Właściciel
Ciężko pomyśleć że monstra pokroju Latarników czy Nemytranów biorą się z tej spokojnej porośniętej bluszczem posiadłości, lecz krzyki które można czasem usłyszeć nocami przypominają nam co się dzieje w tym tylko pozornie niewinnym miejscu. Trafić tu można na dwa sposoby: jako student który za niezwykłe zasługi dostał możliwość pracy u naczelnego naukowca Introisu, lub jako królik doświadczalny który na te „prace” będą wykonywane.
Właściciel
Po kilku minutach podróży podczas których straciłaś przytomność bo stwór odciął ci dopływ tlenu, obudziłaś się w pomeszczeniu wyłożonym białymi materacami. Sama byłaś przykuta do jednej ze ścian rękami i nogami.
- No pięknie... - Spróbowała się wyrwać z okowów, złamać je, albo przynajmniej ocenić ich twardość.
- Heeej! - Krzyknęła na cały głos. - Już jestem przytomna, niech ktoś tu przyjdzie i zrobi to po co żeście mnie tu przynieśli, bo zaczyna mi się nudzić! - Krzyczała tonem przepełnionym ironią.
Właściciel
Nikt nie odpowiedział. Łańcuchy były solidne i miały cielawą właściwość. Gdy tylko machnęłaś prawą ręką twoja lewna noga cofnęła się do tyłu prawię cie przewracając.
- Cudownie... - Skupiła się więc na ocenie szkód. Chodziło naturalnie o szkody materialne, czyli te w ubiorze i wyposażeniu, bo cielesne uszczerbki dawno się przecież zagoiły.
Właściciel
Byłaś ubrana w ciuchy jakie mają pacjenci szpitali. Cięka biała i jednostronna koszula nocna. Poza tym miała maskę, ale inną chroniącą tylko usta.
///Tsa... Następnym razem postaraj się wspominać o takich rzeczach jak to, że zmienili jej ubranie, bo gdybym wiedział od początku to jej zachowanie wyglądałoby zupełnie inaczej.///
Resztę swej stagnacji tutaj postanowiła poświęcić na ignorowanie bólu jej piekącej się w świetle skóry.
Właściciel
Po chwili do celi wszedł mężcyzna słusznej postury w kitlu i z kartą pacjenta w której coś notował.
- No nareszcie... Już mi się tu nudzić zaczyna. Kimkolwiek jesteś, możesz zgasić światło? - Rzekła wymownym tonem.
Właściciel
- Po badaniu. - Stwierdził beznamiętnie. - Jak się nazywasz?
- A co cię to obchodzi?! - Zapytała retorycznie zezłoszczona. Palące światło niedającej się zgasić najwyraźniej-lampy odbijające się okropnym bólem na jej skórze zaczynało ją porządnie denerwować. A że ten koleś nie chciał go zgasić, to był częścią problemu.
Właściciel
- Im szybciej przeprowadzimy badanie, tym szybciej wyłączymy światło. - Powtórzył patrząc się w kartę.
- Jak się nazywasz? -
- Rozumiesz kretynie, że w tym świetle nie mogę się na niczym skupić?! Zgaś je to wszystko ci powiem! - Niemal krzyczała, starając się nie wybuchnąć.
Właściciel
Westchnął cicho i pstryknął palcami, a strażnik za drzwiami wyłączył światło. Laborant wyciągnął z kieszeni malutką świeczkę i włożył ją do specialnego otworu w karcie po czym ją zapalił. - Jak się nazywasz? - Powtórzył jeszcze raz.
- Dużo lepiej... - Odetchnęła z ulgą i widocznie się rozluźniła, bo choć świeczka sama nie była zbyt przyjemna, to przynajmniej nie była palącą niczym rozgrzane żelazo lampą. - Jestem Jeanette Eddels, ale to nic wam nie da. Według wszystkich oficjalnych rejestrów jestem martwa. - Rzekła. - W rzeczywistości zresztą jest nie inaczej... - Mruknęła dużo ciszej. - Możecie mnie wypuścić? Nie zamierzam wam uciec. I tak nie mam dokąd... - Poprosiła najmilszym tonem, na jaki było ją stać.
