Wormy pisze:
Ciągle wychodzisz z założenia, że rzeczy nadprzyrodzone nie istnieją, a twoim argumentem za tym, jest brak argumentów za istnieniem, co nie dowodzi niczego. Powiedziałeś "Szansa na istnienie boga jakiegokolwiek jest zerowa", a już wcześniej zapytałem: " A nawet jeśli weźmiemy pod uwagę twoją definicję, to nie widzę powodu żeby nadać jakieś prawdopodobieństwo istnienia rzeczy niepotwierdzalnej, a więc ustalić czy coś jest wiarą, pewnością, czy przypuszczeniem. Jak obiektywnie ocenisz szansę na to, że bóg istnieje lub nie?" I nie podałeś żadnego dowodu. Bo go (dowodu) nie ma. W takim razie dlaczego mówimy o prawdopodobieństwie?
Nie, to nie jest mój argument. Najpierw musi ta rzecz nadprzyrodzona zaistnieć bym mógł wyrobić sobie na jej temat argumentacje. To, że rzeczy nadprzyrodzone nie istnieją, to jest stwierdzenie faktu, a nie argumentacja. Twój tok rozumowania w tym przypadku to ad ignorantiam.
Wormy pisze:
Ja chciałbym wiedzieć, jak to możliwe, że pominąłeś wszystkie moje założenia, że rzecz o której mówimy jest niepotwierdzalna, nie do udowodnienia? Mówiłem to oplikowi, mówiłem to Tobie, kiedy próbowałeś nieudolnie wziąć moją teorię do ekstremum śmiejąc się o goblinach, ale wciąż próbujesz ciągle tego samego, bo mnie nie rozumiesz, ba, nie chcesz mnie zrozumieć; wygodnie ci przecież w tym twoim upartym ateizmie.
Tu nawet nie wiem czy jest na co odpisywać, bo ad hominem aż miło.
Wormy pisze:
Gdyby każdy patrzył przez pryzmat swojego stanowiska, to prawdziwe zrozumienie byłoby niemożliwe, spodziewam się raczej od rozmówcy trochę elastyczności, a mówiąc do ciebie czuję się raczej jakbym walił w ścianę, ty kamieniu.
Eh, ad personam. Poza tym nie rozumiem jakiej Ty elastyczności wymagasz, mam zacząć pisać Ci bajki, że cuda istnieją albo aniołowie czy wielki wilk albo wąpierze? Ewentualnie, że Azazel mnie odwiedził i powiedział mi, że Jahwe istnieje, a od Jahwe dowiedziałem się co tam słychać u Buddy?
Nie chcę robić tego co Ty, czyli wymierzać komentarza prosto w Ciebie, ale muszę Ci przyznać, że jak na kogoś kto kieruje się myśleniem raczej agnostycznym, to jesteś bardzo oderwany od rzeczywistości.
Wormy pisze:
Przecież dla ciebie bóg nie istnieje, bo wierzysz, że nie istnieje. Potwierdzasz to z każdym razem, mówiąc z pewnością o braku jego istnienia. Nie opierasz się na argumentach, na nauce, ani na niczym, a na nędznym założeniu, że ciężar dowodu spoczywa na teistach, ale samo to nie opiera się na niczym. Wymyśliłeś sobie to, jako dogmat nie lepszy od chrześcijańskich, i budujesz na nim całe swoje rozumowanie, a jedynym argumentem jest według ciebie przykład o goblinach i słońcu, który działa bardzo dobrze w przypadku rzeczy mierzalnych, ale nie działa w przypadku pojmowania istnienia absolutu, bo dlaczego miałby?
Pewność wyklucza wiarę, nawet psychologiczną. Tutaj to totalnie nie rozumiem skąd Ty czerpiesz takie informacje, chyba faktycznie czytasz ze mnie jak z otwartej księgi. Z resztą, podobają mi się te Twoje gierki umysłowe "nędzne założenia" skierowane w kierunku NAJWAŻNIEJSZEGO - ciężaru dowodu. Co prawda nie podoba mi się, że tak opluwasz tak ważną kwestie, ale manipulacja stoi u Ciebie na wysokim poziomie. Co do mojego "dogmatu" - co jest całkowicie przestrzelonym określeniem, ale niech Ci będzie - to ja zanim stałem się ateistą, to byłem przez 7 lat mojego życia chrześcijaninem, później przez 8 lat agnostykiem, a od
5 lat do teraz jestem ateistą i zdarza się, że co do niektórych religii antyteistą, a przy okazji naturalistą i taoistą filozoficznym. Od momentu w którym zrezygnowałem z chrześcijaństwa na rzecz racjonalizmu moje horyzonty poszerzyły się znacząco. Dlatego też uważam, że Twoje przewidywania, że na tym buduje swoje poglądy są równie przestrzelone co użycie w kontekście ateizmu słowa "dogmat".
