Właściciel
Jeśli miasto jest organizmem to ulice są swoistymi żyłami i tętnicami. Dzielą się one na setki różnych typów, od brudnych uliczek dzielnicy portowej, do zadbanych alei Kapitolu. To dzięki nim pijaczkowie są w stanie trafić do baru, a cenne towary mogą się dostać do portu skąd mogą ruszyć dalej w świat.
Właściciel
Po kilku minutach zabójca opuścił już przestrzeń wielkiego parku i trafił na ruchliwe ulice Złotej Drogi.
Ulice były pełne, ale nie tłoczne. Tu i uwdzie przechadzali się arystokraci, handlarze, artyści i policjanci. Widok ubranego na czarno młodzieńca z wielką torbą wzbudzał nieco uwagę...
Szedł jak gdyby nigdy nic. Nawet ledwo zauważalnie uśmiechnął się i poprawił torbę. Niech się patrzą.. Zachichotał pod nosem idąc przed siebie spokojnym krokiem. Po dłuższej chwili rozejrzał się. Nic dzisiaj nie mogło zniszczyć jego cudownego nastroju.
Właściciel
Abby
Zegar na jednej z witryn sklepowych wskazywał szóstą po południu. Droga była o tej porze przyjemnie cicha.
Dotarłaś do Złotego Placu w niecałe pół godziny. Twój sprzęt fotograficzny wzbudzał zainteresowanie wśród pań, bowiem profesja artysty była tu bardzo szanowana.
Creepy
Idąc przez miasto potrącił cie jakiś postawny burżuj, wytrącając ci torbę. - Patrz jak leziesz, szczeniaku. - Warknął, po czym naglę się speszył i odszedł szybkim krokiem. Z leżącej na ziemi torby wychodziły twoje narzędzia mordu
Warknął coś pod nosem, najprawdopodobniej było to siarczyste przekleństwo skierowane w stronę mężczyzny. Rozejrzał się i błyskawicznie, chodź tak żeby nie zbudzić podejrzeń, zaczął zbierać swoje bronie. Klnąc nadal podniósł się i otrzepał torbę. Westchnął stwierdzając, że cały jego nastrój uleciał jak dym. Ruszył dalej z daleka omijając ludzi, którzy mogliby mu przeszkodzić w spokojnym chodzie.
Idzie spokojnie w kierunku adresu, ale powoli, by nie pojawić się za wcześnie. Stara się nie zwracać uwagi dam bardziej niż w tej chwili.
Właściciel
Creepy
Po paru minutach opuścił już tłoczne ulice a przed jego oczyma ukazała się willa jego celu.
Abby
Zszedł z głównej drogi i po chwili był już na małym osiedlu pełnym małych willi, a jedna z nich należała do jego celu.
Podwójna Zmiana Lokacji!
Właściciel
Zszedł z głównej drogi i po chwili był już na małym osiedlu pełnym małych willi, a jedna z nich należała do jego celu.
Doszedłeś pod willę na pięć minut przed wskazanym czasem. Słońce już zachodziło, a okolica wydawała się aż nazbyt spokojna.
Rozejrzał się za jakąś kępą zieleni, w której mógłby udawać, że uwiecznia okoliczną florę i faunę.
Właściciel
Niczego takiego nie było, ale w sąsiednim domu było kilka bardzo interesujących zdjęć. Po kilku minutach zauważyłeś dającą ci znać Lady Gronaux, a po chwili z budynku wszedł zapewne Lord Gronaux. Był to wysoki człowiek o niezwykle krzaczastej brodzie i okularach. Dodatek marynarki z kamizelką i niedbałą fryzurą, czynił z niego typowego artystę-pisarza.
//Nie rozumiem sensu pierwszego zdania
Właściciel
// Nie było kęp zieleni, tylko normalne trawniki a u sąsiada było parę rzeźb. To i tak nie ma znaczenia dla fabuły :/
//Wiem, ale nie skumałam czemu u sąsiada są zdjęcia o_O
Udaje, że spogląda na kieszonkowy zegarek, niby na kogoś czekając, kątem oka obserwując, dokąd wybiera się ów lord.
