Właścicielka
- Różnica. Żaden z alkoholi nie jest z importu, wszystkie są miejscowe, browar Kaer Lara, Bleidd, Konwalia, Mater, Pferd.... każdy alkohol jest lokalny. Poza tym czymś.
- I co, opłaca się? - Zapytał się obracając ciecz w szklance. - Nie mam porównania.
Właścicielka
- Nie mam pojęcia. Nie znam alko, ani źródła importu. Kraina jest samowystarczalna. Nieważne, pijmy! - śmiech Karmilli znów zdawał mu się znajomy.
Wypił całość i odłożył kieliszek mocnym ruchem na blat. Nie pytał skąd zna Karmille, bo wiedział że może się za to obrazić.
Właścicielka
- Polej lyrnu, Cedric. - czknęła Karmilla.
- Nie pochorujesz się?
- Jak ostatnio golnęłam trzy szklanki, przespałam się z blau arse.
- Mów po ludzku, nie znam wampirzego.
- Nieważne. Jak się upiję, to tylko ty albo... - tu przelotem spojrzała na Lawrenca. - Okej?
- Czuje się zagrożony. - Powiedział rozbawiony. - Ale polejcie ten legendarny lyrn, bo między innymi dla niego tu przyszedłem.
Właścicielka
- A pijże, tylko nie pożałuj tego, z kim się obudzisz rano, kochasiu. - czknęła Karmilla. - Nuuu~
Elf rozlał alkohol, tym razem ciemniejszy.
- Z tego co widzę to nie muszę się o to martwić. - Powiedział z uśmieszkiem i po powąchaniu, wypił na raz kieliszek ciemnego alkoholu.
Właścicielka
Tym razem alkohol pachniał niezbyt przyjemnie, może nawet krwiście. Był wyjątkowo mocny, w gardle palił jak ogień. Karmilla klasnęła w dłonie, a Lawrence minimalnie się zachowiał.
- Dajesz dalej!~ - zarechotał elf i znów rozlewał, nieco chwiejnie.
- O cholercia. - Przetarł czoło i odchrząknął. - Zwracam honor, to nie jest jednak byle co. - Po tych słowach, już nieco ostrożniej, zabrał się z drugą kolejkę.
Właścicielka
Zagrzało nieco słabiej, lekko zamroczyło. Karmilla zrobiła piruet, a z jej ramion spadł płaszcz. Dziewczyna śmiała się do rozpuku. Była to Kama. Przytuliła Lawrence i musnęła ustami jego policzek. Caer westchnęła, popiła sobie znów i wykręciła nadgarstki Kamy, też się śmiejąc. Stały tak, że Lawrence w sumie nie miał dokąd iść.
- Tak coś czułem że cię kojarzę, Kama. - Powiedział już niespecjalnie trzeźwy do dziewczyny. - Tylko czemu się ukrywałaś przede mną?
Właścicielka
- Ten... mam alergię na pyłki. - rzuciła, odwracając wzrok. - No i szpieguję i w ogóle jestem tu incognito. Nie to co Caer, ta to ma tylko chcicę. - odrzekła, wymijając cios elfki.
- I co, nie ufałaś mi? Nawet nie wiedziałbym komu cię wydać ty Bondzico jedna. - Powiedział całkowicie rozluźniony po alkoholu.
Właścicielka
- Zazdrość. - odrzekła krótko i znów zaczęła pić. - Co się przejmujemy problemami, na dodatek nie swoimi?
- Ty to głupia jesteś, plotek nie słuchasz? Lawrence woli elfki~ - odparowała Caer.
- O nie, nie. - Zaprotestował. - Ja kocham wszystkie kobiety w tym samym stopniu. Nie ważne czy to elf, wampir, człowiek czy inna nie znana mi jeszcze rasa z Krainy.
Właścicielka
- No, to ja rozumiem... - Kama pocałowała nagle Lawrenca. Jej usta mimo alkoholu zdawały się tak słodkie. Caer złapała go za rękę i pociągnęła ich oboje w stronę wyjścia.
- W moim mieszkaniu będzie na pewno przytulniej...
- W to nie wątpie... - Ruszył za nią, choć dzięki mocy alkoholu to nie on miał zaszczyt kierować własnym ciałem.
Właścicielka
Szybko całą trójką dotarli do mieszkanka. Na ścianie wisiało kilka zdjęć, ale żadne z nich nie zwróciło na nie uwagi. Trzask drzwi nikogo nie otrzeźwił.
//Patataj?
- Więc drogie panie... - Pocałował obie w usta.
// Dobranoc :3
Właścicielka
Po wszystkim, gdy całą trójką spali, w swym śnie Lawrence był w sporym pomieszczeniu. Rozpoznał w nim hol biblioteki Rafaela. Przed lustrem stała Shani, w pięknej sukience, którą raz po raz poprawiała jej Zella. Lawrence w sumie nie czuł zmęczenia, które zwykle wtedy doświadczał. Tymczasem przez okno wleciał nietoperz i zmienił się w Kamę.
- Skończyłam misję. - rzuciła do Zelli. - Odpuść go sobie. - głos Kamy był trochę zachwiany, może od alkoholu.
Czuł że to sen, więc po po prostu stanął z boku i zaczął dokładnie analizować historię.
Właścicielka
- A co to znaczy? Niby czemu mam go odpuścić?
- Proste. To nie jest typ dla ciebie, przespał się z dwoma laskami naraz.
Shani spojrzała na Kamę.
- A o kim mowa i czemu latasz po dworze po pijanemu?
- O Lawrenca. Śledztwo zakończone, a twój pierwszy adorator wciąż jest wolny. Daj sobie spokój z Jokerem.
- No niech będzie. - wzruszyła ramionami Zella. - Jak chcesz to się z nim prześpij, jestem zajęta.
