Właściciel
Centrum prawa i porządku całego państwa-miasta. Tu są sądzeni wszyscy mordercy, zbrodniarze, rebelianci oraz słynniejsi złodzieje i przemytnicy. Wielu próbowało wyślizgnąć się każącej ręce sprawiedliwości, ale nie wtedy gdy oskarżał ich prokurator Dunwich, napędzany niekończącą się żądzą sprawiedliwości dba o to by nikt nie wywinął się od kary. A w jego przypadku one zawsze są surowe.
Właściciel
Skinęła głową, zamyślając się lekko. -Miejmy nadzieję...- że nie znajdą zwłok, dopowiedziała w myślach. Ugh... Kiedy w końcu dojadą na miejsce?! Dłużej chyba nie wytrzyma...
W końcu transportowiec się zatrzymał a drzwi się otworzyły. Falion wyprowadził cię z wozu a ty ujrzałaś budynek sądu najwyższego.
W milczeniu zlustrowała budynek chłodnym spojrzeniem. Miejsce, gdzie sądzi się morderców, zbrodniarzy, rebeliantów, oraz innych słynnych przestępców. Miejsce do którego już dawno powinna trafić za bezczeszczenie zwłok, ale w którym nie powinna się znaleźć akurat tym razem, kiedy szło tylko o przykrycie ciała workiem na śmieci. Prychnęłaby i uśmiechnęłaby się pod nosem, rozbawiona ironią sytuacji, gdyby nie obecność policjanta. -A więc to tutaj będą mnie sądzić, tak?- zapytała, choć chętnie nadałaby temu zdaniu odrobiny cynizmu, raczej smutnym i zrezygnowanym głosem aresztowanej za niewinność. Twórca masek zawsze pozostaje aktorem. Jego maska nigdy, ale to przenigdy nie spada, nawet jeśli teatr zostanie opuszczony, kurtyna opadnie na dobre, a sam budynek popadnie w całkowitą ruinę. Taka klątwa, oraz taki los. Prawdziwej twarzy aktora żaden widz nigdy, ale to nigdy nie ujrzy...
Właściciel
- Tak, ale na twoje szczęście nie będzie cie sądził Dunwich. - Powiedział idąc z tobą do budynku aresztu. - Chyba...
Te swoje "chyba" to sobie w dupę możesz wsadzić, wolałabym wiedzieć na pewno... pomyślała, ale nie odezwała się już. Bo i po co? Zbędne marnowanie energii i talentu aktorskiego...
Właściciel
W końcu weszliście do małego budynku aresztu. Twój adorator "przeszukał cię" zabierając wszyskie twoje przedmioty, czując przy tym niewątpilą przyjemność.
Akuratnie przy sobie miała tylko jeden zestaw do szycia, dwie różne maski, oraz zapakowaną kanapkę do zjedzenia na później. W prawdzie pod suknią ukryty miała również niewielki sztylecik, jednak w takim miejscu, że żaden w miarę przyzwoity funkcjonariusz policji by go nie znalazł...
//Naprawdę muszę pisać gdzie czy jest to niekonieczne?
Właściciel
Niestety, on nie był przyzwoity. Prawdopodobnie to był jego pierwszy bardziej intymny kontakt z kobietą. Po wszystkim trafiłaś do małej celi z lóźkiem trzymającym się ściany na łańcuchach i popękaną toaletą bez deski sedesowej.
No to trzeba czekać... pomyślała, po czym usiadła na brzegu łóżka, założyła nogę na nogę i po prostu czekała, wpatrując się w bezruchu w ścianę naprzeciwko.
Właściciel
Ściana na przeciwko nie miała ci nic do zaoferowania poza plamą po wymiocinach zmieszanych z krwią. Czas ci się niewątpliwie dłużył.
Mimo to siedziała i wpatrywała się w ową ścianę. W całkowitym bezruchu, nawet o niczym nie rozmyślając. Po prostu się wyłączając na ten czas...
//Pisałam w karcie, że cierpliwości jej nie brakuje. Ona może tak całą wieczność.
Właściciel
- Uuuu, a kogo tu przywieźli? - Usłyszałaś ohydny głos wydobywający się z celi naprzeciwko.
-Dziewczynę, która wie jak zabić człowieka na miliard sto dwanaście sposobów. Dziewczynę, której się nie zaczepia, jeśli ma się na uwadze własne życie i zdrowie...- odparła oschle, nie przerywając wpatrywania się w ścianę. Jeszcze obleśnie nawet brzmiącego sąsiada z celi obok tu brakowało... Skaranie boskie dzisiaj!
