Gilgasz, serce handlu verdeńskiego. To tutaj znajduje się główny morski ośrodek handlowy całego kontynentu! Umiejscowione na północnym wschodzie miasto jest jednocześnie jednym z najbogatszych na całej wyspie. Mieszkańcy nie dość, że są biegli w handlu to także zajmują się połowem ryb oraz turystyką po swoim pięknym krajobrazie. Tak samo jak w przypadku stolicy, znajduje się tutaj pełno budynków rzemieślniczych oraz karczm oferujących różnorakie trunki. W mieście znajduje się także siedziba paladynów Srebrnej Dłoni, którzy są jedynie władzą pokazową , a tą prawdziwą sprawują tutaj rzezimieszkowie pokroju Czarnego Słońca, którzy to górują w porcie i zajmują się nielegalnym przemytem, a także handlem bronią czy niewolnikami.
Tak było do niedawna, ale okoliczne klany Łaków zemściły się za krzywdy i wygnały Czarne Słońce, przekazując władzę Paladynom.
Obecnie w mieście panuje spokój i nie zanosi się na zmianę.

Dokładny opis zawdzięczamy osobie zwanej FD_God.

Cranell jechał na koniu na obrzeżach miasta podczas dość potężnego deszczu.Szukał wejścia do miasta, a w mieście karczmy.

Wejście było, Karczma też. Było tam kilka stołów, przy których siedzieli ludzie, elfy, krasnoludy, trafił się nawet nag.
Za ladą stał ponury facet, który nie pasował do wesołej atmosfery spowodowanej przez pianych rybaków, którzy skończyli już pracę.

Bell siadł na stołku.
-Macie tu jakieś potwory w pobliżu?A i piwo poproszę.

- Potwory? Nie ten rejon. - powiedział po czym nalał piwa.

-Ech.
Rozciągnął się po czym napił piwa.
-A macie jakieś problemy w okolicy?
Wziął kolejny łyk.

- Twoim jedynym problemem jest pięć srebrników za piwo. - powiedział Karczmarz po czym wyciągnął rękę.
// Dla wyjaśnienia 10 srebrników - 1 sztuka złota.

Podał sztukę złota.
-Więc podaj mi kolejne.

Nalał, tak jak chciałeś.

Cranell pił piwo powoli.
-Wiesz gdzie mógłbym znaleźć potwory?

- Głazogarby, Góry Mgliste, Mroczne Królestwo. Ale stamtąd się nie wraca. - powiedział.

-No właśnie...szukam bardziej miejsca gdzie występuje trochę potworów, tak jak ten minotaur.
Cranell wyciągnął róg minotaura i przelał do niego piwo.

- Nie jestem cholerną księgą potworów tylko Karczmarzem. - odpowiedział dość wkurzony.

-Ech...
Bell wstał ze stołka i wyszedł na dwór dalej siorbiąc piwo, poszukiwał jakiegoś mostu pod którym mógłby się skryć z koniem.

Z tym akurat nie było problemu. Most był duży więc miałeś sporo miejsca.

Bell wprowadził konia pod most i położył się odpoczywać, nie mógł zasnąć, bo bał się, że go okradną, gdy się nudził to zaczął ćwiczyć, siedział tak aż słońce wstało.

Kiedy wchodziło Słońce usłyszałeś śmiechy i kroki grupki osób.

Lekko zaspany wyszedł na zewnątrz w poszukiwaniu jakiegoś miejsca gdzie mógłby kupić mapę, sklepu, biblioteki lub sklepu z mapami.

Świt. Wszystko jest zamknięte. A Ty zauważyłeś dwóch krasnoludów, elfa i człowieka idących w Twoją stronę.

Bell wyciągnął jabłko za którym schował nóż, zaczął jeść i przyglądał się postacią.

Nie wyglądali jakoś specjalnie groźnie.

Zaczął kroić jabłko i czekać, aż postacie do niego podejdą lub przejdą obok.

Stanęli w pobliżu i udawali, że Cię nie widzą. Przez chwilę mogłeś dostrzec jakiś metaliczny błysk i usłyszeć szepty, ale potem człowiek podszedł do Ciebie i powiedział:
- Podobno jesteś Łowcą Potworów?

-Tak, a co?
Bell powiedział to ze znudzoną miną tnąc kolejny kawałek jabłka i wkładając go do ust.

- Mamy dla Ciebie ofertę...

-Słucham uważnie.

- Słyszałeś o klanach Łaków?

-Hmmm...niezbyt, mógłbyś coś o nich powiedzieć?

- To ludzie, którzy służą potężnym Magom. Mogą zmieniać się w każdej chwili. Przyjmują postać zwierząt, ich większych wersji lub połączenie ludzi i zwierząt.

-Mów dalej.Co z nimi?
Bell podał mu jabłko i sam zaczął jeść kolejne.

- Jesteśmy z Czarnego Słońca, a oni przeszkadzają nam w... interesach.

-Trzy pytania.Ilu ich jest?Ile mi zapłacicie?Gdzie mogę ich znaleźć by się ich pozbyć?

- Z 20, 5 sztuk złota za jednego, w lesie w pobliżu. Przy największym dębie dokładnie.

-Gdzie was znajdę po robocie?

- Prędzej to my znajdziemy Ciebie.

Bell uśmiechnął się.
-Wiedzcie, że nie lubię jak się mnie oszukuje.
Wsiadł na konia i skierował się do lasu szukając owego dębu.

// Kontynuujesz w temacie Kryjówka Łaków.

Verdak przybył właśnie do miasta. Miał już parę rzeczy zaplanowanych, ale tylko pod warunkiem, że go nie wyrzucą na starcie. Skierował się do wejścia.

Nikt go nie zatrzymał i teraz miasto stało przed Tobą otworem.

Na dobry początek spróbował zlokalizować stragan albo targowisko. Miał parę butelek bimbru do sprzedania.

To był spory plac, na którym ludzie sprzedawali pieczywo, owoce, warzywa, zwierzęta - jednym słowem wszystko.

Znalazł sobie wygodny kąt i rozłożył co miał na sprzedaż - czyli bimber i parę szmat. Wypuścił też jak zwykle szczura - był wytresowany, żeby stwarzać chaos wszelkimi dostępnymi metodami. Zazwyczaj w zaistniałej sytuacji Verdakowi udawało się coś zwinąć.

Jak na razie nikt nie interesował się jego... towarami.

Wyjął bandżo i zaczął pobrzdękiwać. Planował udać się do karczmy, gdy tylko uda mu się coś sprzedać, albo szczur wywoła jakieś zamieszanie.

Szczurowi za bardzo nie szło, ale za to do Ciebie podszedł jakiś człowiek i zapytał o cenę sprzedawanego alkoholu.

-5 srebrników za butelkę - cenę wymyślił na miejscu. Koszt produkcji wynosił około zera.

- Biorę dwie. - powiedział po czym dał Ci sztukę złota.
// Przypominam - 10 srebrników = 1 sztuka złota.

Zadowolony, że coś w ogóle udało mu się sprzedać gwizdnął na szczura, zabrał wózek i ruszył do karczmy.

Jakaś karczma się znalazła, a że teraz rybacy byli na morzu to panował mały ruch.

Trochę go to zasmuciło. Podszedł do barmana
-Czy macie tutaj ziarna żytnie? Albo wielbłądzie mleko, choć w to wątpię?