Przewróciła się na brzuch i widocznie spięła. Nie panikowała, nasłuchiwała skąd to dochodzi.
Właściciel
Gdzieś z centrum, czyli na zachód od Twojej obecnej pozycji.
Wobec tego pomyślała, jak daleko padają strzały.
Właściciel
Ciężko było to określić dokładnie, ale na pewno ze sto, dwieście metrów dalej.
Przemknęła pod ścianę sklepu. Nie miała powodu, żeby włączać się w strzelaninę.
Właściciel
No cóż, skoro nie, to pozostaje liczyć, że strzelanina się nie przybliży.
To raczej nie jest konkurs strzelniczy, wątpliwe, by robili to dla jaj. Pojedynek, naparzanka, czy polowanie? Roxi pomyślała nad tym przez chwilę, po czym gwizdnęła na Rico.
Właściciel
Ten był tuż obok Ciebie, a teraz usiadł na ziemi i zaczął się w Ciebie wpatrywać.
- Wysrałeś się, nie? Więc możemy chyba iść do środka.
Właściciel
Nie odpowiedział, ale pewnie oberwanie kulką w łeb też mu się nie uśmiecha.
Wobec tego poszła i przytrzymała psu drzwi.
Weszła za nim i usiadła sobie na ziemi pod ścianą.
Właściciel
- Co tak szybko? - spytał Rick, pomiędzy jednym kęsem konserwy, a drugim.
- Rico nie lubi jak w pobliżu strzelają. - pogłaskała psa po głowie i podrapała go za uchem.
Właściciel
- Strzelają? - spytał zdziwiony. - Kto? Gdzie? Kiedy?
- Teraz, niedaleko. Skąd mam wiedzieć kto? Nie mam ochoty skończyć nafaszerowana śrutem jak kaczka.
Właściciel
- Zostań tu, pójdę sprawdzić. - powiedział, sięgając po łuk.
- Uważaj na siebie. - powiedziała, nadal nawet na niego nie spoglądając.
Lubiła świętoszka misjonarza.
Właściciel
Skinął głową, przeżegnał się i wyszedł, zostawiając Cię samą. No, nie tak całkiem samą, bo jeszcze z psem.
- Oby nie umarł, nie umiem wyprawiać pogrzebów.
Właściciel
Pies zaszczekał w odpowiedzi, acz chyba bardziej chodziło mu o kawałek kiełbasy na półce, której nie mógł dosięgnąć, niż Twoją wypowiedź.
Rozejrzała się naokoło, czy nikogo, kto by to zauważył nie było w pobliżu.
Właściciel
Tak właściwie to byłaś jedyną osobą w budynku, więc...
//a przed kilkoma minutami to ksiundz ze swymi wyznawcami modłów nie odprawiał???
Więc dała mu ową kiełbachę. Ostrożności nigdy za wiele.
Właściciel
//Modlił się, ale sam.//
Spałaszował go niemalże od razu, patrząc na Ciebie z wdzięcznością, przy okazji oblizując sobie pysk. Ty w sumie też mogłabyś coś zjeść.
//coś mnie oszukujesz ostatnio Kubusiu
Rozejrzała się wokół za jakimś jedzeniem. Skoro nikogo nie było to może nikt nie zauważy.
Właściciel
//Ale niby gdzie zasugerowałem, że modlił się z kimś?//
Właściwie to miał to samo, co Ty, czyli chleb, wodę i konserwy, ale znalazłaś wśród tego prawdziwą perełkę, czyli metalową puszkę pełną czekoladowych batoników, czekolad i cukierków.
Wzięła trochę chleba i wody, ale poprowadziła sobie jednego cuksa. Po prostu musiała. Później z zacieszem wzięła się za jedzenie.
Właściciel
Rick wrócił akurat wtedy, gdy rozwijałaś papierek, jakim otoczony był cukierek, ale on zdawał się tego nie zauważać, siadając ciężko na krześle i wykonując znak krzyża.
Z odwagą małej dziewczynki wpakowała szybciuchno do buzi cukierek, a papierek schowała. Spojrzała po tym z zaciekawieniem na Ricka.
Właściciel
Cukierek dobry, czekoladowy z nadzieniem karmelowym. Zaś Ksiądz jedynie wbił tępo wzrok w ścianę, jakby zobaczył tam coś, co będzie go już prześladować do końca życia.
Uśmiechnęła się do własnych myśli, w których to naskakiwała na niego i zaczynała go łaskotać. Szybko jednak udała obojętną, dla jakichś tam pozorów.
- Co się stało?
Właściciel
//Jak chorym zwyrolem trzeba być, żeby wstać przed dziesiątą rano w wakacje? Jak? ;-;//
- Musimy uciekać. - wydusił w odpowiedzi. - Tutaj jestem skończony.
//przerzucam się na zegar szkolny, poza tym ostatnio budzą mnie koszmary :c
- Cożeś spie**olił i jak daleko mamy uciekać? - Wstała z powagą, bez ociągania.
Właściciel
//Nie będziesz miała koszmarów, jeśli będziesz siedzieć do rana na Jeja :V//
- Nie ja... Szarańcza.
//ale ja lubię spać
Soczyście i krótko zaklęła.
- Ile mamy czasu?
Właściciel
//Ja też. A od poniedziałku to... O rany...//
- Są na obrzeżach i w centrum, Dzicz ich chyba spowalnia, więc spokojnie możemy wynieść się stąd równie dobrze dziś jak i jutro. Ale wolałbym jak najszybciej.
- A ile swego... wszystkiego ze sobą bierzesz?
Właściciel
- Na pewno nie wszystko... Nie przewidywałem, że będę musiał uciekać przed tym, jak skończą mi się zapasy.
- Mamy w ogóle w co twój dobytek spakować?
Właściciel
- Przede wszystkim mam spory plecak, do tego kilka kieszonek i saszetek dopinanych do paska od spodni, plus same kieszenie ubrań. Czyli nieźle. A Ty?
- Moja torba pewno taka duża nie jest. Poza tym mam już w niej trochę rzeczy.
Właściciel
- W takim razie spakuj tam najpotrzebniejsze rzeczy, ja wezmę się za resztę.
Więc spakowała owe najpotrzebniejsze rzeczy.
Właściciel
On zaś wziął się za pakowanie całej reszty, ale gdy upchnął tyle, ile się dało i gdzie się dało, to i tak zostało wystarczająco dużo jedzenia i wody na kilka tygodni dla jednej osoby.
Właściciel
- Jeśli masz na myśli tamtych, to jedynie wyposażyłem ich w zapasy, dobrą radę i łaskę bożą, nic więcej. Odwdzięczyłem się tylko za uratowanie życia, to nie są moi stali kompani.
- Czyli ja mam być twoim stałym wyznawcą? - zaśmiała się. - Poza tym, w którą stronę idziemy?