Właściciel
Drzwi mogłeś zastawić jednym z blatów. Kucharz szybko padł na ziemie po ciosie.
A więc zaczął je zastawiać blatami.
Ciało kucharza schował do szafek.
Jak się nie zmieści, to pokroi ciało.
//Zwykle pod zlewem są takie, do których zmieszczą zwłoki.
Właściciel
Zmieściło się, lecz odkryłeś że zabarykadowałeś jedyne wyjście z kuchni.
Właściciel
Narobiłeś nieco hałasu, ale udało ci się. Po wyjściu zauważyłeś schody na piętro i korytarz prowadzący do salonu.
///Opis budynku jest mi dziwnie znajomy...
Najpierw sprawdził salon, z siekierką gotową do rzutu.
Właściciel
W salonie siedziała kobieta z dzieckiem przy piersi. Obok siedziały dwie słóżki.
//Niby skąd?
Wycofał się, licząc, że nikt go nie zauważył, na kuckach udał się na górę.
////Z pewnej gry.
Właściciel
Na górze był koryrtarz z pięcioma drzwiami. Jedne z nich były otwartę.
Sprawdził najpierw te otwarte.
Właściciel
Był tam twój cel. Wysoki mężczyzna stał nad łóżeczkiem i przykrywał właśnie dziecko.
Po cichu podszedł do niego, wyprostował się i położył mu dłoń na ramieniu*, a drugą ręką wyjął rewolwer powierzony do tego zadania i przyłożył do jego klatki piersiowej. Nachylił się, by powiedzieć mu coś do ucha.
-Mam nadzieję, że nie jesteś głupi. Jedno słowo za głośno, jedno gwałtowne drgnięcie i dziecko będzie pół-sierotą. Chociaż je i tak zastrzelę, jak będziesz się szamotał.
Po tych słowach zachichotał.
///*To znaczy tak, że jak będzie stał obok niego, to prawą dłoń położy na jego prawym ramieniu.
Właściciel
Zaskoczony zrobił wielkie oczy, ale nie zaczął się miotać. - Czego chcesz?
-Ciebie.
Ponownie zachichotał.
-Przyznaj się, komu zalazłeś za skórę?
Właściciel
- Nie wiem o czym mówisz! - Powiedział zdenerwowany, lecz starał się nie obudzić dziecka. - Jestem tylko kierownikiem banku Introsiańskiego.
-Och to wszystko wyjaśnia. Ale dobra, mniejsza z tobą. Pewnie jesteś ciekaw, kim ja do cholery jestem.
Właściciel
- Cholernym klaunem który ma na mnie zlecenie. - Powiedział.
-Klaunem? Dla ciebie jestem... klaunem? Dzięki.
Lekko się zaśmiał.
-Po tym, jak cię zabiję zejdę na dół, do salonu i dla zabawy zapoznam się z resztą tutejszych mieszkańców. Czy... zamierzasz mnie przeprosić? Może w ten sposób uratujesz żonę i dzieci?
Właściciel
Warknął i powiedział niechętnie. - Prze...przepraszam.
-Szczerze. Bo na żonę już dałeś wyrok śmierci. I nie trudź się, nie ucieknie. Snajperzy obstawiają wejścia i wyjścia. I wiedzą, do kogo strzelać.
Właściciel
- Ha! Kłamiesz, gdybyś miał snajperów to zastrzelili by mnie kiedy stałem pod oknem dwie minty temu. - Jego ręce zaczeły schodzić niżej.
-Wtedy nie wykonałbym zadania. Po pierwsze: Mam cię zabić tym oto kobiecym rewolwerem, który jest wycelowany w ciebie. Po drugie: Jaki sens byłby w wykonaniu zadania, skoro sam nie mógłbym cię zabić?
Wzrokiem poszukał jakiejś grubej poduszki, lub książki.
Właściciel
Była jakaś metalowa zabawka i szafka z ubraniami. Gdy tak się rozglądałeś lord wyciągnął pistolet i postrzelił cię w stopę. I odsunął się od ciebie.
-Błąd.
Korzystając z tego, że rewolwer cały czas był wycelowany w lorda wystrzelił. Chociaż bardziej trafna byłaby odpowiedź, że przestał w niego strzelać, kiedy skończyła się amunicja.
