Właściciel
To w większości dziewicze państwo stało się po apokalipsie jeszcze bardziej dziewicze. Stało się tak, ponieważ wielu ludzi przezornie uciekło na pobliską Grenlandię i kraj powoli się wyludnił. Zostali tylko nieliczni mieszkańcy, Zombie i Dzicz. No właśnie, Dzicz. Ta organizacja ma tu swoją bazę główną, czyli tak zwany Gród. Ukryty jest on gdzieś pośród niedostępnych puszcz, niewielu jednak wie, gdzie dokładnie.
Większość miast i wsi to głównie ruiny, zamieszkane przeważnie przez Zombie lub Bandytów, choć działają tu inne frakcje. Nawet natura upomina się o swoje, a więc rośliny i zwierzęta zaczęły masowo zasiedlać okolice, nie wyłączając dawnych siedzib ludzkich.
Armia Światowa nie zapuszcza się tu wcale, a Z-Com rzadko, gdyż eliminacją Zombie zajmuje się tu Dzicz. Warto dodać, że nader skutecznie.
Roxi zajmowała się podejrzaną w jakimś filmie czynnością - medytacją. W jej przypadku oznaczało to siedzenie po turecku przy nie do końca zgaszonym ognisku. Rico leżał nie daleko niej, bacznie się rozglądając. Powoli nastawał ranek, dziewczyna nie śpi już od godziny i trwa w bezmyślnej pustce, sądząc, że w ten sposób oszczędza energię. Ostatecznie wstała i przyciągnęła się.
- Do dupy z tym wszystkim, Rico.
Właściciel
Pies wstał i również się przeciągnął, a po chwili zaszczekał, jakby chciał potwierdzić owe stwierdzenie.
Podrapała go za uchem i zastanowila się, dokąd jest sens iść. Rozejrzała się po budynkach, nie odnajadując jednak tego, który w mylslach byłby tym, do którego czuła chęć iść.
- Jak myslisz, Rico, dokąd zmierzamy w tym wygwizdowie?
Strzeliła kostkami w dłoniach. Czy w okolicy stało coś ciekawego?
Właściciel
Na chwilę obecną jesteś w lesie, tuż przed wejściem do jakiegoś, bliżej nieznanego, miasta. Widzisz jedynie drogę do niego prowadzącą i bloki, jednakże by stwierdzić coś więcej to trzeba najpierw się w tym mieście znaleźć.
//kurde, przez cały czas wyobrażałam ją sobie w mieście, ale o tym nie wspomniałam >_>
Udala się więc do miasta. Nie ufała ludziom, więc może to bardzo dobrze, że nie za wiele ich spotka? Cmoknęła na Rico, by szedł za nią. Cóż innego miała zrobić, teraz powinna się zacząć zabawa. Bądź co bądź, Roxi bawiło wszystko, co nie było bezczynnością.
Właściciel
//No niestety, trzeba było wspomnieć.//
I wkroczyłaś do miasta. Dziwnym trafem nie ma tu Zombie, choć pozostały ruiny, gruz, wraki aut i tym podobne elementy krajobrazu.
- Widzialeś jaki rozpierduch tu wszędzie? Zastanawiam się, jak te zombie rozpieprzają cale budynki. Przecież co taki zombiak ze ścianą zrobi? Nie wejdzie po niej, to zacznie ją gryźc?
W swych przemyślenjach ruszyła dalej, wciąż odkrywając owo nowe miejsce.
Właściciel
I ruszyłaś ulicą. Dalej były różne sklepy, bloki i tym podobne budynki, wraki różnych pojazdów, a także wiele roślinności, która zaczęła porastać ruiny, gruz, chodniki, a nawet niektóre budynki.
- Co za zielsko, dobrze, że nie trzeba się tym przejmować. Miejmy nadzieję, że nie jest jakoś specjalnie szkodliwe i nie zarośnie mi nóg w środku nocy. Rico, lubisz liany?
Zaczęła oglądać samochody. W ogóle się na nich nie znała, ale lubiła patrzeć.
Właściciel
Cóż, żaden nie był sprawny, a model lub markę ciężko było określić, gdyż trzy były wrakami, które już się dawno dopaliły, na jeden spadł fragment budynku, pod którym stał, a reszta była obrośnięta brudem lub roślinami, co także utrudniało identyfikację.
Cieszył ją ten widok. Już od dzieciństwa uwielbiała, gdy innym niszczaly rzeczy. Szczególnie takie, o których ona sama mogła tylko śnić. Spełniła swą małą zachciankę i poszła dalej.
- Rico, Rico... - westchnęła pod nosem.
Kopnęła pierwszy napatoczony mały kamyk i obejrzala się, czy jej rozmówca nadal jest w pobliżu.
Właściciel
O dziwo nie, co mogło nieco niepokoić.
- Rico!
Pobiegła z powrotem tam, gdzie widziała go ostatnio. Nie żeby specjalnie go kochała, ale fajnie było mieć do kogo gębę otworzyć.
Właściciel
Szczęśliwie nie miała się czego obawiać, bowiem pies został obok jednego z budynków i intensywnie przekopywał ziemię w jednym miejscu.
