Właściciel
Karczmarz nie wział twoich pieniędzy i rzekł ' z okazji świàt na koszt firmy'.
Abraham Gabriel wziął kufel i uszczknàł z niego łyka.
- Sam pomysł jest dobry, lecz nie jest w pełni możliwy do wykonania... potrzebował bys pieniędzy, bazy wypadowej, mistrzow, którzy wyszkolą tych chętnych i przede wszystkim sekretów jak uzyskać efekty podobne do tych, które otrzymałem ja, a o tym nie chcę mówić bo przeszłość boli... powiem tak, puki aktualny cesarz źyje łatwo o dotacje ale o resztę czynników trudno. Zaś kiedy nastanie Servius to o wszystko pójdzie łatwiej tylko hajsy się nie zgodzą... wniosek - musimy to robić stopniowo... w teorii mogę zwołać Geralta... i Froida... nienawidzę tego sku*wiela, ale co tam... i jakoś to zrobimy... wydaje się, źe ty masz wizję czegoś co moźe słuźyć do stabilnej i długowiecznej obrony Ferenthiru... brzmi dobrze ale będzie cięźkie do zrobienia... potrzeba będzie nam mutagenistów o zdrowych zmysłach, technomantów, glifmistrzów i antymagów... kapłanem światła też nie pogardzę... sam plan cholernie mi się podoba...
Wypił jeszcze łyk piwa.
- Rozumiem, ze będę ci z tym potrzebny... Jako wampir mogè wytworzyć pieczęc krwii dzieki której mnie przyzwiesz... ok ?
- Trzeba zarobić dużo pieniędzy, osobiście myślałem żeby zwrocić się o pompc do drelingów i ich gildi magów, jako że nie posiadają większej ochrony przed żadnymi plugastwami byli by bardziej skorzy do dotacji. A gildia magów udostępniła by potrzebnych magów. Chociaż prawdą jest że trzeba to robić stopniowo, sam chcę najpierw osiągnąć coś więcej, i opanować dodatkowe drogi magii oraz zebrać troche artefaktów. -
Właściciel
- Zanim wyruszysz w drogę naleźy zebrać dróżynę...
Rzekł żartobliwie Gabriel.
//klasyk\\
- Co masz na myśli? -
Właściciel
- Podstawą kaźdej dobrej organizacji jest mała acz bardzo skuteczna dróżyna ciągle spotykająca na swej drodze przygody i wynoszącq z nich naukę... Myślisz, źe pierwsi twórcy bestiariusza mieli łatwe życie ? Zapomnij ... Razem damy radę... potrzeba nam takich ludzi jak ty... gotowych na poświęcenie w imię dobra ogółu.
- Ot i hasło na plakaty, tylko twarz przystojniejsza - zaśmiał się z żartu po czym pociągnął łyk piwa - A tak na serio, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Wiele mi brakuje do takiego profesjonalisty jak ty -
Właściciel
- Nauczysz się... ja zaczynałem tylko ze swoją pieczęcią na ręce.
- Więc co proponujesz na początek? -
Właściciel
- Nie wiem... Ale ten miecz wydaje się dobrą inwestycją...
- Tanio czegoś takiego nie sprzedasz -
Właściciel
- Nawet nie o sprzedarz chodzi...
- Zamieniam się w słuch -
Właściciel
- To potężny oręż.... zabijając potęźne bestie tymxe zyskasz zdobycze które oplaci sie sprzedać nie tracąc samej broni... to banał, ale jednak.
- Nie potrafie walczyć akoej wielkości zabawkami plus rozwścieczony właściciel na karku -
Właściciel
- Em... mówiłem o opcji przekucia.... nie koniecznie na jedną broń...
- Do tego potrzeba zawidowców -
Właściciel
- Wszystko sprowadza się do odszukania zawodowców.
- Magia puryfikacji ma spory związek z magią eteru i kowalstwem. Więc szukać musimy albo wśród drelingów albo wśród krasnoludów, co ponownie skłania mnie do udania się do khazad-arin? Przy okazki vchciałbym spotkać moją rodzine i dowiedzieć się czy ktoś żyje.-
//Jestem twoim ojcem Luck!
Właściciel
- Więc wiesz od czego zacząć młody...
Odparł Abraham.
- To co z tym paktem krwi? -
Właściciel
- Ah... tak...
