Właściciel
- Więc zapraszam. - Usłyszałaś znajomy głos, a drzwi do domu lekko się uchyliły.
Powoli ruszyła naprzód. - Dlaczego to robisz? Dlaczego mnie nawiedzasz? - Mówiła, doskonale wiedząc, że właściciel głosu ją słyszy.
Właściciel
- Lubie takie jak ty. Piękne kobiety które mogły by pływać w krwi swoich ofiar. - Na horyzoncie zauważyłaś podejrzaną mgłę.
- Dwa razy się zastanów, zanim znowu nazwiesz mnie piękną. Nie widziałeś mnie bez maski. - Szła dalej, przyglądając się mgle.
Właściciel
- Jesteśmy w twoim umyśle. Widziałem cię w całej okazałości i podtrzymuje swe zdanie. - Mgła przypominała nieco chmury na tamtej wieży, lecz wyglądała nieco... niebezpiecznie.
Jean ledwo zauważalnie przyspieszyła kroku. - Hmm... A kim ty właściwie jesteś? Skoro już wszystko o mnie wiesz, to może chociaż pozwolisz mi się zobaczyć? - Zapytała wymownym tonem.
Właściciel
- Cały czas czekam na ciebie w domku. - Odpowiedział. Flirt z twoim celem był całkiem ciekawy. Mgła powoli choć nieustępliwie zbliżała się do chatki pod której drzwi właśnie dotarłaś.
Starając się nie zwracać na mgłę większej uwagi wkroczyła do środka i rozejrzała się po wnętrzu.
Właściciel
To był typowy dom bali z dywanem z niedźwiedzia, wygodnymi kanapami i palącym się kominkiem. Jedyną nieprawidłowością była przerażająca postać grająca na saksofonie (patrz: bestiariusz, Albedo) siedząc na krześle bujanym przy kominku.
Powoli i z lekka niepewnie zaczęła zbliżać się do postaci. - Wyglądasz... Osobliwie. - Spróbowała zagaić, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
Właściciel
- To chyba najmilsze co ktoś do mnie powiedział od czasu przemiany. - Powiedział. Przez płótno na twarzy widać było coś na zasadzie smutnego uśmiechu.
- Ciebie też skrzywdzili? - Zapytała, a w jej głosie dało się słyszeć coś nowego. Coś, co zupełnie do niej nie pasowało. Jakby... Współczucie?
Właściciel
- Tak, ale nie Fleisch, tylko ci cholerni rebelianci. On zabronił mi tylko się mścić. - Odpowiedział.
- Dlaczego go słuchasz?... - Zapytała, zbliżając się jeszcze bardziej.
Właściciel
- Gdybym go słuchał, to nie wysyłały by cię mnie powstrzymać. - Słychać było rozbawienie w jego głosie.
- Dobrze powiedziane. A jednak, ciągle tam siedzisz. Co takiego cię właściwie powstrzymuje? - Dopytywała się.
Właściciel
- Brak czucia w nogach. - Odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
- Zgaduję, że tego doktorek z jakiegoś powodu nie był w stanie naprawić? - Przeskoczyła na swą zwyczajową ironię, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Właściciel
- Nie wszystko da się naprawić. - Powiedział ze smutkiem. Zauważyłaś że mgła nie posunęła się ani o metr.
- I ty w to wierzysz? - Jej ton wskazywał na bliskość załamania z niedowierzania. - Ten szalony doktorek tworzy potwory i daje moce wchodzenia do czyjejś głowy, a ty myślisz, że naprawdę nie jest w stanie naprawić strzaskanego kręgosłupa? Nie wierzę, że pozwalasz się nazywać synem komuś, kto oszukuje cię w tak brutalny sposób... - Pokręciła głową, znowu z rezygnacją. Jak zwykle.
Właściciel
- Co innego jest przerobić kilka genów, a co innego zszyć razem rdzeń kręgowy. Mam doktorat z medycyny, więc uwierz mi. Nie wszystko można naprawić. - Mgła powoli ruszyła.
- A ty mi uwierz, że gdyby on chciał, zrobiłby to. Choćby właśnie zmieniając geny. - Naciskała.
Właściciel
- Może i tak. Ale i tak wolę takie życie. Nie muszę się martwić zwykłymi ludzkimi sprawami. Mogę grzebać w umysłach ludzi i manipulować nimi. I nie potrzebuje do tego nóg. - Mgła była niezwykle blisko.
- I chcesz robić to siedząc w ciemnej, zimnej piwnicy, tak? - Zapytała, a w jej głosie znów zagościła nutka żalu.
Właściciel
- Nie byłaś tam. - Widać było delikatny uśmiech. - A sądząc po poczynaniach mojego ojca wkrótce się spotkamy. I nie ukrywam że na to liczę.