Co do absolutu, to nie rozumiem dlaczego usiłujesz w to miejsce wpychać na siłę Boga skoro widzisz, że absolutnie on tam nie pasuje, pasuje tam o wiele lepiej mózg Boltzmanna.
Wormy pisze:
Oh, tak, to nie był argument; jednak takie smaczki czynią rozmowę ciekawą. Zresztą, nawet jeśli nie chwalisz się, że jesteś mądry, to na pewno uważasz się za takiego, i przez to duma nie pozwala ci zmienić zdania..
Kogo Ty usiłujesz oszukać? Przecież to jest jeden z prymitywniejszych sposób erystyki - wyprowadzenie dyskutanta z równowagi. Ja jestem za stary żeby nabierać się na tak prymitywne sztuczki, gdybyś wymyślił coś ambitniejszego to może i owszem.
Jeśli mówimy o mądrości w znaczeniu podejmowania uzasadnionych decyzji to mogę się zgodzić, ale nie oznacza to, że przez mądrość mam blokadę dumy - czy cokolwiek usiłowałeś tu przekazać - a zdanie zmieniam w przypadkach w których nie mam pewności co do ich uzasadnienia. Mam tu na myśli to, że zdania nie zmienię w przypadku np. ewolucji, która jest pewna, ani nie zmienię w przypadku nie istnienia bóstwa, ale być może zmienię w przypadku w którym chodząc w czarnej koszulce uznam, że lepiej mi do twarzy w różowej.
Wormy pisze:
Goblin to nazwa fantastycznego stworzenia, które jest pod rządem nauki, więc może być zaprzeczone, jego istnienie w każdym razie. Jeśli goblin jest bogiem, to chyba nie jest już goblinem, jeśli jest poza nauką, a więc i poznaniem empirycznym, to nie mogę powiedzieć, że nie istnieje, ponieważ nie mogę tego wiedzieć.
Zaraz... Czy Ty chcesz powiedzieć, że bogowie są poza poznaniem empirycznym? Przecież w nawet najpopularniejszej książce dla wierzących czyli Biblii są opisy empirycznego doświadczenia boga.
Nie rozumiem co Ty usiłujesz tu przekazać.
Ja nie twierdziłem, że goblin jest bogiem, po prostu jedno i drugie można włożyć obok siebie między bajki.
Wormy pisze:
Najlepsze jest, że ja właściwie nie jestem wierzący i nie upieram się nad istnieniem czegokolwiek. Zwyczajnie wyśmiewam twoje stanowisko, w którym bezpodstawnie upierasz się nad nieistnieniem boga. Ja jestem agnostykiem w tej rozmowie, chociaż w rzeczywistości nie narzucałbym na siebie takiej wąskiej interpretacji. Mogę nawet powiedzieć, że nauka jest po mojej stronie..
O! A to jednak ja potrafię czytać w myślach... Niech mnie - nawet nie wiedziałem, że posiadam umiejętności nadnaturalne. Z resztą kolejny już raz usiłujesz odkręcić kota ogonem, że to ja mam coś udowodnić, a ja nic nie wykazuje. Nadal nie rozumiesz, że ja nie wierząc nie mam nic do udowodnienia? Bo udowodnić trzeba najpierw boga, obojętnie jakiego - może być nawet Kukulkan. To ja tutaj jestem osobą, która siedzi i czeka na argumentacje, a w tej argumentacji wygrywa nauka, a nie bogowie.
W tym przypadku Twoje wąskie myślenie doprowadza Cię do tak samo plemiennego myślenia jak pierwotnych chrześcijan "bo to Bóg jest po mojej stronie, to znaczy, że ja wygram". Oczywiście w tym przypadku boga należy zamienić z nauką. By nie było kolejnego komentarza typu "no u", to ja nie twierdzę wcale, że nauka jest po mojej stronie. To ja dostosowuje swoje poglądy do nauki, a nie naukę do siebie.