Właściciel
- I dziewczynę której słodkie cycuszki chętnie bym wymacał, hehehe. - Zaśmiał się upiornie.
Skrzywiła się lekko, jednak nie odpowiedziała na taką jawną prowokację. Bo i po co sobie strzępić język na takiego idiotę i zboczeńca? Ech... Ostatnio natrafiała na samych takich. Policjant przeszukujący jej intymne części garderoby, nieprzyzwoity więzień z sąsiedniej celi... No lepiej ku#wa być nie mogło! No nie mogło! Patrzyła w ścianę dalej i starała się udawać, że tak naprawdę jest głuchoniema i wcale nie słyszy tego, co ten obleśny facet do niej mówi, ani nie może na to odpowiedzieć. I nawet całkiem nieźle jej to wychodziło przez dłuższy moment...
Właściciel
Przez pewien czas oblech opisywał co zrobiłby z twoimi miejscami intymnymi, aż w końcu niczym wybawienie przyszedł wysoki mężczyzna w długim płaszczu i ciemnych, nieco siwiejących włosach.
- Waltor, ty ochydna spie#dolino zrodzona na izbie wytrzeźwień. Jeszcze raz użyjesz słowa "ci*ka" a osobiście wyrwę ci twojego zgniłego ku#asa i zaczne nim drążyć taką dziurę że będziesz musiał zacząć chodzić w gorsecie!
- Tak jest panie detektywie...
-No i ku#wa prawidłowo. - Detektyw pstryknął a do celi z osobnikiem wtargneli dwaj policjanci wynosząc go z celi.
Odetchnęła z ulgą. Naprawdę zaczynała już mieć dość tego typa... W końcu ile można? Sama też robiła dziwne rzeczy swoim klientom (świętej pamięci zmarłym), ale nie chwaliła się tym na prawo i lewo i nie opisywała tego tak dokładnie. Boż, że tacy ludzie w ogóle istnieją...
Właściciel
- Jak ja ku#wa nienawidzę takich śmieci. - Splunął na podłogę. - Szkoda że twojego ojca już nie ma, może przspawał by mu do ryja jakiegoś kwiatka czy coś. - Zwrócił się bezpośrednio do ciebie.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem na wspomnienie swojego ojca. Ach... Porządny człowiek, którego pamięć została oczerniona przez niegrzeczną córeczkę, która zwaliła na niego całą winę. -Pewnie tak. Choć jak znam jego gust w ogóle by go nie tknął i zażartowałby, że pomylili dostawę zwłok dla niego z dostawą świń do rzeźnika. Jak to było w jego stylu...- powiedziała w lekkim zamyśleniu, po raz kolejny nie wiadomo czemu zawieszając wzrok na ścianie.
Właściciel
- Kiedyś pomagałem przy sprawie rzeźnika, a teraz będe prowadził sprawę jego małej, chorej córeczki. - Zbliżył się do krat.
-Nie wiedziałam, że rzeźnik miał córkę. Wiadomo mi było tylko o dwóch synach, z których jeden zmarł pół roku temu na zapaść...- stwierdziła w zamyśleniu, nie odrywając wzroku od ściany.
Właściciel
- Ech, o-kej źle się wyraziłem. W każdym razie słońce, teraz pójdziesz ze mną pogadać w miłym, zamkniętym pokoiku. No chyba że te żygi na prawdę cię pociągają. Wtedy każe wstawić tu ramkę.
Pokręciła lekko głową, wstając. -Na czymś musiałam zawiesić wzrok, żeby mniej słyszeć co mówił do mnie tamten zboczeniec. Teraz po prostu jeszcze nie udało mi się do końca wyprowadzić ze stanu otępienia, w który niektórzy się wprowadzają nazywając to medytacją, albo hajem narkotykowym, jeden pies...- przeniosła wzrok na mężczyznę.
Wzruszyła ramionami. -To tylko jedna z nazw. Osłupieniem i medytacją też to można nazwać. Ale wymienienie kanalizacji w sumie też by się przydało. No i zatrudnienie kogoś do umycia tej ściany. Z mojej strony chyba nie ma sensu, żebym się przedstawiała, czyż nie?- zapytała retorycznie, po czym ruszyła w stronę drzwi celi.
Właściciel
- Savoir-vivre tego wymaga, ale jesteśmy w pie#dlu więc... - Odprowadził cię do nałego pokoju z stołem i dwoma krzesłami.
