Zaprowadził go do kuka, który miał mu przydzielić posiłek.
Właściciel
Otrzymał pomidorową, a kucharz odszedł, zapewne aby przynieść chleb, owoce, warzywa, wodę, sery i mięso, które miały uzupełnić zupę. Klient siadł obok Ciebie i w milczeniu spożył posiłek.
- Miała być jakaś historia. - powiedział, gdy już skończył.
Właściciel
- Aż tak długa czy aż tak nudna?
-Nie. Po prostu jesteś po śnie, a pewnie marzy ci się drzemka.
Właściciel
- Myślę, że jakoś wytrzymam, najwyżej resztę dokończymy jutro.
Właściciel
- Więc mów. - powiedział, a większość marynarzy przysiadła się bliżej, by również posłuchać. Nie to, że nie znali jakiejś Twojej historii, ale zawsze lubili posłuchać.
///Jak na razie daję coś takiego, dopiero później napiszę historię. Nie odpisuj, powiadomię, gdy to zrobię.
-A więc zawsze marzył mi się własny okręt. Jednak nie chciałem być ani handlarzem, ani podwładnym jakiegoś admirała. Tak więc zaciągnąłem się do tego fachu. Początkowo pracowałem na Fregacie. Udało mi się zdobyć rolę Werbownika, dzięki czemu miałem jako pierwszy kontakt z nowymi. Wszystko szło sprawnie, mężczyźni przychodzili młodzi, zdrowi i silni... aż zjawiła się dwójka kobiet. Znaczy się, miały obcięte włosy, męskie ubrania i ogólnie na pierwszy rzut oka można było się pomylić. Jednak coś mi nie pasowało, więc sprawdziłem je trochę dokładniej. Nie, nie to, co myślicie. Jestem dżentelmenem. Kilka pytań, przyjrzenie się sylwetce, a na koniec pomoc w noszeniu skrzyń. Wydało się i chciałem je wyrzucić, ale nas Bosman mi zabronił. Znałem go wtedy jako Fioletowego Billa i niezbyt wiedziałem, o co chodzi. Jednak no cóż, szanowaliśmy go, więc musiałem się zgodzić. Kobiety nadal się ukrywały, ale ja znałem prawdę. Pierwsze tygodnie były nudne, ale jakoś zleciały. Wtedy nasz świętej pamięci kapitan wypatrzył galeon. Zaatakowaliśmy, unieruchomiliśmy galeon i przeszliśmy do abordażu. Wszystko było fajnie, dopóki nasz kapitan (niech morze zapewni mu wieczny spokój!) zginął od ataku orka. Bo niestety, ale galeon miał ich z 30 w załodze. I to nie te orki, które ruszają bez pancerza, tylko te w żelaznych i skórzanych odzieniach, z tarczami. Niezbyt wesoło. Ale Fioletowy Bill się nie poddał i przejął pałeczkę dowodzącego. I co zrobił? Dorwał się skorpiona i z uśmiechem na twarzy pozabijał połowę orków. Orkowie w szoku, stoją, nie wiedzą, co ze sobą zrobić. A my? Wykorzystaliśmy okazję i ich zabiliśmy, tym samym kończąc abordaż i zyskując łupy. Fioletowy Bill zaskoczył jednak i nas. Zdjął swoją chustę i rozwiązał włosy. My byliśmy debilami! Nie rozpoznać w nim kobiety! Uznała, że jest nowym kapitanem i przejmuje oba okręty. Kto się nie zgodzi- zostanie karmą dla rybek. Z szacunku dla Bosmana i ze strachem o nasze życie zgodziliśmy się. Wykorzystałem również moment i przejąłem jej funkcje bosmana. Fregata została sprzedana, a za pieniądze kupiliśmy 4 brygi, a galeon ochrzciliśmy jako Piracką Niespodziankę. Nazwa w pełni oddawała to, co czuli ci, których witaliśmy abordażem. Nasza Pani Kapitan okrzyknęła siebie Sprytną Rose i pod tym pseudonimem zbudowała swoje małe księstwo pirackie. Niestety, wszystko, co dobre musi się skończyć-tutaj zapukał w stół dając tym samym znak swojej załodze, że należy przygotować kufel piwa dla wszystkich- Ja chciałem się rozwijać, zyskać własny statek i spełnić swoje marzenie. Tak więc rozstałem się z Rose i wraz z jej dwoma piratami- tutaj wskazał dłonią na Pitra i Aleksandra- wróciłem na ląd, gdzie za swoją część złota zakupiłem Siega. Co się stało ze Sprytną Rose? Nie wiem, ostatni raz ją widziałem, kiedy wypływała do Archipelagu Sztormów. Jednak żyje, gdyż informacje o niej nadal krążą po portach.
Wstał, a następnie wzniósł swój przyniesiony kufel piwa do góry.
-Znieśmy toast za Panią Kapitan. Najdzielniejszą kobietę, która nadal pływa po morzach!