Znając mojego pecha, odejdzie dorożką z cholernie dobrymi końmi i tylem go widział. Dobra, cicho, bo wykraczę.
Właściciel
Na szczęście nie miał on dorożki. Szedł piechotą lecz nie wyglądał jakby szedł do kochanki. Rozglądał się, wygladał na bardzo poddenerwowanego.
Właściciel
Mężczyzna skinął lekko głową i wyszedł. Maski.. Żebym to ja pamiętał taki sklep.. Chociaż.. Rozejrzał się czy nikt go nie obserwuje. Udał, że idzie patrolować miejsce w którym przedtem schował torbę i ciało strażnika. Gdy doszedł bez żadnych przeszkód na miejsce zaśmiał się cicho. Może być ciekawie... Może zakupię sobie jakąś maskę..? Zaczął się przebierać, podszedł do ciała i z obrzydzeniem kopnął truchło. Zaciągnął je trochę dalej i ukrył.
-Minie trochę czasu aż cię znajdą, koleżko..-mruknął i wziął torbę ruszając w drogę powrotną. Jego nastrój powrócił.
Ulica była teraz o wiele bardziej pusta. Teraz przechadzało się tu tylko kilka osób, głównie szlachciców.
Szedł za nim w znacznej odległości.
Coś mi tu śmierdzi i to bynajmniej nie trup sąsiada.
Chris szedł powoli rozglądając się dookoła tak, by nie zbudzić podejrzeń szlachciców. Szukał sklepu z maskami. Gdzieś musi być ten sklep.. Mruknął w myślach. Szedł dalej spokojnym i lekko skocznym krokiem. Nucił pod nosem nieznaną sobie melodię.
Właściciel
Abby
Szedłeś tak za nim dłuższą chwilę, na szczęście pisarz cię nie zauważył. W końcu doszliście do budynku którego nie dało się pomylić z żadnym innym...
Zgadnij kto to? Zmiana Lokacji!
Chris
W końcu zawędrowałeś do jednej z bocznych ulic gdzie znalazłeś poszukiwany sklep maskarski.
-Mhm.. Nareszcie..-rozejrzał się po raz ostatni i otworzył ostrożnie drzwi, drugą dłonią poprawiając torbę. Sprawdził jeszcze czy jest dobrze zamknięta i czy nóż jest niewidoczny.
-Mam nadzieję, że ta maskarka nie będzie miała nic przeciwko..-mruknął pod nosem wchodząc do środka.
Właściciel
//Zrobie ci Zmainę Lokacji jak tylko przyjdzie Erotta :3
Właściciel
Po zrobieniu drugiego zdjęcia Chrisa zauważył strażniki zaczął iść w jego kierunku. Oczywistym jest że detektyw postanowił się wycofać niż stracić cenne zdjęcia.
Ochroniaża zgubił szybko, a tamten nawet nie zobaczył jego twarzy. Gdy dotarłeś pod dom kijentki było już zdecydowanie ciemno. Ta zauważyła cię z okna i nakładając na siebie cienki sweterek wyszła do ciebie. - I co?
- Pani mąż, o ile rzeczywiście posiada konkretną kochankę, to się nie patyczkuje i za nią płaci. Wykrada się do "Srebrnej Fanfary". - wręczył jej zdjęcia.
Właściciel
Drżącymi rękoma przeglądała zdjęcia a jej poliki powoli zalewały łzy. Niespodziewanie smutek przerodził się w złość a ona donośnie krzyknęła. - Kim jest ta dz*wka!? Masz mi dać zdjęcie tej dz*wki bym mogła je spalić, a potem spalić ją! - Dotychczas niepozorna dama zmieniła się w łaknącą zemsty bestie!