- Tak... Ja też... Co to za mgła? - Zmieniła nagle temat, patrząc przez drzwi, które zostawiła otwarte.
Właściciel
- Śmierć, tylko nie ciała, a umysłu. - Odpowiedział na twoje pytanie.
- Zazwyczaj używam sił natury by zakończyć sen, ale tak się miło rozmawia.
- Śmierć umysłu? Więc... Pragniesz mnie zabić? - Zapytała, z lekka nie rozumiejąc.
Właściciel
- Źle się wyraziłem. Umierasz we śnie i a ja wkradam się powoli do twojego umysłu. Ojciec ci nie mówił? - Zapytał.
- Chcesz więc opanować mój umysł? - Dopytywała się, nagle znów brzmiąc oschle.
Właściciel
- Nie ukrywam że mam to w zamiarze. Choć z tobą milej się rozmawia niż przejmuje kontrolę.
- Więc przestań. Ten stan może trwać. Możemy dalej rozmawiać. I nie tylko. Ty oszczędzisz sobie niepotrzebnej uwagi ze strony twojego tak zwanego ojca, a ja zachowam zmysły. No i... - Zawahała się. - ...no i możemy pomóc sobie nawzajem w zemście. - Wydusiła w końcu.
Właściciel
- A na kim ty chcesz się mścić? - Zapytał wnikliwie.
- Na tych, którzy zrobili ze mną... To. - Wskazała na swoją maskę. - Na rebelianckich 'naukowcach' od siedmiu boleści. - Dodała, wykonując gest cudzysłowu.
Właściciel
- A zostali jeszcze jacyś? - Zapytał. - A z resztą, z tym to możesz możesz iść do Fleischa, on nienawidzi ich prawie tak bardzo jak ty.
- W takim razie dlaczego zabronił tobie się mścić? - Ponownie rzuciła pytaniem.
Właściciel
- Podobno "zbyt się zapędzałem", nie zaprzeczę że czasem wkradałem się do umysłów cywili i żołnierzy... ale ja reaguje tylko na ludzi z krwią na rękach.
- No właśnie. Wyrokowałeś po prostu należną ci zemstę. Jak mógł postąpić wobec ciebie tak gruboskórnie? -
Właściciel
- Ja winie za to wojskowych, którym nie podobały się straty w ludziach. - Czuć było że mimo wszystko jest bardzo oddany doktorowi.
Milczała chwilę, wpatrując się w niego, po czym pokręciła głową z rezygnacji. - Nie rozumiem. Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego, mimo wszystkiego co ci uczynił, wciąż tak go aprobujesz. - Rzekła w końcu.
Właściciel
- Mimo wszystko jest dla mnie jak ojciec którego nigdy nie miałem. - Westchnął. - Czas już na ciebie, w zamian za tę rozmowę nie spróbuję się wkraść do twojej świadomości. - Drzwi którymi tu weszłaś otworzyły się a z zewnątrz wydobywało się białe światło. - Nie wierz stereotypom, białe świtało nie oznacza śmierci.
Założyła ręce i stanęła w nonszalanckiej pozycji. - A co, jeśli ja chcę tu zostać? - Zapytała aroganckim tonem.
Właściciel
- Umrzesz na odwodnienie o ile ktoś cię nie obudzi bardzo silnym impulsem, na przykład strzałem w stopę. - Odpowiedział. - Lecz polubiłem cię, więc po prostu cię stąd wypędzę.
- Obawiam się, że jestem całkowicie odporna na odwodnienie. - Stwierdziła pewna swego.
Właściciel
- No to postrzał. Naprawdę nie wolisz wyjść samej?
- Nie wyjdę, dopóki sama tego nie zapragnę. A nie zapragnę, dopóki nie wyjaśnimy sobie pewnych spraw. - Wytłumaczyła oschłym tonem.
Właściciel
- Szkoda, a chciałem byś się wyspała. - Światło zgasło, a do środka zaczęła wlatywać mgła dotkliwie parząc nawet przez kombinezon. Gdy chmura całkiem cię ogarnęła obudziłaś się zdyszana i spocona.
///Ona się nie poci, pamiętasz?///
Uspokajając rozszalały oddech podniosła się do siadu i rozmasowała kark. Miała nadzieję, że niedługo uda jej się go znaleźć...
Właściciel
Pokój był tak samo ciemny jak ostatnio. W oddali słyszałaś lekkie kroki.
//Niby pamiętam, ale i tak to piszę. Nie wiem co jest ze mną nie tak.
Wstała, rozmasowując kark. Postanowiła chwilę pochodzić w kółko po pokoju. Musiała rozruszać mięśnie.