Czyli śledziła mnie na zlecenie Zelli tak? Prychnął, ale po części nawet rozumiał zachowanie dziewczyny.
Właścicielka
- A wyglądasz Kama, jakbyś już to zrobiła. - mruknął Rafael. - Dosłownie tak, jak wyglądałaś. Więc?
- Ja i Caer. Było fajnie. - parsknęła Kama.
- Caer? To wszystko tłumaczy... wracaj do niego, nawet nie chcę słuchać.
Pokręcił głową. Zastanawiał się czy dowie się jeszcze czegoś ciekawego z rozmowy dziewczyn.
Właścicielka
- Ona to rozumiem, ale ty? - rzuciła Shani. - Co jest z wami nie tak? Jeden facet z całą ekipą musi się przespać? Z siostrami? Fora ze dwora, zboczeńce.
Niestety sen się rozmył. Lawrence obudził się objęty przez dziewczyny, które sobie rozmawiały.
Siostrami? Pomyślał. Póki co jeszcze nie wstawał, zainteresowany dyskusją dziewczyn.
Właścicielka
- Czemu masz siniaka na ręce?
- Przeleciałam się do Farii i uderzyłam ramieniem i drzewo. Spotkałam twoją siostrzyczkę, Zellę.
- A co ona tam robiła?
- Latała za Lawrencem, ot co. Uwierzysz, że ta cnotka się z nim też przespała?
- Nieee, w życiu!
- A jednak. - Powiedział powoli otwierając oczy z lekkim uśmiechem. - Podobno bardzo jej się podobało i to za każdym razem.
Właścicielka
- No pierdziele. Myślałam że z jej nastawieniem i tym że jej pierwszy ukochany był nieśmiałym prawiczkiem to na nigdy nie zacznie... Działasz seksowne cuda, Lawrence~
- Schlebiasz mi. - Usmiechnął się do niej szeroko. - Gdybym wiedział co mnie tu spotka, już dawno ukradłbym ten obraz.
Właścicielka
- Nie ty pierwszy to mówisz, a znając życie mówisz to któryś raz. - zaśmiała się Kama. - Fajnie było?
- Żartujesz? Było cudownie. - Pocałował obie dziewczyny.
Właścicielka
- Uwielbiam tak pytać ~ - zaśmiała się Kama.
- Tylko nie zaczynaj pytań w stylu która z nas była lepsza, bo to nie ma sensu. Idziemy ogarnąć jakieś śniadanie, czy jeszcze musisz odpocząć, Lawrence? ~ - zapytała lekko prowokacyjnie Caer.
- Z wielką chęcią coś bym przekąsił. - Powiedział uśmiechnięty.
- Odpocznę sobie po powrocie. -
Właścicielka
Dziewczyny ze śmiechem zaczęły rzucać do siebie swoje ubrania, nie szczędząc Lawrencowi widoków.
Rozkoszował się widokiem przez jakiś czas, a potem sam zaczął ubierać swoje ciuchy.
Właścicielka
Kama zaczęła przyglądać się zdjęciom wiszącym na ścianie. Było i trochę i większość przedstawiała ją, Caer, Shani, Zellę i blondwłosą dziewczynę, której akurat Lawrence nie kojarzył.
- Chodźmy, na co macie dziś ochotę?
- Na coś dobrego! - Powiedział wesoło i jednocześnie wymijająco.
Właścicielka
- Seks jest dobry. Poranny, południowy, popołudniowy wieczorny i północny~ Żadnym nie pogardzę.
- Kama, a jeść nie chcesz? Albo krwi się napić. Nie samym seksem żyje... kobieta. - rzuciła Caer i wyszła z mieszkania. - Nie wiem jak wy, ale nawet gdybym miała kuchnię, to i tak.bym poszła dziś do karczmy.
- Tak, to dobry pomysł. W końcu nie można pieprzyć się bez przerwy. Za to można pójść do piekła i to piekła Dantego. - Odpowiedział żartobliwie.
Właścicielka
- Raz wystawiali to w Farii, fajne było, ale pamięci o tym raczej nie zjem. - rzuciła Kama i też poszła w stronę karczmy.
Udał się w ślad za dziewczynami, mając nadzieje na coś do żarcia.
Właścicielka
W karczmie właśnie rozstawiono stół z mnóstwem kanapek. Kama od razu wzięła ich garść i zajęła się konsumpcją, w przeciwieństwie do Caer, która wzięła się za swoje kilka po wzięciu talerzyka i zajęciu przyzwoitego miejsca. Zawartość kanapek była różnorodna, od samych mięsnych przez mieszane po lichych wegetariańskich.
Chryste, znowu kanapki.
Pomyślał po czym chwycił większą kanapkę z mięsiwem i udał się do stolika przy którym rozsiadły się dziewczyny.
Właścicielka
Jak i wcześniej, tak i teraz dziewczyny zachowywały się kompletnie różnie - Caer jadła jak jakaś hrabina, skubiąc prawie suchy chleb, a Kama z nogami na stole zajadała kanaplę która na myśl przywodziła te piętrowe kanapki, jakie zawsze jedli bohaterzy kreskówek.
- Tylko nie rozpowiadaj tego mojego pełnego imienia, okej? - mruknęła Kama.
- Niby czemu? Nie lubią cię tutaj? - Zapytał jedząc powoli swoją kanapkę.
Właścicielka
- Nie chcę być znów kojarzona z moją rodziną, a jeśli wampirzyca ma długie i rzadkie imię, to znaczy, że jest z ważniejszej rodziny. Lubię być taka jaka jestem teraz, nie jaka musiałam być w dzieciństwie.
- A co ci rodzina zrobiła? Zmuszali cię do bycia smutną panną z wielkiego domu?