Podeszła do niego, obserwując jak mu idzie. Skoro miał powód, by kopać, nie zamierzała mu przeszkadzać.
Właściciel
W końcu przestał, wykopując spory dół. Po chwili spojrzał na Ciebie, a później na dół, a potem dokładnie go obszczekał.
Zajrzala do dolu, szykując się do ciosu siekierą, tak na w razie co.
Właściciel
Z pewnością nie jest to trup, ani nic żywego, a bardziej przypomina drewnianą skrzynię.
- Co, Rico, jesteś piratem?
Rozejrzała się, czy skrzynię da się wyciągnąć, czy trzebaby dalej kopać.
Właściciel
Niestety, dalej musi się nakopać, by ją wydobyć.
- Pomożesz mi? - zeskoczyłła do dziury i zaczęła dłubać w tej nieszczęsnej ziemi.
Właściciel
Gołymi rękami szło opornie, ale z pomocą psa zdołałaś odkryć warstwę ziemi ze sporej, drewnianej skrzyni. Teraz tylko wyciągnąć ją i dobrać się do zawartości.
Wpierw wynurzyla się z dziury i rozejrzala, czynikogo nie ma w pobliżu .
Właściciel
Nikogo nie było w pobliżu.
Wobec tego dokończyła pirackiego dzieła i postarala się wyciągnąć skzynię.
Właściciel
Udało się, choć była całkiem spora i ciężka.
Zobaczyła w jaki sposób to dziadostwo jest zamknięte i zastanowiła się czy warto się nad tym rozwodzić.
Właściciel
Zamknięte za pomocą stalowej kłódki.
Odrąbała kłódkę siekierą.
Właściciel
No i teraz pozostaje zajrzeć do środka, gdyż już nic nie stoi Ci na przeszkodzie.
- Rico, a co jeśli to trumna?
Otworzyła skrzynię i odskoczyła do tyłu.
Właściciel
Wielkość skrzyni sugerowałaby dziecięcą trumną. Brrr... Na szczęście okazało się, że nie ma tam zwłok, ale coś o wiele lepszego: Pistolet Glock-18, dwa magazynki do niego, kilka konserw i butelek wody, koc, nóż, kompas, pudełko zapałek i jakaś kartka.
Przeczytała najpierw kartkę, równocześnie ne tracąc czujności i nasłuchując.
Właściciel
Na imię mi Marcus. Chociaż kogo to obchodzi? I tak zaraz zginę. Przetrwałem w tym piekle dość długo, ale nawet mi skończyły się pokłady szczęścia. W końcu któryś zdechlak mnie dorwał i ugryzł. Cholera... Wolą palnąć sobie w łeb niż żyć jako takie monstrum. Wobec tego chowam tu wszystko, co mi się już nie przyda, a komuś innemu może uratować życie. Korzystaj z tego mądrze, kimkolwiek jesteś, znalazco. Powodzenia i niech Bóg będzie z Tobą, bo mnie już najwyraźniej opuścił.
Po tych słowach znajdował się jeszcze odręczny podpis owego Marcusa i to było tyle.
W Boga nie wierzyła, ale postanowila sobie ową kartkę zostawić. Chyba żeby wiedzieć, co zrobić w razie podobnego zdarzenia. Złożyła kartkę i schowała w biustonoszu. Spróbowała wrzucić wszystko do torby, by sprawdzić, czy to się zmieści i czy jest do uniesienia.
Właściciel
Niestety, wszystko się do torby nie zmieści, ale taki pistolet czy nóż można zawsze nosić za paskiem.
Tak też zrobiła i sprawdziła, czy teraz jest lepiej.
Właściciel
Jakoś dałaś radę, choć mimo to jesteś konkretnie obładowana. Ale i tak lepsze to niż brak czegokolwiek, nieprawdaż?
Pewnie i tak za jakiś czas się czegoś pozbędzie.
- Rico, nie masz więcej skarbów, co? Możemy iść? - spojrzała na psa.
Właściciel
W odpowiedzi zaczął zakopywać dół, którego był bezpośrednim twórcą.
- Może wrzucimy tę skorzynię z powrotem?
Właściciel
Aby to zrobić musiałabyś ponownie wykopać dół.
- Nie to nie. Możemy już iść? - mówiąc to przeszła krótki kAwałek.
Właściciel
A pies natychmiast pobiegł za Tobą.
- Tuturutu, dupa zombie z drutu. - z bananem na twarzy szła w tym kierunku, z którgo uprzednio musiała się do Rico cofać.
Właściciel
No i idziesz, a żaden Zombie nie przybiegł jak na zawołanie. Ale za to zauważyłaś jakąś ludzką sylwetkę znikającą w jednym z budynków.
- O kurde, to to nie jest bezludne? - obejrzała owy budynek, czy nie jest jakiś wyjątkowy.
Właściciel
Zwykły, niski budynek, zapewne jakiś sklep, choć teraz ciężko ustalić jaki dokładnie.
- Rico, jak myślisz, iść tam?