- Przypadkiem podsłuchałem Waszą rozmowę i sądzę, że mógłbym się przydać.
Kuba
- A w łeb chcesz za podsłuchiwanie?!
Dustyy
Po przejściu na pierwsze piętro, schody prowadzące na dół się zawaliły.
- Przecież mówię, że przypadkiem, było tak nie drzeć mordy.
Kuba
Jeden z nich wyciągnął NATO'wski pistolet z kabury i położył go na stole.
Dustyy
Dotarłeś na samą górę budynku.
- Urocze. - odrzekł, wskazując na swój arsenał i odbezpieczając przy okazji karabin, zaś jego palec zaczął krążyć niebezpiecznie blisko spustu broni.
- Jak macie się zamiar pozabijać, to na zewnątrz, nie chce mi się potem zmywać waszych flaków - Krzyknął do was barman zza lady.
- Spokojnie, nie mamy takiego zamiaru! - odkrzyknął, patrząc później na swoich rozmówców. - Prawda?
Wyjrzał przez okno i rozejrzał się po okolicy
Kuba
Mężczyźni coś mruknęli niemrawo.
Dustyy
Rozpościerał się widok na zrujnowane miasto.
Rozglądał się za najbliższym wyjściem z tego labiryntu
- No to jak? Przyjmiecie pomoc miłego Niemca z sąsiedztwa czy mam się wypchać?
Dustyy
Najszybciej byłoby zarwanymi schodami.
Kuba
- Masz się wypchać.
Skinął głową ze smutkiem i zastrzelił obu za pomocą odbezpieczonego wcześniej karabinu.
Zabiłeś dwóch mężczyzn i zaraz potem dostałeś kolbą w podstawę czaszki. Obudziłeś się w samych spodniach w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
Chodziło mu raczej o wyjście z tego labiryntu budynków, niż z samego budynku.
Osuwiska, gruzy, dachy budynków i inne przeszkody uniemożliwiały ci dokładną obserwację okolicy.
Próbował znaleźć wejście na dach budynku
Było na końcu klatki schodowej, drabina prowadziła na dach.
Z dachu widok był jeszcze bardziej ponury.
Zaczął rozglądać się za najbliższymi osadami, posterunkami , innymi miejscami gdzie mogą być jego cele.-
Inne budynki nadal ci zasłaniały widok, lub były za widnokręgiem.
Zszedł na dół, wyszedł z budynku i zaczął szukać jakiegoś wyższego budynku
Wyższy znajdował się kilka ulic dalej.
Zaczął powoli iść w jego stronę
W pewnym momencie drogę zagrodziła ci barykada z gruzu.
Spróbował wspiąć się na nią
Ledwo zacząłeś, a już się zaczęła sypać.
W ciemności mogłeś tylko wyłuskać taboret i śpiwór pod ścianą.
No to usiadł na taborecie i czekał.
W celi nie było okna, tylko zza rogu widać było jakieś światło, pokroju płomienia świecy. Nie mogłeś ustalić, ile już tu jesteś.
W takim razie ruszył w kierunku owego źródła światła.
Drogę szybko zagrodziły ci stalowe kraty.
Więc przyjrzał się, aby sprawdzić co jest za nimi.
Krótki korytarz, który kończył się zakrętem, zza którego padał blask.
Sprawdził wytrzymałość krat.
Lekko zaskrzypiały, jednak nie ustąpiły.
W takim razie wrócił na swoje siedzisko i dalej siedział.
- Nasza ptaszyna się zbudziła? - Zza zakręty ktoś się odezwał, miał skrzypiący głos.
- Kra, kra, sku*wysynu. - odparł, choć nie zrobił nic poza tym.
Wyszedł jakiś starszy facet, podpierał się laską.
- Masz jakieś ostatnie życzenie przed procesem?
- Rozwaliłeś dwóch gości w barze, geniuszu.
- Może w twojej wiosce, nie tutaj. To jest cywilizacja, bez zombie, bez maruderów.
- Jakoś to do mnie nie przemawia.
- Co nie znaczy, że za morderstwo nie ponosi się kary.