Pięciomasztowa fregata należąca do Victor Narin, w praktyce nie wyróżniająca się niczym szczególnym od innych fregat z taką budową. Warto jednak wspomnieć o tym, że żagle i koło sterowe zdobi podobizna płonącego szkieleta. Aflaston natomiast jest rzeźbionym z drewna szkieletem, na którym wyraźnie zaznaczono płomienie. Związane jest to z historią Narina i jego życiowym przeciwnikiem- Fliskookim. Fliskooki zatopił dwa wcześniejsze okręty na których służył Narin i wybił załogę. W obu przypadkach przeżył jedynie Victor. Gdy miało dojść do trzeciego ataku, to Kapitan Fregaty zaskoczył Fliskookiego- wynajął wcześniej magów ognia, którzy podpalili wrogi okręt. Gdy Victor widząc stojącego na burcie Fliskookiego rzucił mu, że się zlitował i może go zabrać jako jeńca. Jednak dumny wróg krzyknął Żywcem mnie nie weźmiecie! i wskoczył w ogień. Zginął na własnym okręcie i pochłonęły go wielkie wody. Narin zapamiętał jego ostatnie słowa, a początkiem zdania okrzyknął swoją fregatę.
Kadir
W końcu, po minięciu wielu okrętów i statków obaj stanęli przed fregatą Narina.
-Niezła, co?
- Piękna. - Odrzekł posłusznie. Cholernie nie znał się na statkach, ten wydał mu się w kij duży.
-To wchodzimy na pokład. Ty pierwszy.
Wskazał na kładkę prowadzącą na okręt.
Szedł powolutku patrząc pod nogi.
W pewnym momencie pod nim była woda, ale i tak spokojnie dostał się na okręt. Victor spokojnie wszedł za nim i wsunął kładkę na pokład.
- Ja chyba nie umiem pływać. - Powiedział bez emocji i zaczął rozglądać się wokół.
-Nauczysz się... powinieneś. Możesz się udać do mojej kajuty, ja załatwię w tym czasie sprawy z co ważniejszymi w załodze.
Kilku załogantów po kryjomu przyglądało się nowemu, ale niczego nie robili.
- W którą stronę mam pójść?
-Widzisz sternika i koło sterowe? To patrz trochę niżej i są tam drzwi do mojej kajuty.
Zapytałby co to znaczy, ale zastanowił się przez chwilę i poszukał "koło", jedyne dobrze znane z tych słowo.
Zlokalizował je. Ze względu na swoje umiejscowienie nie mogło tam być dla jaj. Pod nim, na poziomie Kadira były drzwi, zapewne do kajuty Victora.
Nie znał się na umiejscowieniu koła serowego, czy jak mu tam było. Poszedł tam bezzwłocznie. Zawahał się na moment, czy nie poczekać na zewnątrz, ale w sumie pan Victor kazał udać się do kajuty, a nie przed nią. Wszedł więc.
Trzeba przyznać, że Kapitan miał gust. Trzy drogie fotele, biurko z ciemnego drewna, obrazy, szafy, kufry, łóżko i hamak. Do tego wszystkiego warto dodać mniejszy stolik przy drzwiach, na której rozłożona była broń i mapy świata.
Znał się na ludziach, przynajmniej na swoich panach, więc wiedział jak jako-tako się zachować. Patrzył na wszystko oczarowany, szczypiąc się po przedramionach, by czegoś nie zacząć dotykać. Postarał się znaleźć sobie kawałek podłogi pod ścianą i usiadł tam sobie, czekając na pana Victora.
Może go to trochę zdziwić, że nie wybrał fotela, ale musi raczej zrozumieć, że Kadir był niewolnikiem takiego typu. Mniejsza, coś długo nie wracał.
Ważne sprawy kupca korzennego trwały po kilka tygodni, a Kadir jest cierpliwy. Ciekawe, pomyślał sobie, jak zwał się tamten kupiec. Na serio nazywał się Emhyr var coś tam? Pewnie nie. Kadir sobie siedział.
W końcu, po godzinie zjawił się Narin.
-Wybacz, że musiałeś tak długo czeka... czemu siedzisz na podłodze?
- To proste, fotele są dla gości, a pan nie powiedział, że mogę w nich siadać. Dlatego usiadłem na podłodze.
-Możesz siadać na fotelu, ale tylko na fotelu dla gości. Fotel kapitana... no cóż, nazwa obowiązuje.
- Aha. Rozumiem. - Spojrzał na kapitański fotel i zakodował sobie w głowie, by nawet do niego nie podchodzić. Czekał na dalsze instrukcje, czy jakiekolwiek inne wypowiedzi. Nie chciało mu się ruszyć z miejsca.
Wstał więc i usiadł grzecznie, omijając łukiem tamten kapitański fotel.
Stał i tak za biurkiem, więc był dalej. I w nim też zasiadł Victor.
-Dobrze... przydałoby ci się podstawowe wyszkolenie i może jakaś nauka, prawda?
Przytaknął posłusznie, w końcu z panem nie ma co się kłócić.
-Mamy na okręcie nauczyciela, zajmie się tym i owym. Drugą kwestią są zajęcia, któymi mógłbyś się zająć...
Nie wiedział za bardzo, co się robi na statku, więc się nie wtrącał i uważnie słuchał.
-Możesz pracować w kuchni, lub jako asystent kwatermistrza, albo pilnować magazynu.
- Co to jest kwatermistrz?
-Ten, który przydziela reszcie zapasy i przygotowuje kwatery.
- A przed czym się pilnuje magazynu?
-Przed tym, żeby nikt nie zabrał czegoś bez zapisania, że coś bierze.
- Chyba nie nadaję się na pilnowanie, kto by mnie słuchał?
-Misłbyś tylko przypominać o notowaniu, lub sam notować, co zostało zabrane przez kogo.
- A jeśli ktoś mnie zbije, żebym nie zapisywał?
-Nigdy nie było takiej sytuacji, a każdy zauważy, że ktoś z załogi został pobity i szybko znajdą sprawcę.
- Akceptacja trwa długo... - mruknął pod nosem, ale przeczuwał, że to zadanie dla niego. Nie nadawał się do kuchni, bo był niezdarą, a i czuł się chyba zbyt nieodpowiedzialny na asystenta. Spiął się, będąc gotowy na to, że nikt go tu ciepło nie przyjmie. - Rozumiem. To... chyba będę zapisywał. O ile będę wiedział co to.
-Chcesz teraz zobaczyć magazyn?
- No dobrze. - Uznał to pytanie za retoryczne.
A więc Kapitan wstał i opuścił kajutę. Warto dodać, że przytrzymał dla Kadira drzwi.
Trochę jak pies przekrzywił głowę i spojrzał na niego ze zdziwieniem, jednak nie śmiał skomentować.
//zaczynam mieć pewną teorię
//Jaką to teorię?
-Idziesz?
Wyszedł.
//jeszcze się muszę upewnić
Victor ruszył z nim pod pokład.
Szedł obok, rozglądając się ze słuszną sobie dziecięcą ciekawością.
//jedną z moich teorii jest to, że Victor to jego ojciec ;P
No cóż, minęli kuchnię w której ktoś kroił ziemniaki i zeszli niżej, wprost do zapełnionego skrzyniami, kuframi, linami i innymi formami zabezpieczeń towarów magazynu.
-Musi starczyć, załogę mamy sporą i też wypływamy na długo.