-Więc pan i tak pewnie wie, jak się nazywam...- powiedziała i usiadła na jednym z krzeseł. -Możemy już przejść do pytań, wyjaśnień i innych tym podobnych?- zapytała z lekkim znużeniem pobrzmiewającym w głosie. Trochę mi się śpieszy, zwłoki mogą zacząć gnić, dodała w myślach.
Właściciel
- Z chęcią. Zacznijmy od czegoś prostego. - Usiadł i spojrzał głęboko w jej oczy. - Dlaczego wrzuciłaś zwłoki lorda Zelies do worka na śmieci?
-Bo zakład pogrzebowy, w którym pochowana jest cała jego zmarła część rodziny, był akurat nieczynny. Chciałam go tam odnieść jutro z rana, kiedy znów będzie otwarte...- powiedziała, tym razem akurat mówiąc najszczerszą prawdę. A chciałam go odnieść, bo uznałam, że nie dość, że nie jest urodziwy to jeszcze za życia był prawdziwym chamem i nie mam ochoty dotykać nawet jego zwłok... dopowiedziała w myślach.
Właściciel
- Kto normalny kradnie zwłoki żeby odnieść je do domu pogrzebowego? Odpowiedź jest prosta, nikt! - Wstał i zaczął się przechadzać po pomieszczeniu. -Dlatego w innej sytuacji odesłaliśmy by cię do psychiatryka w Boîte Blanche gdzie po dwóch miesiącach pływania w psychotropach i paru elektrowstrząsach wróciłaś by do świata. A wiesz czemu tego nie zrobimy.
-Proszę mnie nie winić o to, że moje zachowania bywają czasami trochę nietypowe. Jak by się pan zachowywał, gdyby to pan miał takiego ojca? Wie pan ile w życiu napatrzyłam się na jego straszliwe dzieła? To znacznie krzywi psychikę wówczas tylko zwykłego, niczemu niewinnego dziecka. Ugh...- mimowolnie wywróciła oczami -I nie wiem, czemu tego nie zrobicie. Może by mnie tak pan oświecił w tej kwestii..?- uniosła pytająco jedną brew.
Właściciel
- Już wyjaśniam. - Oparł się o ścianę. - Temson, Denkind, Ferter. Które z tych nazwisk pani kojarzy?
-Pierwsze dwa, choć to pierwsze słyszałam ledwie raz, zanim pan go użył...- powiedziała obojętnie, wzruszając ramionami. -A co to w sumie ma do rzeczy czy je kojarzę czy nie? Nazwiska się powtarzają i to bardzo często. Świat wcale nie jest taki duży, dwie osoby o identycznym nazwisku, a nawet i imieniu i nazwisku, mogą przecież mieszkać nawet w jednej kamienicy i o sobie nie wiedzieć...- stwierdziła zdawkowym tonem głosu.
Właściciel
- Ma to znaczenie takie że te dwa pierwsze nazwiska należą do morderców którzy zabili policianta o trzecim nazwisku. Nazwisko pierwsze i drugie przytargało zwloki trzeciego do twojego warsztatu a ty je puf! Znikłaś.
-Nazwiska nie są czymś materialnym, więc samo nazwisko raczej nie zrobiło niczego takiego. Poza tym, nie jestem wróżką, nie umiem znikać rzeczy i osób. Niczego mi nie wiadomo o tym, abym dostawała czyjeś zwłoki...- powiedziała chłodno, acz wiarygodnie brzmiącym głosem. -Nie zajmuję się ciałami od lat. Kiedy mój ojciec umarł, a interes zdechł wraz z nim założyłam na miejscu zakładu sklep z maskami i przysięgłam sobie, że nigdy już nie wejdę w ten brudny biznes. A ja słowa zawsze dotrzymuję...- powiedziała.
Właściciel
- No to jesteś naprawdę niegodna zaufania. - Pstryknął palcami a do pokoju wszedł znany ci karzeł, tym razem skuty.
- Tak to ona! Przyjechaliśmy do niej z Temsonem rano i zostawiliśmy jej trupa polcjanta i cztery stówy w kopercie!
- Tej kopercie. - Wyciągnął znany ci brudny list przez który prześwitywały pieniądze.
- Tak w tej! - Krzyknął karzeł a detektyw spojrzał na ciebie pytająco z triumfalnym uśmiechem.