- Rozumiem. - westchnął cicho, mając lekką ochotę ją udusić. - Zajmę się tym. - odszedł lekko zawiedziony, że to nie koniec.
Właściciel
- Chwileczkę! - Powiedziała zdejmując z ręki bransoletkę i rzucając ją tobie. - To powinno pokryć "dodatkowe koszta". - Faktycznie biżuteria którą otrzymał była dziełem jublierskiego cechu. Cała była ze złota pokryta gdzieniegdzie rubinami.
- Dziękuję. - skinął głową i poszedł w stronę lokalu.
Właściciel
Ok, then. Zmiana Lokacji!
Właściciel
Ruszył w stronę domu swojej zleceniodawczyni.
- Teraz tylko żeby mi uwierzyła... - mamrotnął pod nosem.
Wypatrzyła cię już z daleka i szybko do ciebie podiegła. - I co? Kim jest ta suka!
- Nastąpiła śmiertelna pomyłka, proszę pani, za którą stokrotnie przepraszam. Pański mąż jest pani wierny, jedynie prowadził rozmowy z pracownikami tamtejszego lokalu, bo były mu potrzebne do artykułu dla Vieille ville indépendante!. Naprawdę przepraszam za skołatane nerwy. - wyjął z kieszeni bransoletkę i podał ją spowrotem kobiecie.
Właściciel
Zamyśliła się na chwilę - Rzeczywiście, on czasem pisze artykuły dla tego szmatławca... - Pomyślała jeszcze przez chwilę i wybuchła gromkim śmiechem. - Jaka ja byłam głupia, przecież on nie był w stanie mnie zdradzić. Zanim do mnie się odezwał otrzebował miesiąca przygotowania! Dziękuje detektywie Donovan. - Pocałowała cię w policzek. - Może pan zachować bransoletkę i tak jej nie lubie. - Udała się do domu.
- Cóż, do widzenia. - westchnął zmieszany.
Opłaca mi się tyle kasy za stres i zawał? Teoretycznie tak. W praktyce wybiorę się do Anny i opłacę ten cholerny rachunek.
Gdy odszedł na bezpieczną odległość, starł policzek.
Właściciel
Luźnym okiem udało ci się zarobić tysiąc dolców, co starczy ci na opłacenie czynszu na dwa lata, jeśli będziesz jechał na chlebie i wodzie.
No dobra, na jakiś czas to wystarczy, na szczęście. Wobec powyższych wraca w okolice swojego biura.
Właściciel
Odmeldowuje się. Zmiana Lokacji!
Właściciel
Zdjęła z siebie ubrania i wzięła szybki, acz dokładny prysznic. Włosy jej się raczej szybko nie przetłuszczały, a że myła je wczoraj uznała to teraz za zbędne, więc po umyciu i wytarciu się po prostu przeczesała je na wilgotno. Zmyła też swój stary makijaż, po czym wróciła do swojego pokoju i przebrała się w swoje normalne ubrania. Związała włosy w wysoki kucyk, zrobiła sobie nowy, delikatny makijaż, po czym narzuciła na ramiona swoją skórzaną kurtkę, a na dłonie założyła swe nieodłączne czarne rękawiczki. Założyła też na ramię swoją nieco już starą, acz nadal bardzo użyteczną, brązową torbę, w której miała najpotrzebniejsze na codzień rzeczy. Po tych wszystkich czynnościach postanowiła opuścić burdel i trochę przejść się po mieście. Kto wie, może spotka swojego informatora i dostanie od niego kolejne zlecenie na morderstwo..?
Słońce dopiero wschodziło, więc ulice były raczej puste. Kilka osób wychoodziło z baru, inni wracali z nocnej zmiany. Kolejny spokojny poranek w Introis.
Wzięła głęboki oddech, rozkoszując się świeżym powietrzem, na którym tak bardzo lubiła przebywać. Po chwili wypuściła powietrze i ruszyła wolnym krokiem w górę uliczki. Nie miała żadnego konkretnego celu. Po prostu chciała się troszkę przejść dla relaksu...