Właściciel
Zapisał coś w notatniku. - Skąd masz moce? - Zapytał niewzruszony.
- W kieszeni mojego kombinezonu, który najbezczelniej w świecie ze mnie zdjęliście, jest moja pełna dokumentacja. Poczytajcie sobie, zamiast kazać mi strzępić język. - Przewróciła oczami.
Właściciel
- Kto prowadził badania. Nie podpisał się. - Stwierdził tym samym tonem głosu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Jakoś nie troszczyli się o to, żebym coś wiedziała. - Odparła równie beznamiętnie jak jej rozmówca.
Właściciel
- Dla kogo pracujesz? - Kontynuował.
Roześmiała się szczerze i długo. Śmiała się tak z kilkanaście sekund, aż dostała ataku kaszlu. - Chyba mi się coś przesłyszało... - Prychnęła.
Właściciel
- Dla kogo pracujesz? Nikt nie tworzy mutantów by po prostu były. - Stwierdził, a jego obojętność zaczynała irytować.
A raczej zaczynałaby, gdyby nie to, że Jean miała wszystko gdzieś. - To ze ktoś chciał mieć mnie dla siebie to nie znaczy, że zdołał. Jeżeli nadal nie rozumiesz, nie pracuję dla nikogo. - Rzekła pogardliwie.
Właściciel
- Omówimy to jeszcze raz, jutro. - Stwierdził. - Dlaczego wróciłaś do laboratorium?
- Żartujesz sobie ze mnie? Spójrz tylko na mnie. Już sam mój wygląd powinien dać ci do myślenia. Jestem całkiem łysa i nigdy nie wyrosną mi włosy, ciało mam całe w co najmniej dziwnych bliznach, które regenerują się razem z tkanką. Najmniejsze światło skierowane na moją skórę sprawia mi ból, a w dodatku bez tej cholernej maski jestem ślepa jak kret i się duszę. No, i zgadnij co się stanie, jak spróbuję tak wyjść do ludzi. Brawo. Czy to nie oczywiste, że wróciłam, żeby coś z tym zrobić? - Zakończyła przydługą przemowę cichym westchnieniem.
Właściciel
- To dlatego jedyne co wziełaś ze sobą to strzykawka z mocnym środkiem odurzającym? Taka dawka byłaby w stanie zostawić słonia na haju przez trzy dni. - Stwierdził.
- Nie miałam wiele czasu przez tych waszych genialnych żołnierzy i zmutowaną maszkarę. Skoro już wiecie co było w tej strzykawce, to może mi to podacie? Fajnie byłoby na chwilę odpłynąć. Deprywacja sensoryczna i tak dalej... - Rozmarzyła się.
Właściciel
- Nie ma takiej potrzeby. - Stwierdził chłodno. - Jakie masz powiązania z rebeliantami?
- Żadnych. - Odparła bez zastanowienia.
Właściciel
Mruknął coś i zapisał to w notatniku. Gdy to zrobił wyciągnął pustą strzykawkę i pobrał ci krew z żyły na lewej ręce.
Patrzyła beznamiętnie, jak gość to robi, a potem jak wkłucie natychmiast znika, choć przez brak soczewek i tak niewiele widziała. - Będziecie mnie klonować? - Zapytała ironicznie.
Właściciel
- Na chwilę obecną to nie możliwe. - Stwierdził i schował strzykawkę do kieszeni. - Dobrze, jeszcze jeden test. - Tu wyciągnął zza pazuchy rewolwer i strzelił ci nim w brzuch.
- Hej, przestań, to łaskocze. - Zadrwiła sobie, podczas gdy rana w mgnieniu oka zagoiła się, nawet nie wydalając kuli na zewnątrz. Najwidoczniej organizm postanowił sobie ją rozpuścić i wykorzystać. Chociaż koszula raczej to zniosła trochę gorzej.
Właściciel
Zapisał coś w notatniku i wyszedł z celi. Po chwili łańcuchy puściły a ty padłaś na ziemię.
- Hej, mogę dostać moją maskę? - Krzyknęła za gościem, podnosząc się i rozcierając nadgarstki.
Właściciel
Nikt nie odpowiedział. Przez małe zakracone okienko w drzwiach wpadała stróżka światła.