Wormy pisze:
Jeśli surfer jest niemożliwy do wykluczenia (niepotwierdzalny) to nie można go wykluczyć, brawo. Wspinasz się na wyżyny swojej inteligencji? Ja ani nie wierzę w istnienie surfera, ani wierzę, zwyczajnie uważam, że jeśli nie można go udowodnić to moje rozważanie na ten temat jest nieistotne, a samo jego istnienie lub nieistnienie traci wartość w świetle przydatności jego istnienia czy nieistnienia. Ty zakładasz, że skoro nie da się go udowodnić to nie istnieje. I to jest błąd.
Wykaż mi błąd w tym rozumowaniu. Mówię poważnie, wykaż mi fakt, że nie mogę wyjść z założenia nieistnienia surfera. Bo dla mnie Twoje rozumowanie jest kuriozalne.
Wormy pisze:
O ile wiem to w ostatniej odpowiedzi wziąłem pod uwagę obie definicje; mówiłem o prawdziwości mojego stwierdzenia według definicji podanej przeze mnie, oraz śmieszności, jaką jest zakładanie prawdopodobieństwa czegoś jako zerowego bez żadnych podstaw.
"Jest w twoim rozumowaniu tyle błędów, że szkoda gadać. Tfu. Wprawdzie zawiodłem we wskazaniu jednego, ale będę udawał wyższość, bo przecież po napisaniu kilkudziesięciu rzędów tekstu nie mogę poświęcić kilku następnych na wskazanie tych błędów. To nie tak, że mówię to, ale nie mam realnych podstaw."
Napisałem to ja, ale brzmi dokładnie jak ty.
A to widzisz, teraz wykazałem parę z tych błędów, ale naprawdę szkoda mi czasu na prostowanie Twojego rozumowania bardziej niż podanie kilku z myślą, że może coś się ruszy. Z resztą w momencie w którym odpowiadałem Ci na wiadomość, to leciał mi mecz, a jak się domyślasz mecz Arsenalu znaczył dla mnie o wiele więcej niż wskazywanie Twoich błędów.
Wormy pisze:
Bo ateizm nie opiera się na tych wszystkich rzeczach. Ty możesz się na nich opierać, ale nie ateizm, a więc twój ateizm także nie. Nic poza tym o tobie nie wiem, a zarzucanie mi jakiejś siły nadnaturalnej jest próbą wyśmiania, a więc w części także erystyką. Nie czyni cię to hipokrytą?
"Jeśli coś jest nadnaturalne to nie istnieje" to aksjomat, dla ciebie oczywiście.
Nie wiem dlaczego ciągle próbujesz udowodnić boga nauką, skoro z samej definicji to jest niemożliwe. Nauka nie zajmuję się tego typu zagadnieniami, nie może być więc użyta w tym sporze. Twój ateizm podchodzi pod fanatyzm, i mogę to powiedzieć, bo nie biorę udziału w tej wojnie, nie jestem po żadnej stronie. Jeśli grasz w szachy z chrześcijaninem, to ja jestem po stronie zasad, a łamiesz je wspominaniem o nauce w tej rozmowie.
Ateizm to odrzucenie rzeczy nadprzyrodzonych, stwórcy itd. a skoro odrzuca, to na czymś musi opierać te odrzucenie.Co prawda nie musi, ale powinien.
Z jakiej racji czynić miałoby mnie to hipokrytą? Wskazanie Twoich sztuczek erystycznych wcale nie znaczy, że ja takowych nie używam, bo również mi się zdarza, czasami mimowolnie ze względu na to, że dyskutant używa sztuczek erystycznych przeciwko mnie, więc odnoszę się w stosunku do nich erystycznie.
To nie jest udowadnianie boga nauką, bo boga nie da się udowodnić ze względu na to, że nie istnieje.
Mój ateizm uważam za bardzo delikatny ateizm osobiście, nie uważam się za jakiegoś szczególnie agresywnego antyteistę, po prostu przyjmuję rzeczywistość taką jaka jest i nie mam zamiaru udawać istnienie czegoś. Co do szachów to nie zdarzyło mi się grać w nie z ateistą, zawsze grałem z chrześcijanami w szachy i nigdy nie słyszałem bym reguły łamał.
Musiałem napisać to tak dziwnie, bo jest ograniczenie do 10 cytatów.