Przeciął sobie rękę, poleciał z niej gęsty czarny płyn nasączony magią który spłynął na twoją rękę, po czym Hellsing nakreślił nim symbol przyzwania.
Spojrzał się na swoją ręke - To tyle! -
Właściciel
- Bierz miecz i bywaj...
Rzekł hellsing po czym włoźył w pochwę od po smoczym ostrzu jeden ze swych zapasowych mieczy.
- Więc do zobaczenia - wstał, pozbierał swoje rzeczy i ruszył w strone drzwi. Kiedy był już przy wyjściu spojrzał na broń i odwrócił się do helsinga - Wiesz co? Za dużo zabawy z tą zabawką, jej właściciel może po nią wrócić, schowaj to gdzieś gdzie znalezienie tego szajsu zajmie mu tygodnie. I nie zadawaj pytań. - rzucił mu pochwe po dyskrętnym włożeniu wcześniej sporządzonej wiadomości. Nie dając mu czasu na jakąkolwiek odpowiedź poszedł do swojego gryfa. Po czym wsiadł na niego i poleciaał do kazad adin do nowego domu.
Właściciel
Hellsing zniknął gdzieś z mieczami.
Pognał gryfa i poleciał do khazad-arin.
//Może warto atrzymać się w szarym borze, dawno nie widziałem takiej parady arogancji\\
//A w sumie to może lepiej nie\\
//Moge już zaczynać w khazad?\\
Konto usunięte
Jo pitolę. Ten Badakkuk to jednak idiota. Gobliny błądzą po różnych miastach już z dwa tygodnie, zaczynają głodować a ich pieniądze zaczynają się kończyć, a ten debil wciąż gada, że wcale się nie zgubił i po prostu szuka odpowiedniego zadania. Gdy bardzo głodny i tym samym wku*wiony Ku*wiszon zauważył przed sobą Białą Grań, sięgnął po rękojeść Ku*wiblaska.
-Badakkuk ty gruba ku*wo. Powiedz mi proszę ino, że w końcu weźmiesz tu dla nas jakieś zadanie, bo inaczej zaraz ci chyba ku*wa przypie**olę.
Chiya właśnie szła drogą do miasta, niedaleko Białej Grani był jej dom, więc nie zmęczyła się za bardzo. Idąc widziała już miasto, czym się podekscytowała, więc zaczęła iść szybciej.
Była jakaś 7 rano. Słońce dopiero co budziło się ze swego długiego snu. Ptaki zainspirowane poświatą jaka się pojawiła zaczęły śpiewać swe rodzime pieśni. Aura wręcz urocza.
Śpiew ptaków, to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie, więc wystawiła swoje wilcze uszy, żeby lepiej słyszeć. Zwykle próbowała schować swój ogon, ale teraz merdała nim wesoło, w tą i drugą stronę. Szła tak beztrosko, dopóki nie doszła do Białej Grani.
Przed bramą zatrzymało ją dwóch strażników.
-Imię, nazwisko, cel podróży
-Chiya Notre, chciałabym zwiedzić miasto. - Odpowiedziała, a jej twarz promieniowała szczęściem.
-Nie ma z tobą nikogo dorosłego?
Powiedział jeden.
-Poza tym nie ma już co zwiedzać po tym co odpie**olił jeden drakken.
-Co zrobił ten drakken? - Spytała się zaciekawiona, o drakkenach słyszała tylko w książkach.
-Wdał się w bójkę z jakimś podróznikiem rozpie**olił wszystko w około.
-Och... Ale mogę wejść, czy nie?
-Na własną odpowiedzialność.
-Wchodzę. - Powolnym krokiem weszła do miasta. Na słowa "Własną odpowiedzialność" przeszły ją ciarki i miała małe obawy, ale skoro już przyszła, to po co wracać.
Miasto tętniło życiem poza jednym wyjątkiem. Pewna dzielnica była praktycznie w całości spalona, a wszystkie farmy zniszczone. Widziałaś strażników pilnujących największego pogorzeliska
Spróbowała ominąć dzielnicę i zaczęła szukać jakiejś karczmy. W sumie nie jadła nic od obudzenia się.
Miała trzy lokale na polu widzenia
Poroże Diabła czyli bar dla największych szumowin i niegodziwców.
Anielskie łono czyli karczmę burdel znaną w całym mieście
Oraz Białą damę będącą klubem dla dziewcząt.
W sumie żadnej nie znała, więc poszła do Białej Damy.