Właściciel
Pierwszy strzał ledwie się o niego otarł, lecz reszta go podziurawiła. Po tym gdy przestałeś strzelać usłyszałeś jak ze strony schodów słychać kroki.
Rzucił rewolwerem na zwłoki i wyciągnął pistolet najemnika, którego zabił na samym początku.
Wycelował w drzwi, przy okazji podnosząc z łóżeczka dziecko.
Właściciel
Zanim przekroczyłeś próg drzwi obok twojej głowy świsnęła kula trafiając w ścianę obok ciebie.
Padł na podłogę, cały czas celując w drzwi. Rozgląda się za drogami ucieczki.
Właściciel
Były tylko dwa okna prowadzące do ogrodu. Kroki były coraz głośniejsze.
-Raz kozie śmierć.
Przestrzelił okno, następnie wyskoczył do ogrodu. Starał się przy tym wykonać roll. Oczywiście z taką trudnością, że nadal trzyma bachora.
///Mam nadzieję, że wiesz czym jest roll w parkourze.
Właściciel
Niefortunnie wtoczyłeś się w krzew róż. Jeden z ochroniarzy dobiegł do okna z którego wyskoczyłeś i wycelował w ciebie broń.
On z kolei zasłonił się dzieckiem. Każdy normalny człowiek w takiej to chwili zawaha się nad oddaniem strzału. I na taką chwilę liczył Joker, który wystrzelił trzykrotnie w ochroniarza.
Właściciel
Pierwszy strzał nie trafił, a pozostałe dwa nie miały w co trafić bo mężczyzna się schował. Policja pewnie już była w drodze.
Ciągle celując w okno wycofał się do tylnej bramy.
Właściciel
- Nie ruszaj się! - Usłyszałeś. Zauważyłeś że przy bramie stoi dwóch uzbrojonych w dubeltówki mężczyzn. Z pomieszczenia socjalnego wyszedł uzbrojony w pistolet ochroniarz i krzyknął - Zostaw to dziecko!
Właściciel
Udał się w kierunku Złotego Placu.
Po ulicach chodziło kilka osób ubranych zdecydowanie lepiej od ciebie.
I zdecydowanie bardziej podatnych na obicie mordy, co uczyniłby z chęcią, ale na pewno nie teraz. Rozglądał się za porządniejszym barem lub kasynem.
Właściciel
Kasyn nie spotkałeś, ale za to ujrzałeś kilka barów dobrej jakości.
Przyjrzał im się, zarówno jeśli chodzi o nazwę, jak i o wygląd zewnętrzny.
Właściciel
W twoim pobliżu były dwa: Hangoir buvette ten bar wyglądał na bardzo stary i znany lokal. Przecznice obok był Le Cuivre, ten był nieco bardziej nowoczesny a ze środka słychać było muzykę.
Po krótkim namyśle wybrał ten drugi i niezwłocznie się do niego udał.
Właściciel
W środku wszystko świeciło kolorem miedzi. Przy stolikach siedziało wiele osób, a w kącie siedział jakiś staruszek i grał na pianinie .
Udał się niemal automatycznie do lady, ale po drodze przyglądał się ludziom i tym co robią. Starał się wyłapać z tłumu co bardziej interesujące lub bogate persony czy zwykłych ludzi grających w karty.
Właściciel
W lokalu byli bogacze, jak i zwykli obywatele. Przy jednym ze stolików zauważyłeś jak ktoś gra w kości.
- Co podać? - Zapytał wąsaty barman.
- Whisky. - rzekł krótko, sięgając po swoje pieniądze, by od razu zapłacić za żądany trunek.
Właściciel
Barman bez słowa nalał ci alkoholu do szklanki.
- Ile? - zapytał, biorąc łyka i rozglądając się po klienteli chcąc wypatrzyć jakiegoś hazardzistę. Na kości nie miał ochoty, bardziej poker czy coś w tym stylu.
Właściciel
- Pięć dolców. Jesteś chyba pierwszym który o to pyta. - Odpowiedział.
- Nie często bywam w tej dzielnicy. - wyjaśnił podając ową sumę.
Właściciel
- Z całym szacunkiem, ale to widać. - Odpowiedział zabierając pieniądze.