Westchnęła więc i postarała usiąść w takim miejscu, by dosięgało jej jak najmniej światła, a następnie spróbowała uciąć sobie drzemkę.
Właściciel
Udało ci się skulić w kącie go którego nie dolatywało światło. Rozmowa strażników za drzwiami nieco przeszkadzała, ale powoli czułaś jak ogarnia cię sen.
Wyłączyła się i skupiła na własnych myślach. Kojących myślach. Muzyka klasyczna, stare bajki dla dzieci, emeryci grający w bierki... Chrrrzzz...
Właściciel
Śniło ci się jak chodzisz w letnich ciuchach po Złotym Placu, bez maski ani kombinezonu, a przechodnie pozdrawiali cię z miłym uśmiechem.
///Czy wymyślanie snów dla postaci to aby nie jest przekraczanie kompetencji GM?///
- Ach, gdyby tylko to nie był sen... Zaraz... To jest sen? Cholera jasna, to sen! A to znaczy, że mam świadomy sen i mogę sobie wyobrazić co chcę! Ale fajnie... Tylko co by tu sobie wyobrazić? -
Właściciel
Ludzie powoli zaczynali smutnieć, niektórzy krzyczeli. Niebo zaczęło robić się czerwone a na ulice spadał czarny pył.
//Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
///Ponieważ sen to element myśli i wyobrażeń mojej postaci. Jej charakteru. Czy nie ja powinienem to raczej ustalić?///
- Hej, to mój sen... Won mi stąd... - Wyobraziła sobie, że znajduje się nad morzem. A zgodnie z psychologią snów świadomych, powinno zadziałać.
Właściciel
Budynki i ludzie zaczeli obracać się w pył, a ze studzienek wylała woda. Po chwili niebo znów stało się niebieskie a ty byłaś na plaży.
//Ale tak jak w życiu nie mamy kontroli nad tym co nam się śni. Wyjątkiem są sny świadome, ale one są bardzo rzadkie.
///Ale to nie postać ma mieć kontrolę, tylko ja. Jestem stwórcą tej postaci, jej władcą.///
Korzystając z tego, że akurat ten konkretny sen był świadomy, wskoczyła do wody, zanurkowała i popłynęła. We śnie mogła oddychać pod wodą i nie męczyła się, więc płynęła. Na samo dno oceanu...
Właściciel
Na dnie ujrzałaś światło, lecz gdy tylko się do niego zbliżyłaś uciekło ono w kierunku jakiegoś dziwnego zardzewiałego włazu. Po tym sen się skończył.
//Ty masz kontrole tylko nad postacią, a ja nad każdym najdrobniejszym aspektem jej życia nad którym nie ma bezpośredniej kontroli. Łącznie ze snami.
///I to właśnie nazywam przekraczaniem kompetencji Mistrza Gry.///
Nie otwierała oczu. Nie chciała się ruszać. Wiedziała, że to i tak nie ma sensu, więc dalej tak siedziała.
Właściciel
Po chwili do twoich uszu dotarła rozmowa strażników.
- Hej Morty, wydupczyłeś kiedyś mutanta?
- Poj#bało cię Stanley?
- No co, przecież to ty ją przebierałeś. Mogłeś sobie poużywać, w końcu jest całkiem niezła.
- Żeby mi ukręciła łeb w trakcie? Nie sądzę. A jak chcesz to ją na kawę zaproś może się zgodzi.
- Ja tam nie lubię się bawić w tea...
- Cicho zwyrolu, idą.
//Przekroczenie kompetencji byłoby jak bym cię tak po prostu zabił, bo mi się znudziłeś. Kontrola snów nie wykracza poza zakres mocy GM.
///Przenieśmy tę dyskusję do offtopu, bo tu się syf robi.///
Na samą myśl o tym, że komuś mógłby spodobać się taki zabliźniony paszczur, jak ona, Jean prychnęła z zażenowania. Zakładając, że chodziło o nią, bo tak właśnie pomyślała.
Właściciel
Usłyszałaś kroki a przez rozsuwaną szparę w drzwiach wleciały jakieś ubrania. - Gdy się ubierzesz zastukaj trzy razy. - Rzekł jeden ze strażników.