Właściciel
- Na zdrowie! - zahuczeli wszyscy marynarze, podnosząc w górę swe kufle, aby zaraz upić nieco trunku.
Sam również łyknął i zasiadł ponownie.
-To jest to, o co prosiłeś. Chcesz usłyszeć jeszcze jakąś historię?
Właściciel
- Chętnie, ale od Ciebie zależy, czy jutro, czy dziś. - odparł, upijając piwo ze swego kufla.
-Może być dziś. Może opowieść o Świrze Franku?
-Wersja krótsza, czy dłuższa?
-A więc... Świr Franek to był obraźliwy pseudonim Franciszka Kusznika. Był to łowca nagród i narwaniec, który łodzą rybacką atakował okręty wojskowe. I o dziwo mu to wychodziło. Pewnego dnia jednak odnalazł pewien artefakt. Nie wielu wie, czym to było, ale ja miałem szczęście to ujrzeć. Albowiem Franciszek ze mną współpracował, żeby zdobyć ten skarb. Był to amulet. Z wyglądu dość zwyczajny... ale miał silną moc. Pierwsze, co zrobił Świr Franek to przyzwał diabelskiego pomiota. Małe bydle, wielkości bobra. W sumie to wyglądało jak diabelski bóbr... Mniejsza. Tak więc zorientowałem się, w jakiej dziedzinie magii lubuje się Kusznik. Zerwałem z nim kontakt i najprawdopodobniej dzięki temu uszedłem z życiem, gdyż on zamienił całą swoją załogę w żywe trupy. Drugi raz o nim usłyszałem, gdy z kałamarnicą na głowie zrabował kilka wsi nad morzem, a następnie spalił swój okręt. Serio, nie kłamię. I choć w ten sposób zakończył swój epizod piractwa, to podobno nadal gdzieś funkcjonuje ze swoją załogą i tym diabelskim bobrem...
Właściciel
- To dość... nieprawdopodobna historia, jeśli mogę się tak wyrazić.
-Wielu to mówi. Jednak Franek gdzieś tam jest.
///Wybrałem najbardziej złowrogie imię.
Właściciel
//Aż mnie ciary przeszły, a w okolicy walnął piorun. Brrr...//
- A nie boisz się, że przyjdzie też po Ciebie?
-Odszedłem gdy umowa się skończyła i nie mieliśmy już żadnych powodów, by utrzymywać ze sobą kontakt.
Właściciel
Po chwili wszyscy skończyli swe posiłki i piwo, a następnie zaczęli udawać się na warty lub spoczynek.
Sam dokończył piwo i chwile jeszcze posiedział.
Właściciel
No i siedzisz, kambuz opustoszał, gdyż zostałeś tylko Ty i kucharz, który wziął się za zbieranie naczyń.
W sumie miał czas, pomógł mu w zbieraniu naczyń.
Właściciel
Dzięki tej pomocy szybciej znalazły się one w kuchni, a sam kucharz podziękował i wziął się za zmywanie.
Kiwnął głową i ruszył do siebie.
Właściciel
Trafiłeś tam bez problemu, widziałeś po drodze jedynie kilku spóźnionych do swoich kajut i wartowników.
Wszedł i rozejrzał się po niej.
Właściciel
Śpi na hamaku, najwidoczniej zdołał jakoś ujarzmić to dziwne posłanie.
Nie takie dziwne... sam poszedł do swojego i spróbował zasnąć.
Właściciel
Zasnąłeś, budząc się rankiem.
Właściciel
Wszystko na swoim miejscu, klient jeszcze śpi.
Właściciel
Czyli na dziób, gdzie był spokój.
I tam odpoczywał ciesząc się ciszą.
Właściciel
Cisza nie trwała długo, bowiem usłyszałeś głos marynarza na bocianim gnieździe:
- Mgła! Mgła od dziobu!
I rzeczywiście, stałeś tam i mogłeś zauważyć ścianę mlecznej mgły, dość gęstej, która wydawała się zbliżać ku Wam. Lub po prostu to Wy tak szybko płynęliście.
-Zwolnić! NIe znamy tych wód, a jak już, to zawsze mogło się coś zmienić. Postarajcie się wyminąć tę mgłę! A jak nie, to przynajmniej stójcie w miejscu.
Właściciel
Bryg wykonał gwałtowny zwrot i spróbował ominąć gęstą zasłonę z mgły, ale wydawało się, jakby ona zaczęła również skręcać, oczywiście ku Wam...
-Zatrzymać Bryg i trzymać się razem! A ty złaź z bocianiego gniazda!
Właściciel
Marynarz skierował się na pokład, a mgła otoczyła Was już ze wszystkim stron tak, że ledwo widzicie cokolwiek poza okrętem.
-Wybudzić śpiących i mieć broń pod ręką. Czekać na dalsze rozkazy!
Właściciel
Część marynarz rozbiegła się po pokładzie, a pozostali chwycili za broń i czekali na... w sumie to nikt nie wiedział, na co dokładnie.
-Aleksander! Podejdź tutaj!