Prychnęła. -Jest pan naprawdę kiepskim detektywem, jeśli za podstawę do oskarżenia niczemu niewinnego człowieka uważa pan słowa kogoś, komu już udowodniliście morderstwo. Taki człowiek przecież powie i zrobi wszystko, aby skrócić swój wyrok, czyż nie? Właśnie na takich zasadach podczas niektórych wojen rekrutowano więźniów do wojska w roli mięsa armatniego. Kto przeżył i nie zdezerterował ten stawał się wolny...- powiedziała z autentycznie brzmiącą urazą w głosie, jakby dla niej te oskarżenia były po prostu ciosem poniżej pasa dla mężczyzny.
Właściciel
- To jak wytłumaczysz kawałek idealnie oskalpowanej skóry głowy.- Rzucił na stół wykrzyczany wcześniej dowód. - Jak widać nie wszystko schowałaś. Co to tym razem jest? Pozostałość po tatusiu? Pomówienie? A może nigdy czegoś takiego nie widziałaś?
-Widziałam różne rzeczy, ale ojciec nigdy nie uczył mnie skalpowania. Nigdy nie interesowało mnie to, nie wierzę w indiańskie bajeczki o przejmowaniu siły pokonanego wojownika poprzez odprawianie takich dziwactw, jestem już dużą dziewczynką. Ktoś musiał mi to podrzucić, aby mnie oczernić. Niech pan chociaż sprawdzi odciski palców...- odpowiedziała spokojnie. Żadnego ciała nie dotknęła gołą skórą, ciągle nosiła czarne rękawiczki, na których nawet krew nie osiada ze względu na śliski materiał. Za to skoro policjanta zamordowali jej byli wspólnicy, że tak pozwolę sobie ich nazwać, a później wpakowali go do tej skrzyni, jeśli czyjekolwiek odciski mogły tam być to co najwyżej te ich. Pod tym względem była czysta.
Właściciel
- I tak mamy na ciebie wystarczająco dowodów by wsadzić cię za karty. To co jeszcze znajdziemy powie nam tylko czy to będą kraty psychiatryka, czy więzienia.
Pstryknął palcami a do środka weszło dwóch strażników.
- A i jeszcze jedno. Nie próbuj przekabacać mi strażników. To że ten fagas Falion rozrywa sobie spodnie erekcją na twój widok i pewnie przyjdzie do ciebie by za obciągnięcie ku#asa oddać ci klucz do celi, nie znaczy że jesteś jakąś boginią.
Strażnicy chwycili cię za ramiona i wrzucili do celi.
Zaśmiała się cicho pod nosem i usiadła na brzegu znajdującego się w jej celi łóżka. -To jeszcze nie koniec...- mruknęła, przejeżdżając powoli dwoma paznokciami po swoim ramieniu, aż do łokcia i zostawiając na nim lekkie zaczerwienienia. O dziwo jednak część skóry o długości dziesięciu centymetrów i szerokości trzech nie zareagowała w sposób naturalny i pozostała nienaruszona. Po chwili położyła się na łóżku, wgapiając w sufit i dalej krążąc palcami w tych okolicach, choć już nie zarysowując skóry. Jeszcze nie czas. Jeszcze nie czas...
Właściciel
Słyszałaś typowo więzienne dźwięki: krzyki współwięźniów, śmiechy policjantów i dziwne fazy trzeźwiejących.
//Mogę już tworzyć kolejną postać czy muszę to teraz ciągnąć..?//
Zamyśliła się głęboko, nie zważając absolutnie na nic. Świat zaczął jej gdzieś uciekać, a ona sama nawet się nie zorientowała, jak jej umysł przeszedł w stan głębokiego snu...
Właściciel
Więc nie pozostały inne możliwości, jak po prostu czekać
Po chwili rozpoznałeś białe ściany budynków w centrum Kapitolu.
Ciągle czekał.
Siedział na ławce i sprawiał wrażenie uśmiechniętego. Jak zawsze, blizny nie pozwalały o sobie zapomnieć.
Właściciel
Po chwili wóz stanął, a drzwi się otworzyły i odsłoniły dwóch uzbrojonych w karabiny policjantów. - Wyłaź. - Rzekł jeden z nich.
Wyszedł, ze spokojem w oczach i z uśmiechem na ustach.
Właściciel
Strażnicy zaprowadzili cię do małego budynku gdzie zostałeś starannie przeszukany i pozbawili cię broni i innych rzeczy osobistych. Następnie wrzucili cię do małej celi.