Właściciel
Jeden z zegarów zasygnalizował ci że dopiero wybija piąta rano. Po paru przecznicach spaceru dotarłaś w pobliże uliczki w którym zazwyczaj był twój informator...
Zastanowiła się chwilkę, po czym skierowała się w stronę owej uliczki. Możliwe, że tym razem nie spotka informatora, ale... Cóż, kto wie? Zawsze warto się przekonać.
Właściciel
A jakże spotkałaś informatora, tylko że był nieco zajęty... byciem zjadanym przez wielkiego Vistrilga. Bestia właśnie z chory uśmiechem wyciągneła z jego rozszarpanego brzucha wątrobę i z radością ją pożarło.
To może przyjdę trochę później... pomyślała spokojnie i po prostu wycofała się pośpiesznie z powrotem na główną ulicę. Nie przejęła się zbytnio tą śmiercią widocznie, gdyż jej myśli szybko powędrowały w zupełnie innym kierunku, kiedy zaczęła się zastanawiać co mogłaby tego poranka zrobić, oraz jaka będzie dzisiaj pogoda. Cóż, informator jednak był tylko człowiekiem, a ona nienawidziła tej rasy... Szła więc dalej ulicą, nie przejmując się zupełnie tamtą sceną.
Właściciel
Po ulicy chadzali sobie wesoło ludzie, a że to była dzielnica komercyjna, wszyscy byli szykownie ubrani. Tylko ty się wyróżniałaś.
Nie przejmowała się tym jednak zbytnio. Normalnie ludzie i tak się na nią gapili, kiedy odziana była jedynie w gorset, majtki i półprzezroczyste pończochy, więc nie robiło jej to zbytniej różnicy, czy się wyróżnia czy też nie. Zaczęła się zastanawiać czy powinna poszukać nowego informatora, a jeśli tak to gdzie i w jaki sposób, by się przypadkiem nie wydać przed jakimś "porządnym obywatelem", który z chęcią zawiadomiłby policję o jej prawdziwym zawodzie...
Właściciel
Po drodzę mijałaś kilka barów i tym podobnych przybytków gdzie można było zasięgnąć języka.
W końcu postanowiła, że wejdzie do jednego z nich i jakoś dopyta się o dostępnych informatorów. Jak postanowiła tak też zrobiła i chwilkę później skierowała się w kierunku jednego z barów, nieśpiesznym, spacerowym krokiem. W końcu jeszcze wcześnie, więc nie ma pośpiechu...
Właściciel
Bar był bardzo szykownie ozdobiony, widać że pili tu głównie przedstawiciele klasy wyższej. Wysoki barman właśnie czyścił kufle, poza nim przy jednym ze stolików siedziało dwóch starszych panów.
Właściciel
A pomiędzy nimi kroczył Joker.
Szedł do Złotego Placu.
Droga na piechotę trochę ci zajęła, ale jeszcze przed zachodem słońca byłeś w dzielnicy komercji.
Poprawiła odrobinę rękawiczki (taki odruch, często to robi), po czym podeszła do barmana. -Dzień dobry. Poproszę kufel piwa i... Wie pan może, gdzie mogłabym zakupić nową papugę? Moją starą coś ostatnio pożarło...- powiedziała pozbawionym emocji tonem głosu, lustrując mężczyznę szybkim spojrzeniem. Pewnie w miejscu, w którym piją głównie ludzie z wyższych sfer, trudno było liczyć na osobę wmieszaną w interes, znającą slang, ale zawsze warto było spróbować...
//Bo ten przeciwbólowy slang od Bianki się przyjął, tak?
Właściciel
- Najpewniej w zoologicznym. - Stwierdził czyszcząc kufel. - Nawet jeśli szukasz tych "szczególnie gadatliwych".