tutaj, czy przed karczmą?
Właściciel
- Tutaj, mamy jeszcze czas, żeby sobie dupska odmrozić.
Poszedł więc do pokoju, po drodze wołając towarzyszy.
Właściciel
No i tak wszyscy zebraliście się przed wyjściem, Krasnoludy także były gotowe.
- No to, idziemy.
Otworzył drzwi i skierował się do stajni. Chyba że ktoś go po drodze zatrzymał.
Właściciel
Nie, Twoi towarzysze ruszyli z Tobą, aby odebrać wóz, towary i wierzchowce ze stajni i przygotować się do drogi.
Poszedł po swojego Figara.
- No, to czyje konie będą ciągnąć nasz wóz? Nasze czy macie jakieś?
Właściciel
Nie odpowiedzieli, bo w sprawie koni jakoś nic się nie zmieniło, a więc są dwa ciągnące wóz, Figaro, jeden na jednego Elfa i kolejny idący luzem.
Zaprzągł więc go. Jak rozumie, oni też mają wóz.
- Zechcą Panowie poprowadzić.
Właściciel
Krasnoludy miały właściwie trzy wozy plus dwa wierzchowce idące luzem. Warto wspomnieć, że to nie konie, osły, muły czy cokolwiek, czego mogłeś się spodziewać, ale Wielkie Wku*wy.
Przewodzący grupie brodacz skinął reszcie głową, przy okazji uśmiechając się nieznacznie, na co kilku odpowiedziało w podobny sposób, a następnie poprowadził swoich podwładnych w kierunku do Dekapolis.
Ten jechał swoim powozem na końcu grupy. Kiedy miał pewność, że nikt nie patrzy, a tym bardziej podsłuchuje, rzekł cicho swoim towarzyszom:
- Miejcie na nich oko. Z tego co pamiętam, to oni raczej elfów nie lubią, ale na przewóz się zgadzają. Więc uważam to za coś podejrzanego...
Właściciel
- Problem jest taki, że ich jest więcej, w dodatku w pełni sprawnych i pewnie doświadczonych. - odrzekł ten ze zranioną nogą. - Więc może nie być kolorowo.
- Dlatego musimy zareagować w porę. Będziecie w stanie trzymać broń w gotowości?
Wiadomym chyba było, że broń nie ma być widoczna, dlatego tego nie dodał.
Właściciel
- To na pewno, ale raczej ich nie odstraszymy i jeśli ma dość do konfrontacji, to dojdzie. Może by tak podejść ich sposobem?
- Masz jakiś konkretny na myśli?
Właściciel
- Skoro nie mamy szans w walce to może w nocy ucieknijmy lub coś w ten deseń?
- Po co uciekać? Chyba, że będziemy już blisko miasta. Ale z tym wiąże się ryzyko, że prędzej nas ubiją. Chyba, że tez ich okradniemy. Bo trochę żal mi tych pieniędzy. Będziemy też mogli jednego z nich uprowadzić.
Cały czas, starał się mówić najciszej, pilnując żeby emocje nie wzięły góry.
Właściciel
Twój rozmówca wzruszył ramionami, najwyraźniej nie biorąc do siebie, że jego propozycja została odrzucona i zgadzając się na jakąkolwiek inną opcję.
Teraz więc jechał, mając się na baczności.